Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

Napęd La Diva

No no no, nie częsty widok - rasowa dzielonka rodem z Piemontu. La Diva. I La Scala.

No, no, no, nieczęsty widok – rasowy podział rodem z Piemontu. La Diva i La Scala.

   Sekcja napędu zwie się La Diva, bo to ona wiruje na scenie, a wiruje kręcącą się płytą. Skoro zaś obiecane na wstępie było, że użyte zostanie wszystko co najlepsze, to nie mogło stać się inaczej, niż żeby te płyty obracał napęd Philips CD2-Pro, powszechnie uważany za właśnie do tego najlepszy.  Ma on wprawdzie mocną konkurencję ze strony napędów TEAC i Accuphase, a w dodatku sam nie jest już przez Philipsa wytwarzany, ale Aqua Acoustic zgromadziło spore zapasy na użytek nowej produkcji oraz ewentualnych  napraw (szacowane na kilka lat), a przy tym te konkurencyjne zamienniki nie są do kupienia, ponieważ stworzono je wyłącznie na użytek firm macierzystych. Wobec tych zgromadzonych zapasów nie musimy się kłopotać o los tych napędów w La Diva, musimy natomiast dokładnie przyjrzeć się całości. Dorzucę tylko nim to nastąpi, że firma właśnie kończy prace nad własnym napędem, a zadebiutuje on w nowym odtwarzaczu, jeszcze bardziej referencyjnym od teraz opisywanego, który jednak go nie zastąpi, tylko będzie stanowił nowy czubek oferty. Ale to jeszcze raczej nie jutro nastąpi.

Od zewnątrz ma La Diva po włosku, a więc w sposób wyszukany i niepowszedni, wykrojony z grubego aluminium panel przedni o łukowatych i ozdobnie podcinanych kształtach, przy czym od razu zaznaczę, że rzucająca się na fotografiach w oczy nieco inna karnacja tych paneli u sekcji napędu i przetwornika, wynika ze zmiany podwykonawcy a nie jakiegoś zużycia czy braku dopasowania. Nowsze panele będą jaśniejsze, albo do wyboru czarne, a na obecnym w teście przetworniku jest jeszcze wersja starsza, ciemniejsza, choć sam przetwornik wcale stary nie był, tylko sprzed paru zaledwie miesięcy. Wykonany nawet w najnowszej wersji MkII, ale o tym za chwilę.

Także sekcja napadu pochodziła już z czasów po modyfikacji, czego przejawem nie tylko jaśniejszy panel, ale także wyświetlacz w kolorze bursztynowym a nie zielonym, mający nieco większe znaki. Rzucane na czarne tło prezentują się ładnie i są bardzo czytelne, a zaraz obok lokującego się jak zawsze po lewej włącznika głównego znajduje się osobna dźwigienka do tego panelu wygaszenia, po której użyciu będzie tylko przez sekundę wyświetlał nową wiadomość (na przykład tytuł nowo zaaplikowanej płyty), a poza tym pozostanie czarny, co pozwoli bardziej skupić się na muzyce.

Włoska elektronika nie zawodzi wizualnie - jest smakowicie, acz bez zbędnych wodotrysków. Po prostu piękne!

Włoska elektronika nie zawodzi wizualnie – jest smakowicie, acz bez zbędnych wodotrysków. Po prostu piękne!

Dość twardo – powiedziałbym, profesjonalnie – chodzące dźwigienki funkcyjne są dla Aqua Acoustic charakterystyczne, a zaczerpnięto je najpewniej rzeczywiście od profesjonalnych paneli obsługowych. Oprócz dwóch na lewo od wyświetlacza, będących włącznikiem i ściemniaczem, po prawej znajduje się pięć tradycyjnych funkcyjnych, dublujących obsługę z pilota, który także jest nowy i cały z metalu.

Od wierzchu po prawej znajduje się ręcznie przesuwana i ze średnią siłą oporu chodząca osłona napędu, którego tradycyjnym uzupełnieniem jest niewielki krążek dociskowy. Załadowanie płyty następuje szybko i bezproblemowo, a odczyt startowy trwa dwie sekundy.

Oprócz grubego płata aluminium na froncie resztę korpusu stanowi profil z aluminiowej blachy, a ciekawostką jest fakt, że powleczono go specjalnym lakierem proszkowym, używanym w lotnictwie do tłumienia wibracji. Powłoka ta ma szorstką fakturę i trzeba uważać by jej nie uszkodzić, a prezentuje się efektownie i skrywa swą niecodzienną funkcję.

Od tyłu, poza oczywistym gniazdem zasilania z włącznikiem głównym, znajduje się aż sześć wyjść cyfrowych: I2S, Word Clock, AT&T, S/PDIF (w dwóch typach) oraz AES/EBU. Producent zaleca jednak tylko jedno, dostarczając od razu do niego kabel, a chodzi o najszybsze i najbardziej bezstratne I2S, które zaleca dla swojego napędu także Ayon.

Całość stoi dość nietypowo, bo na czterech elastycznych stożkach z gumowatego tworzywa, dających wyraźnie odczuwalne resorowanie. A że postawiłem obie sekcje na sobie, a wspólnie na platformie Rogoz Audio i jeszcze stoliku Power Base, to odcięcie od wibracji miały perfekcyjne.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

  1. Piotr Ryka pisze:

    Parę tytułów płyt:

    Stan Getz – Bossanova Yeats, Vangelis – Themes, El Greco, Antarctica, Usher –Sampler, Piwnica pod Baranami, Cortot – Chopin, Pepe Romero – Flamenco, Greenday – American Idiot, Dire Straits – Brothers in Arms (SACD), Led Zeppelin II, Beethoven – The Symfonies (von Karajan), Harmonia Universelle II, Miles Davies – Aura, Cat Stevens – Teaser and the Firecat, Jan Garbarek – Mnemosyne, Montserrat Caballe – Bellini & Donizetti, Mozart – Violin Concertos (David Oistrakh), Czarodziejski flet (Gardiner), Metalica – Black Bułat Okudżawa – Najlepsze przeboje….

    I wiele, wiele innych.

  2. Maciej pisze:

    O fajnie, posłucham te 2/3 których nie znam z tej listy.

  3. Maciej pisze:

    może bardziej nawet 3/5…

  4. Stefan pisze:

    Ciekawe zestawienie Piotrze, nie znałem Milesa z tej strony, bardzo ciekawy album bardzo mocno zróżnicowany, taki kolorowy 🙂
    Od dziś jest w mojej kolekcji.

  5. manio pisze:

    a gdzie się podziała DIANA KRALL , sie zapytywowuje !!!!

    toż wszem i wobec wiadomo że na tym najlepi wychodzo ałdiosystemy wszelakie …

    a tu jakiesik cepelingi, grin deje i traszometaliczni … toż na tym sie 50% systemów wykłado na zabój … szkliwo schodzi z uzymbienio i ałdiofile same w kaftany bezpieczeństwa wskakujo !!!
    .
    …a tak naprawdę – powyższy zestaw świadczy o tym że recenzent wie o co chodzi…
    gitarka solo , no dobra, nawet z towarzyszeniem fletu – też niech będzie … tylko jak ocenić na tej podstawie bas, szybkość ataku, rozdzielczość nagranych fafnastu instrumentów…
    .
    ja oprócz oczywistych oczywistośći wymienionych przez recenzenta, zachęcam zawsze do pójścia w extremalnie trudne rejony a więc : syntetyczny bas w super szybkich pulsacjach [np. gęste! techno w wielu odmianach] czy też wściekły i szaleńczy obszar metalu [np. death melodic/symphonic itp. – Metallica przy tym to dość romantyczne nuty są ;)].
    .
    wiem że fachowcy powtarzają mantrę typu Diana Krall – ale dla mnie [mimo że ją lubię i płyty jakieś posiadam] – to extrema błystawicznie pokażą bazowe , podstawowe możliwości systemu :
    – czy dół jest szybki, rozdzielczy, zwarty, punktowy czy odwrotnie
    – czy system jest czuły na impulsy [nie bezwładny]
    – czy gęste płyty [a jest ich obecnie chyba większość – bo w cyfrowym studio można ścieżek dokładać aż do znudzenia] są odczytywane tak że można poszczególne partie instrumentów śledzić pojedynczo czy też trzeba je wyławiać z kakofoni dźwięków …
    większość systemów się na tym wykłada – jak ktoś słucha tria jazzowego lub kameralistyki – nie zauważy nawet tych niedociągnięć – ale jak słucha rzeczy szybkich i gęstych – bez bazowych umiejętności systemu – szybko mu ochota na słuchanie przejdzie albo płytotekę zmieni …

    1. Maciej pisze:

      No i tu przychodzi mi na myśl kolejna sprawa: systemy uniwersalne. Wiele osób mówi: Panie, to do jazzu idealne, tu to wybitne wokale, a ten zestaw super metal zagra, no ale na tym to pan nie pogra elektroniki, itd… A ja ciągle, może naiwnie, dążę do tego by mój tor wszystko potrafił zagrać świetnie. I wiecie co? Może błądzę, ale wcale nie uważam, że duże triody i szerokopasmowce wzbogacone 15″ basem w bi-ampingu nie graję dobrze metalu. Ostatnio był u mnie przyjaciel i jak poszły w ruch takie gatunki był mocno zaskoczony.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Każdy dobry system musi umieć zagrać wszystko. Inaczej nie jest dobry. Tu nie ma żadnego podziału na role. Musi grać całym pasmem i z odpowiednią przestrzenią A wtedy sprawdzi się w każdym repertuarze.

  6. gość44 pisze:

    Zdjęcia lepsze niż zazwyczaj. Jeszcze trochę … 🙂

    1. Maciej pisze:

      Ja bardzo lubię zdjęcia do recenzji na HiFiPhilosphy, bo są naturalisyczne. Trochę czasem tylko brakuje 'sesji rozbieranych’. Ale to pewnie nie każdy dystrybutor umożliwia…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Sprzęt jest często zapieczętowany i nie da się go ruszyć, bo potem bez plomb nie ma naprawy gwarancyjnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy