Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

Nieznośna ciężkość bytu

    Przechodząc z rewiru ściśle technicznego na obszar bardziej filozoficzny, zahaczmy teraz o kwestie ogólniejsze odnośnie widomej a przeraźliwej złożoności świata, powodującej jego nieoswajalność i niepojętość. Te bowiem zagadnienia i towarzyszące im dylematy w równym stopniu dotyczą całościowego samopoczucia psychik tej sytuacji świadomych, co i konkretnych prób dogłębnego zrozumienia poszczególnych faktów – zarówno tych z naukowej perspektywy widzianych, co zdarzeń indywidualnych, zrządzeń losu – i tak dalej.

    Na wstępie zauważę, iż jedną z największych zagadek teorii poznania i opisu naukowego jest fakt wykładniczego przyrostu pytań pozostających bez odpowiedzi.  

   Propagatorzy współczesnych metod badawczych, z oświeceniowymi entuzjastami i francuskimi encyklopedystami na czele, zakładali, że postęp wiedzy będzie z czasem zmierzał ku finalizacji – rozwiązania naukowych problemów zaczną się kiedyś, prędzej czy później, zazębiać, by stworzyć spójną całość znającą wszystkie odpowiedzi, co wydaje się najzupełniej logiczne.

   – Po to przecież stworzono i wciąż rozwija się naukę, by te odpowiedzi dawała i w miejsce tłumaczeń doraźnych, zwyczajowych bądź religijnych stworzyła Wytłumaczenie Ostateczne w otoczce poszczególnych rozwiązań. Tymczasem w praktyce badawczej wraz z każdą procedurą eksperymentalną w powiązaniu z jej teoretycznym zapleczem[6] zjawia się multum nowych zagadek, które narastając w szalonym tempie najmniejszych widoków nie stwarzają na zawężanie sprawy.

    – Wielka Zagadka Postaci Świata nieustająco się rozrasta, sen o Teorii Ostatecznej nie chce przeistoczyć się w jawę. Zerknijmy na dwa przykłady powiązane z naszym tematem.

Czym jest elektron?

    W przypadku tego artykułu pytanie to ma wymiar strukturalnie kluczowy, prąd bowiem utożsamia się ze zjawiskiem przemieszczania się elektronów. Ze szkoły podstawowej, ze średniej, nawet ze studiów wyższych innych niż fizyka teoretyczna, wychodzą adepci przekonani, że elektrony to maleńkie kuleczki krążące niczym planetki po kołowych orbitach wokół atomowych jąder złożonych z większych kulek.[7] Co bardziej zaawansowani poznawczo wiedzą również (jako że często przypomina o tym w formie sensacji prasa), że atomy „są tak naprawdę puste”, ponieważ kiedy ekstrapolować jądro atomowe do rozmiarów śliwki, elektrony okażą się być wielkości dużo poniżej łebków od szpilek krążących po orbitach wielkich jak obwód katedralnej kopuły. Najbardziej zaawansowani wiedzą też, że krążenie to odbywa się z szybkością stanowiącą znaczący ułamek prędkości światła.

– I to by było na tyle, jak zwykł mawiać profesor Jan Tadeusz Stanisławski.

    O samym prądzie czytamy zaś w krynicy wszelkiej dzisiejszej mądrości – Wikipedii – następujące słowa:

Prąd elektryczny to strumień naładowanych cząstek, takich jak elektrony lub jony, poruszający się w przewodniku elektrycznym lub przestrzeni. Jego miarą jest szybkość netto przepływu ładunku elektrycznego przez powierzchnię lub do objętości kontrolnej.  Poruszające się cząstki nazywane są nośnikami ładunku i mogą należeć do jednego z kilku rodzajów, w zależności od przewodnika. W obwodach elektrycznych nośnikami ładunku są elektrony poruszające się w przewodzie. W półprzewodnikach mogą to być elektrony lub dziury.[8] W elektrolicie nośnikami ładunku są jony, natomiast w plazmie[9] (zjonizowanym gazie), są to jony i elektrony.

    W taj samej Wikipedii napisano o elektronach:

Elektron jest cząstką subatomową o ujemnym elementarnym ładunku elektrycznym należącą do pierwszej generacji rodziny cząstek leptonowych. Ogólnie uważa się elektrony za cząstki elementarne, ponieważ nie mają znanych składników ani struktury.[10] Masa elektronu wynosi około 1/1836 masy protonu. Mechaniczne właściwości kwantowe elektronu obejmują wewnętrzny moment pędu (spin) o wartości półcałkowitej wyrażonej w jednostkach zredukowanej stałej Plancka ħ. Będąc fermionami, żadne dwa elektrony nie mogą zajmować tego samego stanu kwantowego, zgodnie z zasadą wykluczenia Pauliego. Podobnie jak wszystkie cząstki elementarne, elektrony wykazują właściwości zarówno cząstek, jak fal: mogą zderzać się z innymi cząstkami i mogą ulegać dyfrakcji jak światło. Właściwości falowe elektronów są łatwiejsze do zaobserwowania w eksperymentach niż właściwości innych cząstek, takich jak neutrony i protony, ponieważ elektrony mają mniejszą masę, a tym samym większą długość fali de Broglie’a dla danej energii.

    Teksty powyższe w zawikłany, nieoczywisty sposób mówią między innymi to, że tak naprawdę nie wiemy ani czym jest prąd elektryczny, ani odpowiedzialny zań elektron. Tzn. pewne cechy tych zjawisk (złożonego zjawiska prądu i złożonego zjawiska elektronu) zostały ustalone i okazały się nadzwyczaj osobliwe z punktu widzenia zdrowego rozsądku oraz codziennych obserwacji, lecz nie wiadomo, co tak naprawdę za nimi sto i z czego to coś wynika. (Czy, przykładowo, masa elektronu i jego sposób oddziaływania to cechy przypadkowe, czy wynik jakiejś wyższej konieczności, albo chociaż następstwo ustanawiającej nas w roli obserwatorów Zasady Antropicznej?) Pośród tych ustalonych własności trafiamy na liczne takie, których zrozumienie wydaje się zupełnie niemożliwe, na przykład to, w jaki sposób elektron może być jednocześnie cząstką i falą.

   Skupmy się jeszcze bardziej na elektronie, ponieważ to on tworzy prąd, a nie odwrotnie. (Przynajmniej tak się potocznie uważa.) I zacznijmy od tego, że powyższe wikipedyczne definicje są dalece nieprecyzyjne. Doprecyzowując je trzeba wystartować od faktu, że elektrony (podobnie jak wszystkie pozostałe cząstki elementarne) nie posiadają własności zwanej potocznie wyglądem. Wygląd (inaczej powierzchowność) pozostaje wyłączną cechą obiektów złożonych z gigantycznych konglomeratów cząstek elementarnych, od których odbijane gigantyczne ilości kwantów światła (pozbawionych masy spoczynkowej fotonów) mogą być rejestrowane przez gigantyczne ilości cząstek elementarnych tworzących struktury naszych oczu, by kanałami informacji elektrycznej tworzonymi przez gigantycznie struktury tkanek nerwowych tworzących nerw wzrokowy trafić na obszar jeszcze gigantyczniejszej ilościowo i złożonościowo kory wzrokowej naszych mózgów (zbudowanej z bilionów cząstek elementarnych i ich zaprogramowanych oddziaływań), gdzie w sposób całkowicie niezrozumiały[11] od strony zachodzących procesów i racjonalnej ich interpretacji następuje zjawisko świadomego widzenia.    

   Nie istnieje więc i NIGDY nie ziści się (ponieważ jest fundamentalnie niemożliwy) wygląd cząstek elementarnych. Inaczej mówiąc: brak takiego wyglądu to nie jakiś stan przejściowy, który z czasem, w następstwie rozwoju naukowego instrumentarium, zostanie zastąpiony widzeniem tychże cząstek dzięki lepszym technikom badawczym. Cząstki nie posiadają cechy zwanej wyglądem, toteż żadna przyszłościowa aparatura, choćby nie wiedzieć jak zaawansowana, tego wyglądu im nie przyda; jego nie ma – można go tylko zmyślać. A zmyśla się go bardzo naiwnie, pod postacią w przypadku elektronów wspomnianych kuleczek na orbitach albo swobodnych kulek przemieszczających się w rurowym przewodniku, podczas kiedy w ogóle nie ma czegoś takiego jak kuleczkowy elektron na atomowej orbicie albo w rurze. (Znany z wybuchowego temperamentu twórca mechaniki kwantowej, noblista Werner Heisenberg, dostawał ataków szału i miotał najbrzydsze wyrazy słysząc o elektronach krążących po orbitach.)

    Jeśli już wyobrażać sobie atomową orbitę, trzeba takie wyobrażenie konstruować pod postacią quasi kołowej strefy PRAWDOPODOBIEŃSTWA pojawienia się w niej skupionej punktowo energii, mogącej w tej postaci manifestować się jedynie w następstwie oddziaływań z innymi tego typu tworami. Pod wpływem absorbcji lub emisji energii (pod postacią jej nośnika, fotonu) elektron, o którym zostało wcześniej powiedziane, że nie posiada struktury, a mimo to okazuje się móc coś wydalać i coś absorbować (właśnie porcje energii), może zmieniać orbity na większe albo mniejsze w bardzo precyzyjnych zakresach, definiowanych przez fakt, że ma ten elektron alternatywną i równoprawną postać falowania, toteż muszą być jego orbity sumami długości fal. (Wykazującymi osobliwe powinowactwo do liczb pierwszych.) Pozostając na danej orbicie nie traci przy tym elektron żadnej energii poprzez sam fakt falowania – niezakłócany falować może w nieskończoność, gdyż jego ruch falowy jest nim samym; nie zamienia się w żadną inną formę energii poza tą emisją fotonu o ściśle określonej regule – nie może rozpraszająco rozmieniać się na żadne energetyczne drobne. Zachowuje się w takim razie inaczej niż falujące ciecze w ziemskich warunkach, których cząsteczki trąc o siebie i otoczenie zamieniają stopniowo ruch falowy w ciepło, fale takie zwolna się wygaszają. (Istnieje jednak makroskopowy odpowiednik fali niegasnącej – tzw. fala solitonowa.)

   Napisałem, że elektron nie posiada struktury, gdyż tak sądzi nauka. Jednak w osobliwych warunkach niskoenergetycznej materii skondensowanej, także w opisie teoretycznym, przyznaje ona, że można traktować elektron jako złożenie trzech oddzielnych czynników: spinonu, orbitonu i holonu, odpowiadających osobno za spin, ruch orbitalny (poziom orbity) i ładunek[12]. (Wszystko jasne?)  

    O naszych elektronach wiemy już zatem, że nie mają wyglądu, mają za to dwoistą (cząstka-fala), a nawet troistą (spinon-orbiton-holon) naturę – są bowiem, w zależności od sytuacji, skupionymi cząsteczkami albo rozpostartymi falami niosącymi masę i własność ładunku, a na dodatek są te ich fale falowaniem prawdopodobieństwa, a nie jakiejś możliwej do nalania w talerz cieczy. Falująca ciecz prawdopodobieństwa elektronu może luźno falować albo przybierać skupioną postać cząstki, a prawdopodobieństwo takiego przejścia pozwala się obliczać, z tym, że do jego obliczenia potrzebowali będziemy czynnika i, który jest tzw. wielkością urojoną, tzn. i² = -1. Nasza potoczna intuicja poznawcza otrzymuje więc od rzeczywistości fizycznej kolejnego kopniaka; do jej dogłębnego zrozumienia okazuje się nie być stworzona, dobrze nadając się jedynie do podstawowych zagadnień z dziedziny podtrzymywania własnej egzystencji w znanym sobie, ale jedynie przyzwyczajeniowo i powierzchownie, środowisku życiowym.

    A to wciąż jeszcze nie wszystkie kopniaki odnośnie elektronów, kolejnym osobliwość nazywana przez fizyków cząstkami wirtualnymi. Ano tak – okazuje się, że kłamałem pisząc, iż nie niepokojony elektron w nieskończoność pozostaje sobą. A gdzie tam! Z eksperymentów pośrednich i obliczeń teoretycznych wynika wprawdzie, że statystyczny czas życia pojedynczego elektronu powinien być nie krótszy niż 6,6 × 10²⁸ lat (potwornie wiele razy więcej niż aktualny wiek Wszechświata), ale zgodnie z formalizmem mechaniki kwantowej w ujęciu Feynmana (dziś obowiązującym) opis w Wikipedii ogłasza:

Fizyczny elektron to tak naprawdę wirtualny elektron emitujący wirtualne fotony, które rozpadają się na wirtualne pary elektron-pozyton, które z kolei oddziałują za pomocą wirtualnych fotonów i tak w nieskończoność. Fizyczny elektron to zatem nieustannie dziejący się proces wymiany pomiędzy wirtualnymi elektronami, pozytonami, fotonami i być może innymi cząstkami. „Realność” elektronu to w takim razie pojęcie statystyczne. Nie można powiedzieć, która cząstka z tego zbioru jest naprawdę realna, wiadomo tylko, że suma ładunków wszystkich tych cząstek daje w wyniku ładunek elektronu (czyli mówiąc w uproszczeniu: musi być jeden więcej elektron wirtualny niż jest wirtualnych pozytonów) oraz suma mas wszystkich cząstek daje w wyniku masę elektronu.

  Istne śliczności, nieprawdaż? Jeśli dodamy do tego, że cząstki wirtualne mogą właściwie wszystko – mogą posiadać dowolną masę spoczynkową albo tej masy w ogóle nie mieć; mogą też przypisywać sobie dowolne masy ujemne (tak bardzo ujemniaste, jak im się żywnie spodoba); mogą również posiadać dowolne spiny (wewnętrzne symetrie obrotu, ale bardziej skomplikowane niż ruch wokół własnej osi), mogą nawet spośród tych spinów przywłaszczać sobie te uważane za istniejącym cząstkom zabronione; i w ogóle wszelkie dziwactwa wyprawiać, nie trzymając się żadnych reguł, ponieważ cząstki wirtualne tak zasadniczo, to nie istnieją. (Nie pojawiają się bezpośrednio w żadnych, ale to żadnych obserwacjach.) Tyle, że mechanizm fizyki kwantowej obyć się bez nich nie może, bo przykładowo nie może bez nich wyjaśnić zjawiska energii próżni[13], a pozbawieni tego mechanizmu wyjaśniającego nie wiemy kompletnie nic! – Możemy, porzuciwszy go, wzruszyć jedynie ramionami i pójść na spacer albo spać.

   Myślicie, że to już wszystkie kopniaki? O, bynajmniej! Nie jest na przykład wiadome, jaki jest rozmiar elektronu w tych momentach, kiedy mu się zachciewa być cząsteczką – istnieją poważne argumenty za tym, że jego promień jest wówczas zerowy, ale przy takim założeniu sypią się obliczenia. Eksperymenty pośrednie sugerują, że promień ten nie może być większy niż 10ˉ²² metra, ale jaki naprawdę jest i czy ma jakikolwiek rozmiar, to dokumentnie nie jest wiadome.  (Pytaniem pozostaje, czy pojęcie rozmiaru nie jest czasem analogiczne do zjawiska wyglądu, tzn. czy nie istnieje dla niego poziom graniczny, poniżej którego wraz z niemożnością zastosowania procedury ustanawiającej traci ono sens, fundamentalnie nie pozwalając się już mierzyć. Tak samo bowiem jak wygląd, którego rozmiar jest przecież najważniejszym parametrem, musi być ów rozmiar rezultatem przyłożenia do niego czynnika skalującego, a kiedy takowego nie ma, bo nic już nie jest dość małe, traci swą opisową rolę.)

   Rozmiar zerowy albo niepoznawalnie (infinitezymalnie) mały to i tak jednak drobnostka w porównaniu do tego, że kiedy elektronowi zachciewa się być falą, może być w wielu miejscach naraz. A gdy zechcemy mu wtedy zrobić psikusa – przygwoździć go oddziaływaniem jako cząstkę, może cofnąć się w czasie i dopiero pokazać, jak bardzo można nie trzymać się wyznawanych przez obiegowe myślenie reguł; owych jakże słusznych przekonań ludzi niezłomnie wierzących, że do fizycznego obrazu świata w każdym wypadku będzie pasował ich zawsze dobrze się sprawdzający zdrowy rozsądek! (Fakt kwantowego cofania czasu to też świeżej daty ustalenie.)

[6] Inny niż powiązanie eksperymentu z teorią postęp naukowy jest niemożliwy – teoria musi być założona i selekcjonować eksperymenty, ponieważ rzeczywistość jest zbyt skomplikowana względem naszych jaźni, by można było próbować ją zrozumieć całościowo ad hoc.

[7] Planety krążą po elipsach, ale to pomijalny szczegół, o którym zwykle się nie wie lub o nim zapomina, chociaż to z tego właśnie powodu, a nie obaw przed kościelną cenzurą, Kopernik wstrzymywał druk swojej pracy „O obrotach”, gdzie ruch planet postulowany był pod postacią orbit kołowych, co nie zgadzało się z obserwacjami.

[8] Dziury po elektronach – swoista „dziura nośna”.

[9] Materii tak gorącej, że wszystkie elektrony wyrwały się z atomów

[10] Składniki protonów i neutronów – kwarki – mają odpowiednio: kwark górny masę 4 razy większą od elektronu, dolny 10 razy, powabny 1500 razy, dziwny 190 razy, prawdziwy (szczytowy) 340 tysięcy razy, a piękny (inaczej denny) 8 tysięcy razy. (Proton jest zbudowany z trzech kwarków – dwóch górnych i jednego dolnego.)

[11] Niezrozumiały dla samego tego mózgu, który działania własnej struktury ani nie czuje, ani nie pojmuje, świadomie lub półświadomie doznając jedynie efektów końcowych i związanych z nimi refleksji; na przykład tego, o czym właśnie piszę – stanu niezrozumienia i z tym powiązanej frustracji.

[12] Niedawno zaobserwowane zjawisko quasi-rozpadu elektronów, zachodzące w niskoenergetycznym gazie elektronowym.

[13] Szacunkowo, na podstawie obserwacji tempa rozszerzania Wszechświata, wynosi ona 6 x 10⁻³⁰ g/cm³ (z einsteinowskiego wzoru równoważności energii i masy: E = mc²).

[14] Wszystko to razem sprowadza się do stwierdzenia, że głębokie filary bytowe są co do natury czymś kompletnie różnym od tego, z czym mamy do czynienia w naszych zmysłowych postrzeżeniach.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

32 komentarzy w “Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

  1. Fon pisze:

    Ciekawy to wykład się zrobił,zapytam więc ,które to kable spełniają powyższe wymagania 🙂
    Zdaje się jakiś topowy Technics z lat 80 miał połączenie transportu z dacem optyczne…A kosztował fortunę,zastanawiające.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Daleko mi do możliwości powiedzenia o sobie, że znana mi jest odnośnie potencjału jakościowego paleta dostępnych kabli cyfrowych, znam mały jej wycinek.

  2. slawsim pisze:

    Z całym szacunkiem dla bardzo ciekawego materiału Panie Piotrze, nie daje mi spokoju ten fragment „0,0006 cm. (Sześć tysięcznych milimetra.)”. Pierwsza cyfra po przecinku reprezentuje liczbę dziesiątych, druga setne. Kolejne cyfry tysięczne, dziesięciotysięczne itd. Czy jest błąd w tekście czy ja coś pomyliłem? Ponadto czy będą to diesięciotysięczne milimetra czy napisanego za nimi centymetra? Zgłupiałem po covidzie, czy mam rację? 🙂 Pozdrawiam i absolutnie sie nie czepiam 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To nie moja część tekstu, muszę sprawdzić.

    2. Sławek pisze:

      No to włącz sobie kalkulator. 0,0006 cm * 10 (bo cm to 10 mm) = 0,006 mm
      Pomyliłeś.

  3. Sławek pisze:

    To nie jest recenzja. To jest arcydzieło!

  4. Sławomir S pisze:

    Super temat i świetnie zredagowany. Może tylko budowanie polemiki do wyznawców zerojedynkowej doskonałości to już zabieg odrobinę niepotrzebny. Niech Oni zostaną sobie w swoim klubie uproszczonego postrzegania świata i nie zajmujmy się tym.
    Mamy zatem interesująco nakreślony temat transmisji sygnału (tu cyfrowego) za pomocą kabla. Czy możemy liczyć na dalsze rozważania o transmisji bezprzewodowej? Gdzie tu czają się zasadzki dla jakości? I co będzie przyszłością transmisji sygnałów w priorytecie jakości?

  5. Janek pisze:

    Panie Piotrze,
    Bardzo cenię Pana recenzje, opisy sprzętów hifi. Ale tym razem rozumiem, że ten tekst jest jakimś pastiszem, prowokacją oraz intelektualną rozróbą. Trudno mi zgodzić się z tym, że zaprzęga Pan całą fizykę klasyczną i kwantową, kosmologię oraz materiałoznawstwo do udowodnienia abstrakcyjnych tez, którymi są „różnice w graniu cyfrowych interkonektów”. Moim zdaniem, to, co Pan tutaj wyprawia jest znaczącym nadużyciem, nieprawdą i skrajną naiwnością. Chciałoby się napisać – głupotą. Dawno nie czytałem tak „odważnego” tekstu, który wydaje się być pisany niestety w prawdzie, a nie w fantazji. Julius Verne powinien Panu zazdrościć 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dlaczego abstrakcyjne? Skoro je słychać, to nie abstrakcyjne.

  6. Pawcio pisze:

    Cieszę się, ze temat został zebrany w pewną całość. Będzie można link na różnych forach podawać tym co zaszufladkowali sobie wiedzę w mocno uproszczonym schemacie nie opisującym nawet wycinka rzeczywistości i bronią zaciekle schematu (bez wnikania jakie temu towarzysza motywacje).
    Świetne opracowanie !!!
    Przy okazji już dawno w przypadku transmisji cyfrowej korzystam z jedynie z transmisji LAN a i tak w moim torze audio słychać różnice między kablami LAN, choć ich wpływ na dźwięk finalny nie jest tak znaczący jak innych kabli w systemie.

  7. Fon pisze:

    No ale przydałyby się przykłady konkretnych kabli Piotrze,które to spełniają wszystkie opisane tu parametry bo w tym gąszczu propozycji trudno się połapać .

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Z przystępnych cenowo najpewniejsze są kable optyczne, jako z natury generujące najmniejsze zniekształcenia. Porównywalne z nimi elektryczne z reguły są drogie lub bardzo drogie. Ale co po najlepszym kablu jakiegoś typu, gdy dane urządzenie zostało przez twórców zoptymalizowane do innego rodzaju kabli, np. nie do koaksjalnych, a USB? Nawiasem za najlepszy do transmisji elektrycznej uważa się potrójny BNC, ale co z tego, jak żadne urządzenia poza bardzo nielicznymi wyjątkami złącz dla niego nie mają?

      1. Fon pisze:

        To z powodu tych komplikacji technicznych kabli najlepiej jest zastosowanie odtwarzacza zintegrowanego wysokiej klasy gdzie problem przewodów cyfrowych mamy z głowy:)

      2. Sławek pisze:

        Co do kabli optycznych, to miałem kiedyś transport CD Cambridge Audio CXC i podłączony zwykłym „plastikowym” optykiem grał „normalnie”, a podłączonym „szklanym” optykiem Wireworld Supernova7 grał dużo lepiej.
        Jednak dla mnie kable optyczne brzmią odrobinę szarawo, jakiś taki „kartonowy” nalot mają.
        W high endowym transporcie CD Jay’s Audio – dowolny model – brak wyjścia optycznego.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Bardzo dużo zależy od optymalizacji przetwornika do typu wejścia cyfrowego. Najczęstsze spotykane to pod USB, pod AES/EBU i pod I2S. Pamiętam jak specjalnie na użytek mojej recenzji Mytek optymalizował swojego Manhattana pod wejście optyczne. Specjalny moduł optymalizacyjny kosztował go grube pieniądze.

  8. Tomasz pisze:

    Szanowni Państwo,

    Dyskusja jest gorąca niczym upalne lato za oknem, ale niestety bezprzedmiotowa albowiem krytycy i sceptycy nie mając żadnych racjonalnych argumentów technicznych ani wiedzy stosują albo hejt (młodzian z kanału „Ton Składowy” i jego wyznawcy) albo publikują manifesty Partii Głuchych na zasadzie: „jeśli ja czegoś nie słyszę to znaczy, że tego nie ma”. Ryzykowna taktyka, ale jak się okazuje, skuteczna. Oto frakcja głuchych i hejtujących słyszenie u innych czuje się zwolniona z racjonalnej argumentacji. To słyszący muszą publikować mądre artykuły jak ten komentowany, to słyszący muszą się bronić przed atakami, to słyszący muszą udowadniać, że słyszą. Partia Głuchych stosuje prostą metodę rodem z filmu „Miś” Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. W tym miejscu muszę wspomnieć z uznaniem o twórcy kanału „Reduktor Szumu”, bo po pierwsze posiada ogromną wiedzę teoretyczną i praktyczną a po drugie jest jednym nielicznych z frakcji sceptyków, który ma odwagę przyznać, że sprzęt z którym obcuje nie pozwala mu ocenić wielu zjawisk akustycznych zachodzących w wyniku zmian kabli, bezpieczników itd. Szacun, jak mawiają młodzi.

    Z poważaniem

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Swoje zdanie na temat „Reduktora szumu” przedstawiłem tutaj: https://hifiphilosophy.com/krytyka-audiofilizmu-pod-haslem-audiovoodoo/

  9. Piotr+Ryka pisze:

    Kiedy przeglądam komentarze – zarówno jeden z tutejszych, jak i owe żałosne kwiki intelektualnej rejterady wesołej gromadki fejsbukowych antyaudiofili – coraz wyraźniej dociera do mnie, że komentującym najwyraźniej umknął podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH; i właśnie on, podobnie zresztą jak kolega po fachu, przywołuje podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili. No ale kto by tam chciał docierać z czytaniem aż do trzeciej strony, nie wspominając o ostatniej; dla antyaudiofilskich makówek to już zdecydowanie za dużo słów, podobnie jak dla cesarza Józefa II w partyturach Mozarta było za dużo nut. (Tylko żeby nie było, że porównuję siebie do Mozarta, bo już słyszę te intelektualne rozbłyski mistrzów dwuzdaniowego komentarza.)

    1. MirekM pisze:

      Niestety rzesze audiofili sądzą, iż w kablach cyfrowych przepływają zera i jedynki.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Myślę, że audiofile, zwłaszcza ci posługujący się kablami cyfrowymi, czytając ich opisy często natykają się na informację o ich faktycznej analogowości. Prędzej też wiedzą o tym, do jakiego stopnia przekaz cyfrowy jest obarczony błędami. Tego samego o antyaudiofilach bym już nie powiedział.

    2. Pe_eL pisze:

      „podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH;”

      1. Czy – jako autor tekstu – przeprowadzil pan jakakolwiek weryfikacje twierdzen pozostalych autorow?

      „podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili.”

      2. No ale wlasnie o to chodzi – ze cos moze byc rejestrowane w pomiarach dokonywanych precyzyjna aparatura i jednoczesnie nie byc slyszane przez ludzkie ucho i mozg, gdyz po prostu te roznice sa zbyt male, aby przez te organy byly rozroznialne. Po to wlasnie mamy aprature naukowa zeby nie polegac tylko na ludzkich zmyslach o ograniczonej czulosci.

      Oszustwem jedynie w calej tej duskisji jest panskie twierdzenie ze rozpoznawanie kazdej, najmniejszej niedoskonalosci transferu cyfrowego, nawet tej wielkosci 10^-12 rzedu wartosci ponizej progu rozpoznawalnosci ludzkiego mozgu sa czymkowliek wiecej niz li tylko aktem naiwnej wiary ulomnego umyslu ze strony maniakalnych i niedouczonych audiosfirow.

  10. Pe_eL pisze:

    Czy ja dobrze rozumiem, że cytowany tu pan Waszczyszyn twierdzi że uczestnicy jego testu są w stanie usłyszeć, rozróżnić i ocenić sygnały dźwiękowe o długości 20 femtosekund?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A Pan uważa, że femtosekundowe zegary to tak tylko dla jaj są oferowane, niczym słyszalnym się od mniej precyzyjnych nie różnią?

      1. Pe_eL pisze:

        Pewnie są oferowane po to, żeby je sprzedać i coś na nich zarobić.

        Ale ja nie o to pytam.

        Problem polega na tym, że – trochę to upraszczając – mózg ludzki nie działa na tyle szybko żeby femtosekundowe różnice dzwieku zarejestrować i ocenić. Po prostu prędkość przesyłania sygnałów między neuronami jest zbyt niska. W ciągu 20 fs impuls nie przedostanie się z jednego neuronu do drugiego, a to jest potrzebne żeby coś usłyszec.

        Mózg ludzki działa na poziomie mikrosekund.
        Jedna femtosekunda to 10^-12 mikrosekundy.
        12 rzędów wielkości różnicy.
        W jednej mikrosekundzie jest tyle femtosekund ile sekund w ponad 31 000 lat.

        Stąd moje pytanie.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tak, to prawda, tylko że ta zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej, tylko precyzji wewnętrznego organizowania cyfrowej próbki muzycznej. Per analogiam – to tak jak powiedzieć, że prędkość karty graficznej RTX 4090 jest za duża, bo przecież nikt nie może zobaczyć 73 teraflopów obliczeń na sekundę (dziesięć do dwunastej operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę), nikt nie może czegoś takiego ogarnąć wzrokiem. Ale te teraflopy nie są po to, żeby je same widzieć, tylko żeby organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu. Podobnie femtosekundowy zegar czuwa nad precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.

          1. Pe_eL pisze:

            „zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej”

            „organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu”

            „precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.”

            Pominawszy juz to, ze to jest jakies slowotworcze mumbo jambo, fakty sa takie, ze ludzki mozg nie jest w stanie rejestrowac czegokolwiek, zadnego cyfrowego rozmycia obrazu muzyki – ??? co to w ogole ma znaczyc – na poziomie 10^-12 nizszym niz jego zdolnosc do przesylania sygnalow elektrycznych miedzy neuronami. Sorry, ale mimo najszczerszych checi nie przeskoczymy tego.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Jeżeli nie jesteś w stanie pojąć rozróżnienia pomiędzy procesem a jego efektem, to trudno, tak już masz. W cząsteczce amoniaku atom azotu nieustanie przeskakuje od jednego do drugiego z trzech atomów wodoru i robi to z prędkością ponad miliarda razy na sekundę. A efektem jest nie jakiś szał, tylko śmierdząca ciecz, która wydaje się całkiem spokojna.

  11. R pisze:

    Forma i styl artykułów na hifiphilosophy to jest jakiś językowy koszmar. Czyta to się jak jakiś słowotok, w którym autor spisuje na bieżąco co mu ślina na język przyniesie bez sekundy zastanowienia się nad formą i stylem swojej wypowiedzi. Jakbym coś takiego pokazał polonistce w szkole podstawowej to mój zeszyt wyleciałby chwilę potem drzwiami a ja zaraz zanim z wielką pałą w dzienniczku. Polecam https://www.bryk.pl/jak-pisac/rozprawka.pokaz-cale-opracowanie i podrzucenie kilku artykułów korektorce lub znajomej polonistce. Polska jazyka trudna jazyka ale na pewnym poziomie wypadałoby jednak okazać mu jakiś szacunek.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Rozumiem, że chcesz mnie obrazić, ale proszę, nie czerp w tym celu z zagadnień, o których nie masz pojęcia.

  12. Adam M pisze:

    Komentarz żenujący, świadczący słabo o jego autorze i braku znajomości zagadnień o których pisze. Życzyłbym sobie żeby było więcej takich recenzentów umieją cych opisywać dźwięk w tak wyrafinowany sposób jak tutaj,że można go sobie (dźwięk) niemal wyobrazić.

  13. Tichy62 pisze:

    Mam kabel USB Supry. Wystarczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy