Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

Cyfra cyfrze nierówna

   Autor: Jaromir Waszczyszyn – inżynier elektronik, specjalista od transmisji cyfrowych, zarazem projektant i wykonawca aparatury audio klasy high-end.

    Zapis cyfrowy muzyki został opracowany, aby wyeliminować wady zapisu analogowego. Udało się tak, jak pewnemu biologowi, który wyhodował karpia bez ości, ale za to z pestkami. Ominięcie jednych problemów stworzyło inne. Bo tak naprawdę świat na tym poziomie wciąż pozostaje analogowy.

Początkowo dyskusje nad cyfrą w audio od strony niedomogów jakościowych wydawały się bezsensowne. System dwójkowy, w którym pracują wszystkie komputery i cyfrowe urządzenia audio, wygląda na banalnie prosty. Zbyt prosty i zbyt jednoznaczny na jakieś miejsce dla błędów.

System dwójkowy sprowadza się do dwóch stanów: jest 0 i jest 1. Analogicznie jak skręt w lewo albo w prawo, jak pusta albo pełna butelka, jak świecąca lub nie żarówka.

Ta rzecz jest faktycznie jasna i prosta, gdy dzieje się powoli. Włączamy lampkę do kontaktu, prąd płynie, żarówka się zapala. Decyzja odnośnie opisu sytuacji jest prosta i jednoznaczna – wiadomo czy jest 1, czy jest 0, i kiedy nastąpiła zmiana.

Jeżeli jednak zmiany są szybkie, to decyzja „0” czy „1” oraz określenie momentu następstwa stają się dużo trudniejsze.

Zasadnicza kwestia błędnego odczytu, czyli było „1” ale zostało odczytane jako „0” (lub na odwrót), okazuje się kluczowa przede wszystkim w transmisji na duże odległości, np. pomiędzy Ziemią a sondą przelatującą koło Plutona. Natomiast my przesyłamy sygnał cyfrowy z czytnika CD do przetwornika D/A z jednej półki na drugą; na taki krótki dystans raczej nic nie gubimy po drodze skutkiem wpływów zewnętrznych, toteż nie będziemy się takimi błędami transmisji tu zajmować.

Pozostaje jednakże kwestia druga, tzn. KIEDY zmiana ta następuje. Bowiem dla prawidłowości odczytu każdy moment zmiany powinien być absolutnie ściśle, bez najmniejszego błędu określony.

Podczas nagrywania dźwięku w domenie cyfrowej analogowy sygnał jest próbkowany w ściśle określonych miejscach. Wartość próbek zostaje dokładnie zmierzona, następnie zapisana na płycie CD i przesłana do przetwornika D/A. Wartość ILE woltów, ILE amperów i ILE lumenów. Następnie cyfrowa wartość próbki jest z powrotem zamieniana na wartość analogową. Musi to zostać idealnie ilościowo odtworzone, co się na obecnym poziomie technicznym daje łatwo wyliczyć pomiarem i zrealizować.

Z odtworzeniem parametru ILE nie ma więc dzisiaj problemu. Lecz pozostaje problemem KIEDY. 

Próbki podczas odtwarzania muszą się pojawiać DOKŁADNIE w tych samych sekwencjach czasowych (identycznych co do odstępu momentach), w których zostały nagrane. Ściśle mówiąc: nagrywanie i odtwarzanie musi mieć idealnie taki sam interwał czasowy pomiędzy wszystkimi próbkami, ażeby proces odwzorowywania mógł być wierny.

I tu się zaczyna zabawa. Staje bowiem na porządku dziennym pytanie, na ile ludzkie ucho pozostaje wrażliwe na to, czy próbki (nawet idealnie odpowiadające ilościowo i wartościowo nagraniu) pojawiają się w odpowiednich momentach?  

Próbki na płycie CD są nagrywane z częstotliwością 44 100 razy na sekundę (44,1 kHz), następują zatem po sobie co 0,000022675 sekundy (z małym zaokrągleniem). Tak więc co 0,000022675 sekundy kolejna próbka powinna się pojawiać podczas odtwarzania.

– Ale na ile precyzyjnie?

– Jaki jest zakres tolerancji w sensie nieuchwytności różnic?

– Inaczej mówiąc, na ile ludzkie ucho jest wyczulone na precyzję momentu; na to, czy dana próbka jest odtwarzana ciut za szybko lub ciut za wolno?

Odstęp pomiędzy próbkami wynosi 0,000022675 s, czyli 22,675 μs (mikrosekund), albo 22 675 ns (nanosekund). Ile to nanosekunda? To jedna miliardowa część sekundy. To czas, w którym światło przebiega 30 cm w próżni (sygnały elektryczne w kablach są nieco wolniejsze). Gdybyśmy próbki wysyłali impulsami świetlnymi (np. laserem z płyty kompaktowej lub wyjściem optycznym odtwarzacza) taktowanymi z częstotliwością 44,1 kHz, to w czasie między jedną a drugą próbką światło pokonywałoby dystans 680 250 cm (22 675 ns x 30 cm = 6,8 km). – Dość to sporo, nieprawdaż?

Ażeby zbadać wrażliwość ludzkiego słuchu na takie niedokładności czasowe, wykonaliśmy testy odsłuchowe w kontrolowanych warunkach przy dużo precyzyjniejszej kontroli czasowej. Testy przeprowadzono z użyciem odtwarzacza dCS Vivaldi One (https://highfidelity.pl/@kts-3245&lang=);

w ich ramach najpierw odtworzono płytę CD z jego własnym, dedykowanym zegarem (i było nieźle). Błąd pojawiania się kolejnych próbek (zwany jitterem, albo szumem rozmycia cyfrowych taktów) wynosił około 50 ps (pikosekund) równoważnych 0,050 ns. Światło przebiegało więc w czasie między kontrolnymi próbkami po półtora centymetra zamiast tych prawie siedmiu kilometrów, w porównaniu więc bardzo niewiele, drastycznie obniżając wartość możliwego rozmycia. Próbki, które przy standardowym odczycie przewidzianym dla odtwarzaczy CD powinny się pojawiać w odstępach co 680 250 cm jako impulsy świetlne lub elektryczne, były wysyłane z dokładnością zwiększoną do marginesu błędu zaledwie 1,5 cm! (Niesamowita precyzja.) Błąd dokładności zegara własnego w odtwarzaczu wynosił zaledwie 0,0002% względem podstawowej długości taktu 44,1 kHz, więc wszystkim uczestnikom testu wydawało się, że tak fantastyczna precyzja jest absolutnie wystarczająca – że błędy powodowane rozmyciem momentu (jitterem) są grubo, grubo poniżej czułości ludzkiego słuchu. Ale kto wie – może pomimo znikomego prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie usłyszeć i taką niedokładność? Może coś ciągle zostaje do poprawienia poprzez dalsze zwiększanie precyzji?

W kolejnym kroku podłączyliśmy wzorcowy zegar Cybershaft, redukujący błąd szumowego rozmywania taktu do 20 fs. (20 femtosekund). To czas, w którym światło przebiega mikroskopijny dystans 0,0006 cm. (Sześć tysięcznych milimetra.) Błąd zegara Cybershaft wynosił więc zaledwie 0,0000008% czasowego odstępu pomiędzy próbkami wysyłanymi z częstotliwością 44,1 kHz, będąc mniejszym aż dwa i pół tysiąca razy od błędu zegara wbudowanego w odtwarzacz dCS, i tak aż o pięć rządów wielkości precyzyjniejszego od częstotliwości samej płyty. Czy ktokolwiek taki przeskok dokładnościowy jest w stanie zdiagnozować jako poprawę brzmienia?

Niestety – jedno z dwojga – albo ludzkie ucho, albo przetworniki C/A są niesamowicie na takie przeskoki wyczulone. Wszystkie osoby biorące udział w teście usłyszały poprawę dźwięku w następstwie użycia zegara zmniejszającego błąd maksymalny rozmycia międzypróbkowego z 1,5 cm na 0,0006 cm.

Morał z pierwszej części rozważań: SŁYSZYMY BARDZO SUBTELNE BŁĘDY CZASOWE CYFROWEGO ODTWARZANIA MUZYKI.

   Ale skąd one się biorą?

Zapewne wiele osób porównywało brzmienie płyty oryginalnej CD z przegrywaną CDR. Płyta kopia gra gorzej od oryginalnej, mimo iż bit po bicie jest identyczna. Wartości parametrów ILE odnośnie poszczególnych próbek wszystkie są identyczne, jednak niezależnie od tego wypalana płyta CDR będzie mniej precyzyjna. Próbki są takie same, lecz różne są momenty KIEDY one się pojawiają przy odtwarzaniu. Te są mniej precyzyjne – pojawia się większy jitter, większy czasowy szum przejścia pomiędzy „0” i „1”.[2]

Ale nie tylko zapis i odczyt, także transmisja pomiędzy urządzeniami cyfrowymi dokonuje się z określoną dokładnością. Zarówno elektronika nadajnika (odtwarzacza CD), jak odbiornika (przetwornik D/A), a podobnie złączki i kabel, mają wpływ na dokładność momentów w których na wyjściu przetwornika zjawiają się kolejne próbki.

Jednocześnie transmisja cyfrowa jest znacznie szybsza od analogowej. Połączenie szeregowe S/PDIF dla odtwarzacza CD wymaga transmisji z szybkością 1 400 000 bitów na sekundę. Przy takiej szybkości transferu zaczynają się pojawiać odbicia od wszystkich elementów kanału transmisji, a już zwłaszcza od kabla. (Badaliśmy to laboratoryjnie.) Aby je zminimalizować, stosuje się coś bardzo ważnego, tzw. dopasowanie falowe. Kabel musi odznaczać się identyczną szybkością transferu wszystkich częstotliwości zawartych w sygnale (a nie istnieje ona samorzutnie, tylko przeciwnie – wielki rozziew), co w praktyce oznacza dostrojenie szybkościowe zakresów od pojedynczych herców aż do dziesiątek megaherców. W ramach czego muszą zostać z wysoką dokładnością spełnione zależności pomiędzy indukcyjnością, pojemnością, stratnością izolacji oraz opornością przewodów, których dokładne wyliczenie zawdzięczamy genialnym pracom Oliviera Heaviside’a.

Tymczasem pewna grupa konstruktorów nadajników danych cyfrowych audio i ich odbiorników (CD i streamery oraz przetworniki D/A) lekcji z dostrajania nie odrobiła, nie odrobili jej też twórcy kabli… Na co użytkownik finalny żadnego wpływu nie ma, może jedynie kupić sprzęt od uważniejszych uczniów Heaviside’a, co też dotyczy kabli.

Zarówno sam kabel, jak jego wtyki, powinny mieć zachowaną idealnie równą oporność falową, tzn. identyczną szybkość transmisji dla wszystkich częstotliwości sygnału dźwiękowego i wizyjnego. Ideały takie w przyrodzie ani technice jednak nie występują – tak doskonałych kabli stworzyć się nie da. Każde złącze powoduje odbicia sygnału, zjawiają się też odbicia przed i po od płytek drukowanych oraz w następstwie nierównomierności przekroju kabla. – Ba, generuje je każde zgięcie. A skoro w kablu powstają wielokrotne odbicia (i jest to nieuchronne), to muszą się one nakładać na sygnał, przez co element decyzyjny, tzw. komparator odbiornika, ma zasadniczy cyfrowy problem: czy to wciąż jeszcze „0”, czy może to już „1” ??? Niepewność ta jest „widziana” sprzętowo jako mało stabilny, rozmyty w czasie moment wychwytu zmiany sygnału, a zmiany te przecież stanowią podstawę do odtwarzania kolejnych próbek. Co gorsza, większość współczesnych przetworników DZa/A pracuje na zasadzie delta sigma, gdzie nie tylko momenty pojawiania się próbek, ale też ich wartości od zegara zależą. A już zdiagnozowaliśmy, że słuch ludzki jest zdumiewająco czuły na tą precyzję taktowania, a tej precyzji nie poprawią algorytmy naprawy błędów, nie zajmujące się czasowością transferu. Tym samym nie do końca jest tak, jak założyliśmy na wstępie, że krótki dystans transmisji chroni przed błędem niepoprawnego odczytu wartości 0 lub 1.

Morał drugi: JAKOŚĆ KABLA CYFROWEGO MA WPŁYW NA DŹWIĘK

 

[2] Internetowe pokazy z odwracaniem fazy sygnału i po nałożeniu fazy z przeciw fazą zupełnym zerowaniem, z uwagi na za małą rozdzielczość czasową używanej aparatury tych różnic nie pokażą.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

32 komentarzy w “Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

  1. Fon pisze:

    Ciekawy to wykład się zrobił,zapytam więc ,które to kable spełniają powyższe wymagania 🙂
    Zdaje się jakiś topowy Technics z lat 80 miał połączenie transportu z dacem optyczne…A kosztował fortunę,zastanawiające.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Daleko mi do możliwości powiedzenia o sobie, że znana mi jest odnośnie potencjału jakościowego paleta dostępnych kabli cyfrowych, znam mały jej wycinek.

  2. slawsim pisze:

    Z całym szacunkiem dla bardzo ciekawego materiału Panie Piotrze, nie daje mi spokoju ten fragment „0,0006 cm. (Sześć tysięcznych milimetra.)”. Pierwsza cyfra po przecinku reprezentuje liczbę dziesiątych, druga setne. Kolejne cyfry tysięczne, dziesięciotysięczne itd. Czy jest błąd w tekście czy ja coś pomyliłem? Ponadto czy będą to diesięciotysięczne milimetra czy napisanego za nimi centymetra? Zgłupiałem po covidzie, czy mam rację? 🙂 Pozdrawiam i absolutnie sie nie czepiam 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To nie moja część tekstu, muszę sprawdzić.

    2. Sławek pisze:

      No to włącz sobie kalkulator. 0,0006 cm * 10 (bo cm to 10 mm) = 0,006 mm
      Pomyliłeś.

  3. Sławek pisze:

    To nie jest recenzja. To jest arcydzieło!

  4. Sławomir S pisze:

    Super temat i świetnie zredagowany. Może tylko budowanie polemiki do wyznawców zerojedynkowej doskonałości to już zabieg odrobinę niepotrzebny. Niech Oni zostaną sobie w swoim klubie uproszczonego postrzegania świata i nie zajmujmy się tym.
    Mamy zatem interesująco nakreślony temat transmisji sygnału (tu cyfrowego) za pomocą kabla. Czy możemy liczyć na dalsze rozważania o transmisji bezprzewodowej? Gdzie tu czają się zasadzki dla jakości? I co będzie przyszłością transmisji sygnałów w priorytecie jakości?

  5. Janek pisze:

    Panie Piotrze,
    Bardzo cenię Pana recenzje, opisy sprzętów hifi. Ale tym razem rozumiem, że ten tekst jest jakimś pastiszem, prowokacją oraz intelektualną rozróbą. Trudno mi zgodzić się z tym, że zaprzęga Pan całą fizykę klasyczną i kwantową, kosmologię oraz materiałoznawstwo do udowodnienia abstrakcyjnych tez, którymi są „różnice w graniu cyfrowych interkonektów”. Moim zdaniem, to, co Pan tutaj wyprawia jest znaczącym nadużyciem, nieprawdą i skrajną naiwnością. Chciałoby się napisać – głupotą. Dawno nie czytałem tak „odważnego” tekstu, który wydaje się być pisany niestety w prawdzie, a nie w fantazji. Julius Verne powinien Panu zazdrościć 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dlaczego abstrakcyjne? Skoro je słychać, to nie abstrakcyjne.

  6. Pawcio pisze:

    Cieszę się, ze temat został zebrany w pewną całość. Będzie można link na różnych forach podawać tym co zaszufladkowali sobie wiedzę w mocno uproszczonym schemacie nie opisującym nawet wycinka rzeczywistości i bronią zaciekle schematu (bez wnikania jakie temu towarzysza motywacje).
    Świetne opracowanie !!!
    Przy okazji już dawno w przypadku transmisji cyfrowej korzystam z jedynie z transmisji LAN a i tak w moim torze audio słychać różnice między kablami LAN, choć ich wpływ na dźwięk finalny nie jest tak znaczący jak innych kabli w systemie.

  7. Fon pisze:

    No ale przydałyby się przykłady konkretnych kabli Piotrze,które to spełniają wszystkie opisane tu parametry bo w tym gąszczu propozycji trudno się połapać .

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Z przystępnych cenowo najpewniejsze są kable optyczne, jako z natury generujące najmniejsze zniekształcenia. Porównywalne z nimi elektryczne z reguły są drogie lub bardzo drogie. Ale co po najlepszym kablu jakiegoś typu, gdy dane urządzenie zostało przez twórców zoptymalizowane do innego rodzaju kabli, np. nie do koaksjalnych, a USB? Nawiasem za najlepszy do transmisji elektrycznej uważa się potrójny BNC, ale co z tego, jak żadne urządzenia poza bardzo nielicznymi wyjątkami złącz dla niego nie mają?

      1. Fon pisze:

        To z powodu tych komplikacji technicznych kabli najlepiej jest zastosowanie odtwarzacza zintegrowanego wysokiej klasy gdzie problem przewodów cyfrowych mamy z głowy:)

      2. Sławek pisze:

        Co do kabli optycznych, to miałem kiedyś transport CD Cambridge Audio CXC i podłączony zwykłym „plastikowym” optykiem grał „normalnie”, a podłączonym „szklanym” optykiem Wireworld Supernova7 grał dużo lepiej.
        Jednak dla mnie kable optyczne brzmią odrobinę szarawo, jakiś taki „kartonowy” nalot mają.
        W high endowym transporcie CD Jay’s Audio – dowolny model – brak wyjścia optycznego.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Bardzo dużo zależy od optymalizacji przetwornika do typu wejścia cyfrowego. Najczęstsze spotykane to pod USB, pod AES/EBU i pod I2S. Pamiętam jak specjalnie na użytek mojej recenzji Mytek optymalizował swojego Manhattana pod wejście optyczne. Specjalny moduł optymalizacyjny kosztował go grube pieniądze.

  8. Tomasz pisze:

    Szanowni Państwo,

    Dyskusja jest gorąca niczym upalne lato za oknem, ale niestety bezprzedmiotowa albowiem krytycy i sceptycy nie mając żadnych racjonalnych argumentów technicznych ani wiedzy stosują albo hejt (młodzian z kanału „Ton Składowy” i jego wyznawcy) albo publikują manifesty Partii Głuchych na zasadzie: „jeśli ja czegoś nie słyszę to znaczy, że tego nie ma”. Ryzykowna taktyka, ale jak się okazuje, skuteczna. Oto frakcja głuchych i hejtujących słyszenie u innych czuje się zwolniona z racjonalnej argumentacji. To słyszący muszą publikować mądre artykuły jak ten komentowany, to słyszący muszą się bronić przed atakami, to słyszący muszą udowadniać, że słyszą. Partia Głuchych stosuje prostą metodę rodem z filmu „Miś” Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. W tym miejscu muszę wspomnieć z uznaniem o twórcy kanału „Reduktor Szumu”, bo po pierwsze posiada ogromną wiedzę teoretyczną i praktyczną a po drugie jest jednym nielicznych z frakcji sceptyków, który ma odwagę przyznać, że sprzęt z którym obcuje nie pozwala mu ocenić wielu zjawisk akustycznych zachodzących w wyniku zmian kabli, bezpieczników itd. Szacun, jak mawiają młodzi.

    Z poważaniem

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Swoje zdanie na temat „Reduktora szumu” przedstawiłem tutaj: https://hifiphilosophy.com/krytyka-audiofilizmu-pod-haslem-audiovoodoo/

  9. Piotr+Ryka pisze:

    Kiedy przeglądam komentarze – zarówno jeden z tutejszych, jak i owe żałosne kwiki intelektualnej rejterady wesołej gromadki fejsbukowych antyaudiofili – coraz wyraźniej dociera do mnie, że komentującym najwyraźniej umknął podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH; i właśnie on, podobnie zresztą jak kolega po fachu, przywołuje podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili. No ale kto by tam chciał docierać z czytaniem aż do trzeciej strony, nie wspominając o ostatniej; dla antyaudiofilskich makówek to już zdecydowanie za dużo słów, podobnie jak dla cesarza Józefa II w partyturach Mozarta było za dużo nut. (Tylko żeby nie było, że porównuję siebie do Mozarta, bo już słyszę te intelektualne rozbłyski mistrzów dwuzdaniowego komentarza.)

    1. MirekM pisze:

      Niestety rzesze audiofili sądzą, iż w kablach cyfrowych przepływają zera i jedynki.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Myślę, że audiofile, zwłaszcza ci posługujący się kablami cyfrowymi, czytając ich opisy często natykają się na informację o ich faktycznej analogowości. Prędzej też wiedzą o tym, do jakiego stopnia przekaz cyfrowy jest obarczony błędami. Tego samego o antyaudiofilach bym już nie powiedział.

    2. Pe_eL pisze:

      „podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH;”

      1. Czy – jako autor tekstu – przeprowadzil pan jakakolwiek weryfikacje twierdzen pozostalych autorow?

      „podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili.”

      2. No ale wlasnie o to chodzi – ze cos moze byc rejestrowane w pomiarach dokonywanych precyzyjna aparatura i jednoczesnie nie byc slyszane przez ludzkie ucho i mozg, gdyz po prostu te roznice sa zbyt male, aby przez te organy byly rozroznialne. Po to wlasnie mamy aprature naukowa zeby nie polegac tylko na ludzkich zmyslach o ograniczonej czulosci.

      Oszustwem jedynie w calej tej duskisji jest panskie twierdzenie ze rozpoznawanie kazdej, najmniejszej niedoskonalosci transferu cyfrowego, nawet tej wielkosci 10^-12 rzedu wartosci ponizej progu rozpoznawalnosci ludzkiego mozgu sa czymkowliek wiecej niz li tylko aktem naiwnej wiary ulomnego umyslu ze strony maniakalnych i niedouczonych audiosfirow.

  10. Pe_eL pisze:

    Czy ja dobrze rozumiem, że cytowany tu pan Waszczyszyn twierdzi że uczestnicy jego testu są w stanie usłyszeć, rozróżnić i ocenić sygnały dźwiękowe o długości 20 femtosekund?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A Pan uważa, że femtosekundowe zegary to tak tylko dla jaj są oferowane, niczym słyszalnym się od mniej precyzyjnych nie różnią?

      1. Pe_eL pisze:

        Pewnie są oferowane po to, żeby je sprzedać i coś na nich zarobić.

        Ale ja nie o to pytam.

        Problem polega na tym, że – trochę to upraszczając – mózg ludzki nie działa na tyle szybko żeby femtosekundowe różnice dzwieku zarejestrować i ocenić. Po prostu prędkość przesyłania sygnałów między neuronami jest zbyt niska. W ciągu 20 fs impuls nie przedostanie się z jednego neuronu do drugiego, a to jest potrzebne żeby coś usłyszec.

        Mózg ludzki działa na poziomie mikrosekund.
        Jedna femtosekunda to 10^-12 mikrosekundy.
        12 rzędów wielkości różnicy.
        W jednej mikrosekundzie jest tyle femtosekund ile sekund w ponad 31 000 lat.

        Stąd moje pytanie.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tak, to prawda, tylko że ta zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej, tylko precyzji wewnętrznego organizowania cyfrowej próbki muzycznej. Per analogiam – to tak jak powiedzieć, że prędkość karty graficznej RTX 4090 jest za duża, bo przecież nikt nie może zobaczyć 73 teraflopów obliczeń na sekundę (dziesięć do dwunastej operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę), nikt nie może czegoś takiego ogarnąć wzrokiem. Ale te teraflopy nie są po to, żeby je same widzieć, tylko żeby organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu. Podobnie femtosekundowy zegar czuwa nad precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.

          1. Pe_eL pisze:

            „zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej”

            „organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu”

            „precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.”

            Pominawszy juz to, ze to jest jakies slowotworcze mumbo jambo, fakty sa takie, ze ludzki mozg nie jest w stanie rejestrowac czegokolwiek, zadnego cyfrowego rozmycia obrazu muzyki – ??? co to w ogole ma znaczyc – na poziomie 10^-12 nizszym niz jego zdolnosc do przesylania sygnalow elektrycznych miedzy neuronami. Sorry, ale mimo najszczerszych checi nie przeskoczymy tego.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Jeżeli nie jesteś w stanie pojąć rozróżnienia pomiędzy procesem a jego efektem, to trudno, tak już masz. W cząsteczce amoniaku atom azotu nieustanie przeskakuje od jednego do drugiego z trzech atomów wodoru i robi to z prędkością ponad miliarda razy na sekundę. A efektem jest nie jakiś szał, tylko śmierdząca ciecz, która wydaje się całkiem spokojna.

  11. R pisze:

    Forma i styl artykułów na hifiphilosophy to jest jakiś językowy koszmar. Czyta to się jak jakiś słowotok, w którym autor spisuje na bieżąco co mu ślina na język przyniesie bez sekundy zastanowienia się nad formą i stylem swojej wypowiedzi. Jakbym coś takiego pokazał polonistce w szkole podstawowej to mój zeszyt wyleciałby chwilę potem drzwiami a ja zaraz zanim z wielką pałą w dzienniczku. Polecam https://www.bryk.pl/jak-pisac/rozprawka.pokaz-cale-opracowanie i podrzucenie kilku artykułów korektorce lub znajomej polonistce. Polska jazyka trudna jazyka ale na pewnym poziomie wypadałoby jednak okazać mu jakiś szacunek.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Rozumiem, że chcesz mnie obrazić, ale proszę, nie czerp w tym celu z zagadnień, o których nie masz pojęcia.

  12. Adam M pisze:

    Komentarz żenujący, świadczący słabo o jego autorze i braku znajomości zagadnień o których pisze. Życzyłbym sobie żeby było więcej takich recenzentów umieją cych opisywać dźwięk w tak wyrafinowany sposób jak tutaj,że można go sobie (dźwięk) niemal wyobrazić.

  13. Tichy62 pisze:

    Mam kabel USB Supry. Wystarczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy