Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

Muzyczny fragment bytu

   Przejdźmy od życia w ogólności do tego jego fragmentu, który ogranicza się do słuchania muzyki. Wciąż pozostaje to świata kawał – muzyki słuchają wszak prawie wszyscy, chcący albo niechcący – ale wyizolujmy z tego „prawie” wąską, kilkuprocentową zaledwie grupę zwaną audiofilami. To grono entuzjastów brzmienia na najwyższym odtwórczym poziomie, starających się na prywatny użytek posiąść złudę muzyki wykonanej gdzie indziej, nieraz daleko i dawno temu; lecz jeśli nawet, z uwagi na niedoskonałość nagrania, ta złuda nie jest pełną złudą, to przynajmniej dostaje taki zabezpieczony sprzętowo audiofil materiał nagraniowy w formie bliskiej odtwórczego optimum, i bardzo go to cieszy. Na rzecz tego skomplikowana aparatura, najczęściej bardzo droga, a pomiędzy poszczególnymi jej składnikami kable transferujące muzyczne dane…

    W zasadzie umilkły już głosy, bardzo kiedyś donośne, wykrzykujące pod adresem audiofili, że kable te nie mają najmniejszego wpływu na rezultaty brzmieniowe; dawni zapalczywi sceptycy przyznają teraz półgębkiem, że takie np. kable głośnikowe jakowyś wpływ na końcowy efekt dźwiękowy, wbrew ich wcześniejszym obiekcjom, mają. Ale dwa się ostały bastiony zażartego sceptycznego oporu i jednym się zaraz zajmiemy. Drugim przewody zasilające, o których nieraz na tych łamach bywało i może jeszcze kiedyś będzie, ale teraz o kablach cyfrowych.   

     Takie kable na audiofilski użytek pracują, historycznie rzecz biorąc, od stosunkowo niedawna, dokładnie od pierwszej połowy lat 80-tych XX wieku, czyli od czasów popularyzacji cyfrowego standardu CD, wiodące do którego prace badawcze zaczęły się w 1969. Lecz w tamtych początkowych czasach takie cyfrowy sygnał przewodzące kable zjawiały się prawie wyłącznie we wnętrzach odtwarzaczy, sporadycznie tylko na zewnątrz, pomiędzy rzadkimi wówczas oddzielonymi pudełkowo czytnikami płyt i przetwornikami D/A. Dzisiaj natomiast są powszechne, jako kanały transmisji popularnych plików muzycznych, czerpanych najczęściej z Internetu (mało kto już ripuje płyty). Lecz że te pliki z Internetu można wyciągać poprzez różne kable, to mamy tych cyfrowych spory wybór: kilka rodzajów USB, koaksjalne, S/PDIF, AES/EBU, BNC, I2S, HDMI, TOSLINK, Thunderbolt i Ethernet, no jest tego towarzystwa trochę. W kablach tych zagnieździły się nie same bity wędrowne, ale rozstawili też w nich gniazda oporu kablosceptycy cyfrowi, gotowi umierać za świętą prawdę, że taki kabel – którego byśmy z nich nie wzięli – na jakość brzmienia wpływu nie ma, nie ma go ani trochę. Albowiem różne są gęstości bitowe i różne częstotliwości wzorcowe, różne nawet same sposoby uważanego za bezstratny zapisu cyfrowego muzycznych danych (PCM, DXD, różne ilości kanałów), jak również różnie to wszystko można finalnie kształtować za pomocą odmiennych filtrów cyfrowych, ale jaka by to nie była metoda zapisu i jakim kablem nie przesłana, sam taki kabel nie decyduje o niczym!

    – Nie decyduje – i basta!

    – Kable tego samego typu, w tym najpopularniejsze Ethernet, USB i HDMI, nic a nic jakościowo pomiędzy sobą się nie różnią, więc jeśli tylko transmisja zachodzi (nie ma uszkodzeń ani niezgodności standardów) wówczas czy to muzyka, czy to obraz, będą dokładnie, z precyzją do jednego bitu identyczne.   

    Nie lubię odwoływać się do intuicji, nic a nic nie mam do niej zaufania, niemniej na wstępie zauważę, że całe życiowe doświadczenie podszeptuje, iż taki radykalizm pachnie blagą – fałszem zrodzonym z fanatyzmu wynikłego z deficytów emocjonalnych. Bo w sumie co to kogo obchodzi, że ktoś sobie uważa, iż kable cyfrowe mają znaczenie dla jakościowego poziomu brzmienia? – Tak uważa, tak to usłyszał – jego sprawa, a niech uważa. Ale nie! Fanatyczni sceptycy, zbrojni rechotem i rzecz jasna mający we własnym przekonaniu podejście „naukowe”, gotowi są poświęcić spory fragment życia na zmagania z poglądem głoszącym, że kable cyfrowe coś tam, coś tam, ale jakoś na dźwięk wpływają.  

   – Bo nie wpływają!!!! Naukowe podejście dowodzi, że taki wpływ nie może istnieć, ponieważ w kablu cyfrowym płyną bity pod postacią elektrycznych zer i jedynek, które są całkowicie odróżnialne, toteż składa się z nich identyczne obrazy brzmieniowe lub wizualne bez jednego w obrazie błędu! I nawet jeśli ta albo tamta jedynka, czy to lub tamto zero, podczas transmisji się zgubią, bądź też zostaną mylnie odczytane, to procedury algorytmów naprawczych (a te opracowano wielopoziomowe) wszystkie te błędy wychwycą i idealnie naprawią, w następstwie czego struga zer i jedynek na wylocie wizyjnym czy audialnym przybierze zawsze identyczną postać analogowych obrazów lub dźwięków. (I furda intuicja, która nam podszeptuje, że ideały, a już zwłaszcza przy odtwarzaniu czegoś, praktycznie nie istnieją. – Jedynki oraz zera ideał nam w tym wypadku stuprocentowo gwarantują!)    

    – A w taki razie pysznie! Niesamowita sprawa! Kto by się tego spodziewał w naszym nafaszerowanym błędami, stale pokrywającym się kurzem świecie? Aliści biorę dwa kable HDMI – jeden pochodzący od niemieckiej HAMY (kupiony dość niedawno, mający wg zapewnień producenta certyfikat transferu 8K); do porównania drugi (pochodzący od amerykańskiego WireWorlda, kupiony dawno temu, niemający takiego certyfikatu[1]), obydwa w cenach kilkuset złotych, zatem bez cenowej afery, a sygnał wyskakuje z dekodera Canal+ 4K (i w tym standardzie wybieram kanał), docierając via któryś z porównywanych do telewizora Panasonic HZ2000 (topowy OLED producenta). Nie ma różnic? Niestety, są. Po kablu HAMY obraz jaskrawszy i inna, wyższa temperatura bieli. Zarazem całość mniej plastyczna – nie tylko gorsza sama ta biel (w sensie nienaturalnie zimna i agresywna), ale też gorzej dobrana cała paleta kolorów i jakość przejść pomiędzy nimi. Próby przeregulowań nic nie dają, za cholerę transmisji po kablu HAMY mając starego WireWorlda bym percypować na co dzień nie chciał. (Na wszelki wypadek zrobiłem parę kilkudniowych podejść i nie ma mowy, za żadne skarby.) Dlatego nowszy kabel z samozwańczym certyfikatem poleguje w szufladzie i do niczego mi się nie przyda (wszak za krawat też nie posłuży), ale na serwisie HDTVPolska srożą się znawcy tematu, którzy o tym Panasonicu powypisywali w recenzji banały, szerokim łukiem omijając co drażliwsze kwestie kluczowe, zarazem jednak są „naukowo pewni”, że różnic w obrazach poprzez różne kable cyfrowe być absolutnie nie może, więc oczywiście takich nie ma.

   Ale co ja się znam, mam przecież tylko oczy, dekoder satelitarny, dwa kable i telewizor, to miarodajne być nie może. (No przecież, wszak telewizor ogląda się poprzez kolorymetr, a muzyki słucha przez oscyloskop.) Dlatego wziąłem do pomocy specjalistę – adiunkta Jaromira Waszczyszyna, który obecnie jest właścicielem firmy sprzętowej Ancient Audio, w jej ramach producentem min. szczytowej klasy odtwarzaczy CD i przetworników D/A, a wcześniej był przez dziesięć lat pracownikiem naukowym w laboratorium światłowodowym Instytutu Elektroniki AGH, gdzie specjalizował się w szybkiej transmisji sygnałów cyfrowych audio i video. Posłuchajmy jego opinii.

[1] Ten certyfikat to producenckie wymysły, nie ma takiego standardu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

32 komentarzy w “Kable cyfrowe – jedyny fragment Wszechświata przekraczający entropię

  1. Fon pisze:

    Ciekawy to wykład się zrobił,zapytam więc ,które to kable spełniają powyższe wymagania 🙂
    Zdaje się jakiś topowy Technics z lat 80 miał połączenie transportu z dacem optyczne…A kosztował fortunę,zastanawiające.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Daleko mi do możliwości powiedzenia o sobie, że znana mi jest odnośnie potencjału jakościowego paleta dostępnych kabli cyfrowych, znam mały jej wycinek.

  2. slawsim pisze:

    Z całym szacunkiem dla bardzo ciekawego materiału Panie Piotrze, nie daje mi spokoju ten fragment „0,0006 cm. (Sześć tysięcznych milimetra.)”. Pierwsza cyfra po przecinku reprezentuje liczbę dziesiątych, druga setne. Kolejne cyfry tysięczne, dziesięciotysięczne itd. Czy jest błąd w tekście czy ja coś pomyliłem? Ponadto czy będą to diesięciotysięczne milimetra czy napisanego za nimi centymetra? Zgłupiałem po covidzie, czy mam rację? 🙂 Pozdrawiam i absolutnie sie nie czepiam 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To nie moja część tekstu, muszę sprawdzić.

    2. Sławek pisze:

      No to włącz sobie kalkulator. 0,0006 cm * 10 (bo cm to 10 mm) = 0,006 mm
      Pomyliłeś.

  3. Sławek pisze:

    To nie jest recenzja. To jest arcydzieło!

  4. Sławomir S pisze:

    Super temat i świetnie zredagowany. Może tylko budowanie polemiki do wyznawców zerojedynkowej doskonałości to już zabieg odrobinę niepotrzebny. Niech Oni zostaną sobie w swoim klubie uproszczonego postrzegania świata i nie zajmujmy się tym.
    Mamy zatem interesująco nakreślony temat transmisji sygnału (tu cyfrowego) za pomocą kabla. Czy możemy liczyć na dalsze rozważania o transmisji bezprzewodowej? Gdzie tu czają się zasadzki dla jakości? I co będzie przyszłością transmisji sygnałów w priorytecie jakości?

  5. Janek pisze:

    Panie Piotrze,
    Bardzo cenię Pana recenzje, opisy sprzętów hifi. Ale tym razem rozumiem, że ten tekst jest jakimś pastiszem, prowokacją oraz intelektualną rozróbą. Trudno mi zgodzić się z tym, że zaprzęga Pan całą fizykę klasyczną i kwantową, kosmologię oraz materiałoznawstwo do udowodnienia abstrakcyjnych tez, którymi są „różnice w graniu cyfrowych interkonektów”. Moim zdaniem, to, co Pan tutaj wyprawia jest znaczącym nadużyciem, nieprawdą i skrajną naiwnością. Chciałoby się napisać – głupotą. Dawno nie czytałem tak „odważnego” tekstu, który wydaje się być pisany niestety w prawdzie, a nie w fantazji. Julius Verne powinien Panu zazdrościć 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dlaczego abstrakcyjne? Skoro je słychać, to nie abstrakcyjne.

  6. Pawcio pisze:

    Cieszę się, ze temat został zebrany w pewną całość. Będzie można link na różnych forach podawać tym co zaszufladkowali sobie wiedzę w mocno uproszczonym schemacie nie opisującym nawet wycinka rzeczywistości i bronią zaciekle schematu (bez wnikania jakie temu towarzysza motywacje).
    Świetne opracowanie !!!
    Przy okazji już dawno w przypadku transmisji cyfrowej korzystam z jedynie z transmisji LAN a i tak w moim torze audio słychać różnice między kablami LAN, choć ich wpływ na dźwięk finalny nie jest tak znaczący jak innych kabli w systemie.

  7. Fon pisze:

    No ale przydałyby się przykłady konkretnych kabli Piotrze,które to spełniają wszystkie opisane tu parametry bo w tym gąszczu propozycji trudno się połapać .

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Z przystępnych cenowo najpewniejsze są kable optyczne, jako z natury generujące najmniejsze zniekształcenia. Porównywalne z nimi elektryczne z reguły są drogie lub bardzo drogie. Ale co po najlepszym kablu jakiegoś typu, gdy dane urządzenie zostało przez twórców zoptymalizowane do innego rodzaju kabli, np. nie do koaksjalnych, a USB? Nawiasem za najlepszy do transmisji elektrycznej uważa się potrójny BNC, ale co z tego, jak żadne urządzenia poza bardzo nielicznymi wyjątkami złącz dla niego nie mają?

      1. Fon pisze:

        To z powodu tych komplikacji technicznych kabli najlepiej jest zastosowanie odtwarzacza zintegrowanego wysokiej klasy gdzie problem przewodów cyfrowych mamy z głowy:)

      2. Sławek pisze:

        Co do kabli optycznych, to miałem kiedyś transport CD Cambridge Audio CXC i podłączony zwykłym „plastikowym” optykiem grał „normalnie”, a podłączonym „szklanym” optykiem Wireworld Supernova7 grał dużo lepiej.
        Jednak dla mnie kable optyczne brzmią odrobinę szarawo, jakiś taki „kartonowy” nalot mają.
        W high endowym transporcie CD Jay’s Audio – dowolny model – brak wyjścia optycznego.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Bardzo dużo zależy od optymalizacji przetwornika do typu wejścia cyfrowego. Najczęstsze spotykane to pod USB, pod AES/EBU i pod I2S. Pamiętam jak specjalnie na użytek mojej recenzji Mytek optymalizował swojego Manhattana pod wejście optyczne. Specjalny moduł optymalizacyjny kosztował go grube pieniądze.

  8. Tomasz pisze:

    Szanowni Państwo,

    Dyskusja jest gorąca niczym upalne lato za oknem, ale niestety bezprzedmiotowa albowiem krytycy i sceptycy nie mając żadnych racjonalnych argumentów technicznych ani wiedzy stosują albo hejt (młodzian z kanału „Ton Składowy” i jego wyznawcy) albo publikują manifesty Partii Głuchych na zasadzie: „jeśli ja czegoś nie słyszę to znaczy, że tego nie ma”. Ryzykowna taktyka, ale jak się okazuje, skuteczna. Oto frakcja głuchych i hejtujących słyszenie u innych czuje się zwolniona z racjonalnej argumentacji. To słyszący muszą publikować mądre artykuły jak ten komentowany, to słyszący muszą się bronić przed atakami, to słyszący muszą udowadniać, że słyszą. Partia Głuchych stosuje prostą metodę rodem z filmu „Miś” Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. W tym miejscu muszę wspomnieć z uznaniem o twórcy kanału „Reduktor Szumu”, bo po pierwsze posiada ogromną wiedzę teoretyczną i praktyczną a po drugie jest jednym nielicznych z frakcji sceptyków, który ma odwagę przyznać, że sprzęt z którym obcuje nie pozwala mu ocenić wielu zjawisk akustycznych zachodzących w wyniku zmian kabli, bezpieczników itd. Szacun, jak mawiają młodzi.

    Z poważaniem

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Swoje zdanie na temat „Reduktora szumu” przedstawiłem tutaj: https://hifiphilosophy.com/krytyka-audiofilizmu-pod-haslem-audiovoodoo/

  9. Piotr+Ryka pisze:

    Kiedy przeglądam komentarze – zarówno jeden z tutejszych, jak i owe żałosne kwiki intelektualnej rejterady wesołej gromadki fejsbukowych antyaudiofili – coraz wyraźniej dociera do mnie, że komentującym najwyraźniej umknął podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH; i właśnie on, podobnie zresztą jak kolega po fachu, przywołuje podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili. No ale kto by tam chciał docierać z czytaniem aż do trzeciej strony, nie wspominając o ostatniej; dla antyaudiofilskich makówek to już zdecydowanie za dużo słów, podobnie jak dla cesarza Józefa II w partyturach Mozarta było za dużo nut. (Tylko żeby nie było, że porównuję siebie do Mozarta, bo już słyszę te intelektualne rozbłyski mistrzów dwuzdaniowego komentarza.)

    1. MirekM pisze:

      Niestety rzesze audiofili sądzą, iż w kablach cyfrowych przepływają zera i jedynki.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Myślę, że audiofile, zwłaszcza ci posługujący się kablami cyfrowymi, czytając ich opisy często natykają się na informację o ich faktycznej analogowości. Prędzej też wiedzą o tym, do jakiego stopnia przekaz cyfrowy jest obarczony błędami. Tego samego o antyaudiofilach bym już nie powiedział.

    2. Pe_eL pisze:

      „podstawowy fakt, iż mianowicie tekst nie jest wyłącznie mój, tylko ma trzech autorów, z których dwóch to inżynierowie elektronicy. Z których jeden to były pracownik naukowy, specjalista od konstruowania systemów szybkiej łączności cyfrowej w Instytucie Elektroniki AGH;”

      1. Czy – jako autor tekstu – przeprowadzil pan jakakolwiek weryfikacje twierdzen pozostalych autorow?

      „podstawowy fakt tego, że sygnał cyfrowy pozostaje w istocie analogowy, a jego analogowe rozmycie jest widoczne w pomiarach, a nie jedynie słyszalne. Zwyczajnym oszustwem jest zatem twierdzenie, że niedoskonałości transferu cyfrowego są wyłącznie aktami wiary ze strony tkniętych manią audiofili.”

      2. No ale wlasnie o to chodzi – ze cos moze byc rejestrowane w pomiarach dokonywanych precyzyjna aparatura i jednoczesnie nie byc slyszane przez ludzkie ucho i mozg, gdyz po prostu te roznice sa zbyt male, aby przez te organy byly rozroznialne. Po to wlasnie mamy aprature naukowa zeby nie polegac tylko na ludzkich zmyslach o ograniczonej czulosci.

      Oszustwem jedynie w calej tej duskisji jest panskie twierdzenie ze rozpoznawanie kazdej, najmniejszej niedoskonalosci transferu cyfrowego, nawet tej wielkosci 10^-12 rzedu wartosci ponizej progu rozpoznawalnosci ludzkiego mozgu sa czymkowliek wiecej niz li tylko aktem naiwnej wiary ulomnego umyslu ze strony maniakalnych i niedouczonych audiosfirow.

  10. Pe_eL pisze:

    Czy ja dobrze rozumiem, że cytowany tu pan Waszczyszyn twierdzi że uczestnicy jego testu są w stanie usłyszeć, rozróżnić i ocenić sygnały dźwiękowe o długości 20 femtosekund?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A Pan uważa, że femtosekundowe zegary to tak tylko dla jaj są oferowane, niczym słyszalnym się od mniej precyzyjnych nie różnią?

      1. Pe_eL pisze:

        Pewnie są oferowane po to, żeby je sprzedać i coś na nich zarobić.

        Ale ja nie o to pytam.

        Problem polega na tym, że – trochę to upraszczając – mózg ludzki nie działa na tyle szybko żeby femtosekundowe różnice dzwieku zarejestrować i ocenić. Po prostu prędkość przesyłania sygnałów między neuronami jest zbyt niska. W ciągu 20 fs impuls nie przedostanie się z jednego neuronu do drugiego, a to jest potrzebne żeby coś usłyszec.

        Mózg ludzki działa na poziomie mikrosekund.
        Jedna femtosekunda to 10^-12 mikrosekundy.
        12 rzędów wielkości różnicy.
        W jednej mikrosekundzie jest tyle femtosekund ile sekund w ponad 31 000 lat.

        Stąd moje pytanie.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tak, to prawda, tylko że ta zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej, tylko precyzji wewnętrznego organizowania cyfrowej próbki muzycznej. Per analogiam – to tak jak powiedzieć, że prędkość karty graficznej RTX 4090 jest za duża, bo przecież nikt nie może zobaczyć 73 teraflopów obliczeń na sekundę (dziesięć do dwunastej operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę), nikt nie może czegoś takiego ogarnąć wzrokiem. Ale te teraflopy nie są po to, żeby je same widzieć, tylko żeby organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu. Podobnie femtosekundowy zegar czuwa nad precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.

          1. Pe_eL pisze:

            „zegarowa precyzja nie służy bezpośredniemu postrzeganiu siebie samej”

            „organizować dynamiczną zmienność złożonego z wielu parametrów obrazu”

            „precyzją organizacji cyfrowego obrazu muzyki, nad brakiem jego rozmycia, a to rozmycie jest już słyszalne.”

            Pominawszy juz to, ze to jest jakies slowotworcze mumbo jambo, fakty sa takie, ze ludzki mozg nie jest w stanie rejestrowac czegokolwiek, zadnego cyfrowego rozmycia obrazu muzyki – ??? co to w ogole ma znaczyc – na poziomie 10^-12 nizszym niz jego zdolnosc do przesylania sygnalow elektrycznych miedzy neuronami. Sorry, ale mimo najszczerszych checi nie przeskoczymy tego.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Jeżeli nie jesteś w stanie pojąć rozróżnienia pomiędzy procesem a jego efektem, to trudno, tak już masz. W cząsteczce amoniaku atom azotu nieustanie przeskakuje od jednego do drugiego z trzech atomów wodoru i robi to z prędkością ponad miliarda razy na sekundę. A efektem jest nie jakiś szał, tylko śmierdząca ciecz, która wydaje się całkiem spokojna.

  11. R pisze:

    Forma i styl artykułów na hifiphilosophy to jest jakiś językowy koszmar. Czyta to się jak jakiś słowotok, w którym autor spisuje na bieżąco co mu ślina na język przyniesie bez sekundy zastanowienia się nad formą i stylem swojej wypowiedzi. Jakbym coś takiego pokazał polonistce w szkole podstawowej to mój zeszyt wyleciałby chwilę potem drzwiami a ja zaraz zanim z wielką pałą w dzienniczku. Polecam https://www.bryk.pl/jak-pisac/rozprawka.pokaz-cale-opracowanie i podrzucenie kilku artykułów korektorce lub znajomej polonistce. Polska jazyka trudna jazyka ale na pewnym poziomie wypadałoby jednak okazać mu jakiś szacunek.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Rozumiem, że chcesz mnie obrazić, ale proszę, nie czerp w tym celu z zagadnień, o których nie masz pojęcia.

  12. Adam M pisze:

    Komentarz żenujący, świadczący słabo o jego autorze i braku znajomości zagadnień o których pisze. Życzyłbym sobie żeby było więcej takich recenzentów umieją cych opisywać dźwięk w tak wyrafinowany sposób jak tutaj,że można go sobie (dźwięk) niemal wyobrazić.

  13. Tichy62 pisze:

    Mam kabel USB Supry. Wystarczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy