Odsłuch
Ta recenzja jest drugą z kolei głośnikowego kabla, a powinna być trzecią. Chcąc się dobrze zorientować w kablarskim zamęcie (a jest tych kabli u mnie trochę), wykonałem trzy sesje z rzędu: pierwszą z opisanym już Harmonixem, drugą z Entreqiem, a trzecią właśnie z Sulkiem. Entreqa jednak pomijam, chociaż robię to z żalem. Powód jest jednak poważny – kabel mam zdekompletowany. Jego integralnym składnikiem powinna być bowiem para niewielkich uziemiaczy Minimus (1100 PLN/szt.), wpinanych po jednym do każdej linii, a tych uszlachetniaczy brzmienia nie otrzymałem i nawet nie wiem jaki efekt przynoszą. A ponieważ kabel ma pojawiający się w niektórych konfiguracjach mankament (potrafi zjadać bas) nie chcę mu wyrządzić krzywdy, gdyż być może z Minimusami tego nie robi. Szkoda go, jako że jest naprawdę wybitny i w swoim przedziale cenowym wyróżniający, oferując na równi łatwość słuchania i ciekawą muzyczną intrygę; ale może kiedyś te Minimusy dojadą i wtedy się za niego weźmiemy. Z Minimusami będzie jednak droższy od Sulka, a to mu narzuci wyśrubowane kryteria, albowiem Sulek ponownie się spisał.
Jak już zdążyłem napisać, bytował u mnie od przeszło roku, lecz wstyd się przyznać – tak rzeczywiście dokładnie nigdy go nie badałem. Wpinałem go w sporo torów, pojawił się przy różnych recenzjach, otrzymał nawet doroczną nagrodę, ponieważ z samego brzmieniowego stylu bardzo mi się podobał, ale nigdy nie porównywałem go uważnie z innymi, co dopiero wczoraj się stało. Pogrążę się jeszcze bardzie i powiem, że mimo wyróżnienia od pewnego czasu był pomijany, ponieważ wraz z kolumnami do recenzji przyjeżdżały najczęściej przewody zalecane przez dystrybutorów i nie odczuwałem także szczególnej potrzeby zastępowania nim lubianego przez siebie Entreqa, który mojemu akurat torowi basu nie zwykł zabierać. Okazało się jednak, że to było z mej strony niedbalstwo, za które przyjdzie żałować przy odsyłaniu, co nastąpi niebawem. Słuszna kara za niesłuszne lenistwo i dobrze ci tak recenzencie. Lecz czegóż to żal konkretnie?
Powodów jest wiele i pchają się jedne przed drugie. Najważniejszy zostawię jednak na nieco później, a zacznę od tego, że Sulek proponuje najlepszą holografię i w ogóle najlepszą całą scenę. Z tym, że nie w sposób przychodzący najprędzej na myśl, to znaczy nie poprzez powiększanie. Jest nawet gorzej – względem takiego Harmonixa on sceny nie zwiększa a zmniejsza. A dokładnie nie tyle zmniejsza, co czyni ją domkniętą.
Pisałem w recenzji kabli Harmonix, jak nie tworzą żadnego ograniczenia, okalając scenę przejrzystą sferą z samego powietrza o wysokim sklepieniu, dającą poczucie pełnego otwarcia i nieograniczonego przestworu. W przeciwieństwie do tego kabel Sulka swoje sceny każdorazowo zamyka i nie myśli wysyłać nas nie wiadomo dokąd. Czarna, nieprzenikliwa bariera staje z tyłu za muzyką i nie przebijesz jej wzrokiem. Lecz daje to dobry efekt, bowiem bardziej na muzyce się skupiasz. Nie ciągnie cię w żaden teren, tylko jesteś tu, teraz, z tym konkretnym muzycznym utworem i niczym więcej. Zamknięty w muzycznym kokonie i cały owładnięty muzyką, która okazuje się przez to (chociaż dalece nie tylko) bardziej dojmująca i przeżywana.
Do tego dojmowania i przeżywania za chwilę przejdziemy, ale wpierw wrócę do holografii i ekspozycji dźwięków. Wraz z wpięciem okablowania Sulka otrzymujemy wykonawców i instrumenty bardziej wydobywające się z tła. Przestrzeń się bardziej ożywia, a podtrzymanie brzmienia na całym obszarze okazuje się znakomite, owocujące między innymi świetną stereofonią; jednak ta wszechobecność dźwięku ani trochę nie staje na drodze temu, że poszczególni aktorzy spektaklu i poszczególne brzmienia bardziej się wyodrębniają. Tło żyje własnym życiem, a wykonawcy i dźwięki swoim. Nie zlewają się ani trochę i nic a nic tło ich w siebie nie wciera, tylko stają jak żywi i bardzo przed nami obecni, aż nawet po nachalność i napieranie dźwiękiem. A ponieważ tak dzieje się zarówno z przodu sceny, jak i w najdalszej jej głębi, powstaje z tego holografia, która natychmiast odczuwasz i z miejsca odmienia się obraz. Nie żeby tamte kable jej nie oferowały, ale tu pokazała się wyraźniejsza.
Nie odkładajmy na jeszcze później tej rzeczy najważniejszej, bo przed nią i tak nie uciekniemy, a poza tym i tak się już pojawiła. Jest nią to dojmowanie i ta brzmieniowa nachalność, co można też nazwać esencjonalnością i natężeniem przeżyć; z tym, że jest raczej tak, iż owo dojmowanie z esencji dźwięku wynika a nie jest jej równoważne. Zwał jak zwał, kolejność jest w tym wypadku mniej ważna, a chodzi o konkret i siłę przejawu. Muzyka idąca przez kable Sulka wychodzi z nich konkretniejsza i bardziej przeżywana. Mało tego, ona się jeszcze z tą konkretnością narzuca. Posiada silniejszą osobowość i przed tą osobowością jak przed żoniną nie ujdziesz.
„Rozsądny stosunek jakości do ceny” padlem!!!
Jeżeli kabel jest o niebo lepszy od takiego za kilkanaście tysięcy, a także zdecydowanie lepszy od tańszych, to jaki ten stosunek niby ma być? Przecież napisałem, że można sobie kupić kabel z metra za stówkę i też będzie grało. Samochód za pięćset na chodzie też można kupić i do szwagra na weekend skoczyć. I rita-tita…
Ciekaw jestem jak by zagraly z SF electa amator I.
Sprawdzić:)
Panie Piotrze, a jak by Pan porównał soprany tego Sulka do Hijiri HCS? I czy kultura EAR V12 będzie dla Sulka odpowiednia? A jak całościowo wypada porównanie tych dwóch kabli? Czy może jeszcze coś ciekawego od tego czasu miał Pan okazję słuchać w cenach zbliżonych do HCS?
Wymienione w pytaniu kable są porównywalne jakościowo. Sulek daje dźwięk niższy i bardziej skupiony na melodyjności, Hijiri wyższy i bardziej na przestrzeni. Jeden i drugi będzie bardzo dobrze nadawał się do EAR V12.
Dziękuję, bardzo przydatna wskazówka, bo sądziłem po treści recenzji, że Sulek wyższy.