Odsłuch cd.
Następnie nawróciłem raz jeszcze ku starociom, by porównać głębię specyfiki ludzkich głosów przy pomocy żeńskiego duetu z mozartowskiego Wesela Figara.
SR-Omega epatowała elegancją i subtelnością, lecz jednocześnie specyfika i indywidualność dwóch sopranów została na niej znakomicie uchwycona. Każda z pań stanowiła indywidualność; żadnego zlewnia się, żadnej homogenizacji. Brawo!
Tym samym poczęstował Orfeusz, przy czym w jego wydaniu głosy były mniej delikatne. To granie bardziej realistyczne, ale trochę mniej miłe. Te panie mogłyby też na nas nakrzyczeć, a tamte były aniołami.
Na K1000 te same głosy wydały się dostojniejsze i nie tak pieszczotliwie wycyzelowane jak u elektrostatów. Górnych rejestrów było więcej ale ogólna atmosfera mniej sympatyczna niż na Orfeuszu, nie mówiąc o Omedze. Niezależnie od niewątpliwie równie znakomitego różnicowania, tej płyty słuchało się na AKG najmniej urokliwie.
Może Was teraz znudzę, ale spróbujmy jeszcze pogłębić kwestię brzmienia ludzkiego głosu. Posłuchałem Piotra Skrzyneckiego odczytującego Wyprzedaż teatru z płyty Piwnica pod Baranami. Dzięki tym słowom, normalnie a nie śpiewnie wypowiadanym, mogłem się utwierdzić w przekonaniu, że oba elektrostaty łagodzą, przy czym Omega bardziej, a AKG są trochę zbyt emfatyczne. Rozmawiałem kiedyś z Piotrem. Jego głos nie był ani tak łagodny i przestrzennie zaaranżowany jak u Omegi i Orfeusza, ani tak agresywny jak u AKG. No ale, patrząc szerzej, właśnie te aranże i te emfazy sprawiają przecież, że słuchanie staje się bardziej czarujące i powabne. To swego rodzaju chwyty malarskie, czyniące muzyczny obraz ciekawszym. Proza życia wcale nie jest ideałem, nie miejmy złudzeń.
Dłużej nie będę już męczył wodzeniem po zakamarkach wszelakiego dźwięku i repertuaru, i powrócę do tego co wyleniałe tygrysy i młode wilki lubią najbardziej, czyli do rocka, bo sam Pink Floyd to trochę mało.
Nietrudno zgadnąć, że skromny stosunkowo bas Omegi dostarcza innych na tym polu doznań niż potężny bas Orfeusza. Z kolei AKG K1000 swe niedostatki w najniższych rejestrach próbują nadrabiać wspaniałym impaktem i drajwem, a Omega też jest bardzo szybka i posiada siłę wyrazu, no ale co bas, to bas.
Weźmy dla przykładu Toussaint L’Overture z Abraxas Santany.
Omega podawała bas w przestrzennej formie, wspaniale rysując przed słuchaczem wszelkie instrumenty perkusyjne i fenomenalnie porządkując bardzo zgęszczony przekaz tego utworu. AKG zachowywały się podobnie, tylko ich dźwięk był bardziej dobitny. Natomiast brzmienie Orfeusza było bardziej soczyste, głębsze i wszechobecne. Porywało wirem muzycznych zdarzeń, otaczało nimi i przytłaczało. Niewątpliwie był to styl prezentacji jaki miłośnicy rocka chcieliby mieć u siebie. Bębny były wokół i były to bębny w żadnym stopniu nie umowne, tylko prawdziwe. Muzyka buchała a nie płynęła. Coś kapitalnego.