Recenzja: ZMF Atrium

Brzmienie: Z odtwarzaczem przenośnym

    Na przekór tej wysokiej impedancji zacznijmy od przenośnego odtwarzacza, niepasującego do takiej. Ale jedynie w teorii, i to z palca wyssanej, bo dynamiczne ZMF Atrium okazały się potrzebować mniej więcej takiej samej siły napędowej co zrecenzowane tuż przed nimi Dan Clark Audio EXPANSE, czyli jedne z najnowszych i najlepszych planarnych. Może nawet ciut mniejszej, przy czym były wrażliwsze na poziom głośnościowy samego nagrania, a ogólnie rzecz biorąc nie odnotowałem żadnego problemu z napędzaniem przez Astell A&futura, dającego wraz z nimi bez wątpienia wybitne brzmienie.

   Odnośnie tego brzmienia poczułem się jako recenzent cokolwiek niepotrzebny, bowiem odnotowane przez innych własności „dźwięku ZMF” w pełni się potwierdziły. Pojawiło się brzmienie głębokie i gęste, z dobitnym światłocieniem, z wilgocią i z wyczuwalnym tlenem. Atmosfera gęstego mroku przeszywanego światłem nawiązywała do efektów kolorowego szkła, tutaj z użyciem bardzo wyraźnego rysowania krawędzi, ale bez ich wyostrzania. Co było spektakularne i uwyraźniające – a  jako suma efektowniejsze od przeciętnego obrazowania u wysokich lotów słuchawek, ale bez czucia w tym efekciarstwa, sztuczności czy przesadnego upiększania. W połączeniu z energetycznością (w tym też imponującą basowością skontrastowaną z delikatnością dźwięków delikatnych), jak również nutką ciepła i dużą nutą realizmu wywoływało to momentalną chęć słuchania, przywołując kolejny atrybut odnoszony do słuchawek od ZMF – wierne grono ich entuzjastów. Czuć było stojącą za tak sporządzonym muzycznym obrazem pracę tego ich rozbudowanego systemu dyfuzji, w której to pracy nie znać było techniczności; same jedynie znane audiofilom efekty towarzyszące doskonaleniu akustyki pomieszczenia i poprawianiu ustawienia kolumn. Czuło się, że ten dźwięk lepiej współpracuje z komorami akustycznymi niż to ma miejsce zazwyczaj i że stoi za tym coś więcej niż tylko dobre tworzywo i uformowanie muszli plus dobry kąt pomiędzy uchem a membraną. A choć to mogła być sugestia skutkiem nabytej wiedzy, i tak to pozytywnie wpływało, poprawiając nastawienie słuchającego.  

 

 

 

   

    Z jednym wyjątkiem, co nas odsyła do kwestii stosowanych kabli. Tych było dużo więcej niż zazwyczaj, bo dwa samego ZMF, trzy od Audeos, Sulek, Luna i Tonalium, ale stwierdziwszy wstępnie, że lepsze brzmienie płynie z mocniejszego gniazda symetrycznego, użyłem do porównań samych mogących je obsłużyć. Co eliminowało Sulka (jeszcze do niego wrócimy) i standardowy kabel ZMF, a pozostałe pokazały, że wiedza odnośnie kabli ma pod sobą stabilny grunt. Najlepiej to obrazowały kable Audeos – srebrny, miedziany i srebrno-miedziany. Zagrały niczym prowadzone za rączkę przez kogoś twierdzącego, że srebro srebrzy brzmienia i czyni je delikatnymi, a miedź dociąża, zaokrągla i ociepla. W połączeniu z cechami samych słuchawek najlepiej moim zdaniem wypad tu kabel czysto srebrny, bo one same są jak z miedzi, przy czym faktycznie z miedzi grille i zapewne uzwojenie wewnętrzne. Odnośnie grilli rzucę uwagę, bo potem o tym zapomnę: złożoność pracy kanałów akustycznych obrazowało między innymi to, że po ich zasłonięciu dłońmi nie następowało stłumienie brzmienia. Nic niemal się nie zmieniało, tak bardzo dźwięk był kształtowany przez boczne wyloty szczelinowe. W przeciwieństwie do tego podmiana kabli brzmienie zmieniała istotnie, między innymi w taki sposób, że przy Audeos czysto miedzianym był ciepły ale za masywny. Aż ta masywność przeradzała się momentami w przesadzanie z pogłosem, tym bardziej kabel czysto srebrny z trzech od Audeos wygrywał. Kabel od Luny także świetnie pasował i oferował lepszą transparentność na bazie intensywniejszych sopranów, jeszcze lepiej potrafiąc się wstrzeliwać w cechy brzmieniowe samych słuchawek. (Za cztery razy wyższą cenę miał taki obowiązek.) Odnośnie natomiast Tonalium popadłem w rzadko kiedy tak intensywny dylemat. Ten bowiem najlepiej utrafiał nomen omen w tonalność i najlepiej, bo w sposób najbardziej architektonicznie złożony, umiał formować dźwięki, jednak tej pięknej skądinąd złożoności towarzyszyło wrażenie minimalnej lecz niemożliwej do pominięcia desynchronizacji brzmienia. Przy żadnym innym (włączając kapitalnie spisującego się Sulka, któremu jednak brakowało mocy symetrycznego gniazda) nie wystąpiło to zjawisko, natomiast przy Tonalium odnosiłem wrażenie, jakby idące różnymi kanałami dźwięki nie zbiegały się w idealnej fazie, coś względem czegoś się opóźniało. To było ledwie śladowe i siłą rzeczy też podnoszące złożoność (aczkolwiek raczej tą niechcianą), ale znakomitość samej faktury brzmienia i tak przekonała mnie na koniec – z Tonalium brzmiało mimo wszystko najlepiej. No ale z pewną skazą, nie wiem z czego wynikającą. Być może z tego, że w tym kablu jedna żyła jest srebrna a druga miedziana?

     Ogólnie zaś przy odtwarzaczu przenośnym odnotowałem same plusy, bo oprócz wymienionych cech duża scena, a na niej jeszcze większa werwa i wszystko w jawnie budowanym klimacie efektownej mroczności przeszywanej światłem, poprzez nie wyraźnością. Faktury pierwszo gatunkowe w dotyku, a zwłaszcza przy Tonalium, medium ciśnieniowe i gęste z zaznaczającymi się pogłosami, a masywność, czy też mięsistość – wszystko jedno jak to nazwiecie – tak czy siak dźwięk był tu wagi ciężkiej w klasyfikacji bokserskiej. Sumą słuchanie zarówno łatwe jak obfite i naprawdę kuszące. Nie dziw, że są liczni tacy, którzy chcą tych słuchawek używać.

[2] Z którego robi się min. magnetyczne cięgła o uciągu tysiąca kilogramów.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: ZMF Atrium

  1. Sławek pisze:

    „Konkurencja jest tak obfita, że człowiek aż się w tym już gubi. (Choć od przybytku głowa nie boli, o osiłku przy żłobie także trzeba pamiętać.)”

    Całej wódki nie wypijesz, wszystkich słuchawek nie przesłuchasz, ale trzeba próbować!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      No to próbuję 🙂

  2. dziunn pisze:

    Można prosić o bliższą informację na temat kabla Audeos (model). Na stronie Audeos brak takiego kabla.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jutro postaram się dowiedzieć. Do mnie po prostu trzy przyszły.

  3. Audeos pisze:

    Są to przewody oparte o 8 żył (produkowanej dla nas) miedzi UP-OCC w geometrii litz type 6, z rdzeniem nylonowym. Wariant z czystej miedzi, miedzi posrebrzanej oraz hybryda pół na pół. Lutowane odpowiednio dobraną cyną (dodatkowo nieco zmodyfikowaną), konfekcjonowane kilkoma markami wtyków (zależnie od wariantu – Furutech, Plussound, Ranko, AECO).
    Wkrótce (przewodnik już czeka) dojdzie wariant z czystego srebra (podobnie jak w/w – type 6 litz, UP-OCC).
    Przewody są oferowane od dłuższego czasu, ale na stronę trafią dopiero na dniach (ostatnie szlify – zdjęcia, wybór wariantów).
    Ceny są bardzo przystępne, okolice 1500 zł. za warianty miedziane / posrebrzane. Z czystego srebra jeszcze nie został wyceniony, zależnie jakie wtyki zostaną wybrane.

    1. Sławek pisze:

      Grzebałem trochę na stronce. Tylko długości kabla nie ma, a to dość istotny parametr…

  4. Andre pisze:

    Atrium… Czy to może być dobry wybór dla fana Audioquest Nighthawk ? W sensie coś podobnego tylko lepszego technicznie?
    Kiedy recenzja? ZMF Cardela ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Do pewnego stopnia, ale to nie są takie same słuchawki pod każdym względem lepsze. Na przykład bas będzie trochę mniej potężny, za to przestrzeń ciekawsza. Jednoznacznie lepsze słuchawki to dopiero T+A Solitaire P albo RAAL. Ale to też będzie miało niuanse, bo NightHawk są bardziej relaksacyjne, na długi dystans mniej męczące. Pomijając to wszystko można jednak powiedzieć: tak, te Atrium są podobne a lepsze.

      1. Andre pisze:

        A Sony MDR-Z1R?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dawno tych Sony nie słuchałem, ale moim zdaniem ZMF bardziej przypominają NH.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy