Pisać wstępu nie muszę, producent z dystrybutorem o ostrzał informacyjny zadbali. Na stronach powiązanych z tytułowym produktem czytamy:
TUBE Mini to kieszonkowy lampowy wzmacniacz słuchawkowy i przetwornik cyfrowo-analogowy, zapewniający imponująco mocny dźwięk przy połowie rozmiarów przeciętnego smartfona. Możesz teraz zabrać swe ulubione pełnowymiarowe słuchawki w dowolne miejsce i cieszyć się najlepszą muzyką.
Dalej idą opisy jak wpadnięto na pomysł i przy pomocy jakich technologii został urzeczywistniony, ale o tym w następnym rozdziale, a teraz o idei i realizatorach.
Nowojorska Woo Audio to nasz stary znajomy, całkiem niedawno był tu brany pod lupę ich popisowy wzmacniacz lampowy o wadze nie liczonej w gramach, a mnogich kilogramach. Wcześniej bywały jeszcze większe; Woo ma w ofercie całą gamę potężnych wzmacniaczy, których koroną dla elektrostatów dzielony WES Electrostatic OTL, a dla pozostałych monobloki WA234 Mono SET OPT. O ceny lepiej nie pytać, nie będąc posiadaczem konta z sześcioma przynajmniej cyframi, ale oferta nowojorskiej firmy schodzi nisko i kończy się na urządzeniach o przystępnym budżecie. Nie inaczej w naszym przypadku – dobrze będzie na wstępie zaznaczyć, że ten łazęga-wzmacniaczyk zaopatrzony we własny przetwornik może wejść w skład czyjegoś audialnego instrumentarium za słusznie, miejmy nadzieję, wydane 2799 PLN. A gdyby naszła kogoś chętka uzupełnienia go dedykowanym dokiem ładująco-łączącym Power Base, będzie musiał dorzucić kolejnych szesnaście stów.
Migającym się od roboty zwyczajem (ale cóż więcej można napisać bez wizyty na miejscu bądź wywiadu z przedstawicielem) przytoczę passus o producencie pochodzący z ostatniej recenzji.
Woo Audio to szeroko znana w audiofilskiej branży wytwórnia amerykańska, której założyciele i główni inżynierowie – bracia Woo Wei i Zhi Dong – szczycą się czterdziestoletnim aż stażem w konstruowaniu wzmacniaczy. Siedzibą Nowy Jork (Long Island), tam firma ma swe biura i tam zakłady produkcyjne. W przedsięwzięciu partycypuje też trzeci przedstawiciel klanu, reprezentujący młodsze pokolenie Jack Woo – dyrektor techniczny i szef marketingu.
Specjalnością Woo Audio lampowe wzmacniacze słuchawkowe, niekiedy o tak dużej mocy, że zdolne napędzać kolumny; z upływem lat oferta się rozrastała i obejmuje teraz także dzielony odtwarzacz CD i tranzystorowy konwerter dla słuchawek elektrostatycznych oraz urządzenia przenośne i gamę okablowania.
Ano tak, panowie specjaliści od dużych wzmacniaczy znaleźli się pod presją, świat powędrował w małe. Małe i koniecznie przenośne, bo muzyka słuchana w drodze stała się arcy modna. Jej podstawowa forma przeszła kilkudziesięcioletnią ewolucję od bateryjnych radyjek, z czasem coraz to większych i z dołączanymi magnetofonami, by przeskakując powrotnie w małe przeobrazić się w walkmany, discmany i finalnie smartfony. Te to wielkości dłoni komputery z dodaną funkcją telefonu, a dzisiejszy komputer grać powinien muzykę, a nie same gierki pif-paf! Na ile jest do tego zdolny, o tym decydują wzmacniacze, ale wzmacniacze będące modułami w ramach samego smartfona jakoś się nie przyjęły dla słuchawkowych konstrukcji większych niż douszne pchełki. LG próbowało z takimi i nie bardzo to poszło, za to rynek urządzeń zewnętrznych przybrał mnogie i czasami ponownie duże formy, czego dobitnym świadectwem dopiero co zrecenzowany Mjölnir LOtOO – byczy wzmacniacz/przetwornik do noszenia w torbie na ramię, zdolny bezprzewodowo obsłużyć muzykę z nadajnika i przewodowo każde słuchawki. Woo Audio Tube Mini to jego konkurencja (choć bez łączności bezprzewodowej i głównie do laptopa lub smartfona), mimo iż jego wielkość w porównaniu okazuje się śmieszna. Ale tu to akurat nie wada – przy czym Woo gwarantuje (zaskoczenie) też pokaźny wolumen mocy – nie aż takiej, co prawda, ale budzącej respekt 1W/8Ω. Na dodatek moc owa pochodzi od hybrydy lampowo-tranzystorowej, a w takim razie potencjał uzyskania bardzo nieprzeciętnego brzmienia.
Urządzenie weszło na rynek A.D. 2023, a u mnie wyleżało się długo, dystrybutor po roku jął warczeć tracąc nerwy, ale zamiast bez recenzji odsyłać sprawdziłem ten potencjał i postanowiłem opisać, co już rokuje niezgorzej.
Uwaga o braku możliwości konwersji wyjścia niezbalansowanego na zbalansowane przy użyciu przejściówki według mnie nie ma sensu. Zakończenie pary przewodów słuchawkowych wtykiem niezbalansowanym jest elektrycznie równoważne temu, co uzyskamy stosując przejściówkę. Jeśli już, to ta uwaga powinna ostrzegać o braku możliwości konwersji wyjścia zbalansowanego na niezbalansowane, ale to jest na tyle oczywiste, że uwaga staje się zbyteczna.
Chyba zależy jaką przejściówkę, bo zdaje się raczej nie tą z 4-pin na Pentacon.
Jak pozwoliłem sobie sprawdzić, to Pan Piotr skopiował polski opis urządzenia, tylko że tłumaczenie ostrzeżenia dotyczącego wyjść się że w nim nie udało, po angielsku brzmi ono tak:
IMPORTANT NOTICE: 4.4mm balanced output is not compatible with headphones and earphones (IEMs) with unbalanced cables. NEVER connect unbalanced to the balanced input / output using adapters, it may cause damage to amplifier or malfunction. For headphones and earphones with unbalanced cables use the 3.5mm unbalanced output instead.
Czyli w skrócie: nie podłączaj słuchawek z niezbalansowanym wtykiem do wyjścia zbalansowanego za pomocą przejściówki, bo grozi tu uszkodzeniem urządzenia. Dla słuchawek z wtykiem niezbalansowanym używaj wyjścia niezbalansowanego.
Ot i cała tajemnica uwagi, która faktycznie w tym błędnym tłumaczeniu nie ma sensu.
Nawet nie podejrzewałem, że ktoś może posiadać przejściówkę z niezbalansowanego jacka na zbalansowany. Takowe chyba nie istnieją?