Recenzja: Unicorn Audio Vertico

Wkład do brzmienia

xxx

Sześć gniazd, parami o różnym przeznaczeniu.

    W sumie mógłbym to zawrzeć w jednym czy paru najwyżej zdaniach i też wszystko byłoby jasne. Ale rozwińmy z szacunku dla przedmiotu, jego twórców i czytelników temat, a zacznijmy od tego, że tor użyty został wyjątkowej jakości, sporządzony z elementów zgromadzonych na okoliczność recenzji najdroższego interkonektu świata. A zatem całe okablowanie klasy mega, za źródło jeden z najdroższych odtwarzaczy, fantastyczny lampowy przedwzmacniacz, z którego naprawdę jestem dumny, A-klasowe końcówki mocy, o jakich marzy się w snach, i jeszcze kolumny głośnikowe za prawie sto tysięcy. Do porównań dołączyły dwie drogie, rasowe listwy, natomiast nie miałem żadnego kondycjonera. I w ogóle mimo takiego zaplecza warunki testu były spartańskie, ponieważ Unicorn Vericto był u mnie zaledwie jeden wieczór. Jednego dnia przyjechał, drugiego już go nie było, ale sam zgodziłem się na tak niekomfortowy stan rzeczy, chociaż pierwotnie miał być normalny. Urządzenie miało się produkować przez kilka tygodni, jak przystało na dobre rozpoznawanie dźwięku, ale to się zmieniło, gdyż egzemplarz obiecany się sprzedał. Pojechał na odsłuch zakupowy i słuchający go potencjalny nabywca nie chciał się już z nim rozstać, a ja nie chciałem wyjść na tyrana. Obiecuję wszakże, że do tego Unicorna jeszcze na innej bazie porównawczej w innych recenzjach wrócę, jako że ma się ponownie zjawić, tym razem faktycznie na dłużej. A tak w ogóle, to przecież sprzęt i tak często kupujemy na podstawie pojedynczego odsłuchu, bo na kolejne nie ma czasu albo okazji, a odsłuchy krytyczne podczas pisania recenzji też nieraz pojedyncze robię. Nie ma więc co wybrzydzać i pora wyłuszczyć sprawę. Sprawa zaś jest przyjemna i jednocześnie nieprzyjemna. Przyjemna, bo urządzenie celująco zdało egzamin, a nieprzyjemna, bo tak jak ten nabywca, też bym wolał, żeby mnie nie opuszczało.

Zacznijmy może od znanego szeroko wśród audiofili zastrzeżenia, a właściwie to dwóch zastrzeżeń. Pierwsze odnosi się do lamp a drugie mocy. Według obiegowej opinii urządzeń lampowych nie powinno traktować się kondycjonerami, bo one filtracją ograniczają, a zatem listwy bez filtrów, jako całkowicie bierne i działające na tej samej zasadzie co dobre kable zasilające, powinny mieć przewagę. Drugie zastrzeżenie dotyczy mocy i jest analogicznej natury. Filtry w kondycjonerach to dławienie energii, toteż wzmacniacz, a już szczególnie o większej mocy, najlepiej wpiąć wprost do ściany, nawet czasami lepiej niż poprzez też ograniczającą listwę. Z tymi dwoma zastrzeżeniami sama firma Unicorn w zasadzie też się zgadza, bo jak wcześniej pisałem, sami odeszli od filtracji i ich kondycjoner jest nastawiony na to, by te zastrzeżenia brać pod uwagę, zgodnie z teoretycznym zapleczem takich opinii oferując zasilanie ani trochę nie ograniczone filtracją. Ma być więc czysta moc i energia, tyle że właśnie czysta, stabilna, natychmiastowa. Czy to tak właśnie wygląda w pomiarach, tego nie wiem, bo niczego nie pomierzyłem. Posłuchałem jedynie najpierw z listwami, a potem do akcji wszedł Jednorożec. Wszystko zostało mu podpięte – dwie końcówki o dużej mocy, przedwzmacniacz i oba składniki odtwarzacza. Rezultat?

Rezultat, przynajmniej dla mnie, nie pozostawiał złudzeń – z kondycjonerem okazało się być lepiej. Dźwięk wyszlachetniał, pogłębił się, stał ciekawszy. Nie mam w tym wypadku zamiaru ostrożnie poprzestawać na uwagach w rodzaju: „wydawało się początkowo, że nie zaszła poprawa i nic się nie zmieniło, jednakże po pewnym czasie…” Albo inaczej, też w tym samym stylu: „niby nic takiego nie zaszło, ale dźwięk się uporządkował…” W żadnym razie nie podziało się w tak szczątkowy sposób, toteż nie będę się za tego rodzaju chwytami opisowymi dekował. Jakieś marginalne porządki i śladowe „post-odsłuchowe” poprawy zostawmy na inną okazję, a tym razem poprawa okazała się całościowa i jak najbardziej konkretna. Skok się wydarzył o całą jakość a nie wąziutki margines; słuchanie bez i z Jednorożcem to były różne słuchania. Pomimo takiego toru, w tym takiej klasy kabli, także zasilających. Jak również tego, że w ścianie mam markowe, lite przewody po cztery milimetry kwadrat.

xxx

I zintegrowany kabel zasilający Furutecha.

Co jednak z tą elegancją i pogłębieniem – czy to się da uściślić? Owszem, można o tym nieco więcej powiedzieć. Kolory się nasączyły, powierzchnie zaczęły być bardziej lśniące, tło sczerniało i zyskało większą pojemność, a amplitudy zyskały gładsze i głębsze siodła. (Co sobie szczególnie cenię). Wiele razy już o tym pisałem, ale tu znowu dużą furą na sam środek to wyjechało – dźwięk zyskujący szczególną urodę dzięki dynamice połączonej z brzmieniową słodyczą, gdy właśnie te siodła stają się głębsze i gładsze. Coś trochę jakby zastąpić zwykły cynowy talerz prawdziwym perkusyjnym Zildjiana, albo głos pani przedszkolanki szkolonym, rasowym sopranem. Inny zgoła wymiar muzyki i okazuje się, że przy pomocy Unicorn Vertico też takie cuda się wyprawiają. Oczywiście nie tak zasadnicze, ale wcale też i nie małe – bynajmniej nie śladowe. Od razu kopnęła mnie jednorożcowa muzyka lepszym wyraźnie brzmieniem i szkoda mi teraz, że ta miedziana skorupa zabrała się i odjechała. Wyszlachetniały zresztą nie tylko głosy ale także pogłosy, a jak już także wiele razy pisałem, piękno w pogłosach może być ważniejsze, ponieważ nie niesie form znaczeniowych i jest dzięki temu łatwiej rozpoznawalne. Te pogłosy dzięki Vertico nabrały piękności naprawdę, coś niczym by kolumny ze zwykłych zastąpić tubowymi. A zwróćcie kiedyś uwagę, o ile wybrzmienia i pogłosy przy tubach są piękniejsze i bardziej trójwymiarowe. Podobnie jak lampy mają tuby swoje specjały i przewagi, lecz kondycjoner Vertico potrafi w znacznym stopniu je znosić, przydając zwykłym głośnikom tubowego charakteru a tranzystorom lampowego czaru. Nasyca brzmienia, pogłębia hiperbole i uszlachetnia pogłosy. Czyni wszystko bogatszym, ciekawszym, barwniejszym, bardziej ekskluzywnym. A do tego, jak obiecali twórcy, nie ma w tym żadnego coś za coś. Nie spada szybkość, dynamika, otwartość ani potęga brzmienia.

Nie będę brnął dalej w opis, bo nie dość że to był jeden wieczór, to jeszcze byłem zmęczony wcześniejszym pisaniem i słuchaniem. Dlatego dokładniejszą analizę odłożę na obiecany powrót i kolejne odsłuchy, ale nawet jeżeli nie wróci, mogę tego Verticico spokojnie rekomendować. Nie porównam go niestety do innych drogich kondycjonerów, z którymi stając w szranki podobno świetnie wypada, ale że jest użyteczny i coś jeszcze za swe niemałe pieniądze poza kwitem, uśmiechem sprzedającego i wyglądem wnosi, to nie ulega wątpliwości. Nie zdążyłem niestety także sprawdzić jaką oferuje relację pomiędzy drogimi kablami zasilającymi bez jego udziału a tańszymi przy jego uczestnictwie, ale może kiedyś uda się to jeszcze posprawdzać. Na razie mogę napisać, że najdroższe nawet zasilające kable i rasowe, markowe listwy go w pełni nie zastąpią, i to się samo wystarczająco tłumaczy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Unicorn Audio Vertico

  1. Tomek Czeczótko pisze:

    Dzień dobry panie Piotrze. To mój pierwszy komentarz ale okoliczności są szczególne. Otóż jestem szczęśliwym (bardzo!) właścicielem Jednorożca Vetico. Jest jednak pewna różnica; mój zasilany jest przewodem Acoustic Zen Absolute. Wcześniej dwukrotnie testowałem w swoim systemie kondycjonery Piotra Susuła zaopatrzone w przewody Furutecha. Ale z Absolutem to zupełnie inny poziom. Poprawa dotyczy wszystkich aspektów dźwięku. Jak lata temu napisał Edward Stachura: TO jest dopiero COŚ!
    Pozdrawiam i życzę dużo dobrych dźwięków.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Pozostaje zazdrościć. Może do mnie też trafi do poprawki taki z Absolute?

    2. Marek pisze:

      „całkiem inny poziom” daje do myślenia i właściwie nie wnosi nic oprócz emocji Pana Tomka. W jednym systemie zagra X, a w innym Y zagra lepiej. Zwrot całkiem inny poziom najbardziej pasuje do poziomu nagrań w obecnych czasach… w latach 70-tych był lepszy i tego niestety nawet najlepszy prąd nie zmieni.
      Tutaj mój gorący apel do radiowców 🙂 nie nadawajcie reklam o 10dB głośniej, bo nakręcacie wojnę, która kończy się miazgo-papką na płytach

      1. PIotr Ryka pisze:

        Sam producent deklaruje, że z Absolute jest lepiej, ale oczywiście też drożej. Ciekawe jak by było z polskim Iluminati, który jest rasowym i uniwersalnym kablem. Kabli zasilających Furutecha nie znam, tak więc nie mogę się do nich pozycjonująco odnieść.

      2. PIotr Ryka pisze:

        PS
        Nagrania w latach 70-tych faktycznie były znacznie lepsze, bo cały proces był tworzony analogowo. Podobno ma to wrócić, ale pewnie nie wróci, bo cyfrowo jest taniej. Najśmieszniejsze jest to, że latach 90-tych chwalono się DDD, czyli całym procesem cyfrowym. Ot, życie.

  2. Absolute Acoustic Zen niewątpliwie poprawia walory Vertico, jednak nawet ze standardowym okablowaniem furutecha alpha-occ (jak w recenzji) spokojnie staje w szranki z najdroższymi kondycjonerami na świecie. Tajemnica jego walorów kryje się gdzie indziej. Wykonaliśmy wiele testów różnych modeli Unicorn Audio z topowymi modelami kondycjonerów i listw najbardziej uznanych marek na świecie opinie były jednoznaczne na korzyść Unicorn Audio, chociaż czasem niektóre osoby mówiły to z zacisnietymi zębami 🙂 przekonane, że tak być nie może. Jednak polecam wszystkim nieufność i sprawdzenie tego, co napisałem w swoim systemie. Ewentualnie zrobienie testu z innym kondycjonerem w dowolnym pułapie cenowym.
    A może Susuł i Ryka kłamią?:-)

  3. Tomek Czeczótko pisze:

    Na zakup kondycjonera Vertico zdecydowałem się po odsłuchach „standardowego” Jednorożca z przewodem Furutech. W teście porównawczym mój – bardzo przyzwoity – kondycjoner IsoTek został przez Vertico dosłownie rozbity w pył. Decyzja o „zapęciu” Vertico na Absolucie wynikała z tego, iż mój cały system jest zasilany przewodami Acoustic Zen.

    1. PIotr Ryka pisze:

      A z Absolute o ile jest drożej? Bo o ile lepiej już wiemy 🙂

  4. Cena modelu Vertico z Absolutem Acoustic Zen w zaleznosci wybranego wtyku oscyluje w okolicach 40tyś zł.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Konkretna zwyżka. Ale sam kabel kosztuje zdaje się koło 15 tys. A który wtyk uważacie za najlepszy?

  5. Standardowo w kondycjonerach i naszych kablach zasilających używanymy dwóch wtyków furutecha
    FI-E38 rodowanych (ten wtyk był zamontowany w kondycjonerze z recenzji) lub złoconych (bardzo dobrze współpracuje z Absolutem). W wersjach specjalnych używamy najwyższego wtyku furutecha FI-E50 NCF. Testowalismy bardzo różne wtyki jednak te trzy modele okazały się bezkonkurencyjne we współpracy z naszym okablowaniem i kondycjonerami.

    1. A.B pisze:

      Kto testował ? Nietoperze ? 😉 Ale ogólnie gratki, że macie na to „pacjentów”.

      1. PIotr Ryka pisze:

        Pozdrowienia dla głuchych. Jak tam się słucha muzyki w przekazie migowym? Ostro dajecie czadu? Ręce nie bolą?

        1. A.B pisze:

          Piotrze nie wiem do czego pijesz ale jak już zacząłeś to też napiszę, bo świadomość kto jest kto masz zawsze przednią. OSTRO to dajecie czadu dopiero wy…w tym całym krakowskim kooperacyjnych Nautilusie jak odpowiedni pacjent sie wam właśnie trafi.

          Bogu dzieki, ze w porę sie zorientowałem o co kaman… i więcej nie napisze a mógłbym, chyba ze znowu zaczniesz to bardzo prosze…

          1. PIotr Ryka pisze:

            No, akurat świadomości nie miałem. Sprawdziłem dopiero po nazwisku przy logowaniu. A Nautilus to faktycznie dobrze znana mi firma, ale mój ci on nie jest w żadnym stopniu.

            A konkretnie, to o co z tym Nautilusem chodzi?

  6. Marecki pisze:

    😀 😀 😀 😀 😀 😀

    Konkretna riposta! 😀

  7. Marek pisze:

    Jeśli ten Absolut tyle wniósł, to może lepiej jest kilka Absolutów użyć, takich zacnych 2 metrowych co najmniej? ktoś testował porównywał?

    1. Marek pisze:

      mam na myśli system na Absolutach vs. system z kondycjonerem na Absolucie

      1. Tomek Czeczótko pisze:

        W moim systemie oprócz Absoluta wpiętego w kondycjoner pracują jeszcze 2 inne (preamp i końcówka mocy), „takie zacne 2 metrowe”. Do tego jeszcze 2 x Gargantua II, także oczywiście Acoustic Zen. I jest pięknie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy