Recenzja: Unicorn Audio Vertico

Unicorn Audio Vertico HiFi Philosophy 03   Zapytałem kiedyś podobnie jak ja zakochanego w technice lampowej znajomego audiofila, czy nie wie skąd wytrzasnąć najlepsze GZ-34, albo sam może ma jakieś w zapasie, bo wiem, że lubi chomikować i sporo nachomikował. Mam zdaje się cztery pary, ale żadnej nie sprzedam. Trudno teraz o takie, a kiedyś mogą się przydać – padła odpowiedź.

Znajomy jest w średnim wieku, ale żyć zamierza zdaje się ponad setkę, bo moje GZ-34 już z dziesięć lat pracują i ani trochę się nie zestarzały. I w sumie to norma. Zdarzyło mi się parę razy stracić drogą lampę podczas wyciągania z ciasnego gniazda (dehermetyzacja przy pinach i coś okropnego jak ten getter wyparowuje w oczach), a także jedną kiedyś przez nieuwagę stłukłem (myślałem, że coś sobie zrobię), natomiast nigdy mi się nie zdarzyło, żeby jakaś, jak to się mawia, padła. Fakt, trochę nimi żongluję, toteż nie grają przez cały czas, ale na przykład te GZ-34 pracują prawie bez przerw i wciąż się dobrze trzymają. No ale cudów nie ma, na kolejnych dziesięć lat raczej nie ma co liczyć i czas poszukać zastępstwa. Skąpy chomik-znajomy okazał się mimo wszystko przydatny, bo widząc moją dezaprobatę powiedział, że w takim razie powinienem się skontaktować z Susułem. Z kim? – pytam. No, z Piotrkiem Susułem; on ma sklep i załatwi każdą lampę. Wiele razy u niego kupowałem, zna się jak nikt, pewna sprawa. Skąd jest? – dopytuję. Z Krakowa, naprawdę go nie znasz?

No tak, okazuje się, że własnego miasta od audiofilskiej strony nie znam, ale jak się głównie siedzi w domu i pisze, a lampowe sprawunki porobiło wiele lat temu we własnym zakresie, to może się tak zdarzyć.

Tym sposobem wylądowałem na stronie internetowej http://tubes-store.eu, gdzie faktycznie lamp jest spory wybór, w tym także rarytasy. Ale akurat GZ-34 Mullarda nie mają, więc trzeba będzie samemu w sieci wyniuchać. Po takiej rekomendacji postanowiłem jednak krakowski serwis z lampami wykorzystać inaczej i kiedy w komentarzach pod recenzjami padało pytanie o jakąś potrzebną lampę, to do nich kierowałem. Zdarzyło się tak parę razy, aż tu dzwoni telefon i gość z telefonu się przedstawia – jestem Piotr Susuł, dzień dobry. Bardzo mi miło, rzekę, co pana do mnie sprowadza? A tak w ogóle, to skąd pan ma mój numer? Telefon mam, bo popytałem po znajomych, a dzwonię, bo pan do mnie skierował paru klientów i chciałem podziękować.

Nie będę przytaczał całej rozmowy, bo ciągnęła się dobrą godzinę, nadmienię wszakże, że GZ-34 najlepszego sortu nawet cały wybór tam mają, tylko ich nie widać w ofercie. Poza tym pod zamówienie klienta wyruszają na łowy, przy czym własne tereny łowieckie mają, toteż można się do nich zwracać nawet w najcięższych przypadkach. To jednak inna kwestia, z recenzją nie związana. Recenzja tyczy bowiem czegoś, o czym dowiedziałem się przy okazji. Konkretnie dowiedziałem się, że lampy, owszem, są dla pana Piotra ważne, ale głównie żyje z czego innego, z profesjonalnych instalacji. Wykonują na zamówienie po studiach, domach i przedsiębiorstwach profesjonalne prądowe zaplecze, gdy tylko ktoś sobie życzy mieć prąd lepszy aniżeli w standardzie, a przy okazji od lat wielu konstruują własne kondycjonery. Ma się rozumieć – takie najlepsze na świecie – bo któż inne rzeczy w ogóle by robił… Ale może odłóżmy złośliwości, bo akurat tu nie pasują. Jak widać po tytule taki kondycjoner do mnie trafił, a gdyby nie okazał się dobry, to by mi się o nim pisać nie chciało nawet za duże pieniądze. Bo albo bym musiał skrytykować, a na co to producentowi? Albo chwalić na wyrost, czy wbrew nawet materialnej prawdzie, a to z kolei mnie na co? Po co szargać sobie opinię za jakieś w sumie grosze, czy choćby i cały kondycjoner? Na świecie jest wystarczająco dużo urządzeń audio, które chwalić można bez śladu naciągania.

Wygląd, budowa i te rzeczy

Unicorn Audio Vertico HiFi Philosophy 07   Ale żeby zaraz najlepszy na świecie, albo jeden z takowych? Tu, w Krakowie schowany, o którym wcześniej nic nie słyszałem? Dalibóg, czyżbym tak mało słyszał?

Ale pan Piotr stanowczo twierdził, że robią te kondycjonery od lat i wypracowali taką technikę, że jakiś Power Plant czy inny Accuphase może się przy nich schować. Wiary dać temu w duchu za nic oczywiście nie chciałem, ale co szkodzi wypróbować? Może faktycznie duża rzecz? No więc przywieźli i podłączyli rzecz rzeczywiście dużą, ważącą prawie trzydzieści kilo; toteż wpierw o tych kilogramach.

Tytułowy, opisywany teraz Unicorn Audio Vertico to nie jest szczyt ich oferty. Firma Piotra Susuła produkuje jeszcze potężniejsze kondycjonery na użytek profesjonalny; takie mogące dźwigać wielokilowatowe moce. Jednakże technologia uzdatniania prądu we wszystkich jest identyczna: stanowi ją specjalne trafo separujące, odpowiednimi złączami uzupełnione i wspierane wstępną filtracją magnetyczną. I kompletnie nic więcej. Kiedyś ponoć inaczej to wyglądało, technologia firmy Unicorn zmierzała w innym kierunku. Podobnie jak u konkurencji mnożyła filtry, separatory, dławiki – przepuszczając prąd przez co tylko się dało, by wyszedł jak najgładszy. No i faktycznie – gładki wychodził, tyle że taki bladawy. Bo jak wyjaśniają twórcy, to zawsze jest zabawa w przepuszczanie rzeki poprzez sitko. Można tym sposobem wyłapać brudy i można wygładzić przepływ, tyle że tam, za sitkiem, już to nie będzie rzeka a rachityczne ciurkanie. Więc owszem, będzie gładko, spokojnie oraz miło, tyle że szlag trafi dynamikę, a wraz z nią cały entuzjazm. Audiofilski dom starców się zrobi – że świetlica, fotele i telewizor – natomiast nic z szału rock 'n’ rolla i wygibasów z saltami w tył. Żadnych także dań ostrych, alkoholu, dymu, urwania głowy – wyłącznie dietetyczna papka dla starców i karmiących matek. I to jest wprawdzie lekkostrawne – się nie spocisz i się nie zziajesz – tylko czy po to się słucha muzyki na sprzęcie za ciężki pieniądz, żeby się nie zaczadzić, nie zdyszeć i nie odlecieć?

Namnożywszy tych filtrów w imię gładzi zaszła u Jednorożców przemiana i nawrót do dzikości. Nie takiej całkowitej – że na bosaka, gołymi rękami, bez ubrania, bo po co wtedy kondycjoner? – tylko takiej mającej już technologię, ale wciąż naturalnie dzikiej. Takim czymś nie są w przypadku prądu na użytek muzyki odtwarzanej proce, dzidy i łuki, a właśnie separujące trafo o specjalnych zaletach. Mogące niczym wirówka wytrącić zanieczyszczenia, ale ani trochę wraz z tym nie spowolnić, a wręcz przeciwnie – stymulować.

Jak zrobić takie trafo, to oczywiście tajemnica i duma konstruktorów. Każdy by sobie sam takie nawinął, gdyby to było proste. A czy faktycznie udało się tak specjalne, że redukując zakłócenia potrafi jeszcze stymulować, to albo zaraz da się usłyszeć – i wówczas rzecz potwierdzić, albo nie – i wtedy nie ma o czym gadać.

Gadam, a więc się domyślacie, ale spróbujmy wpierw coś jeszcze dorzucić o technologii. Samego trafa nie rozbierzemy, pozostaje zapuszkowane w grubej, miedzianej osłonie, a tylko producent zapewnia, że nawinięto je super jakości miedzianym drutem wokół najlepszego z możliwych, wypracowanego mnogimi testami rdzenia, tak by prąd za transformatorem miał jak najszersze, broń boże nie zubożone pasmo. By się w nim odnalazły te wszystkie „dobre harmoniczne”, podejrzewane o sprawstwo lepszego brzmienia u urządzeń lampowych. Tych, których reprodukcję muzyki nasze zmysły świadomie i podświadomie odbierają jako ciekawszą – bardziej pobudzającą wyobraźnię, a jednocześnie na długą metę poprawiające nastrój.

xxx

W szczelnej miedzianej obudowie szczelna miedziana puszka, stojąca na ślizgowym zawieszeniu. A w środku transformator.

Dodatkowym atutem tego nadzwyczajnego trafa jest jego „pływające” zawieszenie, albo inaczej mówiąc kołyskowe mocowanie o trzech swobodnych punktach podparcia. Dlatego kiedy kondycjoner Vertico przechylić, słychać będzie jak transformator jeździ po płozach. Jest jednak zmyślnie zabezpieczony przed zerwaniem, toteż całe urządzenie można bezpiecznie stawiać na boku, natomiast lepiej go nie przewracać do góry nogami, choć nawet to nie powinno pociągnąć żadnych fatalnych następstw.

Jeszcze a propos zawieszenia, to w odniesieniu do całości są nimi trzy grube, antywibracyjne podkładki pod zaznaczone na spodzie punkty podparcia, tak więc całość jest dodatkowo przed wibracjami chroniona.

Ta całość to wielgachne miedziane pudło, pięknie wypolerowane i opatrzone w zależności od modelu czterema do dwunastu gniazd. Do gniazd tych zaraz dojdziemy, ale najpierw o obudowie. Nie tylko cała jest z miedzi, ale nawet spawy wykonano miedziane (są wypolerowane, niewidoczne), tak by stanowiła zamkniętą, wyłącznie miedzią powłokę. Dzięki szczelności i grubości użytych blach dawać ma według producenta idealną wręcz ochronę przed zewnętrznymi zakłóceniami, zdecydowanie lepszą niż u konkurencji.

W testowanym modelu po prawej na przednim panelu rozpościera się duży, aluminiowy plafon z podświetlanym napisem VERTICO, który choć darzył łagodnym światłem, według mnie powinien posiadać możliwość wygaszenia.

Do miedzianego kompletu dołącza wewnętrzne okablowanie, a ściślej nie kable a miedziane, uszlachetnione kriogenicznie szyny o przekroju 25 mm², zdolne przenosić obciążenie do 150 Amperów. Producent podkreśla z dumą, że całe wnętrze – z szynami, transformatorem i gniazdami – chronione jest klatką Faradaya, i to chronione perfekcyjnie. Same zaś gniazda to Furutech Schuko FI-E50 NCF (R) ze stykami z niemagnetycznej miedzi PCOCC powlekanej warstewką rodu i poddanej procesowi Alpha, który sam Furutech zachwala jako kriogeniczne zniesienie magnetyzmu. Z kolei korpus gniazda to posrebrzane włókna węglowe z dodatkiem cząstek ceramicznych, czyli ogólnie biorąc sam szczyt oferty jednego z najbardziej cenionych producentów wtyków i gniazd. Tych gniazd w recenzowanym urządzeniu, wycenionym na 26 tys. PLN, mamy sześć. Licząc od strony wejścia zasilającego przewodu dwa pierwsze dla dużego obciążenia, mogące łącznie przenieść 2,0 kW mocy, separowane jedynie filtracją magnetyczną. Dwa kolejne dla słabych wzmacniaczy, końcówek i przedwzmacniaczy, o łącznej obciążalności do 400 W – i one oprócz filtracji magnetycznej są już separowane transformatorem. A dwa ostatnie, też oczywiście separowane, dla źródeł, czyli niskiego poboru, ale także zdolne przenosić łącznie do 400 W.

Do kompletnego opisu pozostał kabel przyłączeniowy. Lubiący oszczędności przyjmą zapewne z uznaniem, że w odróżnieniu od wielu listw i kondycjonerów Unicorn Vertico nie ma jedynie gniazdka wejściowego a integralny kabel. Ten także pochodzi od Furutecha, ale zamawiający może sobie zażyczyć za dopłatą najwyższy model Acoustic Zen czy inny uznany przewód.

Wszystko to na papierze zachęcająco wygląda (na metce z ceną mniej już trochę), a Unicorn Vertico w swej lśniącej, miedzianej zbroi prezentuje się pierwsza klasa, ale papierowe i widokowe przewagi nie zastąpią brzmieniowych. Co zatem z tą stroną medalu?

Wkład do brzmienia

xxx

Sześć gniazd, parami o różnym przeznaczeniu.

    W sumie mógłbym to zawrzeć w jednym czy paru najwyżej zdaniach i też wszystko byłoby jasne. Ale rozwińmy z szacunku dla przedmiotu, jego twórców i czytelników temat, a zacznijmy od tego, że tor użyty został wyjątkowej jakości, sporządzony z elementów zgromadzonych na okoliczność recenzji najdroższego interkonektu świata. A zatem całe okablowanie klasy mega, za źródło jeden z najdroższych odtwarzaczy, fantastyczny lampowy przedwzmacniacz, z którego naprawdę jestem dumny, A-klasowe końcówki mocy, o jakich marzy się w snach, i jeszcze kolumny głośnikowe za prawie sto tysięcy. Do porównań dołączyły dwie drogie, rasowe listwy, natomiast nie miałem żadnego kondycjonera. I w ogóle mimo takiego zaplecza warunki testu były spartańskie, ponieważ Unicorn Vericto był u mnie zaledwie jeden wieczór. Jednego dnia przyjechał, drugiego już go nie było, ale sam zgodziłem się na tak niekomfortowy stan rzeczy, chociaż pierwotnie miał być normalny. Urządzenie miało się produkować przez kilka tygodni, jak przystało na dobre rozpoznawanie dźwięku, ale to się zmieniło, gdyż egzemplarz obiecany się sprzedał. Pojechał na odsłuch zakupowy i słuchający go potencjalny nabywca nie chciał się już z nim rozstać, a ja nie chciałem wyjść na tyrana. Obiecuję wszakże, że do tego Unicorna jeszcze na innej bazie porównawczej w innych recenzjach wrócę, jako że ma się ponownie zjawić, tym razem faktycznie na dłużej. A tak w ogóle, to przecież sprzęt i tak często kupujemy na podstawie pojedynczego odsłuchu, bo na kolejne nie ma czasu albo okazji, a odsłuchy krytyczne podczas pisania recenzji też nieraz pojedyncze robię. Nie ma więc co wybrzydzać i pora wyłuszczyć sprawę. Sprawa zaś jest przyjemna i jednocześnie nieprzyjemna. Przyjemna, bo urządzenie celująco zdało egzamin, a nieprzyjemna, bo tak jak ten nabywca, też bym wolał, żeby mnie nie opuszczało.

Zacznijmy może od znanego szeroko wśród audiofili zastrzeżenia, a właściwie to dwóch zastrzeżeń. Pierwsze odnosi się do lamp a drugie mocy. Według obiegowej opinii urządzeń lampowych nie powinno traktować się kondycjonerami, bo one filtracją ograniczają, a zatem listwy bez filtrów, jako całkowicie bierne i działające na tej samej zasadzie co dobre kable zasilające, powinny mieć przewagę. Drugie zastrzeżenie dotyczy mocy i jest analogicznej natury. Filtry w kondycjonerach to dławienie energii, toteż wzmacniacz, a już szczególnie o większej mocy, najlepiej wpiąć wprost do ściany, nawet czasami lepiej niż poprzez też ograniczającą listwę. Z tymi dwoma zastrzeżeniami sama firma Unicorn w zasadzie też się zgadza, bo jak wcześniej pisałem, sami odeszli od filtracji i ich kondycjoner jest nastawiony na to, by te zastrzeżenia brać pod uwagę, zgodnie z teoretycznym zapleczem takich opinii oferując zasilanie ani trochę nie ograniczone filtracją. Ma być więc czysta moc i energia, tyle że właśnie czysta, stabilna, natychmiastowa. Czy to tak właśnie wygląda w pomiarach, tego nie wiem, bo niczego nie pomierzyłem. Posłuchałem jedynie najpierw z listwami, a potem do akcji wszedł Jednorożec. Wszystko zostało mu podpięte – dwie końcówki o dużej mocy, przedwzmacniacz i oba składniki odtwarzacza. Rezultat?

Rezultat, przynajmniej dla mnie, nie pozostawiał złudzeń – z kondycjonerem okazało się być lepiej. Dźwięk wyszlachetniał, pogłębił się, stał ciekawszy. Nie mam w tym wypadku zamiaru ostrożnie poprzestawać na uwagach w rodzaju: „wydawało się początkowo, że nie zaszła poprawa i nic się nie zmieniło, jednakże po pewnym czasie…” Albo inaczej, też w tym samym stylu: „niby nic takiego nie zaszło, ale dźwięk się uporządkował…” W żadnym razie nie podziało się w tak szczątkowy sposób, toteż nie będę się za tego rodzaju chwytami opisowymi dekował. Jakieś marginalne porządki i śladowe „post-odsłuchowe” poprawy zostawmy na inną okazję, a tym razem poprawa okazała się całościowa i jak najbardziej konkretna. Skok się wydarzył o całą jakość a nie wąziutki margines; słuchanie bez i z Jednorożcem to były różne słuchania. Pomimo takiego toru, w tym takiej klasy kabli, także zasilających. Jak również tego, że w ścianie mam markowe, lite przewody po cztery milimetry kwadrat.

xxx

I zintegrowany kabel zasilający Furutecha.

Co jednak z tą elegancją i pogłębieniem – czy to się da uściślić? Owszem, można o tym nieco więcej powiedzieć. Kolory się nasączyły, powierzchnie zaczęły być bardziej lśniące, tło sczerniało i zyskało większą pojemność, a amplitudy zyskały gładsze i głębsze siodła. (Co sobie szczególnie cenię). Wiele razy już o tym pisałem, ale tu znowu dużą furą na sam środek to wyjechało – dźwięk zyskujący szczególną urodę dzięki dynamice połączonej z brzmieniową słodyczą, gdy właśnie te siodła stają się głębsze i gładsze. Coś trochę jakby zastąpić zwykły cynowy talerz prawdziwym perkusyjnym Zildjiana, albo głos pani przedszkolanki szkolonym, rasowym sopranem. Inny zgoła wymiar muzyki i okazuje się, że przy pomocy Unicorn Vertico też takie cuda się wyprawiają. Oczywiście nie tak zasadnicze, ale wcale też i nie małe – bynajmniej nie śladowe. Od razu kopnęła mnie jednorożcowa muzyka lepszym wyraźnie brzmieniem i szkoda mi teraz, że ta miedziana skorupa zabrała się i odjechała. Wyszlachetniały zresztą nie tylko głosy ale także pogłosy, a jak już także wiele razy pisałem, piękno w pogłosach może być ważniejsze, ponieważ nie niesie form znaczeniowych i jest dzięki temu łatwiej rozpoznawalne. Te pogłosy dzięki Vertico nabrały piękności naprawdę, coś niczym by kolumny ze zwykłych zastąpić tubowymi. A zwróćcie kiedyś uwagę, o ile wybrzmienia i pogłosy przy tubach są piękniejsze i bardziej trójwymiarowe. Podobnie jak lampy mają tuby swoje specjały i przewagi, lecz kondycjoner Vertico potrafi w znacznym stopniu je znosić, przydając zwykłym głośnikom tubowego charakteru a tranzystorom lampowego czaru. Nasyca brzmienia, pogłębia hiperbole i uszlachetnia pogłosy. Czyni wszystko bogatszym, ciekawszym, barwniejszym, bardziej ekskluzywnym. A do tego, jak obiecali twórcy, nie ma w tym żadnego coś za coś. Nie spada szybkość, dynamika, otwartość ani potęga brzmienia.

Nie będę brnął dalej w opis, bo nie dość że to był jeden wieczór, to jeszcze byłem zmęczony wcześniejszym pisaniem i słuchaniem. Dlatego dokładniejszą analizę odłożę na obiecany powrót i kolejne odsłuchy, ale nawet jeżeli nie wróci, mogę tego Verticico spokojnie rekomendować. Nie porównam go niestety do innych drogich kondycjonerów, z którymi stając w szranki podobno świetnie wypada, ale że jest użyteczny i coś jeszcze za swe niemałe pieniądze poza kwitem, uśmiechem sprzedającego i wyglądem wnosi, to nie ulega wątpliwości. Nie zdążyłem niestety także sprawdzić jaką oferuje relację pomiędzy drogimi kablami zasilającymi bez jego udziału a tańszymi przy jego uczestnictwie, ale może kiedyś uda się to jeszcze posprawdzać. Na razie mogę napisać, że najdroższe nawet zasilające kable i rasowe, markowe listwy go w pełni nie zastąpią, i to się samo wystarczająco tłumaczy.

Podsumowanie

Unicorn Audio Vertico HiFi Philosophy 03   Wygląda na to, że miałem do czynienia z kolejną krajową niespodzianką. A jest ich, trzeba przyznać, niemało i coraz, coraz więcej. Kolumny Audioforma, TR-Studio, Ifajstejo i wiele jeszcze innych; okablowanie Sulka, KBL-Sound, Illuminati, Albedo, Enner; fenomenalne systemy Destination i Ancient Audio, wzmacniacze Baltlaba, Abyss, Amare Musica, Divaldi; fantastyczne gramofony Sikory, sporo wzmacniaczy słuchawkowych, audiofilskie stelaże, ustroje…

Z tego się już uformowała cała ławica sprzętowa, wśród której płyną grube rybska, po wieloryby włącznie. A teraz, by to wszystko odpowiednio zasilić, dołączają jeszcze połyskujące ciepłym światłem kondycjonery od Unicorn Audio. Rewelacyjnie się sprawdzające, że bardzo chciałbym mieć taki, a na dodatek znakomicie się prezentujące, że wcale nie trzeba ich chować. Błyszczące polerowaną miedzią niczym rondle w profesjonalnej, pięciogwiazdkowej kuchni, do gotowania prądu pod najbardziej nawet utytułowane i drogie brzmienia. A dobry prąd – czy ktoś to lubi, czy przeciwnie – to jest nie nawet połowa audiofilskiego sukcesu, ale konieczny warunek całkowitego spełnienia. Nie zawsze do satysfakcjonującego brzmienia potrzebny – czasami udaje się tak dobrać urządzenia i same zasilające kable, że już jest znakomicie – ale co z tego, kiedy potem bierzemy dobrą listwę i okazuje się być lepiej. Działo się tak u mnie wielokroć, toteż wiem o czym mówię. A kondycjoner Unicorn Audio Vertico to jeszcze krok następny, ażeby się podziało, jak wyżej opisałem. Można bez niego żyć – no pewnie, da się – ale jak kogoś stać, to po co? Na jaką, panie, cholerę?

 

W punktach:

Zalety

  • Pod wieloma względami wzbogacony, a pod żadnym nie zubożony muzyczny obraz.
  • Głębsze brzmienie.
  • Barwniejsze.
  • Żywsze.
  • Bardziej połyskliwe.
  • Z głębszym, czarniejszym i pojemniejszym tłem.
  • Z większym dopieszczeniem i lepszą ekspozycją detali.
  • Bardziej hiperboliczne i czarujące.
  • W efekcie całościowo bardziej poruszające i angażujące.
  • Żadnych towarzyszących temu skutków ubocznych – zmęczenia dźwiękiem, agresji, zniekształceń, podbijania.
  • Nienaruszona też całościowa spójność.
  • Tak jak obiecywali twórcy, żadnego ujęcia dynamiki, mocy, potęgi, otwartości.
  • Sumarycznie daje to więcej niż nawet najlepsza listwa.
  • Można podpiąć cały system o dużej mocy.
  • Miedziana klatka Faradaya.
  • Zintegrowany przewód wysokiej klasy.
  • Można zamówić z innym.
  • Najlepsze gniazda Furutecha.
  • Kriogenicznie uszlachetnione listwy dystrybucji energii.
  • Elegancki, pasujący do drogich urządzeń wygląd.
  • Wielu zadowolonych użytkowników.
  • Made in Poland.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Trzeba się wykosztować.
  • Podświetlany szyld powinien dać się wyłączyć.
  • Mimo wszystko trzeba uważać podczas przenoszenia.
  • Podkładanie nóżek jest uciążliwe.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Vertico

Dane techniczne:

  • Kondycjoner sieciowy z filtracją magnetyczną i separacją transformatorową.
  • Dwa gniazda z filtracją magnetyczną o łącznej obciążalności 2000 W.
  • Dwa gniazda do mniejszych obciążeń z filtracją magnetyczną i separacją transformatorową o łącznej obciążalności 400 W.
  • Dwa gniazda do źródeł z filtracją magnetyczną i separacją transformatorową o łącznej obciążalności 400 W.
  • Miedziana obudowa o spawach miedzianych.
  • Kabel ścienny przyłączeniowy Furutech Alpha. (Opcjonalnie dowolny.)
  • Gniazda Furutech Schuko FI-E50 NCF.
  • Waga: 30 kg.
  • Cena: 26 800 PLN

 

System:

  • Źródło: Accuphase DP-950/DC-950.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówki mocy: Accuphase A-200.
  • Głośniki: Dynaudio Confidence C4 Platinium.
  • Interkonekty: Siltech Triple Crown.
  • Kable głośnikowe: Sulek Edia 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Audio Illuminati Power Reference One, Siltech Double Crown.
  • Listwy zasilające: Power Base High End, Sulek.
  • Kondycjoner: Unicorn Audio Vertico.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Ustroje akustyczne: Audioform.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

19 komentarzy w “Recenzja: Unicorn Audio Vertico

  1. Tomek Czeczótko pisze:

    Dzień dobry panie Piotrze. To mój pierwszy komentarz ale okoliczności są szczególne. Otóż jestem szczęśliwym (bardzo!) właścicielem Jednorożca Vetico. Jest jednak pewna różnica; mój zasilany jest przewodem Acoustic Zen Absolute. Wcześniej dwukrotnie testowałem w swoim systemie kondycjonery Piotra Susuła zaopatrzone w przewody Furutecha. Ale z Absolutem to zupełnie inny poziom. Poprawa dotyczy wszystkich aspektów dźwięku. Jak lata temu napisał Edward Stachura: TO jest dopiero COŚ!
    Pozdrawiam i życzę dużo dobrych dźwięków.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Pozostaje zazdrościć. Może do mnie też trafi do poprawki taki z Absolute?

    2. Marek pisze:

      „całkiem inny poziom” daje do myślenia i właściwie nie wnosi nic oprócz emocji Pana Tomka. W jednym systemie zagra X, a w innym Y zagra lepiej. Zwrot całkiem inny poziom najbardziej pasuje do poziomu nagrań w obecnych czasach… w latach 70-tych był lepszy i tego niestety nawet najlepszy prąd nie zmieni.
      Tutaj mój gorący apel do radiowców 🙂 nie nadawajcie reklam o 10dB głośniej, bo nakręcacie wojnę, która kończy się miazgo-papką na płytach

      1. PIotr Ryka pisze:

        Sam producent deklaruje, że z Absolute jest lepiej, ale oczywiście też drożej. Ciekawe jak by było z polskim Iluminati, który jest rasowym i uniwersalnym kablem. Kabli zasilających Furutecha nie znam, tak więc nie mogę się do nich pozycjonująco odnieść.

      2. PIotr Ryka pisze:

        PS
        Nagrania w latach 70-tych faktycznie były znacznie lepsze, bo cały proces był tworzony analogowo. Podobno ma to wrócić, ale pewnie nie wróci, bo cyfrowo jest taniej. Najśmieszniejsze jest to, że latach 90-tych chwalono się DDD, czyli całym procesem cyfrowym. Ot, życie.

  2. Absolute Acoustic Zen niewątpliwie poprawia walory Vertico, jednak nawet ze standardowym okablowaniem furutecha alpha-occ (jak w recenzji) spokojnie staje w szranki z najdroższymi kondycjonerami na świecie. Tajemnica jego walorów kryje się gdzie indziej. Wykonaliśmy wiele testów różnych modeli Unicorn Audio z topowymi modelami kondycjonerów i listw najbardziej uznanych marek na świecie opinie były jednoznaczne na korzyść Unicorn Audio, chociaż czasem niektóre osoby mówiły to z zacisnietymi zębami 🙂 przekonane, że tak być nie może. Jednak polecam wszystkim nieufność i sprawdzenie tego, co napisałem w swoim systemie. Ewentualnie zrobienie testu z innym kondycjonerem w dowolnym pułapie cenowym.
    A może Susuł i Ryka kłamią?:-)

  3. Tomek Czeczótko pisze:

    Na zakup kondycjonera Vertico zdecydowałem się po odsłuchach „standardowego” Jednorożca z przewodem Furutech. W teście porównawczym mój – bardzo przyzwoity – kondycjoner IsoTek został przez Vertico dosłownie rozbity w pył. Decyzja o „zapęciu” Vertico na Absolucie wynikała z tego, iż mój cały system jest zasilany przewodami Acoustic Zen.

    1. PIotr Ryka pisze:

      A z Absolute o ile jest drożej? Bo o ile lepiej już wiemy 🙂

  4. Cena modelu Vertico z Absolutem Acoustic Zen w zaleznosci wybranego wtyku oscyluje w okolicach 40tyś zł.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Konkretna zwyżka. Ale sam kabel kosztuje zdaje się koło 15 tys. A który wtyk uważacie za najlepszy?

  5. Standardowo w kondycjonerach i naszych kablach zasilających używanymy dwóch wtyków furutecha
    FI-E38 rodowanych (ten wtyk był zamontowany w kondycjonerze z recenzji) lub złoconych (bardzo dobrze współpracuje z Absolutem). W wersjach specjalnych używamy najwyższego wtyku furutecha FI-E50 NCF. Testowalismy bardzo różne wtyki jednak te trzy modele okazały się bezkonkurencyjne we współpracy z naszym okablowaniem i kondycjonerami.

    1. A.B pisze:

      Kto testował ? Nietoperze ? 😉 Ale ogólnie gratki, że macie na to „pacjentów”.

      1. PIotr Ryka pisze:

        Pozdrowienia dla głuchych. Jak tam się słucha muzyki w przekazie migowym? Ostro dajecie czadu? Ręce nie bolą?

        1. A.B pisze:

          Piotrze nie wiem do czego pijesz ale jak już zacząłeś to też napiszę, bo świadomość kto jest kto masz zawsze przednią. OSTRO to dajecie czadu dopiero wy…w tym całym krakowskim kooperacyjnych Nautilusie jak odpowiedni pacjent sie wam właśnie trafi.

          Bogu dzieki, ze w porę sie zorientowałem o co kaman… i więcej nie napisze a mógłbym, chyba ze znowu zaczniesz to bardzo prosze…

          1. PIotr Ryka pisze:

            No, akurat świadomości nie miałem. Sprawdziłem dopiero po nazwisku przy logowaniu. A Nautilus to faktycznie dobrze znana mi firma, ale mój ci on nie jest w żadnym stopniu.

            A konkretnie, to o co z tym Nautilusem chodzi?

  6. Marecki pisze:

    😀 😀 😀 😀 😀 😀

    Konkretna riposta! 😀

  7. Marek pisze:

    Jeśli ten Absolut tyle wniósł, to może lepiej jest kilka Absolutów użyć, takich zacnych 2 metrowych co najmniej? ktoś testował porównywał?

    1. Marek pisze:

      mam na myśli system na Absolutach vs. system z kondycjonerem na Absolucie

      1. Tomek Czeczótko pisze:

        W moim systemie oprócz Absoluta wpiętego w kondycjoner pracują jeszcze 2 inne (preamp i końcówka mocy), „takie zacne 2 metrowe”. Do tego jeszcze 2 x Gargantua II, także oczywiście Acoustic Zen. I jest pięknie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy