Recenzja: Unicorn Audio Vertico

Wygląd, budowa i te rzeczy

Unicorn Audio Vertico HiFi Philosophy 07   Ale żeby zaraz najlepszy na świecie, albo jeden z takowych? Tu, w Krakowie schowany, o którym wcześniej nic nie słyszałem? Dalibóg, czyżbym tak mało słyszał?

Ale pan Piotr stanowczo twierdził, że robią te kondycjonery od lat i wypracowali taką technikę, że jakiś Power Plant czy inny Accuphase może się przy nich schować. Wiary dać temu w duchu za nic oczywiście nie chciałem, ale co szkodzi wypróbować? Może faktycznie duża rzecz? No więc przywieźli i podłączyli rzecz rzeczywiście dużą, ważącą prawie trzydzieści kilo; toteż wpierw o tych kilogramach.

Tytułowy, opisywany teraz Unicorn Audio Vertico to nie jest szczyt ich oferty. Firma Piotra Susuła produkuje jeszcze potężniejsze kondycjonery na użytek profesjonalny; takie mogące dźwigać wielokilowatowe moce. Jednakże technologia uzdatniania prądu we wszystkich jest identyczna: stanowi ją specjalne trafo separujące, odpowiednimi złączami uzupełnione i wspierane wstępną filtracją magnetyczną. I kompletnie nic więcej. Kiedyś ponoć inaczej to wyglądało, technologia firmy Unicorn zmierzała w innym kierunku. Podobnie jak u konkurencji mnożyła filtry, separatory, dławiki – przepuszczając prąd przez co tylko się dało, by wyszedł jak najgładszy. No i faktycznie – gładki wychodził, tyle że taki bladawy. Bo jak wyjaśniają twórcy, to zawsze jest zabawa w przepuszczanie rzeki poprzez sitko. Można tym sposobem wyłapać brudy i można wygładzić przepływ, tyle że tam, za sitkiem, już to nie będzie rzeka a rachityczne ciurkanie. Więc owszem, będzie gładko, spokojnie oraz miło, tyle że szlag trafi dynamikę, a wraz z nią cały entuzjazm. Audiofilski dom starców się zrobi – że świetlica, fotele i telewizor – natomiast nic z szału rock 'n’ rolla i wygibasów z saltami w tył. Żadnych także dań ostrych, alkoholu, dymu, urwania głowy – wyłącznie dietetyczna papka dla starców i karmiących matek. I to jest wprawdzie lekkostrawne – się nie spocisz i się nie zziajesz – tylko czy po to się słucha muzyki na sprzęcie za ciężki pieniądz, żeby się nie zaczadzić, nie zdyszeć i nie odlecieć?

Namnożywszy tych filtrów w imię gładzi zaszła u Jednorożców przemiana i nawrót do dzikości. Nie takiej całkowitej – że na bosaka, gołymi rękami, bez ubrania, bo po co wtedy kondycjoner? – tylko takiej mającej już technologię, ale wciąż naturalnie dzikiej. Takim czymś nie są w przypadku prądu na użytek muzyki odtwarzanej proce, dzidy i łuki, a właśnie separujące trafo o specjalnych zaletach. Mogące niczym wirówka wytrącić zanieczyszczenia, ale ani trochę wraz z tym nie spowolnić, a wręcz przeciwnie – stymulować.

Jak zrobić takie trafo, to oczywiście tajemnica i duma konstruktorów. Każdy by sobie sam takie nawinął, gdyby to było proste. A czy faktycznie udało się tak specjalne, że redukując zakłócenia potrafi jeszcze stymulować, to albo zaraz da się usłyszeć – i wówczas rzecz potwierdzić, albo nie – i wtedy nie ma o czym gadać.

Gadam, a więc się domyślacie, ale spróbujmy wpierw coś jeszcze dorzucić o technologii. Samego trafa nie rozbierzemy, pozostaje zapuszkowane w grubej, miedzianej osłonie, a tylko producent zapewnia, że nawinięto je super jakości miedzianym drutem wokół najlepszego z możliwych, wypracowanego mnogimi testami rdzenia, tak by prąd za transformatorem miał jak najszersze, broń boże nie zubożone pasmo. By się w nim odnalazły te wszystkie „dobre harmoniczne”, podejrzewane o sprawstwo lepszego brzmienia u urządzeń lampowych. Tych, których reprodukcję muzyki nasze zmysły świadomie i podświadomie odbierają jako ciekawszą – bardziej pobudzającą wyobraźnię, a jednocześnie na długą metę poprawiające nastrój.

xxx

W szczelnej miedzianej obudowie szczelna miedziana puszka, stojąca na ślizgowym zawieszeniu. A w środku transformator.

Dodatkowym atutem tego nadzwyczajnego trafa jest jego „pływające” zawieszenie, albo inaczej mówiąc kołyskowe mocowanie o trzech swobodnych punktach podparcia. Dlatego kiedy kondycjoner Vertico przechylić, słychać będzie jak transformator jeździ po płozach. Jest jednak zmyślnie zabezpieczony przed zerwaniem, toteż całe urządzenie można bezpiecznie stawiać na boku, natomiast lepiej go nie przewracać do góry nogami, choć nawet to nie powinno pociągnąć żadnych fatalnych następstw.

Jeszcze a propos zawieszenia, to w odniesieniu do całości są nimi trzy grube, antywibracyjne podkładki pod zaznaczone na spodzie punkty podparcia, tak więc całość jest dodatkowo przed wibracjami chroniona.

Ta całość to wielgachne miedziane pudło, pięknie wypolerowane i opatrzone w zależności od modelu czterema do dwunastu gniazd. Do gniazd tych zaraz dojdziemy, ale najpierw o obudowie. Nie tylko cała jest z miedzi, ale nawet spawy wykonano miedziane (są wypolerowane, niewidoczne), tak by stanowiła zamkniętą, wyłącznie miedzią powłokę. Dzięki szczelności i grubości użytych blach dawać ma według producenta idealną wręcz ochronę przed zewnętrznymi zakłóceniami, zdecydowanie lepszą niż u konkurencji.

W testowanym modelu po prawej na przednim panelu rozpościera się duży, aluminiowy plafon z podświetlanym napisem VERTICO, który choć darzył łagodnym światłem, według mnie powinien posiadać możliwość wygaszenia.

Do miedzianego kompletu dołącza wewnętrzne okablowanie, a ściślej nie kable a miedziane, uszlachetnione kriogenicznie szyny o przekroju 25 mm², zdolne przenosić obciążenie do 150 Amperów. Producent podkreśla z dumą, że całe wnętrze – z szynami, transformatorem i gniazdami – chronione jest klatką Faradaya, i to chronione perfekcyjnie. Same zaś gniazda to Furutech Schuko FI-E50 NCF (R) ze stykami z niemagnetycznej miedzi PCOCC powlekanej warstewką rodu i poddanej procesowi Alpha, który sam Furutech zachwala jako kriogeniczne zniesienie magnetyzmu. Z kolei korpus gniazda to posrebrzane włókna węglowe z dodatkiem cząstek ceramicznych, czyli ogólnie biorąc sam szczyt oferty jednego z najbardziej cenionych producentów wtyków i gniazd. Tych gniazd w recenzowanym urządzeniu, wycenionym na 26 tys. PLN, mamy sześć. Licząc od strony wejścia zasilającego przewodu dwa pierwsze dla dużego obciążenia, mogące łącznie przenieść 2,0 kW mocy, separowane jedynie filtracją magnetyczną. Dwa kolejne dla słabych wzmacniaczy, końcówek i przedwzmacniaczy, o łącznej obciążalności do 400 W – i one oprócz filtracji magnetycznej są już separowane transformatorem. A dwa ostatnie, też oczywiście separowane, dla źródeł, czyli niskiego poboru, ale także zdolne przenosić łącznie do 400 W.

Do kompletnego opisu pozostał kabel przyłączeniowy. Lubiący oszczędności przyjmą zapewne z uznaniem, że w odróżnieniu od wielu listw i kondycjonerów Unicorn Vertico nie ma jedynie gniazdka wejściowego a integralny kabel. Ten także pochodzi od Furutecha, ale zamawiający może sobie zażyczyć za dopłatą najwyższy model Acoustic Zen czy inny uznany przewód.

Wszystko to na papierze zachęcająco wygląda (na metce z ceną mniej już trochę), a Unicorn Vertico w swej lśniącej, miedzianej zbroi prezentuje się pierwsza klasa, ale papierowe i widokowe przewagi nie zastąpią brzmieniowych. Co zatem z tą stroną medalu?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Unicorn Audio Vertico

  1. Tomek Czeczótko pisze:

    Dzień dobry panie Piotrze. To mój pierwszy komentarz ale okoliczności są szczególne. Otóż jestem szczęśliwym (bardzo!) właścicielem Jednorożca Vetico. Jest jednak pewna różnica; mój zasilany jest przewodem Acoustic Zen Absolute. Wcześniej dwukrotnie testowałem w swoim systemie kondycjonery Piotra Susuła zaopatrzone w przewody Furutecha. Ale z Absolutem to zupełnie inny poziom. Poprawa dotyczy wszystkich aspektów dźwięku. Jak lata temu napisał Edward Stachura: TO jest dopiero COŚ!
    Pozdrawiam i życzę dużo dobrych dźwięków.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Pozostaje zazdrościć. Może do mnie też trafi do poprawki taki z Absolute?

    2. Marek pisze:

      „całkiem inny poziom” daje do myślenia i właściwie nie wnosi nic oprócz emocji Pana Tomka. W jednym systemie zagra X, a w innym Y zagra lepiej. Zwrot całkiem inny poziom najbardziej pasuje do poziomu nagrań w obecnych czasach… w latach 70-tych był lepszy i tego niestety nawet najlepszy prąd nie zmieni.
      Tutaj mój gorący apel do radiowców 🙂 nie nadawajcie reklam o 10dB głośniej, bo nakręcacie wojnę, która kończy się miazgo-papką na płytach

      1. PIotr Ryka pisze:

        Sam producent deklaruje, że z Absolute jest lepiej, ale oczywiście też drożej. Ciekawe jak by było z polskim Iluminati, który jest rasowym i uniwersalnym kablem. Kabli zasilających Furutecha nie znam, tak więc nie mogę się do nich pozycjonująco odnieść.

      2. PIotr Ryka pisze:

        PS
        Nagrania w latach 70-tych faktycznie były znacznie lepsze, bo cały proces był tworzony analogowo. Podobno ma to wrócić, ale pewnie nie wróci, bo cyfrowo jest taniej. Najśmieszniejsze jest to, że latach 90-tych chwalono się DDD, czyli całym procesem cyfrowym. Ot, życie.

  2. Absolute Acoustic Zen niewątpliwie poprawia walory Vertico, jednak nawet ze standardowym okablowaniem furutecha alpha-occ (jak w recenzji) spokojnie staje w szranki z najdroższymi kondycjonerami na świecie. Tajemnica jego walorów kryje się gdzie indziej. Wykonaliśmy wiele testów różnych modeli Unicorn Audio z topowymi modelami kondycjonerów i listw najbardziej uznanych marek na świecie opinie były jednoznaczne na korzyść Unicorn Audio, chociaż czasem niektóre osoby mówiły to z zacisnietymi zębami 🙂 przekonane, że tak być nie może. Jednak polecam wszystkim nieufność i sprawdzenie tego, co napisałem w swoim systemie. Ewentualnie zrobienie testu z innym kondycjonerem w dowolnym pułapie cenowym.
    A może Susuł i Ryka kłamią?:-)

  3. Tomek Czeczótko pisze:

    Na zakup kondycjonera Vertico zdecydowałem się po odsłuchach „standardowego” Jednorożca z przewodem Furutech. W teście porównawczym mój – bardzo przyzwoity – kondycjoner IsoTek został przez Vertico dosłownie rozbity w pył. Decyzja o „zapęciu” Vertico na Absolucie wynikała z tego, iż mój cały system jest zasilany przewodami Acoustic Zen.

    1. PIotr Ryka pisze:

      A z Absolute o ile jest drożej? Bo o ile lepiej już wiemy 🙂

  4. Cena modelu Vertico z Absolutem Acoustic Zen w zaleznosci wybranego wtyku oscyluje w okolicach 40tyś zł.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Konkretna zwyżka. Ale sam kabel kosztuje zdaje się koło 15 tys. A który wtyk uważacie za najlepszy?

  5. Standardowo w kondycjonerach i naszych kablach zasilających używanymy dwóch wtyków furutecha
    FI-E38 rodowanych (ten wtyk był zamontowany w kondycjonerze z recenzji) lub złoconych (bardzo dobrze współpracuje z Absolutem). W wersjach specjalnych używamy najwyższego wtyku furutecha FI-E50 NCF. Testowalismy bardzo różne wtyki jednak te trzy modele okazały się bezkonkurencyjne we współpracy z naszym okablowaniem i kondycjonerami.

    1. A.B pisze:

      Kto testował ? Nietoperze ? 😉 Ale ogólnie gratki, że macie na to „pacjentów”.

      1. PIotr Ryka pisze:

        Pozdrowienia dla głuchych. Jak tam się słucha muzyki w przekazie migowym? Ostro dajecie czadu? Ręce nie bolą?

        1. A.B pisze:

          Piotrze nie wiem do czego pijesz ale jak już zacząłeś to też napiszę, bo świadomość kto jest kto masz zawsze przednią. OSTRO to dajecie czadu dopiero wy…w tym całym krakowskim kooperacyjnych Nautilusie jak odpowiedni pacjent sie wam właśnie trafi.

          Bogu dzieki, ze w porę sie zorientowałem o co kaman… i więcej nie napisze a mógłbym, chyba ze znowu zaczniesz to bardzo prosze…

          1. PIotr Ryka pisze:

            No, akurat świadomości nie miałem. Sprawdziłem dopiero po nazwisku przy logowaniu. A Nautilus to faktycznie dobrze znana mi firma, ale mój ci on nie jest w żadnym stopniu.

            A konkretnie, to o co z tym Nautilusem chodzi?

  6. Marecki pisze:

    😀 😀 😀 😀 😀 😀

    Konkretna riposta! 😀

  7. Marek pisze:

    Jeśli ten Absolut tyle wniósł, to może lepiej jest kilka Absolutów użyć, takich zacnych 2 metrowych co najmniej? ktoś testował porównywał?

    1. Marek pisze:

      mam na myśli system na Absolutach vs. system z kondycjonerem na Absolucie

      1. Tomek Czeczótko pisze:

        W moim systemie oprócz Absoluta wpiętego w kondycjoner pracują jeszcze 2 inne (preamp i końcówka mocy), „takie zacne 2 metrowe”. Do tego jeszcze 2 x Gargantua II, także oczywiście Acoustic Zen. I jest pięknie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy