Odsłuchy: Tellurium Q Black Diamond Coaxial RCA
Pora na kabel drugi – ofertowo o stopień wyższy i o osiemset złotych droższy. Niemalże identyczny na oko, ale na ucho mocno różny.
Tellurium Q Black Diamond XLR to referencyjny mój interkonekt analogowy o wtykach symetrycznych, z powodzeniem konfrontowany z dużo droższymi innych firm, o czym już wspominałem. Cechujący się brzmieniem w miarę ciemnym, głęboko nasyconym i bardzo melodyjnym. Spektakularnie ucieleśniający i humanizujący muzykę także pod kątem wspomnianej cyfrowości, którą w wysokim stopniu eliminuje. I ku niemałej mej satysfakcji wersja cyfrowa RCA te cechy w pełni podtrzymała. Nie słyszałem dotąd kabla koaksjalnego porównywalnej jakości, a chociaż nie jestem takich kabli jakimś szczególnym znawcą, to miewałem do czynienia z droższymi. Przejście z tak chwalonego powyżej Silver Ultra na Black Diamond to niewątpliwy krok naprzód. Krok wyraźny, a nie tam jakiś kroczek. Co nie znaczy, że srebrna wersja nie miała porównawczo nic do powiedzenia. Z takich spraw dwie ważne, dla kogoś mogące stanowić nawet rzecz zasadniczą: Kabel srebrny silniej analizował – bardziej akcentując szczegóły, następstwa czasowe i echa. To jako konsekwencję tego, że mocniej i cieniej ciągnął soprany, słabsze miał wypełnienie oraz bardziej wyosobniał pogłosy. Z tego samego powodu dawał też lepszą, bardziej narzucającą się wizualizację ogromu, niesienia się dźwięków w dal. Strzelistymi snopami sopranów i wędrówkami w bezkresie echa budował większą przestrzeń, bardziej się tą wielkością narzucającą. Ale to tyle z przewag dla ewentualnych ich smakoszy. Cała reszta, a więc przede wszystkim sama muzyka w aspekcie przywracania jej do analogowej postaci z cyfrowej katastrofy, była lepsza wyraźnie.
Nie był to aż gramofon, ale odejście w analogową stronę wyraźnie się zaznaczało. Płynność, sferyczny, gładko powierzchniowy i tylko na ozdobę z chropawą inkrustacją tekstur modelunek dźwięków, a także odczuwalne wyraźnie ciśnienie medium i wrażenie organicznej całości – tym wszystkim Czarny Diament bardzo wyraźnie górował. I teraz to wypunktujmy:
– Temperatura analogiczna, to znaczy minimalne ocieplenie.
– Całościowy obraz ciemniejszy i z bardziej nasyconymi barwami.
– O lepszym wypełnieniu i głębszym całościowo brzmieniu.
– Wyraźnie większej analogowości.
– Czyli dźwiękach lepiej ze sobą powiązanych i bardziej zaokrąglonych.
– A także naturalnie miękkich, pozbawionych twardawej wewnątrz pestki.
– Pogłosach jeszcze lepiej powiązanych z dźwiękową całością i bardziej wielowymiarowych – bogatszych brzmieniowo.
– Bez sybilacji. (To także mocno się zaznaczało.)
– O mocniejszym akcencie basowym przy zachowaniu aspektu przestrzennego. I w efekcie bas mocny, sferyczny, rozdzielczy, wspaniale wizualizujący perkusję.
– Pełniejszy w następstwie tego wszystkiego i bardziej analogowy wokal. Głębszy, bardziej rozfalowany i naturalnie miękki.
– A więc i sami wokaliści bardziej obecni, cieleśni.
– Bardziej intymny z nimi kontakt i jeszcze większa bezpośredniość.
– Lepsza namacalność wszystkiego.
– Ogólnie bardziej miękko i pełniej.
– Mniejszy nacisk na dźwięczność.
– Mniej powietrza i góry.
– Nieco wolniejszy, głębszy, bardziej płynący dźwięk
– Wyraźnie większe ciśnienie medium.
– Identycznie jednocześnie ożywionego i transparentnego.
– Dźwięk całościowo potężniejszy, bardziej serio, prawdziwy.
– Przestrzeń idąca do słuchacza, a nie od niego odchodząca.
– Redukcja sopranowej rzewności w sensie braku jej podkreślania.
– Lepszy fortepian: potężniejszy, naturalnie dźwięczny i wyraźnie lepiej w całość złożony,
– Brak analitycznych ciągot.
– Zdecydowanie mniej cyfry w cyfrze.
– Szczegóły w pełni ukazane, ale dokładnie wkomponowane w muzykę
– Lepsze w muzyce zanurzenie.
– Bardziej koherentna, wypełniona dźwiękami scena.
– Więcej liryzmu, a mniej rzewności.
– Śpiewniej.
– Mocniejsze uderzenie.
– Realniejsze wszystkie instrumenty – od perkusji po dzwonki.
– Brak jawnych niedociągnięć.
– A więc poniekąd referencja.
– I dlatego na koniec roku będzie nagroda „Golden Analog”.
Te kable może są dobre w swojej lidze, ale ta liga nie liczy się już zbytnio w cyfrowym audio, ta liga to nazywa się spdif-RCA. W świecie cyfrowego audiofilskiego audio, sygnał SPDIF po RCA to jeden ze słabszych możliwych wyborów, lepiej jest po BNC i AES/EBU, a łącze USB także oczywiście ma zalety w stosunku do RCA. Dlaczego tak jest? A no dlatego, 🙂 że największym problemem w kablach cyfrowych jest jitter, na który z kolei ma wpływ oporność kabla i wtyków. Niestety standard RCA-spdif ma problem z tą opornością z definicji, ponieważ konstrukcja wtyczki i gniazdka nie osiąga NIGDY zakładanej oporności 75 Ohm. Mój wniosek końcowy potwierdzony własną empiryką – można grać „analogowo” z plików ale jednym z kluczy (podkreślam TYLKO JEDNYM z kluczy) do sukcesu jest właściwe łącze, a do nich zalicza się AES/EBU, BNC i USB.
Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że przeciętny kabel USB czy BNC jest daleko w tyle za tymi RCA od Tellurium. Poza tym BNC to rzadkość, a już zwłaszcza w postaci trzech niezależnych kabli.
Zgadza się BNC to rzadkość, nie zmienia to jednak tego, że jest to nadal bezkompromisowe rozwiązanie 🙂 chociaż osobiście używam równie bezkompromisowego AES/EBU. Ciekawe byłoby dla mnie porównanie kabli Tellurium w standardzie AES/EBU
A i2s?
To wszystko pozostaje niejednoznaczne, zależne od danej maszyny. Przerabiałem to parę razy w odtwarzaczach dzielonych. Nie ma gruntownie najlepszego połączenia spośród typowych złącz cyfrowych. Ewentualnie 3 x BNC, ale w praktyce jest bardzo rzadkie. Dlatego Accuphase zrobiło własne HS-Link i w drugiej jego wersji to jest naprawdę to. Wystarczy zatem kupić dzielone Accuphase. (Za 200 tys. złotych.)
It is OK Marek, Tellurium Q make those type of cables also. 🙂
WINYL vs. CYFRA: winyl czyli ten nasz „analog” to nic innego jak lepsze dostosowanie charakterystyki brzmienia do realiów akustyki, które spotyka się w warunkach domowych. Polecam wszystkim, którzy tego jeszcze nie znają (Pana Piotra nie mam tu na myśli), zapoznać się z badaniami dla normy ISO226, a także poczytać trochę o akustyce małych i średniej wielkości pomieszczeń, bo przecież z takimi najczęściej mamy do czynienia w warunkach domowych. Wiedząc to wszystko łatwiej jest zrozumieć na czym polega ten czar czarnej płyty, a także łatwiej walczyć o wydobycie z cyfry analogowego brzmienia. 🙂
Po czemu te kable, bo tyle wyczytałem, że jeden o 800 zł droższy od drugiego.
W Pana recenzjach Panie Piotrze, cenę trzeba sobie starannie w tekście wyszukać.
Tymczasem wiele portali konkurencyjnych cenę eksponuje w artykule. Każdy chyba lubi wiedzieć z czym ma do czynienia.
W teście jest to napisane, ale dla porządku: Silver Ultra 3800, a Black Diamond 4600 PLN.
Dystrybucja Szymański Audio: http://sz-audio.pl/
Dziękuję.
W swoim systemie używam Coaxiala Wireworld Silver Starlight 7 (839zł).
Po przeczytaniu testu nabrałem ochoty sprawdzić ten Black Diamond, jako że wcześniej nie wierzyłem w cyfrówki.
Ale mam takie małe obawy, może jest Pan w stanie je rozwiać.
Dźwięk jest dopracowany, basu jest w sam raz, soprany nie kłują, w skrócie jest muzykalnie i jest ogłada, przyjemnie się słucha.
Stało się tak dopiero po zainwestowaniu w lepsze kable, kondycjoner, lepszy przedwzmacniacz oraz co ważne w dysk SSD (pliki Flac) – różnica kolosalna w stosunku do talerzowego.
Czytam cechy Blacka i zastanawiam się czy za bardzo nie pójdę w ciemność, mniej podkreślone soprany, jeszcze większy bas, w skrócie czy nie będzie już za dobrze?
Być może Ultra Silver lepiej by się wpasował, ale widzę również w ofercie Silver Diamond ?
Moim zdaniem trzeba się skontaktować z dystrybutorem (jest bardzo otwarty) i zorganizować odsłuch. Gdybanie nie ma sensu.