Recenzja: Tellurium Q Ultra Silver i Black Diamond Coaxial

Odsłuchy: Tellurium Q Ultra Silver Coaxial RCA

Na oko niemal identyczne…

   W tych pochwalnych recenzjach mogłem między innymi przeczytać, że natychmiast po wpięciu w system Silvera od Tellurium nastąpiła globalna poprawa o zdumiewających rozmiarach. (I mogłem też zauważyć, jak ubogim aparatem opisu niektórzy się posługują.) Sam natomiast mogę powiedzieć, że kabel tak od razu anielskich skrzydeł nie dostał, tylko zrazu grał trochę zbyt jasno i technicznie, a dopiero po kilkunastu minutach bardziej całościowo, muzycznie. Niemniej trzeba mu przyznać, że od pierwszej sekundy realistycznie i dojmująco bezpośrednio, czemu o tyle nie należy się dziwić, że mocno akcentował soprany i dawał przejrzyste w stu procentach medium, a one tak działają.

Odłóżmy jednak na bok te wstępne perturbacje. Po kilku godzinach na rozgrzewkę (jako że nie wiedziałem, czy był do końca ograny) zaczął się produkować w budzący respekt sposób. Momentalnie zgnębił używanego dotąd Acoustic Zen Silver Bytes (za 1000 PLN) i tylko z upływem czasu jeszcze się w tym umacniał. Nim wypunktuję bardziej ogólnikowo jego cechy, wypada scharakteryzować przyczyny tego pognębienia. Acoustic Zen miał jedną jedyną przewagę – grał bardziej spoistym dźwiękiem. Można powiedzieć: lepiej zestrojonym w jeden organizm. Ale cóż z tego, skoro ta bardziej funkcjonalnie zwarta w jeden organizm muzyka jednocześnie miała posmak obcości i przemawiała mniej bezpośrednio. Na tle docierającego do czystych emocji Ultra Silver raziła sztucznością i zdystansowaniem. Muzyczny jej obraz jawił się jak zza niezbyt czystej firanki, którą trzeci od góry Tellurium  momentalnie usuwał. Znikała brudna mgiełka – obraz rozjaśniał się i bezpośredniością uderzał. Zwłaszcza że znikał wraz z tym brudem także niedowarzony, nie pasujący do całości pogłos, czyniący muzykę właśnie obcą. Pogłos zbyt się wybijający jako coś samoistnego i jednocześnie sztucznie ubogiego, pozbawionego brzmieniowej złożoności poprzez brak należytej dźwięczności i trzeciego wymiaru. Ogólnie biorąc dźwiękowego życia. A na dodatek chłodny. I nie dość tego, z Silver Bytes muzyka nie miała takiej dynamiki i pojawiała się w sztucznej, nieprawdziwej przestrzeni. Takiej „wszędzie-nigdzie” i mniejszej; bez porządku i wyraźnego horyzontu, czy może raczej, precyzyjniej rzecz ujmując, należytej płaszczyzny działania. W efekcie grało to całościowo mniej prawdziwie i nudniej, mimo iż krąglej i bardziej w sensie przystawania do siebie dźwięków organicznie. Bez tendencji do analizy, na pewno muzykalniej, ale zarazem na tle droższego konkurenta zgrubnie, zbyt powierzchownie, bez życia. Mniej czysto, ciaśniej, mniej dźwięcznie i ze szpecącym pogłosem. Na osłodę jedynie oblej i z jednoczącym dźwięki akcentem na falowanie – lichszej jednak, uboższej materii dźwięku. Bas przy tym u Silver Bytes miał tę samą co u Tellurium głębokość brzmienia oraz zejścia, ale zdecydowanie mniej był przestrzenny, o wiele mniej obrazowy. Mniej też było tam światła, a temperatura podobna, to znaczy minimalne ocieplenie. Całościowo całkiem ten Silver Bytes w porządku, ale słuchanie z nim – adekwatnie akurat w tym wypadku do ceny – bardzo wyraźnie skromniejsze.

…ale na ucho już nie.

I teraz rodzi się pytanie: Jak to możliwe, że tyle pozytywnych recenzji powstało pod obecność skromnego Acoustic Zen? Wypada więc po raz kolejny zwrócić uwagę na proces adaptacji. O ile brzmienie nie zawiera jakichś rażących błędów, takich nie do przyjęcia, że zero akceptacji, mózg szybko koryguje obraz, prędko nadrabia braki. Nie zwalczy wprawdzie rozwiniętego do pełnej postaci sopranowego kłucia, czy mocno dudniącego basu, albo jawnie twardego dźwięku, ale taką jak tu „firankę”, czy te nieprawdziwe pogłosy, upierze i oswoi, że ich nie będzie znać. Zwłaszcza gdy jeszcze wcześniej w użyciu był kabel niższej jakości, więc względem niego jawna poprawa. Gubią się wówczas braki, dominuje przyrost jakości. Z tego powodu wzdragam się przed porównywaniem na odsłuchowy dystans; radzeniem komuś, co kupić, gdy się nie ma za sobą porównawczego testu rozwiewającego wszelkie wątpliwości.

Przejdźmy do cech Tellurium Q Ultra Silver w wymiarze samoistnym. Kabel jest:

– Leciutko ocieplony. Wyczuwa się to, ale tak marginalnie, trzeba na tym się skupić, by stało się widoczne.

– Stuprocentowo przejrzysty.

– Bezdyskusyjnie realistyczny i całkowicie bezpośredni.

– Muzykalny, lecz nie w stopniu referencyjnym. Są pod tym względem lepsi. Już Silver Bytes na przykład.

– Zarazem detaliczny i muzykę sekcjonujący.

– A w ramach tego uważnie analizujący sektory czasowe – żadnego zlewania, komasowania dźwięków, zacierania się brzmień na stykach.

– I oczywiście szczegółowy, ale bez nadmiernego wyosobniania szczegółów, wyprowadzania ich poza muzykę.

– O bardzo dobrej dźwięczności, co się od razu narzuca.

– Z wyraźnym akcentem pogłosu, lecz należycie powiązanym z dźwiękiem i bez posmaku obcości.

– Dający wielką wraz z tymi pogłosami przestrzeń.

– Nie mający żadnego cofnięcia sopranów, ale bez sopranowej uciążliwości. (Więc wielka przestrzeń tym bardziej.)

– Oferujący dobre, jednak nie akcentowane wypełnienie

– Z predyspozycją do oddania dowolnego muzycznego nastroju. (Gdyż tylko nieznaczne ocieplenie i ten nie wycofany sopran.)

– O bardzo dobrej szybkości.

– I bardzo dobrej trójwymiarowości.

– Dający dużo powietrza i światła.

– Ale bez rozjaśnienia – już prędzej nieznaczne przyciemnienie.

– Wyważone, naturalne wokale (nie starzone i nie odmładzane, czyli rzadkość).

– Świetne dęciaki i świetną perkusję.

– Przejrzyste partie orkiestrowe i bardzo dokładnie odwzorowany co do poszczególnych brzmień fortepian.

– Bardzo też dobre harfy i dzwonki – z bogactwem harmonicznym złożonego, wielopłaszczyznowego i nośnego, jawnie „promieniującego” dźwięku

– Dobry rytm.

– Bardzo dobre widzenie głębi.

– Bardzo także udane wydobywanie dźwięków z tła.

– Natychmiastowy atak i długie podtrzymanie

– Dużo tajemniczości i żywą przestrzeń, jednak bez ciśnieniowego medium.

– Umiarkowane zejście basu, ale z pięknym akcentem na przestrzenność.

– Piękne też echa.

– Całościową poetykę.

– Pierwszorzędne ogólne wrażenie, natychmiast słuchacza przekonujące.

– A z rzeczy mniej pozytywnych minimalną twardość.

– Tendencję do sybilacji.

– Ten brak stuprocentowej muzykalności.

– Nie do końca zaokrąglone dźwięki. (Których w krągłej postaci nie musi się zresztą lubić.)

– Nieprzesadny koloryt i wypełnienie barw. (Ciemne tła, ale jasna paleta.)

– Lekką chropawość głosów i tekstur. (Co można z kolei lubić i sam na przykład lubię.)

– Medium całkowicie transparentne, ale bez mocnego się przez nie odciskania (wysokiego ciśnienia).

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Tellurium Q Ultra Silver i Black Diamond Coaxial

  1. Marek Ł pisze:

    Te kable może są dobre w swojej lidze, ale ta liga nie liczy się już zbytnio w cyfrowym audio, ta liga to nazywa się spdif-RCA. W świecie cyfrowego audiofilskiego audio, sygnał SPDIF po RCA to jeden ze słabszych możliwych wyborów, lepiej jest po BNC i AES/EBU, a łącze USB także oczywiście ma zalety w stosunku do RCA. Dlaczego tak jest? A no dlatego, 🙂 że największym problemem w kablach cyfrowych jest jitter, na który z kolei ma wpływ oporność kabla i wtyków. Niestety standard RCA-spdif ma problem z tą opornością z definicji, ponieważ konstrukcja wtyczki i gniazdka nie osiąga NIGDY zakładanej oporności 75 Ohm. Mój wniosek końcowy potwierdzony własną empiryką – można grać „analogowo” z plików ale jednym z kluczy (podkreślam TYLKO JEDNYM z kluczy) do sukcesu jest właściwe łącze, a do nich zalicza się AES/EBU, BNC i USB.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że przeciętny kabel USB czy BNC jest daleko w tyle za tymi RCA od Tellurium. Poza tym BNC to rzadkość, a już zwłaszcza w postaci trzech niezależnych kabli.

      1. Marek Ł pisze:

        Zgadza się BNC to rzadkość, nie zmienia to jednak tego, że jest to nadal bezkompromisowe rozwiązanie 🙂 chociaż osobiście używam równie bezkompromisowego AES/EBU. Ciekawe byłoby dla mnie porównanie kabli Tellurium w standardzie AES/EBU

          1. Piotr Ryka pisze:

            To wszystko pozostaje niejednoznaczne, zależne od danej maszyny. Przerabiałem to parę razy w odtwarzaczach dzielonych. Nie ma gruntownie najlepszego połączenia spośród typowych złącz cyfrowych. Ewentualnie 3 x BNC, ale w praktyce jest bardzo rzadkie. Dlatego Accuphase zrobiło własne HS-Link i w drugiej jego wersji to jest naprawdę to. Wystarczy zatem kupić dzielone Accuphase. (Za 200 tys. złotych.)

    2. Geoff pisze:

      It is OK Marek, Tellurium Q make those type of cables also. 🙂

  2. Marek Ł pisze:

    WINYL vs. CYFRA: winyl czyli ten nasz „analog” to nic innego jak lepsze dostosowanie charakterystyki brzmienia do realiów akustyki, które spotyka się w warunkach domowych. Polecam wszystkim, którzy tego jeszcze nie znają (Pana Piotra nie mam tu na myśli), zapoznać się z badaniami dla normy ISO226, a także poczytać trochę o akustyce małych i średniej wielkości pomieszczeń, bo przecież z takimi najczęściej mamy do czynienia w warunkach domowych. Wiedząc to wszystko łatwiej jest zrozumieć na czym polega ten czar czarnej płyty, a także łatwiej walczyć o wydobycie z cyfry analogowego brzmienia. 🙂

  3. Sławek pisze:

    Po czemu te kable, bo tyle wyczytałem, że jeden o 800 zł droższy od drugiego.
    W Pana recenzjach Panie Piotrze, cenę trzeba sobie starannie w tekście wyszukać.
    Tymczasem wiele portali konkurencyjnych cenę eksponuje w artykule. Każdy chyba lubi wiedzieć z czym ma do czynienia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W teście jest to napisane, ale dla porządku: Silver Ultra 3800, a Black Diamond 4600 PLN.

      Dystrybucja Szymański Audio: http://sz-audio.pl/

      1. Sławek pisze:

        Dziękuję.

  4. Marek S. pisze:

    W swoim systemie używam Coaxiala Wireworld Silver Starlight 7 (839zł).

    Po przeczytaniu testu nabrałem ochoty sprawdzić ten Black Diamond, jako że wcześniej nie wierzyłem w cyfrówki.
    Ale mam takie małe obawy, może jest Pan w stanie je rozwiać.

    Dźwięk jest dopracowany, basu jest w sam raz, soprany nie kłują, w skrócie jest muzykalnie i jest ogłada, przyjemnie się słucha.
    Stało się tak dopiero po zainwestowaniu w lepsze kable, kondycjoner, lepszy przedwzmacniacz oraz co ważne w dysk SSD (pliki Flac) – różnica kolosalna w stosunku do talerzowego.

    Czytam cechy Blacka i zastanawiam się czy za bardzo nie pójdę w ciemność, mniej podkreślone soprany, jeszcze większy bas, w skrócie czy nie będzie już za dobrze?

    Być może Ultra Silver lepiej by się wpasował, ale widzę również w ofercie Silver Diamond ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Moim zdaniem trzeba się skontaktować z dystrybutorem (jest bardzo otwarty) i zorganizować odsłuch. Gdybanie nie ma sensu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy