Recenzja: Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE

Brzmienie

Tak samo jak w przypadku Bi-Wire, najlepiej nie stosować zwór.

   Przy takich założeniach i tej cenie nie ma zmiłuj, to musi być coś ekstra. Zarazem sytuacja nietypowa, odsłuchy nie odbyły się u mnie. W otoczeniu pandemii nie chciałem ryzykować zdrowiem swoim i żony, badania ograniczyły się do dwóch wizyt w Studio 999 Audio. (Prawie pięćdziesięciokilowe kolumny musiałoby wnosić kilka osób.) To raczej już się nie powtórzy, jesteśmy z żoną po szczepieniach, ale raz jeden będzie wyjazdowo, co rodzi pewne ograniczenia. W Studio 999 Audio nie mają bowiem odtwarzacza CD, a zwykłem korzystać z zestawu wyselekcjonowanych nagrań płytowych, pozwalającego w try miga określać poziom i charakter dźwięku. Trudno, rewolucja plikowa daje już mocno znać o sobie, klienci podobno bardzo rzadko przychodzą teraz z płytami, prawie wszyscy z listami nagrań z TIDAL. Niemniej sugerowałbym, nawet stanowczo, by Studio 999 AUDIO zaopatrzyło się w odtwarzacz, jak również miało własny gramofon. Wiem, że pliki są najwygodniejsze i jakościowo coraz lepsze, ale winyli nigdy nie dościgną, a do płyt CD odtwarzanych przez gatunkowy odtwarzacz też im jeszcze nieco brakuje, przynajmniej średnio biorąc. Wynagrodzeniem sytuacji z odtwarzaczem dobre warunki akustyczne – duża, wysoka, z dobrymi proporcjami sala, starannie zaadoptowana akustycznie. Także najwyższej klasy wzmacniacz – grzejące niczym autentyczne piece monobloki Audio Research Reference 750 SEL; tu pozbawione firmowego przedwzmacniacza, wysterowywane przez wbudowany w dCS Bartók DAC/Streamer. Do kompletu okablowanie MIT-a i stół audiofilski Nautilusa, przy czym kwestii okablowania musimy poświęcić osobny akapit, i od tego zaczniemy.

Dystans do słuchacza nie musi być duży, ale może.

Za pierwszym razem po przyjeździe zastałem Ethos Ultimo podpięte ze średniej półki Tarą – i tak obsłużone ich brzmienie niespecjalnie mnie poruszyło. Nie było złe, nawet powyżej przeciętnej, ale nie zwracało jakością uwagi. Gdybym w takiej tylko formie je słyszał, nie zawracałbym sobie głowy recenzją. Wyraziłem wówczas opinię, że wyglądają lepiej niż grają, co zmotywowało gospodarzy do sięgnięcia po inny kabel. Potężny MIT, wyposażony w puszki wielkości pudeł na buty, wprowadził w brzmienie rewolucję, zorganizował inny świat. To mogło być za przyczyną dwóch jego cech tworzących – samego przewodnika  (plus jego izolacja) oraz faktu, że był to kabel Tri-Wire. Rzadka cecha, w tym wypadku wielce korzystna, bo takich właśnie kabli oczekują Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE wyposażone w trzy zwrotnice i trzy komplety przyłączy.

Teraz to była uczta, brzmienie dalece niecodzienne. Wypełniające całą salę – jak ona szerokie, wysokie i głębokie; głębokie w sensie grania daleko za kolumnami, a mimo to też przed nimi. Przy całkowitym oderwaniu – żadnego wrażeniowo związku przyczynowego pomiędzy staniem głośników a zjawiającym się dźwiękiem, co zawsze jest przyjemne – klasyczna ta audiofilska sztuczka, wręcz popisowy numer. Tym razem na pełną skalę, że już nie da się lepiej. Ale może przecież być tak, i tak najczęściej bywa, że oderwany dźwięk cały lokuje się za kolumnami, kończąc na linii ich stania. W ten sposób tu nie grało – tam z tyłu wielki teatr, ale dźwięk też otaczał słuchacza. Zatem propagacja wszechstronna, niejako omnikierunkowa; i znów to bardzo miłe, bo tak jest na koncertach, a w każdym razie być powinno, gdy w przyzwoitym miejscu siedzieć.

Proporcje między rozstawem a dystansem typowe, podobnie jak niewielkie odgięcie.

Wspomniałem już, że dźwięk i jakość większe niż obraz stojących kolumn, to znaczy duże tego dźwięku źródła i precyzyjnie rozstawione. Dobrze także łączące dwie cechy przeciwstawne: swobodę miejsca wokół siebie i dobrą ich kooperację. Jedno i drugie jednocześnie – te źródła dobrze rozsunięte, ale zarazem wspólna sprawa; nie pojawiło się wrażenie, że każde coś na swój rachunek. Ważnym czynnikiem to wzmagającym dotykowy charakter brzmienia, przy czym nacisk w tym względzie nie na wysokociśnieniowość, a samą przyjemność dotknięcia.

Nie wiem jak inni, ale jestem bardzo uwrażliwiony na fakturę dotyku – w przypadku Ethos Ultimo słowo „wyrafinowanie” będzie najodpowiedniejszym. Jak smak szlachetnego wina obdarza kubki smakowe bogactwem dotykowym, tak brzmienie teraz słuchane darzyło uszy podobnymi wrażeniami słuchowymi – szlachetnością, mieszanką łagodności i mocy, wyrafinowaną strukturą substancji. Zawsze mocno przeżywam, kiedy zjawia się brzmienie mające taki dotyk, co nie zdarza się często, z pewnością nie jest regułą. Maleńka tu dygresja wracająca do poprzedniej recenzji: zasilacz Forester F1 miał właśnie taką cenność – poprawiał jakość dotyku, poprawiał każdym słuchawkom. Oczywiście brzmienie otrzymywane od kolumn, zwłaszcza takiego formatu, ma więcej walorów dotykowych niż najlepsze nawet słuchawki, ponieważ jego złuda tyczy prawdziwej przestrzeni, a nie sztucznie przywoływanej przez mózg na bazie słuchawkowych danych.

Jakość wzmacniacza kluczową sprawą.

Przestrzeń, gabaryty i dotyk, to za nami, zostaje forma właściwa. Brzmienie Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE słuchanych z Audio Research Reference 750 SEL via kabel głośnikowy MIT Shotgun Tri-Wire miało naturalną ciepłotę oraz było wilgotne. Ta wilgoć, także natlenienie, na tyle nieprzeciętne, że też zwracały uwagę. Ale najbardziej podobała mi się suma, a tak nie zawsze się dzieje. Czasami jakiś pozytyw wysuwa się przed inne, na przykład nadzwyczajna stereofonia albo nadzwyczajna otwartość. Tutaj nic się nie wysuwało, a raczej wysuwało wszystko. Otwartość, trójwymiarowość, relacje szczegół-ogół, zanurzenie słuchacza w dźwięku i dźwięku tego maestria – to wszystko w równym stopniu dawało satysfakcję. To zresztą mało powiedziane, czemu już dałem wyraz w relacji ze Studia 999 AUDIO jako nowego salonu. Napisałem wówczas – przyznaję, mało elegancko – że krytycy kolumn Studio 16 Hz, a tych kiedyś nie brakowało, sami mając tego formatu brzmienie chwaliliby się wszem i wobec, rozpowiadając nieustannie, że brzmienia innych się nie równają. I to poniekąd byłoby słuszne, bo chociaż wiele na rynku głośników mogących takim brzmieniem obdarzać, to z reguły są to głośniki znacznie droższe, mimo iż Ethos Ultimo nie należą do tanich. Przy czym konieczna jest uwaga, że na przykład znajdziemy wiele kolumn, też monitorów podstawkowych, dający równie szlachetny dotyk, albo równie niezwykłe wrażenia akustyczno-przestrzenne. Natomiast trudno będzie o takie, które dawałyby tyle jakości równocześnie, takie wyrównanie aspektów. W tym także aspekt wielkościowy – zdolność akustycznego pokryci9a i wysycenia sali o dużej kubaturze.

Podobnie jak akustyka i okablowanie.

I jeszcze jeden aspekt chciałbym uwypuklić na koniec. Można go nazwać koherencją, można dobrym osadzaniem w przestrzeni i wiązaniem dźwięków ze sobą, można próbować jeszcze inaczej, na przykład dobrą koordynacją przechodzącą w popisu sumę. Niezależnie od sposobu opisu chodzi o magiczność przestrzeni przywołanej dźwiękami. Bo przecież kiedy jesteśmy w sali odsłuchowej i rozmawiamy ze sobą, sytuacja ta jest sensie empirycznego realizmu bardziej autentyczna, niż kiedy użyć aparatury audio. A jednak żadna magiczność z taką rozmową się nie wiąże; najczęściej wręcz przeciwnie – jest powszednio lub dziwnie. Głosy stojących obok są całkowicie banalne, a stojących daleko popadają w echowość i stają przez to zimne. Żadna z tego nie płynie przyjemność, chyba że ktoś opowiada coś ciekawego, albo na przykład cię chwali. Tymczasem kiedy słuchać z aparatury, nawet kiedy to też zwykła wypowiedź, a nie któryś przejaw muzyczny, pojawia się satysfakcja skutkiem niecodzienności. Tej właśnie satysfakcji, tej skutkiem przewyższenia realności, Ethos Ultimo dają szczególnie dużo, jest ona perfekcyjna. Brzmienie w każdym aspekcie osiąga znakomitość i nie ma wad – punktu do jakiejś zaczepki, o ile tylko otoczenie aparaturą i okablowaniem jest równie znakomite. A (nomen omen) MIT, także Acoustic Research i dCS Bartók, takimi właśnie były.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE

  1. Sławek pisze:

    Wspaniale wyglądają te kolumny, ale mają jedną zasadniczą wadę przez Pana nie wymienioną – nie są kotoodporne! Głóśniki nie są odpowiednio zabezpieczone.
    Jako opiekun trzech futer wiem co mówię… Kocur bardzo grzeczny, ale są dwie kotki młode i strasznie rozrabiają, monitorki to schodek by wskoczyć wyżej i nieważne czy ten schodek się przewróci.
    Tak przy okazji – jak tam Pana kotek – wylizał się? Mam nadzieję…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Prawdziwa kotoodporność jest bardzo trudna. Mój dziesięciokilowy kocur (schudł o półtora kilo przez chorobę, ale na powrót tyje) rozwala momentalnie każdą torbę czy klatkę do transportu kotów, zajmuje mu to dosłownie parę sekund. Tym bardziej więc żadne maskownice by go nie powstrzymały, chyba że gęste siatki z grubych prętów. Odnośnie jego stanu zdrowia, to jedzie cały czas na kuracji sterydowej i na razie się trzyma. Diagnoza (dwie poszerzone morfologie i trzy razy USG) nie jest jasna – może to chłoniak, a może przewlekłe zapalenie jelit. Miejmy nadzieję, że to drugie.

      1. Sławek pisze:

        Moje Pylon Ruby Monitor (mówiąc szczerze to najsłabszy element zestawu, kupiony po to by można gościom lub żonie puścić muzykę bo trudno by zakładali słuchawki po kolei kilka osób, albo po ludzku posłuchać dźwięku z TV) – są kotoodporne bo mają na stałe zamocowane ażurowe metalowe siateczki. Przy okazji zakupu gramofonu widziałem w salonie w Katowicach kilka innych modeli kolumn z metalowymi zabezpieczeniami, np. Paradigm. Ludzie mają w domu zwierzaki i niektórzy konstruktorzy to uwzględniają. Ja bym chętnie wymienił moje Ruby Monitor na Audiowave 141SE, które dźwiękowo mi bardziej pasują, ale cóż Pan Konstruktor (którego znam osobiście) nawet maskownic nie przewidział. Tyle, że tak jak Pan pisze – maskownice to marne zabezpieczenie przed kotem.
        Trzymam kciuki za kotka!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Dziękuję w imieniu kotka. Strunowe zabezpieczenie frontu a la Franco Serblin może być chyba ze strun metalowych i wówczas byłoby kotoodporne.

  2. Fon pisze:

    Tak kable głośnikowe to spore ograniczenie jak reszta kolumny jest najwyższych lotów, to dalej bardzo niedoceniany element a nawet w kolumnach niższej klasy wnosi bardzo dużo.
    Niestety trzeba w ten element zainwestować sporo aby zagrało, taka prawda.

    1. Sławek pisze:

      Do monitorków Pylon Ruby Monitor za 2700 zł używam kabli QED Signature Revelation fabryczne gotowy komplet za 1100 zł. Jak użyję droższych to zaczną lepiej grać?
      Jak już to trzeba im chyba zrobić wiwisekcję i powymieniać elementy zwrotnicy na lepsze i wewnętrzne okablowanie najpierw.

      1. Piotr Ryka pisze:

        A może jednak spróbuj z lepszymi kablami? Przypuszczam, że jednak zagrają lepiej. Ale broń Boże kupować, pożyczyć.

        1. Sławek pisze:

          Srebro, srebro i jeszcze raz srebro…
          Co się da da wymieniam na Argentum, a to są kable na zamówienie.
          Wyjątki to słuchawkowy Tonalium i I2S między transportem CD a DAC – Tubulus Concentus.
          Więc ciężko będzie pożyczyć, no chyba że się otworzę także na miedź…

          1. Sławek pisze:

            Zasilające także wymieniłem na Argentum – z dobrym skutkiem.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Spróbować jednych, drugich trzecich – sprawdzić jak może być. Sam miedź bardzo lubię, a srebro jest na ogół trudniejsze – zarówno dla producenta kabla, jak i zestawiającego tor.

  3. Marrio pisze:

    Czy jest szansa na recenzje HIFIMAN HE-R10D ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest.

      1. Marrio pisze:

        Git 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy