Recenzja: Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE

   W relacji z niedawno powstałego salonu – Studia 999 AUDIO w Krakowie – sygnalizowałem obecność tam popisowego produktu manufaktury głośnikowej Studio 16 Hz z Tychów. Ze Studia do Studia przewędrowały zatem te popisowe dla swego producenta głośniki, a sam przywędrowałem tam od siebie, żeby móc je usłyszeć. Niecelowo zupełnie, bo nawet nie wiedziałem o ich istnieniu, za to bardzo udanie – okazały się świetne.

Wystawiając taką ocenę od razu palę efekt niespodzianki, tracąc sposobność zaskoczenia opinią końcową; i teraz ktoś nie mający ochoty brnąć w długie ciągi słowne nie skrywające już tajemnicy, może resztę odpuścić.

– Oto są, zaistniały, popisowe głośniki autorstwa Studio 16 Hz; można ewentualnie jeszcze sprawdzić, jak duże i jak wyglądają oraz ile kosztują. Gdyby się spodobały, a cena nie odstraszyła, można po opis brzmienia na miejsce się udać, powierzając go najlepszemu recenzentowi – własnym uszom. Nie będę krył, iż tak właśnie będzie najlepiej, ale dla lubiących sobie poczytać, także tych, którym do Krakowa nie jest po drodze, a wstępnie są zainteresowani – dla nich ciąg dalszy tekstu.

Studio 16 Hz to, jak na krajowe uwarunkowania, firma ze sporym dorobkiem. Powstała w 1996, obchodzi zatem 25-lecie. Ćwierć wieku w zupełności starczyło, by stała się popularna i otoczyła kręgiem fanów. Pod względem oferty przyzwyczaiła natomiast do celowania w coś, co nazywamy złotym środkiem. Ani nie szaleje z cenami, ani nie oferuje taniej masówki – kolumny od nich grać winny bardzo dobrze relatywnie mało kosztując, czyli maksymalizm tu się odnosi  wyłącznie do stratyfikacji cena/jakość. Wraz z tą recenzją to się zmienia, poszerzeniu ulega krąg produktowy. Ale o tym za moment, coś jeszcze najpierw o twórcy.

Firma działa na Śląsku i jak wiele tego typu przedsięwzięć wystartowała przez pączkowanie, to znaczy produkowanie kolumn głośnikowych było zrazu jej działalnością poboczną, dopiero z czasem stając się najważniejszą, a na koniec jedyną. To dobry punkt wyjściowy, oznacza bowiem, że głośnikowe produkty zaistniały bez specjalnego zadęcia i weszły w rynkowy krwiobieg jako coś potrzebnego, pasującego do siły nabywczej i oczekiwań, zatem nie na zasadzie reklamowego wrzasku i wpychania czegoś na siłę. Świadczy to o talencie konstruktora, który nie mając marketingowego wsparcia ani także zaplecza w postaci zaprzyjaźnionych salonów, potrafił wybić się na pozycję kogoś znanego i cenionego. Rzecz stała się więc trochę mimochodem, a pan Grzegorz Rogala zapewne sam nie miał kiedyś świadomości skrywania w sobie talentu konstruktora głośników.

O wysokiej jakości produktów Studia 16 Hertz nie muszę nikogo gołosłownie przekonywać, tu nie trzeba wierzyć na słowo. Firma od lat prezentuje swe dokonania na warszawskim Audio Video Show; i to nie tylko w pokoju własnym, ale też użyczając głośników wytwórcom elektroniki. Fakt, że chętnie promują się w ich towarzystwie stanowi kolejny dowód, że mamy do czynienia z czymś udanym.

Przesuńmy teraz uwagę w stronę przedmiotu recenzji. Poszerzanie oferty zwykle przebiega  prędzej, nie trzeba czekać aż tak długo. Konstruktorów samych ciągnie do popisania się czymś niezwykłym; Studio 16 Hz natomiast wcale się nie kwapiło. – Ba, nie miało nawet zamiaru. Recenzowane ETHOS ULTIMO to bardziej produkt na zamówienie, powstały w skutek nacisków zewnętrznych, a nie z potrzeby własnej. Kilka osób doszło do wniosku, że zamiast sięgać po produkt gotowy innych marek, lepiej będzie poprosić Studio 16 Hz o projekt i wykonanie głośników z wyższej półki. Rzecz rozpoczęła się dawno temu, ciągnęła długo i sfinalizowała w 2016-tym, a w odniesieniu do wersji Signature w 2018 roku. Po drodze wiele badawczych odsłuchów wersji roboczych odbyło się u klientów, a uchylając rąbka tajemnicy powiem, że klienci ci posiadali aparaturę klasy ekstremalnej, na przykład niesamowite i też wykonane na zamówienie monobloki lampowe Amplifona. (Każdy po kilkadziesiąt lamp, ważący 240 kilogramów, opracowanie tak ekstremalnego rozwiązania zajęło przeszło trzy lata.) Można zatem powiedzieć, że za powstaniem ETHOS ULTIMO stali przede wszystkim ci pasjonaci, którzy gustują w posiadaniu przedmiotów wyjątkowych, a nie prosto z rynkowej oferty. Taki już widać los Studia 16 Hz – rzeczy wokół niego dzieją się jakby same, co ani trochę nie przeszkadza temu, że są to rzeczy udane.

Budowa, wygląd, koszty

Typowa kolumna wyższej klasy.

   W obliczu takich okoliczności powstania, Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO z założenia muszą być wyrobem ambitnym. Ambitny projekt, zakładający możliwość nawiązania bezpośredniego kontaktu z artystami; mający rodzić emocje nie tyle nawet silne, co takie, z których nie sposób się wyzwolić. To ma być muzyka podawana w wyjątkowo realnej formie, a nie tylko ładnie i miło. Maksymalistyczne więc założenie, ale jak popis, to popis.

Realizacja to przeszło rok badań przygotowawczych i szlifowania każdego elementu. Na rzecz tego głośniki ScanSpeak z serii Revelator, odznaczające się sztywną membraną celulozową z ukośnymi szczelinami przechodzącymi na wylot wypełnionymi substancją tłumiącą.

Tweeter to tzw. „duży Revelator” – model D2905/9900. Kopułka ma 28 mm średnicy i nasączano ją substancją tłumiącą rezonanse, ekskluzywnym dodatkiem autorskim producenta uszlachetniający układ SD-2, w postaci miedzianego pierścienia linearyzującego impedancję. Najbardziej charakterystyczną cechą nie on jednak, a 13-centymetrowej średnicy aluminiowe lustro akustyczne wokół kopułki, radykalnie poprawiające osiągi. Masa drgająca to 0,45 g, liniowość charakterystyki w pełni zachowana do 10 kHz.

Ale taka już wysilona.

Za  tony średnie odpowiedzialność bierze Scan Speak 18W/16Hz G02 – głośnik wykonywany wyłącznie na zamówienie, wyposażony w membranę z włókien drzewnych. To czwarta generacja takich membran w dorobku technicznym ScanSpeaka, mająca charakterystyczną czarną barwę. Uzupełnieniem aluminiowy kosz, karkas z włókna szklanego i rozbudowany układ magnetyczny opracowany dla wszystkich 18W Revelator.

Sekcja niskotonowa to dwa Scan Speak 18W8531G00, zapewniające minimalizację rezonansów i innego typu zniekształceń dzięki rozwiązaniom charakterystycznym dla całej serii Revelator: nacinanej i wytłumianej membranie, specjalnej formie dolnego resora, aerodynamicznemu kształtowi koszy i zaawansowanemu systemowi poprawy rozkładu pola akustycznego z dodatkiem układu SD-2, operującego w silnym polu magnetycznym. Masa drgająca w tym wypadku to 17,5 g, kres dolny skali akustycznej 28 Hz.

Komplet czterech Revelatorów odnajduje siedlisko w profilowanej łukowato obudowie z grubego MDF i powiązany jest trzema zwrotnicami, osobnymi dla każdej sekcji. W zwrotnicach, których podłożem grube płytki miedziane, spotykamy kondensatory Mundorf i Audyn Cap PLUS, cewki niemieckiego Intertechnika na drutach ø 1,4 – 1,8 mm i grafitowe rezystory. Filtry zwrotnic podają zbocza 6 i 12 dB na oktawę, okablowanie z miedzi czystości 6N pochodzi od van den Hula. Zespół odczepów, wg życzenia zamawianego, może być wykonany w układzie BI-WIRE lub TRI-WIRE, same płyty pod przyłączami pochodzą od Amplifona. Są z aluminium osłoniętego od zewnątrz nierdzewną stalą, na której wygrawerowano oznaczenia i emblematy producenta. Same gniazda to WBT Midline 0763 – złocone i z toczonymi nakrętkami, dobrze trzymającymi zarówno widełki jak banany.

Gatunkowe głośniki, maskownica strunowa.

Osobne słowa należą się obudowie. Ma charakter unikatowy – gruby profil z MFD (22 – 25 mm) wchodzi w skład formowanego na gorąco kompozytu i dodatkowo został wzmocniony wieńcami u dołu i góry. Najbardziej unikatowa jest konstrukcja skrzyni, z szeregiem nacięć wypełnionych substancją tłumiącą rezonanse, podobną do spotykanej w głośnikach Revelator. Elementem kompozytu występującym jedynie w sekcji basowej są 6 mm maty tłumiące ze stratnym czynnikiem w postaci wysoko spienionego materiału o gęstości 1200 N; analogiczne maty, ale z czynnikiem tłumiącym o gęstości 850 N, odpowiadają za komfort pracy głośnika średniotonowego.

Dodatkowymi wzmocnieniami konstrukcji śrubunki wewnętrzne i zszywacze, a także montaż pokryw górnej i dolnej oraz frontu na wpust piórowy.

Maskownice w wersji Signature mają postać strunową – składają się z elastycznych gumek o milimetrowej średnicy.

Całość osiada na aluminiowych cokołach – szkiełkowanych i anodyzowanych na czarno. Od cokołu odchodzą łapy, pod które nie ma potrzeby podkładać dodatkowej antywibracji.

Wykończenia proponowane są w trzech podstawowych rodzajach: czereśnia amerykańska, orzech amerykański i dąb czarny. Na zamówienie za dopłatą dąb bielony, palisander santos, heban makassar i wiele innych. Wszystkie forniry pochodzą z włoskiej wytwórni ALPI.

Techniczne dane informują o paśmie przenoszenia 28 Hz – 30 kHz, mocy nominalnej/muzycznej 180/250 W, czteroomowej impedancji, efektywności 89 dB, wymiarach 110 x 26 x 38 cm i wadze z cokołami 47,5 kg/szt. Zalecane moce wzmacniaczy lokują się w przedziale 40 – 300 W, cena kompletu opiewa dla wersji Signature na 79 900 PLN.

Rzadko spotykane przyłącze Tri-Wire.

Pozostała kwestia wyglądu. Tu dominuje rodzaj forniru, który nie tylko kryje tył i boki, ale także okrywa cały fronton. Od jego jasności i faktury zależeć więc będą w głównej mierze wrażenia wizualne. Mogą topić się w czerni albo jaskrawić bielą, a między tymi skrajnościami szeroka gama pokryć drzewnych, z ich kolorami i słojami. Wyraźne odchylenie smukłego i opływowego korpusu pomnaża lekkość kształtu; szerokie rozstawienie dobrze dobranych rozmiarowo łap daje wrażenie stabilności. Kolumny nie starają się szokować formą, bardziej nawiązując do elegancji niż ekstrawagancji, lecz owo odchylenie i całościowa smukłość budzą skojarzenia aerodynamiczne. Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE przypominają z lekka stateczniki pionowe sporego odrzutowca, ale czy polecimy wysoko?

– A owszem! Polecimy! Przy czym najbardziej spodobało mi się, że dźwięk i jego jakość są w tym wypadku większe niż kolumny, a czasem bywa na odwrót, i wówczas jest niedobrze.

Brzmienie

Tak samo jak w przypadku Bi-Wire, najlepiej nie stosować zwór.

   Przy takich założeniach i tej cenie nie ma zmiłuj, to musi być coś ekstra. Zarazem sytuacja nietypowa, odsłuchy nie odbyły się u mnie. W otoczeniu pandemii nie chciałem ryzykować zdrowiem swoim i żony, badania ograniczyły się do dwóch wizyt w Studio 999 Audio. (Prawie pięćdziesięciokilowe kolumny musiałoby wnosić kilka osób.) To raczej już się nie powtórzy, jesteśmy z żoną po szczepieniach, ale raz jeden będzie wyjazdowo, co rodzi pewne ograniczenia. W Studio 999 Audio nie mają bowiem odtwarzacza CD, a zwykłem korzystać z zestawu wyselekcjonowanych nagrań płytowych, pozwalającego w try miga określać poziom i charakter dźwięku. Trudno, rewolucja plikowa daje już mocno znać o sobie, klienci podobno bardzo rzadko przychodzą teraz z płytami, prawie wszyscy z listami nagrań z TIDAL. Niemniej sugerowałbym, nawet stanowczo, by Studio 999 AUDIO zaopatrzyło się w odtwarzacz, jak również miało własny gramofon. Wiem, że pliki są najwygodniejsze i jakościowo coraz lepsze, ale winyli nigdy nie dościgną, a do płyt CD odtwarzanych przez gatunkowy odtwarzacz też im jeszcze nieco brakuje, przynajmniej średnio biorąc. Wynagrodzeniem sytuacji z odtwarzaczem dobre warunki akustyczne – duża, wysoka, z dobrymi proporcjami sala, starannie zaadoptowana akustycznie. Także najwyższej klasy wzmacniacz – grzejące niczym autentyczne piece monobloki Audio Research Reference 750 SEL; tu pozbawione firmowego przedwzmacniacza, wysterowywane przez wbudowany w dCS Bartók DAC/Streamer. Do kompletu okablowanie MIT-a i stół audiofilski Nautilusa, przy czym kwestii okablowania musimy poświęcić osobny akapit, i od tego zaczniemy.

Dystans do słuchacza nie musi być duży, ale może.

Za pierwszym razem po przyjeździe zastałem Ethos Ultimo podpięte ze średniej półki Tarą – i tak obsłużone ich brzmienie niespecjalnie mnie poruszyło. Nie było złe, nawet powyżej przeciętnej, ale nie zwracało jakością uwagi. Gdybym w takiej tylko formie je słyszał, nie zawracałbym sobie głowy recenzją. Wyraziłem wówczas opinię, że wyglądają lepiej niż grają, co zmotywowało gospodarzy do sięgnięcia po inny kabel. Potężny MIT, wyposażony w puszki wielkości pudeł na buty, wprowadził w brzmienie rewolucję, zorganizował inny świat. To mogło być za przyczyną dwóch jego cech tworzących – samego przewodnika  (plus jego izolacja) oraz faktu, że był to kabel Tri-Wire. Rzadka cecha, w tym wypadku wielce korzystna, bo takich właśnie kabli oczekują Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE wyposażone w trzy zwrotnice i trzy komplety przyłączy.

Teraz to była uczta, brzmienie dalece niecodzienne. Wypełniające całą salę – jak ona szerokie, wysokie i głębokie; głębokie w sensie grania daleko za kolumnami, a mimo to też przed nimi. Przy całkowitym oderwaniu – żadnego wrażeniowo związku przyczynowego pomiędzy staniem głośników a zjawiającym się dźwiękiem, co zawsze jest przyjemne – klasyczna ta audiofilska sztuczka, wręcz popisowy numer. Tym razem na pełną skalę, że już nie da się lepiej. Ale może przecież być tak, i tak najczęściej bywa, że oderwany dźwięk cały lokuje się za kolumnami, kończąc na linii ich stania. W ten sposób tu nie grało – tam z tyłu wielki teatr, ale dźwięk też otaczał słuchacza. Zatem propagacja wszechstronna, niejako omnikierunkowa; i znów to bardzo miłe, bo tak jest na koncertach, a w każdym razie być powinno, gdy w przyzwoitym miejscu siedzieć.

Proporcje między rozstawem a dystansem typowe, podobnie jak niewielkie odgięcie.

Wspomniałem już, że dźwięk i jakość większe niż obraz stojących kolumn, to znaczy duże tego dźwięku źródła i precyzyjnie rozstawione. Dobrze także łączące dwie cechy przeciwstawne: swobodę miejsca wokół siebie i dobrą ich kooperację. Jedno i drugie jednocześnie – te źródła dobrze rozsunięte, ale zarazem wspólna sprawa; nie pojawiło się wrażenie, że każde coś na swój rachunek. Ważnym czynnikiem to wzmagającym dotykowy charakter brzmienia, przy czym nacisk w tym względzie nie na wysokociśnieniowość, a samą przyjemność dotknięcia.

Nie wiem jak inni, ale jestem bardzo uwrażliwiony na fakturę dotyku – w przypadku Ethos Ultimo słowo „wyrafinowanie” będzie najodpowiedniejszym. Jak smak szlachetnego wina obdarza kubki smakowe bogactwem dotykowym, tak brzmienie teraz słuchane darzyło uszy podobnymi wrażeniami słuchowymi – szlachetnością, mieszanką łagodności i mocy, wyrafinowaną strukturą substancji. Zawsze mocno przeżywam, kiedy zjawia się brzmienie mające taki dotyk, co nie zdarza się często, z pewnością nie jest regułą. Maleńka tu dygresja wracająca do poprzedniej recenzji: zasilacz Forester F1 miał właśnie taką cenność – poprawiał jakość dotyku, poprawiał każdym słuchawkom. Oczywiście brzmienie otrzymywane od kolumn, zwłaszcza takiego formatu, ma więcej walorów dotykowych niż najlepsze nawet słuchawki, ponieważ jego złuda tyczy prawdziwej przestrzeni, a nie sztucznie przywoływanej przez mózg na bazie słuchawkowych danych.

Jakość wzmacniacza kluczową sprawą.

Przestrzeń, gabaryty i dotyk, to za nami, zostaje forma właściwa. Brzmienie Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE słuchanych z Audio Research Reference 750 SEL via kabel głośnikowy MIT Shotgun Tri-Wire miało naturalną ciepłotę oraz było wilgotne. Ta wilgoć, także natlenienie, na tyle nieprzeciętne, że też zwracały uwagę. Ale najbardziej podobała mi się suma, a tak nie zawsze się dzieje. Czasami jakiś pozytyw wysuwa się przed inne, na przykład nadzwyczajna stereofonia albo nadzwyczajna otwartość. Tutaj nic się nie wysuwało, a raczej wysuwało wszystko. Otwartość, trójwymiarowość, relacje szczegół-ogół, zanurzenie słuchacza w dźwięku i dźwięku tego maestria – to wszystko w równym stopniu dawało satysfakcję. To zresztą mało powiedziane, czemu już dałem wyraz w relacji ze Studia 999 AUDIO jako nowego salonu. Napisałem wówczas – przyznaję, mało elegancko – że krytycy kolumn Studio 16 Hz, a tych kiedyś nie brakowało, sami mając tego formatu brzmienie chwaliliby się wszem i wobec, rozpowiadając nieustannie, że brzmienia innych się nie równają. I to poniekąd byłoby słuszne, bo chociaż wiele na rynku głośników mogących takim brzmieniem obdarzać, to z reguły są to głośniki znacznie droższe, mimo iż Ethos Ultimo nie należą do tanich. Przy czym konieczna jest uwaga, że na przykład znajdziemy wiele kolumn, też monitorów podstawkowych, dający równie szlachetny dotyk, albo równie niezwykłe wrażenia akustyczno-przestrzenne. Natomiast trudno będzie o takie, które dawałyby tyle jakości równocześnie, takie wyrównanie aspektów. W tym także aspekt wielkościowy – zdolność akustycznego pokryci9a i wysycenia sali o dużej kubaturze.

Podobnie jak akustyka i okablowanie.

I jeszcze jeden aspekt chciałbym uwypuklić na koniec. Można go nazwać koherencją, można dobrym osadzaniem w przestrzeni i wiązaniem dźwięków ze sobą, można próbować jeszcze inaczej, na przykład dobrą koordynacją przechodzącą w popisu sumę. Niezależnie od sposobu opisu chodzi o magiczność przestrzeni przywołanej dźwiękami. Bo przecież kiedy jesteśmy w sali odsłuchowej i rozmawiamy ze sobą, sytuacja ta jest sensie empirycznego realizmu bardziej autentyczna, niż kiedy użyć aparatury audio. A jednak żadna magiczność z taką rozmową się nie wiąże; najczęściej wręcz przeciwnie – jest powszednio lub dziwnie. Głosy stojących obok są całkowicie banalne, a stojących daleko popadają w echowość i stają przez to zimne. Żadna z tego nie płynie przyjemność, chyba że ktoś opowiada coś ciekawego, albo na przykład cię chwali. Tymczasem kiedy słuchać z aparatury, nawet kiedy to też zwykła wypowiedź, a nie któryś przejaw muzyczny, pojawia się satysfakcja skutkiem niecodzienności. Tej właśnie satysfakcji, tej skutkiem przewyższenia realności, Ethos Ultimo dają szczególnie dużo, jest ona perfekcyjna. Brzmienie w każdym aspekcie osiąga znakomitość i nie ma wad – punktu do jakiejś zaczepki, o ile tylko otoczenie aparaturą i okablowaniem jest równie znakomite. A (nomen omen) MIT, także Acoustic Research i dCS Bartók, takimi właśnie były.

Podsumowanie

   – Czy ja to napisałem? – W tym brzmieniu nie ma wad? – Aha, rzeczywiście, nie ma. Aczkolwiek dla kogoś może być za duże, nie jest do małych pomieszczeń. Komu innemu może z kolei braknąć arcyciśnieniowego basu, gdyż nie ma masażu basowego takiego jak u Zeta Zero, czy z innych kolumn mających woofery jak patelnie. Bas jest skrojony bardziej pod muzykę poważną i rozrywkową, niż pod efekty kina domowego, z jego naśladownictwem trzęsień ziemi. Co wcale nie oznacza, że tego basu brakuje. Może być bardzo mocny, przy tym rozdzielczy i trójwymiarowy, natomiast nigdy dominujący. Nie wgniecie mostka po kręgosłup i nie odciśnie basowego piętna głęboką pamięcią dotyku. Masowanie jest łagodniejsze, ale na pewno jest i spore. Bass-refleks plus dwa woofery, po ø 180 mm każdy, w zupełności starczają do tego, by mocne masowanie poczuć, ale z zachowaniem naturalizmu. Proporcje między basem a średnicą zostają zachowane, a jednocześnie obraz pracującej perkusji jest całkowicie realny. Tym niemniej – bądźmy dokładni – efektu takiej basowej potęgi, jak w Trenner & Friedl ISIS czy ZETA ZERO Venus, tutaj nie dostaniemy. Fizyka jest fizyką, głośnika o dużej membranie nie da się w pełni zastąpić stosując mniejszą, czy dwie mniejsze.  Aczkolwiek jest na to sposób w postaci zwężek Venturiego w bass-refleksach, Spendor D7 się kłaniają. Mając te zwężki możemy się przekonać, iż są w muzyce (zwłaszcza elektronicznej) momenty o zejściach ekstremalnie niskich, ale bądźmy uczciwi i przyznajmy – one są bardzo rzadkie.

Ujmijmy to na koniec w ten sposób: recenzowane Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE są pozbawionym wad zbiorem zalet, ale są wyczulone na otoczenie i nie należą do takich, które w rewirze basowym dają efekty skrajnie mocne. Bas produkują bardzo dobry – mocny, wypośrodkowany, w sam raz – lecz nie subwooferowy. Nie będzie w związku z tym wysokich ciśnień jako wiodącego czynnika towarzyszącego muzyce orkiestrowej; a czy się ją woli tak podaną, czy w formie maksymalnie ciśnieniowej, jak słuchanej z małego dystansu, to już wyłącznie kwestia gustu. Japończycy, przykładowo, ogólnie biorąc, jako nacja, mocnego basu nie chcą, a posiadacze czarnych BMW o obniżonym zawieszeniu lubią go aż zanadto.

 

W punktach

Zalety

  • Kolumny popisowe, z najwyższej półki.
  • Odpowiednio skomponowane torem i okablowaniem grają zachwycająco.
  • Głębokie zanurzenie w muzykę.
  • Która także otacza słuchacza, a nie tylko dzieje się gdzieś w oddali.
  • Wszystkie cechy brzmieniowe na najwyższym poziomie.
  • Wybitna muzykalność.
  • Wybitna żywość.
  • Wybitna koherentność.
  • Całkowita otwartość i transparentność.
  • Duża, zapewniająca swobodę i uporządkowanie scena.
  • Znakomicie zszyte zakresy.
  • Idealnie trafiona temperatura.
  • Duży dźwięk, nadający się do dużych pomieszczeń.
  • Piękne wybrzmienia i pogłosy.
  • Całościowa finezja.
  • Zróżnicowanie dynamiczne.
  • Bardzo angażujące.
  • Dokładnie relacjonują walory (także niedociągnięcia) podpinanego toru.
  • Wyjątkowej jakości, starannie usztywniona i zabezpieczona przed wzbudzaniem obudowa.
  • Same gatunkowe (i nietanie) głośniki.
  • Trzy dopieszczone jakościowymi podzespołami zwrotnice.
  • Porządne okablowanie wewnętrzne.
  • Tri-Wire.
  • Aluminiowy cokół, gwarantujący antywibrację.
  • Wielka paleta wykończeniowa.
  • Klasyczny, elegancki wygląd.
  • Made in Poland.
  • Krajowy dystrybutor.
  • Możliwy odsłuch przedzakupowy.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Bardzo wrażliwe na jakość elektroniki i okablowania. (Wszystko obnażą, ale też wszystko docenią.)
  • Do całkowitego spełnienia potrzebny kabel głośnikowy Tri-Wire.
  • Zyskują z mocnym wzmacniaczem.
  • Bas w znakomitym gatunku, ale bez efektów subwooferowych.

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 28-30000 Hz (+/-3 dB)
  • Moc nominalna/muzyczna: 180/250 W
  • Zalecana moc wzmacniacza: 40-300 W
  • Impedancja: 4 Ohm
  • Efektywność: 89 dB
  • Wymiary: 110 x 26 x 38 cm
  • Waga: 40,5 kg netto/szt.; z cokołem 47,5 kg
  • Cena wersji Signature (recenzowanej): 79 900 PLN

 

System:

  • Źródło: dCS Bartók DAC/Streamer
  • Wzmacniacze: Cayin A-845 Pro 25-th, Audio Research Reference 750SEL
  • Kolumny: Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE
  • Interkonekty: MIT MI-350 XLR
  • Kabel głośnikowy: MIT MH-850 Tri-Wire
  • Kable zasilające: Canetis Polaris
  • Kondycjoner: Canetis Power Line SG6 (nie obsługujący monobloków)
  • Stelaż sprzętowy: BASE VI
Pokaż artykuł z podziałem na strony

13 komentarzy w “Recenzja: Studio 16 Hz ETHOS ULTIMO SIGNATURE

  1. Sławek pisze:

    Wspaniale wyglądają te kolumny, ale mają jedną zasadniczą wadę przez Pana nie wymienioną – nie są kotoodporne! Głóśniki nie są odpowiednio zabezpieczone.
    Jako opiekun trzech futer wiem co mówię… Kocur bardzo grzeczny, ale są dwie kotki młode i strasznie rozrabiają, monitorki to schodek by wskoczyć wyżej i nieważne czy ten schodek się przewróci.
    Tak przy okazji – jak tam Pana kotek – wylizał się? Mam nadzieję…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Prawdziwa kotoodporność jest bardzo trudna. Mój dziesięciokilowy kocur (schudł o półtora kilo przez chorobę, ale na powrót tyje) rozwala momentalnie każdą torbę czy klatkę do transportu kotów, zajmuje mu to dosłownie parę sekund. Tym bardziej więc żadne maskownice by go nie powstrzymały, chyba że gęste siatki z grubych prętów. Odnośnie jego stanu zdrowia, to jedzie cały czas na kuracji sterydowej i na razie się trzyma. Diagnoza (dwie poszerzone morfologie i trzy razy USG) nie jest jasna – może to chłoniak, a może przewlekłe zapalenie jelit. Miejmy nadzieję, że to drugie.

      1. Sławek pisze:

        Moje Pylon Ruby Monitor (mówiąc szczerze to najsłabszy element zestawu, kupiony po to by można gościom lub żonie puścić muzykę bo trudno by zakładali słuchawki po kolei kilka osób, albo po ludzku posłuchać dźwięku z TV) – są kotoodporne bo mają na stałe zamocowane ażurowe metalowe siateczki. Przy okazji zakupu gramofonu widziałem w salonie w Katowicach kilka innych modeli kolumn z metalowymi zabezpieczeniami, np. Paradigm. Ludzie mają w domu zwierzaki i niektórzy konstruktorzy to uwzględniają. Ja bym chętnie wymienił moje Ruby Monitor na Audiowave 141SE, które dźwiękowo mi bardziej pasują, ale cóż Pan Konstruktor (którego znam osobiście) nawet maskownic nie przewidział. Tyle, że tak jak Pan pisze – maskownice to marne zabezpieczenie przed kotem.
        Trzymam kciuki za kotka!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Dziękuję w imieniu kotka. Strunowe zabezpieczenie frontu a la Franco Serblin może być chyba ze strun metalowych i wówczas byłoby kotoodporne.

  2. Fon pisze:

    Tak kable głośnikowe to spore ograniczenie jak reszta kolumny jest najwyższych lotów, to dalej bardzo niedoceniany element a nawet w kolumnach niższej klasy wnosi bardzo dużo.
    Niestety trzeba w ten element zainwestować sporo aby zagrało, taka prawda.

    1. Sławek pisze:

      Do monitorków Pylon Ruby Monitor za 2700 zł używam kabli QED Signature Revelation fabryczne gotowy komplet za 1100 zł. Jak użyję droższych to zaczną lepiej grać?
      Jak już to trzeba im chyba zrobić wiwisekcję i powymieniać elementy zwrotnicy na lepsze i wewnętrzne okablowanie najpierw.

      1. Piotr Ryka pisze:

        A może jednak spróbuj z lepszymi kablami? Przypuszczam, że jednak zagrają lepiej. Ale broń Boże kupować, pożyczyć.

        1. Sławek pisze:

          Srebro, srebro i jeszcze raz srebro…
          Co się da da wymieniam na Argentum, a to są kable na zamówienie.
          Wyjątki to słuchawkowy Tonalium i I2S między transportem CD a DAC – Tubulus Concentus.
          Więc ciężko będzie pożyczyć, no chyba że się otworzę także na miedź…

          1. Sławek pisze:

            Zasilające także wymieniłem na Argentum – z dobrym skutkiem.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Spróbować jednych, drugich trzecich – sprawdzić jak może być. Sam miedź bardzo lubię, a srebro jest na ogół trudniejsze – zarówno dla producenta kabla, jak i zestawiającego tor.

  3. Marrio pisze:

    Czy jest szansa na recenzje HIFIMAN HE-R10D ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest.

      1. Marrio pisze:

        Git 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy