Recenzja: S.M.S.L SP400

Dzieło dziesięciu inżynierów

Niewielki, zgrabny i wewnątrz krzepki.

   Dziesięciu to nie jest bardzo dużo – sprzęgło Bugatti Veyron konstruowało pięćdziesięciu, rakietę Saturn V – dziesięć tysięcy. Ale mało też nie. Przywykliśmy do tego, że audiofilskie graty, nawet takie najdroższe, bywają dziełami jednego inżyniera – nikogo to nie dziwi, ani nikogo nie złości. Wspaniałe wzmacniacze, gramofony, kolumny głośnikowe i przewody do ich łączenia – to często dzieła jednej osoby, choć oczywiście w sensie umownym. Umownym, czyli projektowym, bo nikt z nich sam nie wykoncypował idei ogólnej głośnika, tranzystora czy elektronowej lampy, podobnie jak nie stworzył metodologii wytopu miedzi ani teorii  elektromagnetyzmu. Ci twórcy to zbieracze-układacze: zbierają cudze dokonania w nowo wymyślane całości. I często to robi jedna osoba, a u S.M.S.L robi dziesięć. Czy dziesięć razy skutkiem tego lepiej? – Może już się przestanę wygłupiać, ale po drodze zauważę, że „co dwie głowy, to nie jedna”, choć u kucharek inaczej to wg przysłowia przebiega. Ale dajmy spokój problemom ilościowym i innym sprawom ogólnym.

Czarny i z ekranikiem.

Przed nami słuchawkowy wzmacniacz S.M.S.L SP400, na wzmacniaczu ekranik. Ekranik OLED – kolorowy i nieduży –  jak całe zresztą urządzenie. Którego wymiary to 225 x 210 x 43 mm, przy wadze 1,3 kg. Niewielki, płaskawy plaster elektroniki użytkowej wierzch ma z lśniącego czernią pleksiglasu, obwód panelowy z aluminium na czerń anodyzowanego. Twardego, matowego i rodzącego poczucie solidności poprzez nieustępliwość uciskową. Od przodu z lewej ten ekranik (można go ściemniać w sześciu krokach), obok, ku prawej, dwa wyjścia słuchawkowe w najtypowszych standardach – symetrycznym 4-pin i niesymetrycznym duży jack. Dalej już tylko potencjometr, wyposażony w przycisk centralny, którym wchodzimy do menu. Tam trzy poziomy wzmocnienia, wybór wejścia, dwa tryby pracy samego potencjometru oraz informator wyrzucający na ekran aktualne wersje oprogramowania. Potencjometr może pracować gładko lub jako drabinka rezystancji, a na ekraniku wyświetla się aktywne wejście, wybrany GAIN i poziom wzmocnienia w liczbach od 0 do 99. Z tyłu po jednym wejściu XLR i RCA, normalne gniazdo zasilania i symetryczne wyjście PRE OUT XLR. Stoi toto –  niewielkie i nieciężkie – na prostokątnych, elastomerowych podkładkach i wygląda niczego sobie, dzięki porządnym materiałom i zaokrąglonym narożom. Do kompletu niewielki pilot z porządnego tworzywa, też umożliwiający obsługę menu (kółkiem), a oprócz tego potencjometru, wyboru wejścia, włączania/wyłączania i całkowitego ściszania. Osobnym przyciskiem obsługuje także poziomowanie GAIN, przy czym jedno ma osobliwe, mianowicie przyciskiem z literą B trzeba go najpierw aktywować. (Bez tego próżna mitręga z przyciskaniem i podstawianiem pod nos urządzeniu.)

Na którym coś się nawet wyświetla.

Wewnątrz chip THX AAA-888, którym firma bardzo się chwali – gdyż jego skutkiem duża moc, niski poziom zniekształceń oraz obsługa plików Master Authenticated Quality (MQA). Autorski układ zasilania to dwa zasilacze 24 W wysokiej wydajności, z niskim poziomem szumów, w reżimie 18 V. Całkowita ilość poziomów wzmocnienia opiewa na 256 z bardzo dużą precyzją kroku, ale najlepsze są moce. W przypadku zbalansowania to 2x 12 W/16 Ω; 2x 6 W/32 Ω; 2x 880 mW/300 Ω i 2x 440 mW/600 Ω; przy jego braku niższe o połowę. Kawał zatem wzmocnienia, pocwałują każde słuchawki (przynajmniej te normalne). A regulacja GAIN poszerza paletę obsługową, dając bezszumne pole popisu także tym bardzo czułym. Szum własny urządzenia to bowiem ledwie – 133 dB, THD tylko 0,00007%, a pasmo przenoszenia robi wrażenie objętością od 0,1 Hz do 500 kHz (-3 dB). Toteż gdyby parametry liczbowe o wszystkim miały decydować, mielibyśmy genialny wzmacniacz w genialnie skromnych pieniądzach. A jak jest rzeczywiście?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: S.M.S.L SP400

  1. Sławek pisze:

    Dobrze, że jeszcze są takie wzmacniacze dobre, a niedrogie. Ja kiedyś używałem takiego:
    https://www.ceneo.pl/35838356 i – no właśnie już dawno ich nie ma. Był za dobry, kosztował 1998 zł. Musiał podzielić losy słuchawek AQ NighHawk. Ale teraz popędzam swoje specyficzne słuchawki końcówką mocy.

    Tak na marginesie – mam nadzieję, że kocurek się wyliże. Koty to bardzo żywotne stworzenia. Sam mam trzy, wskutek tego kolumny kotoodporne a gramofon z pokrywą.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Obecnie najlepszy stosunek jakości do ceny prezentuje ze słuchanych przeze mnie iFi ZEN CAN. Rewelacja za grosze, tak go chyba należy określić. Prócz niego cała plejada świetnych w przedziale do trzech tysięcy. Jest w czym wybierać. Ale słuchawek NH szkoda. Monoprice i Takstar starają się je zastąpić, ale nie są aż tak wyjątkowe i tak wygodne.

      Dziękuję za pamięć o kotku – dzielnie walczy.

  2. Miltoniusz pisze:

    Trzymam kciuki za dzielnego kota.

  3. Fon pisze:

    Nie wiecie przypadkiem czemu zniknęły z rynku Audeze lcd2,3 i reszta, czy to przez covid?

    1. Piotr Ryka pisze:

      W mp3store widzę, że są. Gdzie nie ma?

      1. Fon pisze:

        No właśnie u nich, w top hifi

        1. Piotr Ryka pisze:

          A to nie wszystko jedno, gdzie się kupuje? Może top hifi traci Audeze, tak bywa. Ale nic o tym nie słyszałem, więc pewnie to tylko jakieś opóźnienie w dostawach. Dostawy Grado do Audio Systemu także są bardzo opóźnione.

          1. Fon pisze:

            No właśnie chodzi o opóźnione dostawy, widać produkcja w Audeze też z powodu covida spowolniła

  4. adivxv pisze:

    Chyba już znalazłem kompana do Aune S16 i Sonorus 6. Co dwa dobre Chińczyki, to nie jeden. Będzie się muzycznie działo…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy