Recenzja: Music Hall STEALTH

Budowa

   Gramofon zaistniał niedawno, jest najnowszy w ofercie. Lecz był już oceniany, ma wcześniejsze recenzje. Nie ma wśród nich jednak takiej, w której by był uzbrojony we wkładkę Shelter 501 MKIII (5900 PLN); opisywano go wyłącznie ze sprzedażową Ortofon 2M Blue (800 PLN) kub Shelter 201 MM (890 PLN), oferowaną alternatywnie bez dopłaty przez polskiego dystrybutora. A Shelter 501 to inna liga wkładek; nic nie ujmując tamtym to już duży drapieżnik, zabijający niedowiarków jednym ciosem. Gramofon z nim na ramieniu staje się uniwersalnym zabójcą – zabijać ma jakością dźwięku, i tak też się podziało. Ale o tym w stosownym czasie, na razie obejrzyjmy, słuchać będziemy potem.

    Music Hall STEALTH wyróżnia się dużą, masywną plintą o tradycyjnie prostokątnym obrysie, stojącą na obszernych, walcowatych podporach. Zawarte w nazwie miano STEALTH zdaje się sugerować, że mimo dużych gabarytów gramofon na tych dużych łapach podkrada się bezszelestnie – i bęc! – powaleni dźwiękiem leżymy…  Wszelako nie tylko coś z tych rzeczy. Dystrybutor atakuje frontalnie i bez śladu obłudy w głosie wychwala pod niebiosa ten nowojorsko-czeski wyrób. A kiedy zdecydujemy się go wypróbować na własnym audiofilskim podwórzu (gramofon, nie dystrybutora), będziemy musieli go przytaszczyć, a waży jedenaście kilo. W salonie go nam w cenie skalibrują i wyposażą we wkładkę Ortofona albo Sheltera bez dodatkowych opłat (o ile będą to modele, z którymi wcześniej go zrecenzowano), co znaczy, że nieść trzeba potem całe to uzbrojenie ostrożnie niczym tort solenizantowi. Ale kiedy już z pompą przyniesiemy i ustawimy gdzie należy, technika organizowania ciszy STEALTH wkradnie się do muzycznej akcji, albowiem ta masywna plinta została wielowarstwowo wytłumiona, a pod nią dodatkowo owe duże podpory z elastomerowymi tłumikami od spodu. Gwarantem cichej pracy także pierwszy raz przez Music Hall zastosowany bezpośredni (żadnego paska) napęd aluminiowego talerza, jak również tego talerza obroty dodatkowo wyciszająca elastomerowa mata na jego spodniej stronie. Na stronie wierzchniej mata z gumy i zamiast całościowej pokrywy (nieszczególnie dziś modnej) filcowa nakładka przeciwkurzowa na okresy bez aktywności.
    Dwie jeszcze rzeczy wchodzą do walki o maksymalnie cichą pracę – silnik i sekcję jego obsługi ulokowano jak najdalej od ramienia, a ramię można kalibrować podczas pracy, dzięki czemu ustawienie go może stać się faktycznie optymalne.

    To ramię esowate, długości dziewięciu cali, z masywną przeciwwagą i na niej skalą obrotowego wyważania nacisku, po drugiej stronie zakończone zdejmowalnym head-shellem. Mocowaniem ramienia przykręcana do plinty masywna kolumna dźwigająca z obrotowym na szczycie regulatorem wysokości, a anti-skating jest ustawiany magnetycznie obrotnicą wystającą z ramienia w prawo. Kąt VTA (Vertical Tracking Angle) można z kolei dobierać szerokozakresowym regulatorem umiejscowionym na boku kolumny, optymalizując go dla grubości najchętniej słuchanych płyt, ewentualnie dla tych, z których jakość można wycisnąć najwyższą (czyli grubych). Razem daje to nadprzeciętną, bardzo wygodną obsługowo możliwość regulacji, brak tylko możliwości łatwego dobierania azymutu, ale ta regulacja to rzadkość.

Dodatkowymi wygodami możliwość powiększenia przeciwwagi o dokręcany moduł, pozwalający wyważać wyjątkowo ciężkie wkładki, oraz system stopowania obrotów po odtworzeniu płyty, z przejście do stanu czuwania po dwudziestu minutach nieaktywności. Ramię jest jednak półautomatyczne, samo nie wraca do pozycji wyjściowej, za to do dyspozycji mamy aż trzy prędkości obrotów i zmianę ich przez dotykowe włączniki, tak uparcie się kiedyś psujące w chlubie polskiego przemysłu audio z lat siedemdziesiątych – ŁZR Fonica Danielu. Automatykę stopującą obroty można uaktywniać albo dezaktywować suwakowym przełącznikiem z tyłu – i dobrze, że jest wybór, bo zdarzyło się podczas testu, że zastopowała płytę przed zakończeniem, co jest oczywiście do wyregulowania, ale już na poziomie serwisu. Na tylnej ściance plinty oprócz wł/wył automatyki dwa gniazda RCA dla dołączonych kabli, zacisk dla kabla uziemienia oraz wtyk zasilania, prowadzący po cienkim kablu do nagniazdkowego transformatorka-zasilacza 12 V. I jeszcze przycisk włącznika.

    Gramofon sprawia ogólnie świetne wrażenie – jest duży i poważny, a rozbudowana kolumna ramienia jeszcze podnosi prestiż. Wygoda obsługowa w porównaniu z moim Avidem to radykalnie wyższy poziom; jedyne, co muszę wytknąć, to brak centralnego docisku płyty. Naprawiający to docisk trzeba nabyć samemu, by móc się nie irytować scentrowanymi płytami, bo takich nie brakuje. Gdyby nie cena, napisałbym, że powinien to być Synergistic Research UEF Record Weight (4500 PLN), ale może to być któryś zwykły dociążnik. Miernika prędkości obrotów nie ma natomiast co dokupować; i tak nie jest regulowana, trzeba jej wierzyć na słowo.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy