Recenzja: Magnepan LRS+

     Jezioro Białego Niedźwiedzia… – to brzmi tajemniczo i zaraz wyobrażamy sobie północną Kanadę lub Alaskę, tymczasem miejscowość o tej nazwie, faktycznie położona nad jeziorem, lokuje się w o wiele dalej na południe leżącym stanie Minnesota; na oko jakieś dwieście mil na zachód od Krainy Wielkich Jezior i około dwadzieścia na północ od trzymilionowej aglomeracji Minneapolis–Saint Paul. Miejscowość to niewielka, ledwie dwudziestotysięczna i uchodząca za kurort; a jezioro jest malownicze, jak na kurort przystało, oraz owiane legendami o dzielnym indiańskim wojowniku zmagającym się z białym niedźwiedziem.

      Niezależnie od bycia kurortem są tam poza pensjonatami zakłady papiernicze International Paper Company – potężnego producenta papieru, i jest siedziba bardziej znanej w szerokim świecie firmy Magnepan – sławnego producenta głośników. O którego, rzecz jasna, tu i teraz nam chodzi; to właśnie w White Bear Lake inżynier Jim Winey opracowywał przed 1969 rokiem i w nim zaczął oferować swe magneplanarne głośniki, stanowiące ulepszające rozwinięcie głośników elektrostatycznych.
      Popularne dziś „Maggies” różnią się od głośników zwyczajnych tak samo jak zestaw garnków od deski do prasowania; nie ma tu garów głośnikowych w sześciennej obudowie, z podłogi wyrastają płaskie blaty, na podobieństwo wolnostojącego, przerośniętego kociego drapaka. Nie chcę się zbytnio mądrzyć, ale wydaje mi się, iż to oznacza dramat dla posiadaczy kotów chcących mieć takie głośniki. Nie wyobrażam sobie argumentacji zdolnej przekonać pazurzastego mruczka o konieczności zostawienia w spokoju tak kuszących obiektów; sam rozwiązałem problem trzymając Magnepany w niedostępnym kotu pokoju i każdorazowo taszcząc na odsłuch, po nim zaraz odnosząc. Na szczęście nie są ciężkie, to nie żadne dźwiganie, ale recenzowane to najmniejsze w ofercie, z większymi byłoby trudniej. Kot i Magnepan zatem – takie coś raczej się nie paruje w bezkonfliktową całość, ale trzeba wędrować przez życie z nadzieją rozwiązywania konfliktów.

      Skoro tak, to nawiążmy do konfliktu na linii magneplanary – elektrostaty. Cóż takiego w elektrostatach było dla Jima Wineya niedobre, że postanowił je poprawić? Pasjonaci słuchawek znają tę historię z własnego podwórka, aczkolwiek na nim rozgrywała się w późniejszych ramach czasowych. Słuchawki elektrostatyczne japoński Stax wprowadził w 1960-tym, a słuchawki planarne Fostex (modelem T50) w 1975 i rok później Yamaha (modelem HP-1). Wysokotonowy głośnik elektrostatyczny wynalazł zaś i opatentował w 1953-cim fizyk amerykański Arthur Janszen, jako rozwinięcie opracowywanej przez siebie w latach II wojny światowej technologii wykrywania torped przy pomocy fal akustycznych. Na tym wynalazku bazując pierwsze elektrostatyczne głośniki szerokopasmowe dla domowego audio skonstruował i wpuścił na rynek w 1957 pod nazwą Quad ESL inżynier Peter Walker, z kolei pierwsze kolumny magneplanarne to właśnie nasz Jim Winey znad Jeziora Białego Niedźwiedzia. Tak więc ramy czasowe tyczące konfrontacji głośników to odstęp 1957 – 69, a odnośnie słuchawek 1960 – 75. Ale ramy ramami, a clou polegało na tym, że elektrostatyczne kolumny Walkera i wszystkie późniejsze takie nie potrafiły zadowalająco odtwarzać niskich częstotliwości, toteż najsławniejsi obecni producenci, MartinLogan i KEF, uzupełniają swoje dynamicznymi subwooferami. Co nieuchronnie skutkuje odejściem od płaskości, zaraz powyżej podstawy zjawia się pękaty głośnik klasyczny. A wynika to z tego, że metalizowana membrana elektrostatyczna pracuje pomiędzy dwiema siatkami elektrod, które musząc być blisko niej, ograniczając wychylenia. Tego nie ma w konstrukcji planarnej Wineya – gdzie cewka i magnesy to zbiory metalowych nitek i pasków na mylarowej membranie; wychyleń nic nie ogranicza poza elastycznością materiału. Do czego dochodzi identyczna korzyść co u elektrostatów – cała powierzchnia drgająca jest pod prądowo-magnetyczną kontrolą, a nie promieniuje impulsem od centralnego pierścienia, czego następstwem wzrost zniekształceń i wolniejsza odpowiedź na sygnał. Elektrostaty wprawdzie kontrolę mają lepszą, bo ich siateczki statorów gęstszym ściegiem pokrywają membranę niż paski magneplanarów, ale wspomniany mniejszy zakres wychyleń to paralizator niskich tonów, tak więc ewidentne coś za coś. Jeszcze inną zaletą konstrukcji magneplanarnych jest emitowanie dźwięku tak samo w tył co do przodu; jak pokazała praktyka, skutkuje to większym realizmem scenicznym i całościowo większą prawdziwością. Tak więc magneplanarne dipole to mniej pod siebie miejsca, niższa waga, lepsza kontrola, zwiększona szybkość reakcji i jeszcze na okrasę poprawa reprodukcji basu. Jedynie to współżycie z kotami stanowi pewien problem, bo audiofile i koty nierzadko są w rodzinnych związkach. No ale trudno, zwykłe głośniki też narażone są na dotyk kociej łapki, jakoś z tym trzeba żyć, nie ma idealnych rozwiązań.

      Dorzućmy coś o ekonomii. Recenzowane Magnepan LRS+ to dla głośników Magnepana dolny skraj oferty cenowej, opiewający na umiarkowane 7,5 tys. złotych za komplet. Co nader korzystnie wypada nie tylko na tle konkurencji, ale też na tle tego, że magneplanary górny skraj ofertowy to zestaw Magnepan 30.7 za 257 tysięcy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Magnepan LRS+

  1. Sławek pisze:

    Bardzo fajna recenzja tych głośników i kolejna potwierdzająca bardzo wysoką ich jakość jak za tak umiarkowane pieniądze. No i moje 4 kotki byłyby zachwycone, choć dla nich to drapaki 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Cztery koteczki to już gang 🙂

  2. Borys pisze:

    Panie Piotrze,
    czy eksperymentował pan z odwróceniem ich na 180° czyli tyłem do słuchacza?
    Bijąc do tyłu jak pan mówi… czy oznacza to że, gęstość dźwięku osadza się wyłącznie lub przeważnie poza głośnikami czy jednak wokół słuchacza?
    Dziękuję za odpowiedź!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Odwracać nie odwracałem, słuchałem natomiast stojąc za nimi i rzeczywiście mocno i bez zniekształceń w tył grają. Odnośnie pola dźwiękowego, to tak jak napisałem w recenzji – atak i ciśnienia są umiarkowane, natomiast całościowy spektakl lepszy niż w głośnikach tradycyjnych. To się czuje natychmiast, bez żadnego zastanawiania, dlaczego tak jest. Uświadomienie, że chodzi o bardziej objętościowe dźwięki i lepszą między nimi koordynację przychodzi podczas badawczej obserwacji i z pewnością nie jest odnośnie tej lepszości wyczerpujące. Tego trzeba doświadczyć, warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy