Budowa
Kabel Gris Power jest rzeczywiście mysio szary, kolorystycznie odpowiada zatem nazwie, którą nie próbuje nas zwodzić. Nie jest natomiast niczym mysi ogonek cienki – nie stwarza więc wrażenia, że prąd będzie musiał się przezeń przeciskać. To ma pewne znaczenie, ponieważ tak naprawdę prądowe pulsowanie odbywa się całe na powierzchni – tak zwany efekt naskórkowy bardzo utrudnia przepływ prądu poniżej górnej warstwy przewodnika. Dlatego większy przekrój o tyle jest istotny, że daje większą powierzchnię przepływu; a jeszcze większą zapewni splot wielożyłowy, o ile jego żyły odpowiednio zabezpieczymy przed wzajemnymi zakłóceniami. Z tym wszystkim mamy tutaj do czynienia – Luna Gris Power to w przypadku żył przewodzących dwa razy po dwadzieścia sześć przewodów z cynowanej miedzi o średnicy 16 Gague (1,291 mm wg specyfikacji kanadyjskiej), z których każda posiada izolację gumową z dodatkową funkcją tłumienia wibracji. (Przewód pod prądem zawsze drga.) Żyły gorąca i zimna są od siebie dodatkowo separowane izolującą i wytłumiającą warstwą dystansową, a całość ląduje w czteropłaszczowej izolacji, gdzie pierwsza warstwa to dielektrycznie nasączony pergamin, druga ekran miedziany, trzecia izolator gumowy, a czwarta wierzchni oplot z bawełny szarej. Wszystkie kończą swój bieg w kriogenicznie uszlachetnianych gniazdach amerykańskiego Wattgate z serii Audio Grade o rodowanych stykach, tak więc nie mamy do czynienia z żadnym skrajnym ubóstwem – przeciwnie, zarówno przewody jak wtyki są tu wysokogatunkowe. Suma – w postaci szarego kabla z czarnymi końcówkami – jest średnio gruba i średnio sztywna; potrzeba będzie trochę centymetrów, by Luna Gris Power odgiął się ku dołowi za sprzętem albo wziął pełny zakręt. Ale nie jakoś szczególnie dużo.
Właściwa izolacja (rodzaj i ilość warstw) to oczywiście sprawy ważne i w praktyce konstrukcyjnej wymagające czasochłonnych testów, jednakże bronią główną i potencjalnym czynnikiem przewag jest w kablach Luny ta pochodząca z dawnych czasów cynowana miedź, której zbawienne wpływy na brzmienie mieliśmy już okazję poznać w interkonekcie i kablu głośnikowym. Tu zaś powtórka z rozrywki i też w odniesieniu do opakowania; tym razem także to płócienny woreczek zapinany na błyskawiczny zamek z wydrukowanym dużym logo Luny, w postaci wielkoskrzydłej ćmy. Pokrowiec, jego kablowa zawartość, odnośny certyfikat dopuszczający do użytku (ważny w przypadku kabli zasilania) oraz gwarancja producenta – to wszystko razem będzie kosztowało 1990 złotych, czyli gdyby znów jakość okazała się wybitna, zyskalibyśmy ją wybitnie tanio.
W związku z recenzją, 3 pytania:
Czy warto inwestować w taki kabel do głośników półaktywnych (Avantgarde Zero TA XD)? Tam jest DSP, więc czy kabel jest coś w stanie poprawić?
Gdyby wziąć pod uwagę wszystkie kable, od których najlepiej zacząć zakupy: RCA, głośnikowe czy zasilające?
Pozdrawiam
Wydaje mi się (mogę się mylić), że najważniejsze będą kable głośnikowe. Natomiast odnośnie DSP, to nie ma tu ono nic do rzeczy – przecież też posiłkuje się prądem. W każdym razie pochodzący od Reimyo układ K2 z lepszym kablem zasilającym spisywał się lepiej.
Priorytet to interkonekt pomiędzy źródłem a przedwzmacniaczem / wzmacniaczem zintegrowanym – co się straci lub zostanie zniekształcone na początku z sygnału nie da się później przywrócić.
Mając Lunę i konsultując z innymi dwoma właścicielami mamy wspólne zdanie – Luna nie tyle rozjaśnia, ile ma problemy z wypełnieniem środka. Środek jest dość cienki w brzmieniu. Góra obfita, ale zaokrąglona, dół głęboki, wysoki środek świetnie współpracujący z górą, a niższy środek – no właśnie. Tam Luna ukazuje swoje braki. Brak ciężaru na gitarach powodujący nieznośną lekkość. Luna tylko dla systemów grających gęsto. Wtedy tak – rewelacyjny stosunek ceny do jakości. W innym przypadku niestety się nie sprawdzi.
Nie mogę potwi3erdzić ani zaprzeczyć, ponieważ zawsze dbam o to, by moje systemy grały gęsto. Niezależnie od używanych kabli ani w słuchawkach, ani w głośnikach gitary u mnie nie brzmią lekko, a co dopiero nieznośnie lekko. Czasami tylko bywają zbyt naprężone, co może się skądinąd podobać. A w jakich torach ta „nieznośna lekkość” gitar?