Recenzja: Luna Cables Orange Speaker

Budowa i funkcjonalność

Pomarańczowy przewód w piaskowego koloru torbie.

  Kanadyjskie Luna Cables do cen ma podejście luźne, aczkolwiek numerycznie precyzyjne. Też zbytnio nimi się nie przejmuje, wychodząc prawdopodobnie z założenia, że kable nie będą ze sobą konkurować. We wszystkich pięciu działach cenowo-jakościowych ich wyrób ma być znakomity, a duże skoki cen oznaczają, że kolejne kolory są kierowane do różnych grup zamożnościowych.  Produkty wyróżnia zatem kolorystyka powiązana z dużym przejściem cenowym, którego regułą podwajanie. Pomarańczowe Luny są dwakroć droższe od Szarych i dwa razy tańsze od Fiołkowych, które z kolei dwa razy tańsze od Czerwonych, te dwakroć jeszcze od Czarnych. Podwajanie dotyczy też przekroju, choć tu reguła nie jest ścisła. Przykładowo interkonekt Fiołkowy ma cztery razy większy od Szarego i cztery razy mniejszy od Czarnego, ale Pomarańczowy przewód głośnikowy od Szarego jest grubszy tylko trochę. Konkretnie reprezentuje przekrój 18 x 15 AWG (American Wire Gague), czyli 18 x ø 1,45 mm. Względem Szarego nie zmienia się więc prawie grubość i też nie zmienia surowiec, którym pozostaje cynowana miedź wytwarzana obecnie, odnośnie samego cynowania na bazie osprzętu technicznego z lat 40-tych zeszłego wieku. To tyczy tylko dwóch najniższych serii – w odniesieniu do wyższych od Orange jest to już miedź vintage – w najwyższych Red i Black gatunkowo najlepsza.

Opiszmy ten pomarańczowy poziom. Kabel głośnikowy Luna Cables Orange jest wykonany z miedzi cynowanej Luna Neo-Vintage (LCNV) jako ręczny splot osiemnastu przewodów o wspomnianym przekroju. Zewnętrzną osłonę stanowi surowa, tj. niebielona i nie merceryzowana (nie traktowane ługiem sodowym) bawełna, wybarwiona na pomarańczowy kolor barwnikiem naturalnym. Ta izolacja, tak samo jak cynowanie (nie mylić z ocynkowaniem, bo to różne pierwiastki), stanowi nawiązanie do dawnej technologii produkcji przewodów – kto mieszka w starej kamienicy, może mieć w domu instalację elektryczną w bawełnianym oplocie. Nie chodzi w tej bawełnie o sam przyjemny dotyk, chociaż to dobrze, że przyjemny; chodzi o izolację, która nie daje rezonansów. Pole elektromagnetyczne z takiego przewodu ulatuje, a nie się w nim kotłuje i generuje zakłócenia. (Tę cechę bawełnianego oplotu wykorzystuje także Entreq.) Sama bawełna jest surowa, ale od środka woskowana (rzecz jasna naturalnym woskiem), by drut w nią łatwiej wchodził. Niektórzy odnośnie tego posiłkują się też teflonem, ale nie kanadyjskie Luna Cables, które chce być stricte ekologiczne. Miedź, cyna, wosk, bawełna oraz złocone wtyki i bawełniane opakowanie – wszystko nadaje się do recyklingu, nie szkodzi środowisku. Wtykami standardowo są rurkowate BFA, co osobiście lubię, ponieważ to łącza i łatwe, i skuteczne. Nie wyskakują przy byle trąceniu jak klasyczne banany, które w przypadku głośnikowych nieraz siedzą za luźno; też nie zakręca się ich śrubką, żeby ta śrubka po jakimś czasie się luzowała i puszczała. Za niewielką dopłatą mogą to być jednak widełki lub cokolwiek innego, co jest dostępne na rynku.

Za rozwidleniem opisany, jak u Stendhala, kolorem czerwonym i czarnym.

Na ekologicznym wizerunku wytwórcy jest jednak mała rysa – sam punkt rozwidlenia i oba za nim przewody po przyłącze są osłonięte izolacją termokurczliwą, która chyba ekologiczna nie jest. Ale może i jest – w dzisiejszych czasach ekologię można znaleźć pod każdym kamieniem. Co pewne – to że w miejscach rozwidlenia znajdziemy napis LUNA; one kierunkiem czytania wyznaczają kierunek kabla, który jest kierunkowy. W tę kierunkowość jedni nie wierzą, inni ją wychwalają – na pewno zdrowiej będzie użyć kabla zgodnie z kierunkiem, tak na wszelki wypadek. Cóż więcej? Kolor jest charakterystyczny, zbliżony bardziej do kurkumy niż do faktycznej pomarańczy. Za rozwidleniem przechodzi w czerń i czerwień, żadnych kłopotów z odróżnianiem. Luna Orange dostajemy w sporym woreczku z impregnacją usztywnionej i lekko nabłyszczonej bawełny, na którym duże logo firmy, uchwyty są pomarańczowe. Woreczku zapinanym na błyskawiczny zamek, którego ekologiczności też nie możemy być pewni. W woreczku certyfikat i gwarancja jakości, a przy jednym z uchwytów karteczka z oznakowaniem rodzaju i długości kabla. Same te kable zwinięte w jeden precel zabezpieczony opaskami na rzepy – i co z tego wynika?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Luna Cables Orange Speaker

  1. Łukasz pisze:

    Panie Piotrze, jakie są największe różnice w stosunku do serii Gris ? Który Panu się bardziej podobał ?

    1. Marek S. pisze:

      Jak dla mnie Orange gra o wiele bardziej otwartym dźwiękiem, spektakularniej z lepszym pod każdym względem basem. Za to Gris w tej cenie to fenomenalna barwa, kontrola, tylko nie tak spektakularny.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Tak, jak napisałem w recenzji – Orange rysuje wyraźniejsze i bardziej trójwymiarowe dźwięki. I tak, jak napisał Pan Marek – styl ma bardziej otwarty. Poza tym brzmienia bardziej chropawe i esencjalne. Wyższa półka, bardziej zaangażowany sposób słuchania. Co nie zmienia oceny Gris, jako rewelacyjnego w konkurencji cena/jakość.

      1. Marcin pisze:

        A jaka konkurencja dla Orange w tej cenie?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Są firmy robiące dobre kable niedrogo – Vovox, Harmonix, Oyaide, Tellurium Q, Synergistic Research, Acoustic Revive. Ale o tańszy równie dobry łatwo nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy