Recenzja: Leben CS-1000P

Budowa

Czereda lamp.

  Końcówka jest pokaźna i trochę nietypowa. Tę nietypowość prokuruje małe pokrętło z lewej na wąskiej listwie przedniej – 41-krokowy (bardzo małymi kroczkami idący) potencjometr ALPS-100K Blue Velvet, dzięki któremu dostajemy coś w stylu quasi integry, jako że podstawowa funkcja przedwzmacniacza – regulacja wzmocnienia – okazuje się tu obecna. Przednia listwa nie tylko jest wąska, ale do tyłu odchylona i z prawej strony dla symetrii ma kołyskowy włącznik główny w rozmiarze dużej, czarnej pastylki. Akurat pasującej rozmiarowo do też czarnego pokrętełka potencjometru wtrąconego w końcówkę mocy – ma zatem ten nasz Leben po bokach czarne oczka. Pstryknięciem tego z prawej rozżarzamy lampy na blacie przed ścianą obudowy transformatorów, które to lampy trzeba najpierw powyjmować z pudełek i zainstalować, ale nie są numerowane, toteż nie trzeba z tym uważać. Zaraz potem możemy już użyć ulokowanego na prawo od nich indykatora z długą wskazówką, do którego odnosi się sterczące w górę pokrętło wyboru danej lampy mocy i cztery śrubowe (dla każdej oddzielnie) regulatory biasu. Wskazówka zrelacjonuje nam czy dobrze ten bias ustawiono, a że prawie na pewno nie, trzeba będzie kręcić śrubkami. (Śrubokrętu nie ma w komplecie.) Wpierw jednak chwila odczekania, bo dostarczone lampy sterujące ECC88 Electro Harmonix zbierają się pomału – wskazówka będzie  najpierw się huśtać, potem jeszcze przez dłuższą chwilę podrygiwać, co w sumie zajmie przynajmniej kwadrans. Pomału też będą się zbierały ewentualnie użyte zamiast tych Electro Harmonix tak zwane „złote” Tesle, o wiele prędzej ustabilizują prąd podkładu ECC88 Philip SQ. A kiedy użyć najlepszych w historii CCa Simens & Halske „Grey Plate”, wówczas będzie się można przekonać, że nie tylko brzmieniowo są doskonalsze (o duży kęs lepszości), ale też w parę sekund po włączeniu prąd staje dzięki nim jak wryty, wskazówka ani drgnie.

W instrukcji obsługi napisano, dla jakich lamp jaki podkład, bo oprócz dostarczonych KT-120 można używać KT-150, KT-88, KT-77, KT-66, a nawet EL34. Można także sławnych Western Electric 350 B, gdyby naszła kogoś ochota na kwadrę takich lamp po dwa tysiące dolarów za sztukę. Na marginesie dodam, iż dosyć złości mnie sytuacja, kiedy to renomowane dawne marki (jak Tung-Sol czy Gold Lion Osram-Marconi) po wykupie za grosze przez New Sensor Corporation praw do nazw są teraz produkowane na terenie Rosji w dużo gorszym gatunku. To jednak odnosi się do prostowników i małych triod, natomiast duże lampy mocy, jak te tu KT120, to poziom dużo wyższy i nie ma się co ich czepiać. W przypadku KT-120 nie ma co nawet wcale, bo takich lamp jeszcze chwilę temu nie było – one i KT-150 to nowe wynalazki. Odnośnie tego Tung-Sol jeszcze dodam, że firma powstała w New Jersey w 1907 roku, a trochę dziwna nazwa to skrót od wolframowego słońca (tungsten-sol), bo najpierw produkowała żarówki.

Bokami czarne oczka.

Użycie pastylkowego włącznika nie tylko rozświetli lampy i podświetli wskazówkę biasu (którą po wykonanym biasowaniu przełączamy w pozycję zero), ale także rozpali obok włącznika na biało podświetloną winietę z napisem Motion Sound. Odchylany panel i blat z lampami to jedna gruba blacha pokryta lakierem brąz metalik, a eleganckie panele boczne są z grubych płatów orzechowego drewna. Pod spodem cztery nóżki w postaci złotych walców z karbonowymi podkładkami, a z tyłu, za lampami, w jednej komorze z na ten sam kolor polakierowanej blachy dławiki i transformatory wyjściowe oraz po prawej, już poza obudową, w pancerzu pociągniętym lśniącą czernią transformator wejściowy. Odnośnie tych wyjściowych producent ma do zakomunikowania, że to „nowo wynalezione transformatory Orient-core”, a zatem takie z ulepszonym odnośnie kształtu i poddanym laserowej obróbce profilem rdzenia, pochodzące najpewniej od Hashimoto.

Przenieśmy się na tylną stronę. Tam oczywiście gniazdo zasilania i cztery odczepy głośnikowe (chyba od WBT, ale może podobne japońskie), między którymi ładnie wyfrezowany przełącznik impedancji o wartościach 4, 6, 8 i 16 Ω. Prócz tego dwa w metalowych oprawach gniazda wejściowe RCA i metalowy drążek do przełączania trybów „Triode”/„Pentode”, odnośnie którego ważna uwaga, że można go używać jedynie przy wyłączonym zasilaniu. I jeszcze uwaga druga, że tryb pentodowy oznacza moc wyjściową 2 x 100 W; triodowy 2 x 70 W. Prócz tego jest tam z tyłu gwintowany cylinderek z plastiku, wewnątrz którego tkwi bezpiecznik, a cały panel jest identycznie wąski i odchylony jak jego odpowiednik z przodu.

W poczet kompletu lamp oprócz wspomnianych czterech Tung-Sol KT120 i pary ECC88 Electro- Harmoniksa wchodzi para wynalezionych w 1954 przez RCA Victor Co. Inc. podwójnych triod 6CG7/6FQ7, znanych z energizerów Staksa. Tu znowu w wykonaniu Electro Harmoniksa (producent nie ma wyboru, dawne lampy nie są dostępne w ilościach hurtowych) i z przeznaczeniem do prądowego pośrednictwa pomiędzy stopniami wejścia i wyjścia. Wszystkie rosyjskie lampy lądują w gniazdach japońskich, co szczerze mówiąc wolałbym zastąpić sytuacją odwrotną. Japonia produkuje jednak bardzo mało lamp teraz, a szkoda – kiedyś było inaczej. Taka Mazda na przykład…

Lampy mają ochronną klatkę, ale ładniej jej nie używać. Bez niej wzmacniacz wygląda luksusowo i nader efektownie, ale i z nią niezgorzej. Całość waży 23,5 kg i ma 45 centymetrów szerokości, a producent podkreśla, że zgodnie z nowym trendem nacisku na Hi-Res może przenosić pasmo 10 Hz – 150 kHz, a więc bardzo nieczęste u konstrukcji lampowych. Triody w układach single-ended zwykle mają o wiele węższe, ale tu mamy do czynienia z konstrukcją typu push-pull dla trybów trioda/pentoda. (Dokładniej trioda/tetroda). Wnętrze to popis staranności i same dobre komponenty, włączając w to okablowanie i kondensatory Mundorfa.

Potencjometr w końcówce mocy to osobliwa ale przydatna sprawa.

Nowego chowu kompozycję lampową Lebena (debiut 2017) wyceniono na 37 900 PLN, czyli o wiele taniej od niejednych i znacznie drożej od niektórych. U mnie stanęła do porównanie z o wiele tańszą i od dawna nieprodukowaną końcówką hybrydową Crofta – zupełnie przerobioną i z bardzo drogą parą lamp – o wiele droższą niż te wszystkie dostarczane z Lebenem. Wysterowanie obu zapewniał ten sam przedwzmacniacz Twin-Head, a kolumnami były arystokratyczne Zingali.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Leben CS-1000P

  1. Marcin pisze:

    Chciałbym zapytać, czy próbował Pan podłączyć pod tego Lebena K1000? Czy mógłby Pan opisać jak razem to zagrało?
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, do stuwatowego wzmacniacza K1000 nie podłączałem.

      1. Marcin pisze:

        Powodem tego była obawa zbyt dużej mocy wzmacniacza? Czy nie można by było tego Lebena ustawić na minimalny poziom wzmocnienia i spróbować? Pytam, gdyż sam posiadam K1000 i jestem na etapie szukania wzmacniacza zarówno pod K1000 jak i kolumny podłogowe, a w sprawach sprzętu audio dopiero stawiam pierwsze kroki.

        Czy mógłby Pan napisać coś więcej o połączeniu Leben+K1000 lub ewentualnie dlaczego nie chce Pan tego połączenia spróbować?

        Z góry dziękuję i pozdrawiam.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Powodem tego było lenistwo. Lebena oczywiście dałoby się przydusić na tyle, by nie zniszczył K1000, ale nie wykonałem próby, bo bardzo jestem zadowolony ze swojego toru i nie czuję potrzeby poszukiwań. Natomiast RAAL grały z niego fantastycznie, tak więc K1000 pewnie też by tak grały. Sprawdzenia nie wykonam, bo właśnie przed chwilą odjechał. Dosłownie godzinę temu.

          1. Miltoniusz pisze:

            Jak pamiętam CS1000 gra przenikliwie, dokładnie – to nie jest miś. K1000 też tak odbieram – przynajmniej dopóki nie podłączę ich do czegoś odpowiedniego (choć chyba WA8 przynajmniej nie jest nieodpowiedni a z nim też ich słuchałem). Tak więc takie połączenie może być kumulacją zalet albo wręcz przeciwnie – zależy co kto lubi. Ale to tylko gdybanie. Sam szukam czegoś do K1000.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Takie połączenie będzie w porządku, tylko te sterowniki w Lebenie trzeba na lepsze wymienić. Już złote Tesle będą OK.

  2. Miltoniusz pisze:

    Słuchałem kiedyś. Zrobił wielkie wrażenie. Szkoda że to końcówka mocy.

  3. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Świetna recenzja i dzięki niej Leben jest na mojej liście do odsłuchu. Nie rozumiem tylko jednej sprawy. Napisał Pan o premierze urządzenia w 2017 roku, podczas gdy w internecie można znaleźć recenzje (nawet w języku polskim) dokładnie tego samego Lebena datowane na rok 2012. Czy jest to błąd z Pana strony, czy też faktycznie w 2017 wyszła poprawiona wersja wzmacniacza bez zmian w nazwie/symbolu?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      To mój błąd, przepraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy