Recenzja: Kondo Theme Ls-41 RR

      Stanowiących oprawę wzmacniacza Kondo Overture przewodów samego Kondo szkoda byłoby nie wyzyskać do napisania recenzji, zwłaszcza interkonektu. Dlaczego akurat jego? Ano z niebagatelnej tej racji, że interkonekty Kondo to osobna historia, znaczona zachwytami i opiniami o byciu najlepszymi na świecie. Boskiego dźwięku dotykiem znaczone Kondo KSL – któryż audiofil pamiętający ostatnią dekadę zeszłego i pierwszą obecnego wieku nie marzył o posiadaniu? Czyż każdy szanujący się recenzent nie pęczniał wtedy z dumy, kiedy mógł się pochwalić, że te przewody poznał i mógł się osobiście przekonać, że dorównujących im nie ma? A wszak to w tamtych latach rola kabli wzrastała, nabierając znaczenia które na koniec stało się jednym z bazowych dla audiofilskiego systemu. A szczytem tej jakościowo-kablowej piramidy był właśnie te Kondo.

    Srebrne druty, jako droga do muzycznego wyrafinowania, mają za symbol struny skrzypiec, wszelako spotykane tam srebro w domieszkowym stopie 925 z miedzią (92,5% srebra, 7,5 % miedzi) ma większe znaczenie dla fletów, biorąc niemal w całości na siebie odpowiedzialność za ich brzmieniową postać.   

      Hiroyasu Kondo był jednym z prekursorów, a może nawet samotnym pionierem, nawijania czystym srebrem transformatorów i stosowania go w łączówkach, co wydaje się czymś oczywistym w obliczu faktu bycia przez to srebro najlepszym przewodnikiem i na dodatek metalem najlepiej z wszystkich kowalnym – tak znakomitym pod tym względem, że pozwalającym przy dzisiejszej technice osiągać druty o przekroju jednego atomu! Ale to dzisiaj i z pewnością nie na użytek audiofilskich potrzeb (chyba że wewnątrz procesorów), a dla pracującego nad srebrem Hiroyasu podobno co innego było też ważne – z uwagi na wyjątkową sprawność silników ośmiocylindrowych, ale też pewnie w jakiejś mierze z uwagi na to, że cyfra „8” uchodzi na Dalekim Wschodzie za wyjątkowo szczęśliwą, oparł swoje interkonekty na bazie ośmiu rdzeni, z których każdy reprezentował splot 36 drucików o średnicy 0,09 mm, co łącznie dawało aż 288 ścieżek przewodzących na kanał. Srebrny surowiec dla tych drucików pozyskiwano z Włoch, albowiem Kondo zauważył, że to najczęściej włoskie srebro zjawia się w instrumentach muzycznych, najpewniej nie bez przyczyny.  

      Były lata 70-te, nikt interkonektami ani innymi przewodami w branży audio się nie przejmował, powszechnie obowiązującą była szkoła, że wszystko co przewodzi – przewodzi optymalnie. Ewentualnie sama grubość mogła mieć jakieś znaczenie, ale to na użytek przemysłowy, a nie w domowym użyciu. Chyba żeby brać pod uwagę domowe piece elektryczne; te, mając moce rzędu kilowatów, wymagały doprowadzeń o dużych przekrojach; cieńsze by zaraz się przegrzały i roztopiły izolację, a potem na proch szczezły.    

    Srebro używane przez Kondo oprócz włoskiego pochodzenia, a więc też włoskich przymieszek, a jednocześnie wysokiej, szacowanej na 99,99% czystości, posiadało jeszcze jedną cechę szczególną: leżakowane było 20 lat przed obróbką, dojrzewając niczym gatunkowe wino. Zapewne nie to pierwsze, użyte w latach 70-tych, ale tego już nie wiem, z całą pewnością natomiast odnosi się to do sławnych interkonektów Kondo KSL-LPz, których recenzje pochodzą z połowy pierwszej dekady po 2000 roku.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Kondo Theme Ls-41 RR

  1. Gustaw pisze:

    Chłopie, czy Ciebie całkowicie popierdoliło? Krotkie kawałki drutu, obleczone plastikiem z czterama wtyczkami za 4000 ojro? Jeszcze śmiesz pisać że to niemalże OKAZJA.(ja pier….e) Dzięki takim personą jak TY,naiwni ludzie, zaczynają wierzyć w świat z jednorożcami.
    Wiem, że za wciskanie audiofilskiego kitu, producenci i dystrybutorzy,płacą (wymagają określonych opinii) i z tego ma Pan na „bułkę z serkiem” Czasamijednak warto spojrzeć w lustro i
    odpowiedzieć na pytanie – Czy jestem przyzwoitym człowiekiem ?
    Ps.Dotyczy to całej, odrealnionej, chorej na snobizm, branży audio. Przejrzyjcie na oczy!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jestem nieprzyzwoity. Ten kabel to nie okazja. Fortepian Steinway z drewna, żeliwa, miedzi, stali i tworzyw (kość słoniowa już zabroniona) kosztuje milion dolarów. A kopiący skórzane worki na krótkiej trawie młodzi buce zarabiają po 100 tys. funtów tygodniowo. Nie żyjesz w świecie dóbr luksusowych, to trudno, ale to raczej nie moja wina. Tu, w tym serwisie jest artykuł o luksusie i jego pochodzeniu, przeczytaj sobie zamiast bluzgać: https://hifiphilosophy.com/o-luksusie/; https://hifiphilosophy.com/o-luksusie-czesc-ii/ A jednorożce zostaw w spokoju – istnieją, tyle że żyją w morzach.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Sam siebie zadziwiłem sprawdzając przy okazji, ile może kosztować najdroższy męski garnitur, i to taki „normalny”, bez żadnych biżuteryjnych ozdób. Okazuje się, że Kiton wzór K50 z wełny wikunii andyjskiej kosztuje 50 tys. dolarów. Na interkonekt za te pieniądze jak na razie nikt się nie porwał.

    2. Marcin pisze:

      Poszło sprzęgło bo nie możesz spróbować żeby sprawdzić lub kupić? Nie masz na czym? Trochę jak z incelami.

  2. JaroG pisze:

    Popieram Panie Piotrze. Wyrażanie opinii w sposób wulgarny, bez względu na to czego dotyczą, należy tępić i wypalać ogniem. Niestety chamstwo i wulgarność na dobre zagościły „na salonach” i każdemu się wydaje, że wszystko mu wolno, czego dobitnym przykładem jest 8*, uważane tamże za „dziedzictwo kulturowe”.
    Interkonektu Kondo nie znam, to dla trochę zbyt wysoka półka cenowa, ale sądząc po opisie chyba bym się z nim zaprzyjaźnił.
    Pozdrawiam,
    JaroG

  3. alex60pl pisze:

    Witam.
    W opisie natrafiłem na dwie ciekawostki bardziej z dziedziny metalurgii niż audio. Pozwolę sobie zacytować:
    „…leżakowane było 20 lat przed obróbką, dojrzewając…”
    Biorąc pod uwagę, że owo srebro powstało zanim pojawił się nasz Układ Słoneczny czy wzmiankowane 20 lat robi różnicę?

    „…sygnał muzyczny przechodzący przez kabel w postaci prądu elektrycznego posiada elektrochemiczną siłę sprawczą, tzn. powoduje zmiany strukturalne w przewodniku.”
    Natężenie prądu musiałoby być tak duże, żeby rozgrzewało przewodnik (jak w hartowaniu indukcyjnym) ale chyba nie taki mechanizm miał Pan na myśli. Co do samego pojęcia elektrochemii to o srebrze o ultrawysokiej czystości trudno myśleć jako o elektrolicie.

    Jak by Pan podrzucił kilka słów wyjaśniającego komentarza lub podał jakieś źródła wiedzy w tych tematach.
    Pozdrawiam. Alex.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Wszystkie atomy, z których jesteśmy zbudowani, powstały długo przed naszymi narodzinami, ale to raczej nie znaczy, że w momencie narodzin jesteśmy tacy sami jak śmierci. Oczywiście organizm biologiczny podlega nieporównanie większym przemianom niż zostawione w spokoju srebro, ale dla niego datą narodzin nie jest moment uformowania się atomów w wybuchu hipernowej, tylko moment wytopu, po którym też strukturalnie się zmienia, by tak powiedzieć, krzepnie.
      Odnośnie tego i kwestii wpływu sygnału elektrycznego przechodzącego przez przewód cytuję materiały upubliczniane przez samo Kondo, może oni odpowiedzą na pańskie pytania dokładniej. Zarazem nie ulega wątpliwości, że prąd przechodząc przez przewodnik musi jakoś go zmieniać, fizyka nie pozostawia innej możliwości, to przecież oddziaływanie energetyczne.

  4. alex60pl pisze:

    Pytania do Japończyków wysłałem. Ciekawe czy odpowiedzą konkretnie czy zasłonią się „tajemnicą handlową”, „nieznanymi prawami fizyki” czy czymś podobnym.
    W sumie to rozbawiła mnie reakcja „Gustawa” na taką mizerię jak ten interkonekt bo gdyby tak dokładniej spojrzał na ofertę Kondo, to przy takiej Kagurze dostałby niechybnie apopleksji i zszedłby z tego świata z grubym słowem na ustach.
    Ale oferta takiego choćby Kondo sprowokowała u mnie pewne przemyślenia. Ilu (prawdziwych) audiofili będzie mogło się zachwycać takim wzmacniaczem? Czy choćby kilku (-nastu?) w Europie się znajdzie? Czy jest to bardziej „audiobiżuteria” dla milionerów, którzy ozdobią sobie nią salon ale niekoniecznie będą jej słuchać.

    Dla przeciętnego „zjadacza chleba” audiofilizm kojarzy się z ekstremalnie drogim sprzętem i niezwykłą atencją do kabli. Inna sprawa, że jak ktoś ma kable kosztujące 2 albo i 3 razy tyle co głośniki ta raczej trąci to fetyszyzmem a nie audiofilizmem. Ale ja nie o tym.
    Wielu młodych ludzi pragnących przygody z muzyką ale niekoniecznie tytułu NARP-a [Naczelny Audiofil Rzeczpospolitej Polskiej] 🙂 i dysponujących (niestety jak to zwykle bywa u młodych) dość ograniczonym zasobem monet jest pozostawionych samym sobie. Przegląd topowych źródeł wiedzy takich jak „High Fidelity” czy „HiFi Philosophy” może w pierwszym momencie sprawić wrażenie, że aby mieć sprzęt akceptowany w audiofilskim światku, trzeba sprzedać nerkę (a najlepiej dwie).
    Co prawda na Pańskim portalu możemy przeczytać recenzje takich wzmacniaczy jak choćby CREEK, SMSL VMV A2 ale to raczej wyjątki i trzeba się trochę nakopać, żeby do nich dotrzeć.
    Należę do pokolenia, które same uczyło się obcować z muzyką zaczynając od Amatora Stereo, Elizabeth, Radmora i ZG40. Niestety nie udało mi się „zarazić” nikogo z rodziny czy znajomych. Widać nie miałem do tego talentu.
    Ale Pan to co innego. I dlatego mam pewną, hmmm… propozycję.
    Co, gdyby podjąłby się Pan na łamach „HiFi Philosophy” audiofilskiej „ewangelizacji” młodzieży proponując sprzętowe „startery”, od których warto zacząć ale, na których nie trzeba skończyć.

    Na zakończenie proponuję taką oto literaturę (chyba, że już Pan to zna):

    https://www.audioresurgence.com/2024/09/the-death-of-the-audiophile-a-slow-slide-to-oblivion.html

    Ciekaw jestem Pańskiej opinii.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dziękując za ciekawy komentarz zacznę od tego, że nie jestem już w wieku rewolucjonisty, zbawianie czy ratowanie świata to już nie moja rola. Oczywiście mogę podać przykłady systemów słuchawkowych i głośnikowych bardzo dobrze grających za stosunkowo skromne pieniądze, ale poszukujący tego zalążkowy audiofil sam łatwo może takie skomponować przeglądając ceny recenzowanych urządzeń i spośród pochwalonych tanich (a tych nie brakuje), pozestawiać sobie własne audio pod kątem gustu i potrzeb. Taniutkie słuchawki Koss Porta Pro, trochę droższe najtańsze Grado, klasyczne Sennheiser HD600, wzmacniacz przenośny Woo Audio Tube Mini, cały gang produktów iFi, Apogee Groove dla Sennheiserów – i tak dalej i dalej. Naprawdę łatwo mieć dobry dźwięk, a niedrogich kolumn też nie brakuje, wzmacniacz i odtwarzacz od Creek, czy któryś z tanich a dobrych gramofonów, zapewni świetny sygnał. Tanie a dobre interkonekty także łatwo się znajdą, nic tylko wybierać i słuchać, a kiedy kogoś najdą wątpliwości, czy właściwie selekcjonował, zawsze tu może zapytać.

      Oddzielna kwestia to „śmierć audiofilizmu”, czym w ogóle nie należy się przejmować. Gigantyczny uformowany już rynek chiński i rodzący ogromny indyjski to całe tłumy działających i dorastających audiofili. Europa może sobie do ostatniego nie muzułmanina wymrzeć i może zniknąć USA, i tak nie będzie znać szkody. A jak potężny jest rosyjski rynek piekielnie drogich wzmacniaczy lampowych, to nawet nie macie pojęcia. Moskiewscy i petersburscy bogacze lubują się w szalonych konstrukcjach, że na widok oko bieleje. Ogólnie biorąc milionerów na południe i północ od równika są już dziesiątki milionów, prawie każdy chce mieć w swych rezydencjach drogie audio, choćby tylko żeby się chwalić. Chce też takie audio mieć w samochodach, bo czemu miałby nie mieć? Gdyby audiofilski rynek wymierał, znikałyby firmy i produkty, ale tak się wcale nie dzieje, w miejsce tego cenowych bzików z dnia na dzień coraz więcej. Tylko że – miejmy to na uwadze – bogaci nie działają w społecznościach audio. Ich sposób działania to telefon do dystrybutora, jedzie cały dostawczak sprzętu, na miejscu wielogodzinna, czasem i wielodniowa prezentacja. Zacytuję jednego ze znanych polskich dystrybutorów, który takie sesje odbywa: „Aż nie do uwierzenia, jakie ludzie mają pieniądze.”

  5. alex60pl pisze:

    Witam ponownie.
    Oto odpowiedź Japończyków z Kondo (w oryginale). No cóż. Niewiele się dowiedziałem, ale to było do przewidzenia.

    Dear Sir,
    Thanks for your email and especially the question about silver aging !
    It is one of the most popular subjects with which audiophiles couldn’t understand or feel doubtful about.
    It is a really long story starting from the beginning period of our company almost 50 years ago. Using silver onto audio gears was a “breakthrough concept” at that time. A lot of interviews were made to explore the secrets behind. We believe that some information were mixed and yet created this beautiful legend.
    It is true and so easy to discover that silver cable sounds better with time. The tonal texture turn mature and more organic even though it is not used frequently.
    (Excuse but we also can’t explain this phenomenon with enough professional knowledge. Because we are audio designer only.)
    Mr. Kondo, of course, also recognized this merit and he intended to buy silver with longer storage time to use. We could found some records mentioning 6 or 8 (years). Unfortunately never see anything like 20 years.
    I think it is how this legend started and spread around the circle. In fact, we explained this story to a lot of people before. You know people love to hear fairy tales and forget what is not so interesting.
    Nowadays, our factory produce more than a hundred amplifier per year. Even more for silver cables and silver transformers. It is “impractical” to store silver for this consumption.
    To make our silver products sound superior. We have other ways and techniques to apply.

    PS: I think he means “run-in” for the “electrochemical driving force”.
    BR
    Charles
    Audio Note.

    Jak masz córkę, zasadź drzewo a jak syna, kup srebrne interkonekty. Jak dorośnie będzie jak znalazł :).

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Najkrócej można podsumować, że dalej nic nie wiadomo poza tym, że używają srebra wcale albo mało leżakowanego, a dlaczego z czasem poprawia się tekstura, to Bóg jeden raczy wiedzieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© HiFi Philosophy