Recenzja: Final ZE3000

Badania odsłuchowe

Zadbano o pokrycie SHIBO, na którym nie zostają odciski palców.

    Nie od rzeczy będzie, jak sądzę, zauważyć na wstępie, że słuchawki otrzymały do największej konsumenckiej organizacji w Japonii najwyższe wyróżnienia za jakość brzmieniową i design. Nie od rzeczy też będzie zauważyć, że Karol zastąpił nimi przejściowo Sennheisery Momentum, zanim przeszedł na wyższy model ZE8000. Ale i tak nic by to nie znaczyło, gdyby mnie do siebie nie przekonały. Przy czym największy kawał roboty odwaliły już kiedyś owe porzucone teraz Momentum, przekonując mnie całkowicie do brzmienia w transmisjach bezprzewodowych. W sumie, można powiedzieć, żadna znowu sensacja, skoro tunery radiowe potrafią oferować najwyższej klasy jakość od bardzo, bardzo dawna. Ale tuner rzecz spora, a dokanałówki malutka. Lecz niezależnie od wielkości magia, niczym w filmie o czarnoksiężnikach i wróżkach, w którym ich czarodziejskie różdżki zastąpione są antenami. Transmisja niewidzialna, a przecież to się dzieje… Ale już dawno przywykliśmy, mamy to za normalne – dawno minęły czasy, kiedy to starożytni Grecy łamali sobie głowy, jak jest możliwe widzenie, skoro pomiędzy obiektem a widzącym nie ma żadnego medium?!

    – I niech się wam nie zdaje, nauka wszystko wyjaśniła falą elektromagnetyczną, bo przecież tam faluje próżnia, czyli konkretnie NIC!

   Życie ma jednak swoje prawa, trudno stale się dziwić. Trzeba brać strugę faktów (świat jest ogółem faktów, a nie rzeczy) jako po prostu daną, i się w niej odnajdywać możliwie prosto i skutecznie. Tak też machnąwszy ręką na tajemnicę łączności i wszystkie inne tajemnice, zaaplikowałem uszom słuchawki i zacząłem od przenośnego odtwarzacza A&futura SE180. Że pojawiło się brzmienie zdumiewające jakością, to już anonsowałem przy okazji relacji jakości do ceny. Ale muszę podkreślić, że jako ktoś nie korzystający na własny użytek ze słuchawek bezprzewodowych, za to codziennie korzystający zawsze z którychś jakościowo szczytowych, zostałem zaskoczony bezprzewodową jakością w wydaniu dokanałowym. Dość jednak ogólników, sięgnijmy po konkrety.

I bardzo wygodny profil.

     Brzmienie Final ZE3000 okazuje się rzeczywiście takie, jak zapowiadał producent, to znaczy pozbawione elementów przymilania – naturalne i trzeźwe. Nie lubię określenia neutralne, bo niesie w sobie pejoratyw potencjalnego braku zaangażowania, a przecież po to się słucha muzyki na wyższych poziomach odtwórczych, żeby właśnie angażowała. Nie są zatem ZE3000 neutralne emocjonalnie – angażują i fascynują – ale są neutralne w sensie wyważenia i pozbawienia sztucznych ozdobników. Nie pokazało się ocieplenie, łaszenie, addycja basu ani wypchnięta średnica. W żadnym też razie okrojone soprany albo zabawa z oświetleniem – przyciemnianie lub rozjaśnianie.

   Najbardziej uderzają dwie rzeczy, zaraz za nimi trzecia. Najpierw uderza przejrzystość medium i wyrazistość dźwięków, po momencie na ogarnięcie słuchacza – odnalezienie się przez niego w scenerii – uderza także głębia sceny. Uderza również brak ocieplenia, ale dominuje wrażenie czystości. Czyste, nieocieplone, spokojne dźwięki płynę poprzez nieistniejące medium, złożone z samej czystości. Wyraźność tychże dźwięków popisowa, ale brak kładzenia nacisku na maksymalizm szczegółów. Te są wpisane w przekaz, a sam ten przekaz spójny, zbierający się w wyrazową całość. Same zatem najlepsze rzeczy, chyba że ktoś cieni w brzmieniu ciepło, bo tego ciepła nie ma. Nie ma też chłodu – ale jest świeżo, jakby było zaraz po deszczu. Atmosfera dostojnie czysta, co jeszcze potęguje wyczuwalna głębia sceniczna. Pierwszy plan na powierzchni twarzy – tuż przed nami, ale co chwilę się zjawiają dźwięki dobiegające z oddali.

   Naturalizm bierze się przy tym przede wszystkim z dwóch rzeczy: dźwięk pozbawiony jest naprężeń, struny mają właściwy naciąg. I druga rzecz: soprany są dobitnie trójwymiarowe. W połączeniu z już wymienionymi cechami i brakiem sybilacji daje to obiecywaną przez producenta atmosferę naturalizmu, i bardzo dobry ten realizm. Nie czuć wprawdzie gęstości medium, a jego ożywiane realizuje się nieznacznie; nie ma także biologiczności wysokiego poziomu, ale ogólnie dostałem popis brzmieniowego kunsztu, przekonujący pokaz możliwości.

    Odnośnie jeszcze basu – bo przecież bas, wiadomo… Z tym basem było nietypowo, bowiem zależał od utworu. Badając go sięgnąłem zrazu po taki, w którym basowa kurtyna powinna przytłaczać mocą z oddali. Tej kurtyny nie było, zatem rozczarowanie i podejrzenie braku basu. Ale w innych utworach bas jak najbardziej obecny, zarówno w niskich brzmieniach fortepianowych, jak w kontrabasie czy bębnach. Oczywiście nie taki, jak od najlepszych dużych słuchawek, ale słyszalny, całkiem niezły. W takim razie trzeba napisać, że to operowanie basem okazało się całkiem dobre, ale pewnych aranżacji basowych i basu o najniższym zejściu tutaj nie dostaniemy, to jest poza zasięgiem.

Tipsy są wyjątkowo miękkie i w pięciu wielkościach.

     O brzmieniu czerpanym bezprzewodowo z komputera w wydaniu plików standardowej jakości z YouTube mogę do powyższego dorzucić tyle, że miało lepszą spójność i trochę lepszą biologiczność. Mniejszy nacisk na wrażenie czystości, większy na doznawanie przeżyć. Świetna rytmiczność i złożoność dawały ciekawszą całość pod względem muzycznego performansu.

   Często krytykowane pliki z TIDAL, których jakości na najwyższym poziomie MASTER potrafią się czepiać ci sami, którzy nie podają ilości i specyfikacji kości DAC w swych drogich przetwornikach, nie dały wprawdzie nowego standardu, niemniej potrafiły w co lepszych realizacjach tworzyć mocniejszą bezpośredniość na linii artysta-słuchacz. Ukazana przy tej okazji została też własność EZ3000 obecna już na poziomie Spotify ze smartfona – rozrzut jakościowy między płkami.

    Nie powiem, że dokanałowe słuchawki z Japonii są pod tym względem bezlitosne jak kodeks samurajski, ale o maskowaniu nie ma mowy. Wynika to, rzecz jasna, z samej natury przekazu, stawiającego na realizm i otwierającego dwie drogi: wsteczną – do wykrywania słabości; i naprzód – po nadstandardową jakoś. Ta druga oczywiście lepsza; i faktycznie – pod względem otwartości góry pasma, jego trójwymiarowości, dźwięczności i czystości można się było doczekać w co lepszych realizacjach autentycznych popisów. Nieco gorzej z miąższością, nasycaniem i aromatem tonów średnich oraz z rozmachem basowym, ale spokojnie z tym rozbudzonym apetytem, wszak to bezprzewodowe dokanałówki. Dokanałówki którym na pewno lepiej wychodzi budowanie głębokiej sceny i efekty akustyczne niż stwarzanie atmosfery klubowej w oparciu o gęstość, ciepło, niskie zejścia, biologiczność i aromaty, ale dominująca składowa czystości i doskonałej rozdzielczości pozwala wszystkim się cieszyć.

     Stosując ulubioną figurę retoryczną Włodzimierza Ilicza napiszę teraz, że słuchawki Final ZE3000 „zmuszone były przyznać”, iż najdoskonalej wychodzą im produkcje dźwiękowe podczas odtwarzania dyskowych plików wysokiej jakości, za które, no niestety, dość słono przychodzi płacić. Pliki te wgrane w odtwarzacz przenośny z reguły prezentują się równie dobrze, ale najwyraźniej łącze bezprzewodowe Bluetooth z komputerem poprzez nadajnik Creative BT-W3 działało lepiej od wbudowanego w odtwarzacz, przydając dźwiękom zarówno lepsze wypełnienie, jak lepszą analogowość. To było już granie jak z udanych słuchawek przewodowych, aczkolwiek nie tak wybitne odtwórczo, jak z dawnych Grado SR-60.

Łączność nawiązywana automatycznie.

    Nie aż tak popisowo namiętne, tak gorące i tak płynne, ale już z ciepłem, z namiętnością i dobrze zaznaczającą się obecnością wypełniającej materii brzmienia. Żadnego przy tym dudnienia, odchudzonego grania obrysami, żadnego też zapiaszczającego sopranowego pyłu ani innej szorstkości. A za to mocne czynniki crisp, zaśpiewu, eleganckie ozdobniki pogłosów, widzenie koncertowych sal, bardzo dobrze zrealizowane struny gitar i fortepianów. Tektonicznego basu wprawdzie nadal nie było, ale zwyczajny bas ładnie się prezentował i jak cała reszta artykułował zarówno wyraźnym obrysem, jak i wyraźnymi podziałami wnętrza.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Final ZE3000

  1. Marcin pisze:

    Ależ pięknie wpasowała się recenzja w moje obecne poszukiwania sprzętu! Jestem właścicielem dużego systemu głośnikowego, mam też AKG K1000 i Edition XS od Hifiman’a, ale postanowiłem poszukać też jakichś tanich dokanałówek, aby posłuchać do snu.

    Poczytałem trochę i zakupiłem KZ ZAX oraz Final E3000. Te pierwsze już odesłałem – grały dość dobrze jak na te pieniądze, ale kompletnie bez duszy, muzyka była niby poprawna, ale mechaniczna. Nie spodziewałem się wiele po prawie dwukrotnie tańszych Finalach, gdy wkładałem je do uszu. Pierwsze co mnie zdumiało, to niesamowita wygoda. Mogłem w słuchawkach nawet położyć się na boku i nic w uszy się nie wbijało. Druga sprawa to dźwięk, który mnie oczarował – pięknie muzykalny i nasycony, do snu perfekcyjny, a biorąc pod uwagę ich cenę – rewelacja. Słuchawki na tyle mi się spodobały, że biorę niedługo na warsztat model wyższy – E5000 oraz do porównania również Final B3.

    Zakładałem kupno „pchełek” tylko jako dodatek, nie miałem większych oczekiwań, jednak strojenie Final Audio tak mi się spodobało, że wiele sobie po wyższych modelach obiecuję. No i jeszcze ta wygoda! Być może bawet sprzedam moje Hifimany, jeśli to Final przejmie pałeczkę słuchawek używanych na codzień 🙂

    P.S.: Słuchawkowy sprzęt towarzyszący powyższym wrażeniom to iFi iDSD Signature podpięte pod telefon z aplikacją USB Audio Player Pro.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Cieszę się, że tak to czasowo się spasowało. Mam nadzieję, że wrażenia brzmieniowe też do siebie pasują.

    2. Alucard pisze:

      Jak szkoła Final się podoba to nie ma innej możliwości, trzeba kupić D8000/D8000 PRO 😀

      1. Marcin pisze:

        Bardzo chętnie, jednak nie zrobię tego z wiadomego powodu 😉

        W związku z powyższym taką myśl: zacząłem czytać HiFiPHILOSOPHY w okolicach 2014 roku, wtedy też zacząłem się interesować dobrym sprzętem audio. Jeśli mnie pamięć nie myli, słuchawki flagowe były w przedziale 4-6 tys zł. Jeszcze w zeszłym dziesięcioleciu przecierałem oczy, gdy coraz częściej widziałem ceny powyżej 10 tys zł za flagowca. A dziś? Dziś ciężko jest się nie przewrócić, gdy widzi się ceny 20 czy 30 tys zł. Przypominam, za słuchawki…

  2. Mateusz pisze:

    Moje ZE3000 przegrały z Fiio FW5, jedyne w czym Finale są lepsze to izolacja pasywna, w tym względzie Fiio zachowują się jak półotwarte. Próbowałem też ZE8000 jednak ich sygnatura dźwięku jest przeciwna do ZE3000 więc nie polubiłem ich.

  3. Wojtek pisze:

    Posiadam ZE3000 i przyznam, że mam dużą satysfakcję „odkrycia” ich i kupienia jeszcze przed tą recenzją, właściwie w oparciu wyłącznie o własną opinię, kiedy testowałem kolejne modele i rosło we mnie wrażenie, że jakie to świetne słuchawki, o których mało kto mówi…

    Podstawowy atut – popisowa scena. Miałem dokładnie takie wrażenie jak w recenzji – w tej półce cenowej to wręcz za dobrze. Są umiejętnie ustawione na intersekcji słuchawek realistycznych i naturalnych, ale z jakimś tam już pierwiastkiem żywiołowości – są naturalne, ale nie są nudne. Lekkie podostrzenie faktycznie daje się wyczuć, ale ponieważ większość telefonów obecnie strojona jest na granie pt. ciepłe kluchy, w większości przypadków ta ich jasność jest równoważona. Metalheadom bym nie polecał, ale w gitarowym rocku już jest dobrze. Dałem im pianki z FiiO F9Pro i sporo zyskały.

    Funkcjonalnie mój egzemplarz nie jest idealny, czasami dalej nie wyczuwam komend, ale tutaj brałem to na klatę, że głównie wybieram jakość dźwięku. Zgadzam się również z komentującymi, że ZE8000 nie są lepszą wersją 3000, grają kompletnie inaczej (mi nie podeszły). Natomiast ZE3000 to jest rasowa słuchawkowa ukryta perełka dla kogoś, kto nie oczekuje wydziwiania w brzmieniu tylko chce, by mu ładnie, przyjemnie zagrało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy