Recenzja: ERZETICH Charybdis

    No i proszę – oto znaleźliśmy się, my smakosze najlepszych słuchawek, pomiędzy Scyllą produktów innych firm a Charybdą od ERZETICH Audio. Dwie w takim razie rzeczy do wyjaśnienia, skoro o trzeciej już wiemy. Wiemy już mianowicie, w następstwie licznych przykładów, że nastały nam czasy sypania się coraz droższych słuchawek jakoby groszku z przechylonej misy. Dopiero co taki groszek gruchnął, że aż dwanaście tysięcy euro się wzbiło, a takich z wyskokiem na kilka tysięcy to wręcz zatrzęsienie. Dołącza do tego mrowia nowy flagowiec Blaza Erzeticha, a wobec tego dwie rzeczy pozostają do ustalenia: Primo – kto to jest Blaz? Secundo – dlaczego jego nowe słuchawki dostały nazwę Charybda?

   Tego drugiego nie wiem, a nazwa to osobliwa. Bowiem Charybda to potwór, który najpierw był piękną nimfą, ale się wmotał w intrygę. Pomagała ta morska nimfa władcy mórz Posejdonowi w jego utarczce z bratem, olimpijskim Zeusem, a w taki razie źle wybrała stronę, i to się dla niej źle skończyło. Zeus nie dość że się okazał mocniejszy, co było z góry do przewidzenia, to jeszcze na dodatek mściwy – rozstrzygnąwszy spór po swej myśli zaszłą mu za skórę piękną Charybdę przemienił w wielgachny pęcherz z płetwami i mordą chciwą wody. Piła tą mordą biedna Charybda bez żadnego umiaru, od czego powstawały na morskiej toni groźne wiry wciągające w otchłań żeglarzy.

     Czy nowe słuchawki Erzeticha też nas pociągną w otchłań – tę muzycznego szaleństwa – to się dopiero okaże, pierwej wyjaśnię rzecz ostatnią, przypomnę kto to Blaz Erzetich.

    O ERZRTICH Audio – firmie ze Słowenii – pisywałem już kiedyś recenzując tańsze od nich słuchawki Mania i najdroższe poprzednio Phobos. Przypomnę zatem, że pojawiła się w 2012 roku, a jej założyciel, Blaz Erzetich, to jednocześnie inżynier elektronik i koncertujący muzyk; prócz tego także grafik, designer, fotograf i ilustrator – zatem człowiek-orkiestra. Należąca do niego firma skoncentrowała się na słuchawkowej odnodze audio, startując od słuchawkowych wzmacniaczy, których w ofercie ma obecnie aż sześć. Poczynając od kosztującego pięćset euro Bacillusa, po flagowego Scylla za sześć tychże euro tysięcy. – I teraz to już wiemy, o jakie miejsce pomiędzy Scyllą a Charybdą od początku chodziło.

   Polska dystrybucja tą Scyllą jeszcze nie dysponuje, muszę zatem znaleźć innego potwora do napędzania mitologicznych słuchawek Charybdis rodem z dostatniej i spokojnej Słowenii. Nic to nie będzie nowego, stara wiara raz jeszcze przypomni o sobie, a słuchawki będą czwartymi z rzędu, w którym stając jedne po drugich nowe-drogie otrzymywały ocenę. – Jak się spiszą na tle już ocenionych Dan Clark Audio EXYPANSE, ZMF Atrium i Spirit Torino Valkyria? – Pora się za to zabrać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

15 komentarzy w “Recenzja: ERZETICH Charybdis

  1. GRADO__Fan pisze:

    Dzięki za wnikliwą recenzję. Charybdis zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. To jak ktoś miał do czynienia z kolumnami z dużą membraną i ta swoboda. Skala i gradacja dynamiki jakby zupełnie bez wysiłku to to samo słychać i w tych słuchawkach.

    Dla mnie jest kluczowa jest barwa dźwięku. Jeśli w tym aspekcie jest słabo i sztucznie to wszystkie inne wodotryski się szybko nudzą i finalnie nie mają znaczenia. A tutaj jest piękna barwa, która przypomina mi Grado PS1000

  2. GRADO__Fan pisze:

    Jak mowa o PS1000 to nie można nie wspomnieć o protoplaście Grado SR325i. Potem żałowałem, że je sprzedałem 🙂 Na szczęście poszły do kolegi z forum. To już prehistoria 🙂
    A właśnie Charybdis mają wszystkie najlepsze cechy tych aluminiowych modeli Grado tylko idą jeszcze dalej w każdym aspekcie. Całościowo bardziej mnie urzekają niż GS1000 z pierwszej serii, które do tej pory mam. Uważam, że są najlepsze. Potem już tylko podkolorowywali ten dźwięk kosztem realizmu, bo taka była potrzeba od odbiorców.

    Szczerze polecam 🙂
    https://www.gfmod.pl/pl/p/Erzetich-Charybdis-sluchawki-planarne-/415

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Bo Grado zaczynało od aluminiowych. Od legendarnych, mało przez kogo słyszanych Grado HP1000 z 1989 roku, które były oferowane w trzech wersjach: HP1, HP2 i HP3. Słuchawki były z założenia profesjonalne i wg wielu stanowiły niezrównany wzorzec naturalności brzmieniowej.

      1. GRADO__Fan pisze:

        No tak, racja. Choć drewno daje inne walory. Dźwięk jest delikatniejszy, bardziej bogaty w mikrodetalach, ale wyraźnie mniej dociążony. Oba materiały mają swoje zalety 😉

        1. Piotr+Ryka pisze:

          A na mnie, mimo to, piorunujące wrażenie wywarły Grado GS1000 – zarówno te pierwsze, jak i te późniejsze, z grubszym kablem. Jedne i drugie wręcz porażały magią przestrzeni. Tyle że trudno było im dobrać wzmacniacz, a w sumie cały tor.

  3. Alucard pisze:

    Kiedy recenzja jakiś słuchawek? Jest szansa na Fiio FT3 350 ohm albo Ultrasone Signature Master?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dziś przyjechały Dan Clark Audio Corina. Na miejscu są też Quad ERA-1 i ulepszona wersja Crosszone. A co z twoimi T+A?

      1. Andrew pisze:

        Panie Piotrze. O jakiej ulepszonej wersji Crosszone Pan pisze? Czy może Pan coś więcej napisać w tym temacie, czy na razie tajemnica?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Nie, nie tajemnica. To Crosszone CZ-10 II, które zdaje się nie będą miały innego niż CZ-10 oznakowania, ale wewnętrznie będą zmodyfikowane. Mam te zmodyfikowane i nie, jeszcze ich nie porównywałem.

      2. Alucard pisze:

        Na razie odłożyłem temat na półkę. Są inne sprawy, inne wydatki, a D8000 grają na padach z wersji PRO tak że zmian póki co mi nie trzeba. Mają mniej energii na wyższej średnicy, lepiej podkreślają środkowy i niższy bas, sa delikatniejsze i nie takie na twarz, można na nich grać trochę głośniej. Dość wyraźnie pokonują Pioneery Master 1 na srebrnym kablu, przede wszystkim ogólną okluzją dźwięku i jakością górnej części pasma oraz dolnym obłędnym basem. Pioneery mają jak dla mnie tylko jedną przewagę, grają twardszym i bardziej zaznaczonym środkowym basem jak to dynamiki, ale zawsze wybieram D8000 na poduszkach G ponad Master 1. Będę wracał jeszcze do tego tematu Solitaire 🙂

        1. Alucard pisze:

          Master 1 są mniej wymagające względem toru i nie o moc tylko tu chodzi. D8000 nie jest trudno napędzić, powiedziałbym ze wymagają niezłej inwestycji żeby fajnie zagrać. Dla mnie na pewno odpadają pady oryginalne. Przynajmniej jak się gra z tranzystora. Pioneery są też bardziej jednostajne i bezpieczniejsze dźwiękowo ale ostatnio dokonałem odkrycia, że nawet ze srebrnym kablem 8 żyłowym, ich sopran w porównaniu do Finali jest barwowo szarawy. Dlatego właśnie bezpieczniejszy. Ma to swoje plusy i minusy.

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Final D8000 to niewątpliwie fenomenalne słuchawki, a najlepiej pokazują to z gramofonem. Z magnetofonem pewnie też, ale z nim nie słyszałem.

  4. Alucard pisze:

    Chciałem jeszcze tylko napisać że jeśli komuś będzie za dużo sopranu w D8000 albo przełamanie sopranów i średnicy będzie miało za dużo energii, to polecam założyć pady od wersji PRO, czyli poduszki G. Wiem że była mowa tutaj o tym jak one mają za dużo sopranu, ale problem niweluje zmiana padów. Nie wiem czy było to już tu opisywane. Pady G to są TE poduszki do D8000. Układają te słuchawki jak trzeba.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Są jeszcze te papierowe pady od wersji Limited.

  5. Dzień dobry Piotrze, jak zawsze tekst pierwszej klasy! Tak się akurat złożyło, że ateński klient mojego wzmacniacza ST-18 kupił go do recenzowanych właśnie nauszników i przesłał mi od razu taką wiadomość: „….eh bien, jusqu’à présent, votre merveilleux st18 gère le Charybdis avec style, mieux encore que mon Riviera AIC-10💥”. Wygląda na to, że kolejne słuchawki, bardzo się polubiły z moim kilerem i to świeżym z kartonu, po raptem 10 godzinach testowego grzania u mnie przed wysyłką. Pozdrawiam serdecznie, Rafał.
    P.S. Ten rosyjski zwrot świetny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy