Recenzja: Divaldi MS-01

    W Polsce powstaje za dużo dobrych głośników. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. To krępujące, musieć tak chwalić i chwalić; jak chodzi o krytykę, w najgorszym razie chwalić mniej. Chwaliłem już Audioformy, Studio 16 Hz, Hifajstejo i Sounddeco. Chwaliłem TR-Studio, Avatar Audio, Bodnar Audio, Pylon Audio, Impuls Audio i Ancient Audio. A Destination Audio chwaliłem tak, że już bardziej chwalić się nie da. I teraz znów to samo.

Odnieść można wrażenie, że w Polsce więcej firm robi wybitne głośniki, niż na całym świecie wybitne słuchawki, z czego by wnikało, że produkcja głośników może być bardziej rozproszona i zrobić je od słuchawek łatwiej. Ale nie, to przesada. Siadłem i policzyłem – i wyszło mi, że firm produkujących dobre słuchawki jest (lub było) na całym świecie koło czterdziestu, a tyle aż manufaktur wybitnych głośników nad Wisłą nie robi. Ale niewiele mniej.

Przejdźmy do rzeczy. Dwóch panów przyjechało z czterema pudłami i na moich szerzej cokolwiek niż zwykle otwartych oczach skręcili z tego dwie podstawkowe kolumny. Powie ktoś: – I cóż takiego? Żadna w sumie nowina  – do recenzenta przywieźli kolumny, wielkie mi co… Ale zwykle mniej z tym bywa zachodu, ponieważ powierzchowność mniej estetycznie jest wysilona i skumulowana. W tym zaś wypadku wytężona została niemało, ponieważ odpowiedzialny tu za nią pan Piotr Jagiełłowicz to spec nas spece od designu. Ktoś doceniany w świecie i wielokrotnie nagradzany. To on zaprojektował wzmacniacz słuchawkowy Divaldi, o niewątpliwie najciekawszej spośród takich powierzchowności, i on zaprojektował te głośniki. Te, czyli całe jedną formą objęte – od stóp do głów estetycznie ogarnięte i uściślone. Poczynając od stopy – wyglądem korespondującej z formą samych głośników, podobnie jak ich obudowa z łukowatymi bokami i prostymi liniami krawędzi przedniej i tylnej wraz z płaskim wierzchem i spodem. Co momentalnie stwarza napięcie – dyskusję między funkcją liniową a kwadratową; dyskusję na dodatek nierozstrzygalną, ponieważ – jak poucza fizyka i czego dowodzą choćby orbity planet – droga po krzywej, wbrew oczywistej intuicji, może być czasem najkrótsza. Nie wspominając o tym, że opór powierzchnie łukowate stawiać mogą o wiele większy, czego dowodem choćby skorupa żółwia. Dyskusja prostej z krzywą – zarówno tą otwartą, jak i tą zakręconą w koło – to motywy przewodnie estetyki Jagiełłowicza, widziane już w jego projektu wspomnianym wzmacniaczu słuchawkowym. Tym razem powtórzone w odniesieniu do sporych kolumn półkowo-podstawkowych; możliwych do stawiania zarówno w wolnej przestrzeni jak i na regale, mających liczone osobno standy w postaci okrągłej nogi osadzonej w tej właśnie estetycznie pasującej podstawie i dodatkowo na górnej pokrywie komory akustycznej czarne ozdobne koło z wytłoczonym dyskretnie logo firmy, bardziej oczywiście rzucające się w oczy przy białym niż czarnym wykończeniu całości. Kolumny mogą bowiem posiadać korpusy i podstawy wykończone białym lub czarnym lakierem fortepianowym, natomiast wspomniane kółka i maskownice w obu przypadkach będą czarne, co czyni lakierowane na biało de facto biało-czarnymi, a alternatywne klasycznymi „all-black”. Jedne i drugie kosztują tak samo – po 9887 PLN za parę, natomiast komplet dedykowanych standów z ozdobnym kołpakiem nad stopą to osobny wydatek 2947 złotych.

Nim definitywnie przenikniemy w techniczne jądro i oplatającą je estetykę, słowo przypomnienia o producencie. Divaldi Audio debiutowało zestawem Burgund w 2010 roku, w skład którego wchodziły trójdrożne kolumny podłogowe, potężny dzielony wzmacniacz i okazały gramofon. Wzmacniacz był nawet u mnie i muszę przyznać, że zwłaszcza sekcja przedwzmacniacza wywarła niezatarte wrażenie; zbudowana w oparciu o same tranzystory dźwięk dając niczym najlepsza lampa. Słuchałem też, już nie u siebie, całego zestawienia, eksponowanego w siedzibie firmy w Krakowie – i grało to bezdyskusyjnie high-endowo, że szkoda było stamtąd wychodzić. Pomysł dzielonego wzmacniacza Divaldi jednak zarzuciło, skupiając się na wielofunkcyjnym jednoczęściowym (z wbudowanym przetwornikiem na kościach Sabre i pre gramofonowym dla obu typów wkładek), pokazanym po raz pierwszy na AVS w 2016-tym, a równolegle na słuchawkowym wzmacniaczu, którego dwie już wersje miałem okazję testować. Pora nastała teraz na podstawkowe głośniki, jako uzupełnienie zmodyfikowanych niedawno i ujednoliconych z nimi estetycznie trójdrożnych podłogowych. Głośniki ze środkowego przedziału cenowego, wycenione, jak już mówiłem, na ponad dziewięć tysięcy za parę ich samych, albo prawie trzynaście za komplet ze standami.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Divaldi MS-01

  1. akbar pisze:

    Widzę,że jednak bez ryka aproved.
    Jakieś porównanie do jws? W czym podobne, co je różni, dla kogo?
    Pozdrawiam
    PS
    Pana język opisu wynika i bardzo pasuje do audio.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W sumie są ryka approved, tyle że nie w sensie, by się nad resztę podobnie wybitnych wybijały. To są kolejne bardzo dobre głośniki podstawkowe, których szczególnym atutem jest możliwość postawienia blisko przy ścianie, czego o innych takich zwykle się nie da powiedzieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy