Recenzja: CSPort TAT2

   Japońska marka branży audio – CSPort (wg pisowni loga „csport”) nie mówi wiele o sobie. Krótki briefing internetowy pozwolił jednak ustalić nie tylko to, że oficjalnie zaistniała w 2014 i ma siedzibę w półmilionowym Tokayama, ale także genezę. Ta zaś jest nietypowa, ponieważ założyciel, właściciel i główny w jednej osobie konstruktor – maestro Toshimichi Machino – ma za sobą czterdzieści lat doświadczeń inżynierskich w budowaniu i udoskonalaniu zasilaczy impulsowych. W tym przede wszystkim pozbawiania ich zakłócających współpracujące obwody szumów, co nie jest rzeczą łatwą. O ile sobie przypominam, największą chlubą sławnej marki LINN w późniejszych niż powstanie gramofonu Sondek czasach było użycie takich zasilaczy w odtwarzaczach CD, z czym nie potrafili sobie poradzić inni znaczący producenci. Punkt wyjścia mniej wobec tego zaskakujący, niżby się mogło wydawać; te zasilacze dla technologii audio dużo znaczą. Za sprawą CSPort kolejne takie znalazły się w ich gramofonach – flagowym LFT1i jego mniej ważącej, niedzielonej wersji TAT2, którą się teraz zajmiemy.

Od razu się odniosę do tego bycia dzielonym gramofonem, bo dzielone wzmacniacze – do tego przywykliśmy, dzielone odtwarzacze CD – też takich jest niemało, a kolumny głośnikowe zawsze są podzielone, odkąd stereofonia. (Omnikierunkowe są rzadkie, soundbary nas nie interesują.) Ale żeby gramofon? No tak, gramofony też. Zwłaszcza separacją silnika, ale i przedwzmacniacza. LFT1 jest jednak podzielony w inny sposób, inaczej byłoby banalnie. On dzieli się na odrębne sekcje napędu, talerza i ramienia. Oczyścicie współpracujące poprzez pasek przenoszący obroty i ramię opadające na talerz, ale każda ma własną obudowę stojącą na trzech własnych nogach – i te obudowy nie przylegają. Wszystkie natomiast można łączyć sprzedawaną oddzielnie granitową podstawą – blatem grubości trzech centymetrów i szerokości siedemdziesięciu, o wadze trzydziestu kilogramów. To jednak w odniesieniu do flagowego LFT1, a bycie nie-flagowym TAT2 polega na powrocie do konstrukcji zintegrowanej. Także mogącą wylądować na granitowej platformie, ale już tylko na pięćdziesiąt centymetrów szerokiej i wadze dwudziestu kilogramów. Z tym, że ten nie-flagowy CSPort z całkowitym osprzętem (ale jeszcze bez wkładki i przedwzmacniacza) to trzysta tysięcy złotych… O takim gramofonie tym razem rozważania, jako o przeciwbiegunie zrecenzowanego niedawno music halla.

Wróćmy do impulsowych zasilaczy, gdyż to jest gwóźdź programu. Odnoszą się do nich na użytek tych tu gramofonów i pozostałych urządzeń marki dwie istotne zalety, wynikające z długich doświadczeń konstruktora. Pierwszą – wyposażenie w dodatkowy regulator analogowy, który na ostatnim etapie, bezpośrednio przed przekazaniem energii, eliminuje wszelkie szumy. Cisza jest bowiem obsesją firmy – dla CSPort najważniejszą rzeczą jest podawanie muzyki w oprawie absolutnej ciszy. Tak, żeby nic jej nie zakłócało – ażeby nic, tylko ona. Na rzecz tego cecha druga: silniki napędzane takimi zasilaczami obywają się bez serwomechanizmów. Pracują bez sprzężenia zwrotnego, które także zakłóca ciszę transferem sygnału zwrotnego. W napędach gramofonów CSPort regulacja prędkości obrotowej jest całkowicie wsobna (zegar wzorcowy) i pozostaje pod kontrolą użytkownika posiłkującego się stroboskopem. Którego obsługa (miejmy to już z głowy) jest prosta i wygodna. Powyżej trzech dużych przycisków zasadniczej obsługi: »33½«, »STOP« i »45« znajdują się trzy mniejsze: »–«, »LOCK« oraz »+«. Po naciśnięciu LOCK zapała się lampa stroboskopu i plusem lub minusem regulujemy w razie niedokładności obroty, fiksując nieruchome ustawienie pasków kontrolnych ponownym naciśnięciem LOCK.

Jest wszakże jeszcze jeden gwóźdź programu, dla większości pewnie ważniejszy. Na rzecz tej samej oprawy ciszą talerze gramofonów CSPort unoszą się na poduszkach powietrznych. Co oczywiście eliminuje szum łożyska i wszelkie w ogóle tarcie; zostaje jedynie ocieranie dwudziesto lub więcej kilogramowego talerza o otaczające powietrze. (Dlaczego to tarcie jest pomijalnie małe, mimo iż para koni nie może rozerwać dwóch półkul sprzęgniętych samą próżnią ściskaną przez atmosferę? – że postawię kłopotliwe pytanie.) Niezależnie od odpowiedzi talerz obraca się płynnie i bezgłośnie z ostentacyjną bezwładnością oraz przejawia małe wibracje. Ale dość może o tym w zagajeniu, dokończymy w następnym rozdziale. Na zakończenie wstępu dopowiem, że CSPort poza trzema drogimi gramofonami (jest jeszcze model pośredni TAT1, ze zintegrowanym ramieniem ale wydzielonym napędem) oferuje też własny gramofonowy pre oraz kilka modeli wzmacniaczy. I oferuje też własne gramofonowe ramię, co nas interesuje najbardziej. Prócz tego jeszcze jedną rzecz, o której też będzie mowa.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: CSPort TAT2

  1. Marcin pisze:

    No, w końcu jakiś porządny sprzęt na który mogę sobie pozwolić. Nie rozumiem tylko czemu producent podaje cenę w starych polskich złotych? 🙂

  2. Sławek pisze:

    W starych polskich złotych, to po przeliczeniu na nowe PLN wychodzi 30 zł.
    Jak by nawet taki gramofon istniał to musiałby to być superbubel, szkoda płyt…

  3. Sławomir S. pisze:

    Płyta nośna jest granitowa czy marmurowa? Padają tu chyba równolegle te dwa określenia.
    Czyżby nie było żadnych eksperymentów z podstawkami antywibracyjnymi w tym przypadku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ściśle biorąc jest z jakiegoś specjalnie spajanego kruszywa, którego polska nazwa ani odpowiednik nie istnieje. Tak mi wyjaśniał dystrybutor.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Po tygodniach goryczy, ciągnących się od połowy lipca, we wtorek powinno nadejść słuchawkowe wynagrodzenie. Ciekawe to będą słuchawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy