Recenzja: Beyerdynamic T1 V3

Odsłuch

I prostszy wzór jarzm pałąka. 

   Tak sobie pomyślałem, że lepiej może będzie zaczynać ocenę słuchawek przy stacjonarnych torach, granie z przenośnym sprzętem traktować jako dodatek. Ważny dodatek, dla wielu nawet kluczowy, lecz o jakości na pewno nie decydujący; więcej i bardziej definitywnie orzekać można na podstawie niemobilnych urządzeń. Zacznę zatem od toru przy komputerze, tego samego, który nie tak dawno opukiwał brzmieniowo wielokroć droższe planarne.

W torze komputerowym

Słuchałem kilka razy wcześniej, a ostatniego dnia przez wiele godzin, konfrontując nowe T1 na przemian z AudioQuest NightHawk, Ultrasone T7 i HiFiMAN HE-R10P. Przejście całego testowego repertuaru pozwoliło dojść do następujących wniosków:

Rzeczywiście, producent ma rację, trwa proces czynienia brzmienia Beyerdynamic T1 coraz cieplejszym, gładszym i łatwostrawnym. Przy czym przejście w takim kierunku między wersjami V1 i V2 (bez udziału Wernhera von Brauna) było głębsze – V2 grały wyraźnie mniej chropawo i mniej neutralnie w sensie temperatury od V1. Grały też ciemniej i głębiej, natomiast mniej impresjonistycznie i misternie. Kontynuacja tego procesu między V2 a V3 to dalsze, ale teraz śladowe pociemnienie i ocieplenie, natomiast bardziej wyraźne czynienie dźwięku gładszym, bardziej nośnym, potęgowym i obfitszym basowo. Niemniej i pod tymi względami nie jest to różnica wyraźna, jedynie się zaznaczająca. Mocniejszy bas jest faktycznie mocny – ale całkowicie odporny na zniekształcenia, w pełni rozdzielczy i w wysokim stopniu obrazowy. Ogólnie bardzo przyjemny w słuchaniu, w sposób naturalny złączony ze średnim zakresem oraz krańcowo różny od duszności czy nadmiaru. Jak wszystko u T1 formę ma trójwymiarową i dzięki trójwymiarowości sceny ma też wystarczająco dużo miejsca. Basowe dźwięki nie kiszą się i nie napierają jako bezpostaciowa masa; bas ma swobodę – i tej swobody dużo; przywołuje naturalne obrazowanie instrumentów, a nade wszystko poprawia humor słuchającego, jako przyjemny i efektowny. Duży, przestrzennie uformowany, wyraźny i natleniony nawet, sprawia świetne wrażenie, zwłaszcza że idealnie pasuje do reszty.

Forma ogólna podobna, całkiem inna kolorystyka.

Ta reszta jest nieco inna niż u wersji poprzednich, choć oczywiście podobniejsza do tej z V2. Zachodzi w kolejnych etapach proces odchodzenia od neutralności w typie słuchawek studyjnych (tyle że na unikalnie wysokim poziomie i nie bez zakusów artystycznych), ku formom bardziej audiofilskim, rozrywkowym i popularnym. Wciąż to ten sam wysoki poziom, ale już teraz nie przede wszystkim dla smakoszy brzmień nieprzeciętnych, wręcz wyrafinowanych, tylko dla szerokiego ogółu pochłaniaczy świetnego grania z naciskiem na duże lecz łatwe do łyknięcia dźwięki; przy czym proszę brać pod uwagę, że opis ten silniej akcentuje różnice, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Tak, brzmienie Beyerdynamic T1 V3 stało się trochę cieplejsze, trochę ciemniejsze i trochę bardziej basowe, a większy u T1 V1 nacisk na podkreślanie brzmień delikatnych przeszedł w swe przeciwieństwo – wersja T1 V3 faworyzuje duże brzmienia, a delikatne podkręca do średnich. Ten stan bardzo dobrze obrazowało porównanie do HiFiMAN HE-R10P, które przy równie mocnym basie i nawet większej scenie potrafiły znakomicie ukazywać delikatność żeńskich wokali i lepiej wydobywać indywidualizmy głosów. Na obszarze sopranu i tonów średnich więcej się u nich działo – nie w sensie jakkolwiek rozumianej szczegółowości, tylko umiejętności dokładnego, ergo więc bardziej różnorodnego, formowania dźwięków. Mienienie się, tak eksponowane odnośnie pokryw muszli nowej wersji T1, u nich było mienieniem się głosów, poetyką brzmień wyrafinowanych bardziej. Ale cóż, to słuchawki przeszło sześciokrotnie droższe, coś muszą mieć z tej okazji. Przy czym znowu muszę powiedzieć, że różnica była niewielka; trzeba było zawczasu wiedzieć, do jakiego repertuaru się udać, żeby to dobrze usłyszeć, a nie jest to repertuar popularny ani tym bardziej młodzieżowy.

Pałąk niemalże identyczny, lecz pozbawiony ozdobnych wstawek.

Odnośnie tego typu repertuaru bardziej miarodajne było porównywanie do Ultrasone T7. Oczywiście potężniejszych basowo i ciśnieniowo mocniejszych, oczywiście bardziej też kontrastowych, wyraźnie bardziej chropawych i mocniej akcentujących szczegóły. Beyerdynamic gładko płynęły muzyczną strugą ze stopą wody pod kilem, a Ultrasone szorowały dnem, cały czas utrzymując wysoce szmerowy charakter, podobnie jak to czynią Dan Clark Audio STEALTH. Z kolei porównania do AudioQuest NightHawk najbardziej były zaskakujące, ponieważ te słuchawki grały tak podobnie do testowanych, że chwilami miałem trudności z odróżnieniem. Z tym, że to były NightHawk ze swym oryginalnym kablem, który jest bardzo marny, ale Tonalium do nich pożyczyłem. Grając ze swoim miały od T1 V3 trochą bardziej mrukliwy i niżej schodzący bas, ale nie wolny w najtrudniejszych partiach od zniekształceń. Tych u T1 V3 nie było, a bas miały przestrzennie swobodniejszy. Powyżej działo się u obu niemal identycznie, z czego by wynikało, że można i T1 w wersji trzeciej akcelerować lepszym kablem.

Trochę tym T1 V3 nautykałem, lecz generalnie niesłusznie. Grają fascynująco, a pewne słabsze punkty względem słuchawek wielokrotnie droższych nie stanowią przeszkody w czerpaniu wielkiej satysfakcji. Cóż z tego, że w pewnych momentach kobiece wokale są u nich trochę pogrubione i nie tak ładnie się mienią; cóż z tego, że ich aspekt szmerowy nie jest tak uwypuklony? Poza już wymienionymi mają tę cechę znakomitą, że przydawania brzmieniom mocy, a muzyce wartkości, nie okupują naprężaniem. Brzmienia produkują głębokie, nasycone i z idealnie dobraną masą, a jednocześnie struny pozostają prawidłowo naciągnięte, dzięki czemu dźwięki nie są wypukłe i nie zamykają się w bąblach. Inaczej mówiąc: muzyka jest otwarta i naturalnie prężna.

Kabel tak samo odpinany jak w wersji V2.

W połączeniu z całkowitą transparentnością, dobrym ożywianiem przestrzeni, trójwymiarowością, rozwartym po obu stronach pasmem i sporą dawką natlenienia robi się z tego świetny spektakl – bierzesz to z marszu i słuchasz. Słuchasz, i nie odczuwasz żadnej potrzeby, żeby to analizować. Sam analizowałem z przyczyn zawodowych, poniekąd wbrew przyjemności słuchania.

To nie jest brzmienie tak nadzwyczajne przestrzennie, jak u naśladowcy Sony R10, tak szmerowe jak u najlepszych, ani basowe na miarę mistrzostwa. Ale całościowo rewelacyjne, i jeśli twórcom szło o to, żeby sprawiać przyjemności, to rzecz się w pełni udała.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic T1 V3

  1. Fon pisze:

    Świetna recenzja,czyli wychodzi na to,że to takie trochę inne,lepsze? NHwki,zbalansowane podobnie.
    Może nie powinny się tytułować T1v3? Życie pewnie pokaże czy to był dobry ruch ze strony producenta.Trochę szkoda,że nie są brzmieniowo wyrafinowane,nie ukrywam,że liczyłem na kontynuację brzmienia z górnej półki. Ale posłuchać trzeba będzie.
    No i ciekawe jak model zamknięty się zaprezentuje.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Są brzmieniowo wyrafinowane, ale nie tak jak V1 i V2. Nie są też lepsze od NightHawk, tylko inne, głównie w rejonie basowym, gdzie są bardziej swobodne a mniej potężne. Ciekawe byłoby porównanie obu mających kable Tonalium, albo inne wysokiej jakości, ale na razie nie doszło do skutku i raczej prędko nie dojdzie.

      1. Fon pisze:

        Czy jest szansa na test Clear MG ,ostatnio ich słuchałem i mam trochę mieszane uczucia,brzmienie bardzo detaliczne ,wyrafinowane ale nie za bardzo rozciągnięte,podpięte to było do Naima Atoma ,może to jest powodem…razem z MG słuchałem Celeste one były z fajnym balansem,swobodą ale nie tak precyzyjne i wyrafinowane no clone oczywiście.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Szansa zapewne jest, ale na razie napisałem recenzję Grado GH2. Bardzo udane słuchawki, niestety już wyprzedane.

  2. Sławek pisze:

    Z tego Co Pan pisze Panie Piotrze, to pewnie są lepsze od Monoprice Monolith 1570, które miałem przez 4 dni na wypróbowanie. A jak się mają te Beyerdynamiki do HE-6 HiFiMana? Jest sens sprawdzać?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Lepsze od Monoprice (pod warunkiem dobrego tych Monoprice napędzania odpowiednio pasującym torem) nie są, a tylko trochę swobodniej grające w podobnie przyjemnym stylu. Od ekstremalnie napędzanych HE-6 na pewno będą słabsze.

      1. Sławek pisze:

        Dziękuję za odpowiedź. To daje do myślenia. Co to jednak znaczy „ekstremalnie napędzanych?” Końcówka mocy Audio-gd A1 pod względem ceny (nominalnie 5100 zł, kupiona za 3600 zł) high- endem przecież nie jest, ale mocy ma 125 wat/8 Ohm na kanał. Są inne wzmacniacze bardziej wyrafinowane jakościowo – to jest ten ekstremalny (jakościowo) napęd? Np. Leben? To może te HE-6 dopiero przy wzmaku za 50 tysi pokażą co potrafią? Czyli jakość wzmacniacza przede wszystkim, nie tylko jego moc…?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Leben byłby świetny, szczególnie gdy podpinać do wyjść kolumnowych. Genialny wzmacniacz dla prądożernych słuchawek to EAR V12. Niestety drogi. Z tańszych bardzo cenię SPL Phonitora. Z jeszcze tańszych FEZZ Audio i PhaSta. Przy muzykalnym źródle każdy z wymienionych się sprawdzi.

          1. Romek pisze:

            A ican Pro jak przy wymienionych wypadnie?

      2. Sławek pisze:

        Jeszcze dopowiem. Oczywiście pytanie wydaje się głupie, bo przecież wiadomo, że im lepszy (przeważnie droższy) wzmacniacz tym lepiej gra. Pytanie właściwe brzmi: ile warto wydać na wzmacniacz (w domyśle kolumnowy) do napędzenia HE-6?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Jednoznaczna odpowiedź paść nie może, bo to zawsze zależy od budżetu i też apetytu kupującego. Poza tym niepodobna wiedzieć, do którego wzmacniacza spośród ogólnie dobrych najlepiej w danych przedziałach cenowych będą pasowały (co także zależy od źródła). FEZZ na przykład wydaje się tani i dobry, ale czy na pewno będzie pasował i na pewno się komuś z tymi HE-6 będzie podobał? SPL Phonitor 2 bardziej z kolei potrzebuje muzykalnego źródła, za to ma większe możliwości regulacyjne. PhaSt może być za słaby mocowo, EAR na pewno się sprawdzi, ale po jakich kosztach… Masa innych też będzie bardzo dobra, ale które najlepsze w danych przedziałach, nie wiem. Dobrze natomiast pamiętam, że HE-6 grały znakomicie z najdroższym wzmacniaczem Audio-gd. To było połączenie synergiczne.

          1. Sławek pisze:

            No nie wiem, który to najdroższy wzmacniacz A-gd, bo może mocarne monobloki Master A2 za 23 400 PLN-ów a może jakaś integra, ale skoro mam HE-6 i A-gd A1 to już wiem dlaczego inne słuchawki brzmią gorzej. Ja mam po prostu synergię! I dlatego tak dobrze brzmi! czyli złapałem (małego) zajączka co to podobno się złapać nie da. Ale jak się go nakarmi odpowiednią ilością PLN-ów to wyjdzie duży Zajączek w postaci Susvar i monobloków A-gd za trochę mniej niż pierdylion tychże! Czyli reasumując jestem szczęśliwy bardzo, ale jak do tej pory to tego nie doceniałem.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Możliwość bezpośredniego porównywania miałem kiedyś na AVS. Były trzy wzmacniacze Audio-gd, ustawione w kolejności jakościowej – i ten wielki, z pleksiglasowym dla ciekawych wnętrza wierzchem, grał z HE-6 znakomicie. Byłem pod wrażeniem.

          3. Sławek pisze:

            Ale rozumiem, że podpięte były pod odczepy głośnikowe?

          4. Piotr+Ryka pisze:

            Nie, przez symetryczne gniazdo z przodu. Natomiast później na Lebenie CS300 porównywałem przednie słuchawkowe z odczepami głośnikowymi i różnica na korzyść odczepów była bardzo wyraźna, pomimo że w materiałach technicznych mowa jest o tym, że przednie gniazdo też daje cały potencjał.

  3. Alucard pisze:

    Recka tych Grado napisana, to kiedy wstawka? Ogólnie to wchodzi nowa seria X właśnie. Mam nadzieję że cos zrecenzujesz jeszcze z tych Xsów 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Recenzja napisana, ale zdjęcia jeszcze nie zrobione Też mam nadzieję zrecenzować najnowsze Grado, w tym nowe RS1x i trochę starsze GS3000.

  4. Michal pisze:

    Dzieki za recezje, co sadzisz porownijac do Dt1990 ktore uwielbiam, mysllaem nad dodaniem t1 v3 do kolekcji ale jednak pytanie czy warto porownujac do 1990? Pozdawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      DT1990 słuchałem tylko przez kilka minut i to prawdopodobnie niewygrzanych, tak więc mowy nie ma o jakimkolwiek porównywaniu. Mogę jedynie rekomendować T1 V1 albo T1 V2 zamiast T1 V3, które najmniej mi się podobały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy