Recenzja: Beyerdynamic T1 V3

Technologia i wszystko wokół   

Kartonowe pudełko, takie samo jak wcześniej.

   Co się zmieniło, co zostało? Nienaruszona pozostała forma całościowa – w tym kształt i zawieszenie muszli, konstrukcja pałąka i padów, kątowe wchodzenie kabla, stosowane surowce. Rzut oka i od razu wiemy, że to Beyerdynamic T1 albo ktoś z najbliższej rodziny. Mimo to wygląd zasadniczo się zmienił i jego odbiór takoż. Słuchawki z popielato-srebrnych stały się grafitowo-czarne. Wyparowało przy okazji poczucie niezwykłości na widok unikalnego deseniu okryw muszli i ich wyszukanego odcienia obróbki aluminium. Słuchawki stały się zwyklejsze i „bardziej nowoczesne”, o ile to coś znaczy. Fakt, wygląd auta sprzed trzydziestu lat bije nienowoczesnością po oczach, ale odnośnie słuchawek? Na ich polu dzieje się często odwrotnie, powtarzają się dawne wzory. Stax właśnie nawiązał do swojego super-flagowca – najstarszej  SR-Omegi[1] (1993), HiFiMAN wręcz się zafiksował w naśladownictwie Sony R10 (1987), Grado tłucze nowe warianty swoich klasycznych HP1000/RS1 (1991 i 1996). U słuchawek nie ma bowiem problemu z zewnętrznym opływem powietrza i brak nowego typu reflektorów oraz komputerowych dodatków. Istotny problem przepływu powietrza rozgrywa swój epizod cały we wnętrzu muszli, a o wymyśleniu czegoś nowego odnośnie padów i pałąka raczej nie może być mowy, chociaż gimbale[2] w Dan Clark Audio STEALTH to pewna nowość odnośnie zawieszenia muszli w słuchawkach high-endowych.

U T1 V3 niczego jednak nie poprawiono – to są w noszeniu i odkładaniu dokładnie takie same słuchawki jak jedenaście lat temu. Zmienił się tylko wygląd, poprzez skok z jasnej kolorystyki w ciemną i zmianę deseniu muszli. Pokrycie ich paskami przeciwbieżnie skośnych prążków zastąpiono perforowaniem – całe są w drobne otworki, tym większe, im bliżej centrum. U góry między otworkami kryje się prawie niewidoczny napis „beyerdynamic”, powtórzony większymi literami tłoczeniem na wierzchu pałąka. Różnica techniczna z  tego taka, że słuchawki są teraz bardziej otwarte; podobno przy tej okazji nieznacznie przeprojektowano przetwornik, ale żadnych odnośnych szczegółów.

Podobne w jego wnętrzu etui.

Dwie są też różnice użytkowe, obie o szczątkowym znaczeniu. T1 stały się dotykowo śliskie w miejsce surowszych, satynowanych, a pady są jak dawniej czarne, ale mikrofibra bardziej kosmata. Guzik to wszystko znaczy w porównaniu z tą większą otwartością, zmianą kolorystyki i deseniu, ale dotyk przy braniu do ręki stał się cokolwiek przyjemniejszy, a pady trochę miększe.

Wygląd całości mniej wyszukany, szczególnie że zrezygnowano z ażurowego kształtu chwytaków – które poprzednio zadawały szyku, a teraz stały się powszedniejsze, takie same jak w niższych modelach. Czy mikrofibra też jest tańsza, tego nie umiem powiedzieć, ale tym jej kosmatość pachnie. Niemniej producent gwarantuje, że to prawdziwa (czyli japońsko-włoska) Alcantara®, więc może tylko odmiana inna. Suma zmian składa się tak czy owak na mniejsze estetyczne wysmakowanie i uproszczenie wyglądu. Mniej też te przeprojektowane T1 rzucający się teraz w oczy, ale zawsze można powiedzieć, że design stał się „nowocześniejszy”, to powszechnie występujące bzdurzenie. Wyrazami tej nowoczesności ma być wg producenta surowcowe przejście odnośnie kołpaków z aluminium na stal nierdzewną i pokrycie ich ażurowej powierzchni powłoką w wyrafinowany sposób mieniącą się przy zmianach kąta światła. Cóż, może na kogoś faktycznie to działa, sam przeszedłem obok tego „mienienia” zupełnie obojętnie. Poprzednie pokrywy podobały mi się o wiele bardziej, te są, powiedzmy, takie sobie.

Kabel pozostał identyczny i wciąż, tak samo jak u T1 V2, wpina się go via małe jacki. Wciąż także, dla wygody, wchodzi w muszle pod kątem. Ta wygoda jeszcze by wzrosła, gdyby udało się wypłaszczać muszle i odkładać na płask, ale tego nie uczyniono, słuchawki odkłada się twardo. Dzięki temu pałąk jest prostszy, koszty produkcji są niższe. Nie przeszkodziło to słuchawkom w zdobyciu nagrody German Design Award 2021 właśnie odnośnie wzornictwa. Ale cóż, skoro Tokarczuk i Szymborska mogły dostać po Noblu z literatury, to wszystko odnośnie nagradzania jest jak najbardziej możliwe.

Mniej podobne słuchawki, ale głównie przez kolorystykę.

Kabel ma specyfikację OCC 7N i jest dołączany do słuchawek w wersji niesymetrycznej z końcówką jack 3,5 mm plus przejściówka na 6,35 mm. Za symetryczny zapłacimy osobno, około tysiąc złotych. Producent chwali się, że okablowanie dał świetne, wykonywane na  specjalne zamówienie.

Clou wszakże to nie wygląd ani kabel, a przetworniki z rodziny Tesla, zaprojektowane dla pierwszych T1. Są bardzo mocne – porównywalne energetycznie z planarnymi, i ustawiane w muszlach pod specjalnie dobranym kątem, by naturalizować scenę. Odnośnie nich i tego ustawiania powtórzę dawną uwagę, że trudno o słuchawki równie trójwymiarowo formujące dźwięki i równie trójwymiarowo obrazujące scenę. Wraz z mocą to paleta zalet czyniąca T1 produktem ekskluzywnym; pod względem trójwymiarowości dźwięku nie znajdziecie równie szlachetnych w zbliżonym rewirze cenowym, odkąd Sennheiser HD 800 kosztują ponad sześć tysięcy.

Nic nowego odnośnie opakowania. W białym kartonie pudła, opatrzonego wizerunkami T1, brezentowe etui na błyskawiczny zamek; praktyczne, niemal wojskowe. Popielate, zupełnie sztywne, z samymi słuchawkami i tym jedynym niesymetrycznym kablem. Dołączona książeczka ma kieszonkowy format i wydrukowana została na najtańszym papierze w konwencji czarno-białej, co pewnie w jakiejś części ukłonem do ekologów. Zarówno wygląd, jak dodatki, świadczą zaś przede wszystkim o próbie minimalizacji kosztów; cała para poszła w poprawę dźwięku i nie podwyższanie ceny. Moim zdaniem – w słusznym kierunku. Dzięki temu dźwięk stricte high-endowy pozostanie w zasięgu ręki przeciętnego użytkownika, a będzie to dźwięk od bardzo zasłużonego producenta, a nie któregoś młodego wilka.

Także pokrywy muszli ze stali nierdzewnej, a nie aluminium.

W palecie danych technicznych zaszła pojedyncza, lecz ważna zmiana: impedancję przystosowano do urządzeń przenośnych: wynosi teraz nie sześćset, a trzydzieści dwa Ohmy. Mimo to nie podskoczyła skuteczność, oscylująca nadal wokół wartości stu decybeli. Efektem braku inżynieryjnych zmian, największą z nich także obserwujemy z zewnątrz: zaglądając do wnętrza muszli możemy się przekonać, iż wygląd przetwornika uległ poważnej modyfikacji – z pewnością to nie kosmetyka. O celu tego, czyli dużych zmianach odnośnie postaci brzmienia, samo Beyerdynamic ustami głównego projektanta, Guntera Weinemanna, powiada, że celem było przede wszystkim wzmocnienie basu i uczynienie dźwięku cieplejszym, jak również dalsza naturalizacja sceny, przyrost czystości brzmieniowej i całościowy w następstwie wzrost autentyzmu, podnoszący przyjemność słuchania.

Dodajmy na koniec, że Beyerdynamic T1 są otwarte, ale od samego początku towarzyszy im odmiana zamknięta z symbolem T5p.

[1] Powstałej w ilości kilkuset sztuk zaledwie, najwyższy znany numer seryjny to 542.

[2] Gimbal to statyw kamery (podłogowy lub ręczny) wyposażonych w przegub Cardana; też kardanowe ramię do mocowania jej w dronach.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Beyerdynamic T1 V3

  1. Fon pisze:

    Świetna recenzja,czyli wychodzi na to,że to takie trochę inne,lepsze? NHwki,zbalansowane podobnie.
    Może nie powinny się tytułować T1v3? Życie pewnie pokaże czy to był dobry ruch ze strony producenta.Trochę szkoda,że nie są brzmieniowo wyrafinowane,nie ukrywam,że liczyłem na kontynuację brzmienia z górnej półki. Ale posłuchać trzeba będzie.
    No i ciekawe jak model zamknięty się zaprezentuje.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Są brzmieniowo wyrafinowane, ale nie tak jak V1 i V2. Nie są też lepsze od NightHawk, tylko inne, głównie w rejonie basowym, gdzie są bardziej swobodne a mniej potężne. Ciekawe byłoby porównanie obu mających kable Tonalium, albo inne wysokiej jakości, ale na razie nie doszło do skutku i raczej prędko nie dojdzie.

      1. Fon pisze:

        Czy jest szansa na test Clear MG ,ostatnio ich słuchałem i mam trochę mieszane uczucia,brzmienie bardzo detaliczne ,wyrafinowane ale nie za bardzo rozciągnięte,podpięte to było do Naima Atoma ,może to jest powodem…razem z MG słuchałem Celeste one były z fajnym balansem,swobodą ale nie tak precyzyjne i wyrafinowane no clone oczywiście.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Szansa zapewne jest, ale na razie napisałem recenzję Grado GH2. Bardzo udane słuchawki, niestety już wyprzedane.

  2. Sławek pisze:

    Z tego Co Pan pisze Panie Piotrze, to pewnie są lepsze od Monoprice Monolith 1570, które miałem przez 4 dni na wypróbowanie. A jak się mają te Beyerdynamiki do HE-6 HiFiMana? Jest sens sprawdzać?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Lepsze od Monoprice (pod warunkiem dobrego tych Monoprice napędzania odpowiednio pasującym torem) nie są, a tylko trochę swobodniej grające w podobnie przyjemnym stylu. Od ekstremalnie napędzanych HE-6 na pewno będą słabsze.

      1. Sławek pisze:

        Dziękuję za odpowiedź. To daje do myślenia. Co to jednak znaczy „ekstremalnie napędzanych?” Końcówka mocy Audio-gd A1 pod względem ceny (nominalnie 5100 zł, kupiona za 3600 zł) high- endem przecież nie jest, ale mocy ma 125 wat/8 Ohm na kanał. Są inne wzmacniacze bardziej wyrafinowane jakościowo – to jest ten ekstremalny (jakościowo) napęd? Np. Leben? To może te HE-6 dopiero przy wzmaku za 50 tysi pokażą co potrafią? Czyli jakość wzmacniacza przede wszystkim, nie tylko jego moc…?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Leben byłby świetny, szczególnie gdy podpinać do wyjść kolumnowych. Genialny wzmacniacz dla prądożernych słuchawek to EAR V12. Niestety drogi. Z tańszych bardzo cenię SPL Phonitora. Z jeszcze tańszych FEZZ Audio i PhaSta. Przy muzykalnym źródle każdy z wymienionych się sprawdzi.

          1. Romek pisze:

            A ican Pro jak przy wymienionych wypadnie?

      2. Sławek pisze:

        Jeszcze dopowiem. Oczywiście pytanie wydaje się głupie, bo przecież wiadomo, że im lepszy (przeważnie droższy) wzmacniacz tym lepiej gra. Pytanie właściwe brzmi: ile warto wydać na wzmacniacz (w domyśle kolumnowy) do napędzenia HE-6?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Jednoznaczna odpowiedź paść nie może, bo to zawsze zależy od budżetu i też apetytu kupującego. Poza tym niepodobna wiedzieć, do którego wzmacniacza spośród ogólnie dobrych najlepiej w danych przedziałach cenowych będą pasowały (co także zależy od źródła). FEZZ na przykład wydaje się tani i dobry, ale czy na pewno będzie pasował i na pewno się komuś z tymi HE-6 będzie podobał? SPL Phonitor 2 bardziej z kolei potrzebuje muzykalnego źródła, za to ma większe możliwości regulacyjne. PhaSt może być za słaby mocowo, EAR na pewno się sprawdzi, ale po jakich kosztach… Masa innych też będzie bardzo dobra, ale które najlepsze w danych przedziałach, nie wiem. Dobrze natomiast pamiętam, że HE-6 grały znakomicie z najdroższym wzmacniaczem Audio-gd. To było połączenie synergiczne.

          1. Sławek pisze:

            No nie wiem, który to najdroższy wzmacniacz A-gd, bo może mocarne monobloki Master A2 za 23 400 PLN-ów a może jakaś integra, ale skoro mam HE-6 i A-gd A1 to już wiem dlaczego inne słuchawki brzmią gorzej. Ja mam po prostu synergię! I dlatego tak dobrze brzmi! czyli złapałem (małego) zajączka co to podobno się złapać nie da. Ale jak się go nakarmi odpowiednią ilością PLN-ów to wyjdzie duży Zajączek w postaci Susvar i monobloków A-gd za trochę mniej niż pierdylion tychże! Czyli reasumując jestem szczęśliwy bardzo, ale jak do tej pory to tego nie doceniałem.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Możliwość bezpośredniego porównywania miałem kiedyś na AVS. Były trzy wzmacniacze Audio-gd, ustawione w kolejności jakościowej – i ten wielki, z pleksiglasowym dla ciekawych wnętrza wierzchem, grał z HE-6 znakomicie. Byłem pod wrażeniem.

          3. Sławek pisze:

            Ale rozumiem, że podpięte były pod odczepy głośnikowe?

          4. Piotr+Ryka pisze:

            Nie, przez symetryczne gniazdo z przodu. Natomiast później na Lebenie CS300 porównywałem przednie słuchawkowe z odczepami głośnikowymi i różnica na korzyść odczepów była bardzo wyraźna, pomimo że w materiałach technicznych mowa jest o tym, że przednie gniazdo też daje cały potencjał.

  3. Alucard pisze:

    Recka tych Grado napisana, to kiedy wstawka? Ogólnie to wchodzi nowa seria X właśnie. Mam nadzieję że cos zrecenzujesz jeszcze z tych Xsów 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Recenzja napisana, ale zdjęcia jeszcze nie zrobione Też mam nadzieję zrecenzować najnowsze Grado, w tym nowe RS1x i trochę starsze GS3000.

  4. Michal pisze:

    Dzieki za recezje, co sadzisz porownijac do Dt1990 ktore uwielbiam, mysllaem nad dodaniem t1 v3 do kolekcji ale jednak pytanie czy warto porownujac do 1990? Pozdawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      DT1990 słuchałem tylko przez kilka minut i to prawdopodobnie niewygrzanych, tak więc mowy nie ma o jakimkolwiek porównywaniu. Mogę jedynie rekomendować T1 V1 albo T1 V2 zamiast T1 V3, które najmniej mi się podobały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy