Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

Odsłuch cd.

AudioSolutions_Rhapsody_80_11 HiFiPhilosophy

I pomyśleć, że to wszystko od niezwykle młodego inżyniera…

   Krótko mówiąc rozpoczęło się współzawodnictwo i porównywanie do innych torów. Niczego złego w tym nie ma. Czasem porównuję te same partie baletowe w wykonaniu Nuriejewa i Barysznikowa (nie przepadam za baletem ale czasami to robię), co nie znaczy, że któryś z nich źle tańczył a same takie porównania pozostają bez sensu. Zauważyłem  wszakże u niektórych przemożną chęć wmówienia innym, że prawdziwy miłośnik muzyki słucha na czymkolwiek i liczy się sama muzyka. Ciekaw jestem czy zdaniem tych osób także jej wykonawcy całkowicie pozostają obojętni, podobnie jak instrumenty i miejsca wykonania? A może posuniemy się jeszcze dalej i zdobędziemy na wniosek, że obojętna jest także sama muzyka? Jaka by nie była, kto by jej nie grał i na czym by jej nie słuchać, muzyka pozostaje wszak zawsze muzyką, a jej słuchanie jest w każdym wypadku słuchaniem muzyki. I co Panowie na takie?  Lady Buba, czy Casta Diva; kapela pana Gienka, czy Pasja Bacha – co za różnica! Grunt, że słuchamy muzyki!

Dobrze, zostawmy te bzdury i całą tę dygresję. Chcą siedzieć goście w getcie absurdu, niech siedzą. Mnie w każdym razie nie jest wszystko jedno na czym, kiedy i czego słucham, i nie zamierzam odmieniać tego nawet pod wpływem najbardziej donośnych okrzyków. A to czy coś z czymś porównuję, czy odczuwam taką potrzebę lub nie, przychodzi z siebie samo i samo odchodzi, podobnie jak inne stany ducha oraz zachcianki. A tu sama z siebie pojawiła się potrzeba analizy, i dobrą ją będziemy nazywać czy niedobrą, naszła, przeszła, odeszła. Ale zanim odeszła pozostawiła wrażenie, że realizm ten bardzo był już wydatny. Nie miałem tym razem poczucia jakby podróżować poprzez muzykę wygodnym autem o świetnie zestrojonym zawieszeniu. Ten realizm był wyboisty, a zderzenie z realnością tego rodzaju, jakby zejść z głównego gościńca i powędrować pieszo między domami ku miejscom gdzie toczy się życie. Nie mijać wszystkiego wygodnie, z klimatyzacją i nawiewem, tylko smakować bezpośrednio i kosztować niewygód. Tu słońce przypieka, tam deszczyk pokropi, ówdzie kamień pod butem. I znów pojawia się kwestia, co się woli – gładką jazdę czy zderzenie z życiem. Przyznam, że obie rzeczy bardzo mi odpowiadały. Zarówno ta kompleksowa gładkość muzycznego przelotu u Hegla jak i konieczność wejścia w kontakt z trudniejszym materiałem z Twin-Head, przy całym jego bagażu obfitości informacyjnej i brzmień niekoniecznie na wszystkich krawędziach obrobionych, sprawiły mi niekłamaną satysfakcję.

AudioSolutions_Rhapsody_80_04 HiFiPhilosophy

…który na pewno jeszcze nie powiedział ostatniego słowa!

Rhapsody 80 to głośniki tyleż wysokiej klasy co zaskakujące. Potrafią miło grać z tranzystorem, a dojmująco z lampą, co oczywiście nie wyklucza sytuacji odwrotnej. Wyklucza natomiast stany kiedy mamy do czynienia z nudnym kawałkiem audiofilizmu, którego posiadanie jest bolesnym ustępstwem, a zbycie jednym z pierwszych miejsc na liście życzeń. Pisałem o tym przy okazji Hegla, ale tutaj znowu powtórzę – te nieszczególnie kosztowne głośniki to przepustka na salony dużego audiofilizmu. Wchodzi się do sali gdzie grają i od razu wiadomo, że jesteśmy we właściwym miejscu. A jak pokazał Hegel, wcale nie musi tym Rhapsody towarzyszyć elektronika za nieprzyzwoite pieniądze, by tak właśnie grało.

Aby lepiej nakreślić różnice pomiędzy brzmieniem uzyskiwanym z Hegla a torem własnym, sięgnę po przykład wokalizy, jako najlepiej obrazującej różnice. Często używana przeze mnie do porównań Astrud Gilberto z pamiętnej Girl from Ipanema na Heglu zaśpiewała gładko, głęboko i mimo to realistycznie. Bez żadnej sztuczności czy braku. Po kobiecemu, bez wrażenia, że mamy do czynienia z plastikowym artefaktem, a także melodyjnie. Jednocześnie bez żadnego przegrzania, choć ciepło; i bez nadmiernej słodyczy, chociaż nieznacznie słodkawo. Słuchało się tego tak przyjemnie jakby pałaszować szarlotkę, z tym, że doprawione to było fantastyczną sceną, stanowiącą niewątpliwie największy walor tamtego brzmienia. Natomiast z Twin-Head nie było wyczuwalnego ciepła ani słodyczy. Nie było także atmosfery przygaszonych świateł. W jasnym świetle dnia Astrud Gilberto stała na scenie i czuć było w jej głosie nie samą tylko gładkość ale także pewną chropowatość artykulacji, jakieś minimalne grasejowanie, niedoskonałości samego nagrania i przede wszystkim wielką przeźroczystość. Bardzo to śpiewanie tym razem było przeźroczyste, a ono rzadko takie bywa. Odniosę się jeszcze do sopranów, z którymi zwykle bywa największy kłopot. Sprawdziłem je na strunach harfy i były właśnie strunowe. Nie jak punktowe iskierki, tyko elegancko, przestrzennie rozciągnięte wzdłuż struny, co jest znamieniem wysokiej jakości sopranowego brzmienia.

AudioSolutions_Rhapsody_80_18 HiFiPhilosophy

Rhapsody 80 umilą nam oczekiwanie na kolejne kreacje młodego Litwina.

Zmienić kabel, odtwarzacz, lampy – i wszystko mogłoby stać się inne; zarówno głos Astrud Gilberto jak brzmienie harfy. Ale nie o to chodzi, tylko o to, że głośniki Rhapsody 80 niczego same nie dorzucają. Nie stwarzają atmosfery własnej; wszystko jedno czy takiej z którą trzeba walczyć, czy takiej którą właśnie się ceni. Pozostają otwarte na przyjęcie tego co tor im podsunie, a z własnych cech i zalet wysuwa się przede wszystkim to, że potrafią obdarzać pięknem sygnał nawet nie tak do końca perfekcyjny, będący, co tu kryć, oczywistą cesją na rzecz ograniczeń finansowych posiadacza. Często napotyka się prośby w rodzaju: poradźcie z czym te głośniki dobrze zagrają, bo mam je i nie grają, a słyszałem, że potrafią. Tego rodzaju prośby odnośnie różnego sprzętu stanowią największy obok wzajemnej wymiany uprzejmości obszar wszelkich forumowych dyskusji. A tutaj tego nie ma. AudioSolutions Rhapsody 80 grają znakomicie może nie z czym popadnie, ale z każdym torem przyzwoitej jakości, a piękna scena pozostaje bonusem, który od siebie dodadzą. I jest to niewątpliwie bardzo cenne, i to ich największa wartość.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

  1. kmieć pisze:

    „… by najmniej …” ?

    1. hifiphilosophy pisze:

      A Kolega chciałby by najwięcej?

      1. Bullterrier pisze:

        Kolega chcial chyba powiedziec,ze „bynajmniej” pisze sie razem…

  2. kmieć pisze:

    „by najmniej” zostało użyte w zdaniu jako „partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi” (za SJP) i pisze się razem „bynajmniej”.

    Całe zdanie przed (!) poprawą brzmiało”

    „Muzyka płynąca z Rhapsody by najmniej nie odstaje poziomem od ich powierzchowności”

    Pańska odpowiedź jest więc ….
    Jest natomiast manipulacją, a wystarczyło tylko dziękuję/przepraszam w zależności od wrażliwości.
    Ja ze swojej strony dziękuję za poprawienie tekstu.

    1. hifiphilosophy pisze:

      Jasne, że wystarczyło podziękować, ale co wadzi trochę się o poranku potarmosić i popartykułować?
      Tak nawiasem zarówno fotografie jak i podpisy pod nimi nie są mojego autorstwa. Ale za całość oczywiście odpowiadam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy