Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

Odsłuch

AudioSolutions_Rhapsody_80_10 HiFiPhilosophy

Muzyka płynąca z Rhapsody nie odstaje poziomem od ich powierzchowności

   Trochę już o tym było, a nawet więcej niż trochę, bo pisząc recenzję wzmacniacza Hegel H80 posiłkowałem się właśnie głośnikami AudioSolutions Rhapsody 80, tak więc cały tamten opis jest także ich recenzją. Można by na tym zakończyć zamieszczając stosowny odsyłacz i w poczuciu dobrze nie spełnionego obowiązku zająć się czymkolwiek. Tak jednak nie chcę i nie wypada. Recenzje nie są po to by robić sobie jaja, a poza tym jest jeszcze o tych AudioSolutions to i owo do opowiedzenia. Bierzmy się przeto do roboty miast kombinować.

Odstawiłem Hegla na półkę z niemieckimi klasykami w norweskim wydaniu i podpiąłem Rhapsody 80 do własnego systemu. A więc tym razem lampy, a dokładniej lampowy przedwzmacniacz i hybrydowa końcówka mocy. – Niewielka, 25-watowa, ale jak się okazało całkowicie wystarczająca.

Zacznę jak zwykle od ustawienia. W recenzji Hegla napisałem, że Rhapsody nie muszą stać daleko od ściany i z tamtym wzmacniaczem faktycznie tak było, aczkolwiek scena niewątpliwie ulegała wówczas pewnej degradacji, nie będąc już aż tak czarowną. Z Twin-Head i Croftem nie było już niestety takiej dowolności i tutaj metr luzu za głośnikami okazał się bardzo potrzebny. Nawet więcej niż metr. I w ogóle (co bardzo mnie zaskoczyło), ten system miał większe trudności ze sceną, którą Hegel w przepięknym kształcie kreował bez żadnych trudności. Nie wiem czy zwalić to na jego większą moc, czy akurat z Rhapsody tak mu się życie korzystnie układa, ale tak czy siak faktem jest, że tam scena pojawiała się na zawołanie a dwadzieścia centymetrów w tę czy w tamtą nie robiło prawie różnicy, podczas gdy tutaj musiałem się porządnie namęczyć nim znaną sobie z Rhapsody piękną scenę zyskałem. Ale i tak nie była równie duża i równie daleko do tyłu idąca, choć niewątpliwie bardzo wysokiej klasy. Troszkę bardziej okazała się kameralna i w sumie była to analogia do sytuacji z monoblokami Zeta, których większa moc także większą scenę wykreowała. Co innego za to tym razem okazało się lepsze.

AudioSolutions_Rhapsody_80_14 HiFiPhilosophy

Jest głęboko, szybko i z pełnym realizmem.

Pisałem przy Heglu, że pojawiło się nieznaczne rozwarstwienie dźwięku, skutkiem którego jedność czasu i miejsca muzycznej akcji nie była perfekcyjna, tylko tak się to wszystko delikatnie rozchodziło i całkiem przyjemnie rozpływało, tworząc specyficzną aurę czarowania a nie brutalny konkret. Powiada się o lampach, że czarują, ale to uogólnienie czasami trafia kulą w płot. Tu także trafiło, bo dźwięk z torem lampowym okazał się dużo konkretniejszy. To wszakże też miało swoją specyfikę. Potrzymałem, jak to należy robić, lampy pod prądem przez trzy godziny zanim zacząłem słuchać oraz dopilnowałem by odsłuch odbył się wieczorem, kiedy słyszymy najlepiej, ale i tak dane mi było doświadczyć audiofilskiej przygody. Niby nic wielkiego, choć jednak różnica w brzmieniu okazała się zasadnicza. Zaczęło się bowiem od tego, że system zagrał brzmieniem bardzo łagodnym i pełnym. Z tym wprawdzie wspomnianym na początku konkretem czasu i miejsca, ale w łagodnym, relaksującym stylu, bez żadnych realistycznych poczęstunków o cechach, jak to się mawia, „do bólu”. Cieniście, trochę jakby przez szkło butelki i nic tylko się relaksować. Zająłem się sceną, czas płynął, nareszcie ta scena została poustawiana, zasiadłem w fotelu i słucham. Jedna, druga, trzecia płyta i cały czas słyszę, że brzmienie się zmienia. Ze trzy, cztery godziny to trwało, nim na koniec zaczęło grać tak realistycznie i bezpośrednio, że szczerze mówiąc złość mnie ogarnęła, bo zamiast napisać w paru zdaniach, że było tak i tak, trzeba raz jeszcze snuć jakieś narracje o zmianach i przemianach. Trzeba jednak, bo uczciwość i prawda na pierwszym muszą być miejscu. Recenzent może wprawdzie mieć ze zmyślania pieniądze (choć kłamstwo ma krótkie nogi), ale czytelnik najwyżej kłopot. A kłopotów nikomu przysparzać nie zamierzam, bo bym po nocach nie sypiał, a i bez tego źle sypiam. No więc zmienił się ten dźwięk radykalnie i z czary mary w zielonej butelce zamienił w przejrzystość źródlaną. Bardzo realistycznie to grało, nie aż tak wprawdzie jak Zety, ale w analogicznym klimacie i naprawdę wysoką miarą. A przy tym basu niż z tranzystorem stało się więcej i choć nie stanowił dominanty, to niewątpliwie podlegał uwydatnieniu. Giedyminas zaznaczał, że jego życzeniem jest aby bas nie wychodził z pasma tylko mocno się go trzymał i tak też było, jednakże basowy fundament tym razem był wydatniejszy.

AudioSolutions_Rhapsody_80_16 HiFiPhilosophy

I do tego nie wymagają podłączenia do super systemu, aby to ukazać.

Cały dźwięk ze swej strony stał się przy tym bardziej różnorodny. Hegel, jak wiele razy o nim pisałem, okazał się być kompletny i miało to swoje zalety.Muzyka pozwalała się słuchać bez żadnego analizowania, pozostając samą tylko muzyką wyzbytą z audiofilskich konotacji czy porównań. Pasmo było tak jednolite, a scena tak frapująca, że słuchało się i słuchało, i ciągle jeszcze chciało się słuchać. Podobnie było także na Audio Show z monitorami Svedy. Z własnym natomiast torem było inaczej. Tutaj już się zaczęły zawody i chęć konstruowania odniesień była zdecydowanie większa. Jaki to jest realizm? Co za soprany? Jakiej miary bas? A wokaliza?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

  1. kmieć pisze:

    „… by najmniej …” ?

    1. hifiphilosophy pisze:

      A Kolega chciałby by najwięcej?

      1. Bullterrier pisze:

        Kolega chcial chyba powiedziec,ze „bynajmniej” pisze sie razem…

  2. kmieć pisze:

    „by najmniej” zostało użyte w zdaniu jako „partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi” (za SJP) i pisze się razem „bynajmniej”.

    Całe zdanie przed (!) poprawą brzmiało”

    „Muzyka płynąca z Rhapsody by najmniej nie odstaje poziomem od ich powierzchowności”

    Pańska odpowiedź jest więc ….
    Jest natomiast manipulacją, a wystarczyło tylko dziękuję/przepraszam w zależności od wrażliwości.
    Ja ze swojej strony dziękuję za poprawienie tekstu.

    1. hifiphilosophy pisze:

      Jasne, że wystarczyło podziękować, ale co wadzi trochę się o poranku potarmosić i popartykułować?
      Tak nawiasem zarówno fotografie jak i podpisy pod nimi nie są mojego autorstwa. Ale za całość oczywiście odpowiadam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy