Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

AudioSolutions_Rhapsody_80_06 HiFiPhilosophy   O firmie AudioSolutions i jej początkach pisałem już w wywiadzie z założycielem i właścicielem, Giedyminasem Gaidelisem. Nie każdy jednak czyta wywiady i nie każdemu nazwa AudioSolutions kojarzy się z głośnikami. Zapewne do czasu, bo wróżę jej przyszłość, tak więc to się będzie najpewniej zmieniało i za lat parę skojarzenie stanie się oczywiste, ale póki co jeszcze nie, a jak sam Giedyminas zauważył, nie zależy mu na zostaniu potentatem produkującym masowo i na tony, tylko chciałby być kojarzony z wysoką jakością, ręczną robotą i tym czymś, co możemy nazwać duszą w przedmiocie, a więc pewnym jego indywidualizmem oraz śladem poczynań ludzkiej istoty a nie samych tylko maszyn. Brzmi to trochę górnolotnie, bo ostatecznie korpus z płyt MFD z zamontowanymi w nim głośnikami to nie to samo co płótno malarskie czy choćby ubranie skrojone na miarę i własnoręcznie przez krawca uszyte. Ale nie tak do końca. Głośniki też trzeba umieć przyrządzić i odpowiednio zestroić, tak więc twórca głośników jest swego rodzaju kompozytorem, tak samo jak mistrz malarski tworzący swą kompozycję, mistrz kulinarny wynajdujący nową potrawę, czy lutnik tworzący skrzypce. Tu się wszystko musi zgodzić i mieć odpowiedni wyraz; zarówno pomiary na aparaturze, jak i przede wszystkim dźwięki w uchu słuchacza. Trzeba wymodelować odpowiedni kształt brzmieniowy, a w jego ramach należytą wielkość, właściwe proporcje i wszystko to pokryć bogatą fakturą. A to proste nie jest, bo ważny jest każdy detal, zarówno dobór głośników, jak i ich rozmieszczenie, a także forma konstrukcyjna. Trzeba wszystko pomierzyć, wypróbować i cierpliwie odsłuchać. Skonstruować zwrotnicę, dobrać punkty podziału i zaprojektować właściwy kształt obudowy. Można oczywiście pójść na skróty. Zrobić zwykły prostopadłościan, zamontować w nim chińskie głośniki i zawsze jakoś to będzie grało; tak czy inaczej dobędą się dźwięki. Ale doświadczenie czyni mistrza. Czytałem kiedyś bardzo zabawne opowiadanie science fiction, w którym grupa specjalistów od efektów specjalnych dostała zlecenie wykonania na użytek filmu działa anihilacyjnego. Pierwsze próby z użyciem pudru i sztucznych ogni nie były specjalnie udane, ale projekt numer dwadzieścia jeden był już duży jak autobus a po uruchomieniu wydobyła się z niego półprzeźroczysta bańka, która swobodnie przeniknęła przez ścianę studia, unicestwiając ją przy okazji, a potem… Potem dużo jeszcze się działo, bo jak mówiłem doświadczenie czyni mistrza. Giedyminas Gaidelis jest bardzo młody, ale jak sam o sobie powiada, konstruowaniem głośników zajął się jeszcze w dzieciństwie i były to właśnie zwykłe pudełka ze sklejki z chińskimi komponentami. Obecnie jest inżynierem elektronikiem, właścicielem dużej firmy, a do swoich projektów o numerach zapewne wyższych niż dwadzieścia jeden używa całego warsztatu naukowego i wiedzy wypracowanej przez lata praktyki. W efekcie głośniki Rhapsody 80 nie są prostopadłościenne i nie mają chińskich komponentów.

Budowa

AudioSolutions_Rhapsody_80_01 HiFiPhilosophy

AudioSolutions Rhapsody 80

   Rhapsody 80 to kolumna podłogowa, dwudrożna, mająca metr wysokości. Korpus wykonano z płyt MFD, a poszycie zewnętrzne z profilowanej sklejki, przy czym całość imituje kształtem lotnicze skrzydło. Krawędź natarcia jest wprawdzie spłaszczona i zamocowano w niej głośniki, ale tak jak w skrzydle poszycie zwęża się łukowato ku tyłowi, pozwalając powietrzu swobodnie przepływać. Ponieważ Rhapsody 80 nie mają latać, obie te powierzchnie spływu są symetryczne i uwypuklone, a nie jak w przypadku prawdziwych skrzydeł jedna płaska a druga wypukła, by pojawiała się siła nośna. Nosić bowiem Rhapsody 80 ma piękno brzmienia a nie szybkie przecinanie powietrza. By pięknym ono faktycznie było, zainstalowano dwa 15-centymetrowe średnio-niskotonowe głośniki stożkowe o polipropylenowych membranach, uzupełniane wysokotonową jedwabną kopułką. (Wszystkie marki SEAS.) Punkt podziału pasma ustalono na 2270 Hz, a od przodu na samym dole znajduje się jeszcze wylot bass-refleksu.

AudioSolutions_Rhapsody_80_05 HiFiPhilosophy

Wygląd dość standardowy, a jednak urzekający.

Cała frontalna sekcja głośnikowa wpisana jest w bardzo wydłużony owal ozdobnego płata sztucznej skóry; sztucznej – by było ekologicznie, a ładnie skrojonej – by było elegancko. Faktycznie ładnie się to prezentuje, a całości dopełniają łezkowato wydłużone, wychodzące do tyłu dalej niż zasadnicza konstrukcja pokrywy dolna i górna z czarnego tworzywa, nadające całości bardziej dynamicznego wyrazu. Ta dolna zasobna jest w trzy kolce i ma kształt romboidalny, przy czym kolce nie są równej długości, dzięki czemu kolumna sama z siebie odchyla się dość wyraźnie ku tyłowi, co jeszcze bardziej dynamizuje ich wygląd. Dostępnych jest kilka klasycznych drewnianych oklein albo fortepianowa biel, a z czasem ma się pojawić jeszcze więcej wzorów wykończenia.

AudioSolutions_Rhapsody_80_07 HiFiPhilosophy

Materiały i jakość wykonania też robią wrażenie

Waży taka kolumna 25 kg i przy czułości 91 dB przenosi pasmo 39 Hz – 25 kHz, a podpiąć ją można za pośrednictwem jednego kompletu przyłączy, tak więc bi-wiring nie wchodzi w rachubę, co przy braku dużego głośnika basowego nie ma praktycznie znaczenia.

Odsłuch

AudioSolutions_Rhapsody_80_10 HiFiPhilosophy

Muzyka płynąca z Rhapsody nie odstaje poziomem od ich powierzchowności

   Trochę już o tym było, a nawet więcej niż trochę, bo pisząc recenzję wzmacniacza Hegel H80 posiłkowałem się właśnie głośnikami AudioSolutions Rhapsody 80, tak więc cały tamten opis jest także ich recenzją. Można by na tym zakończyć zamieszczając stosowny odsyłacz i w poczuciu dobrze nie spełnionego obowiązku zająć się czymkolwiek. Tak jednak nie chcę i nie wypada. Recenzje nie są po to by robić sobie jaja, a poza tym jest jeszcze o tych AudioSolutions to i owo do opowiedzenia. Bierzmy się przeto do roboty miast kombinować.

Odstawiłem Hegla na półkę z niemieckimi klasykami w norweskim wydaniu i podpiąłem Rhapsody 80 do własnego systemu. A więc tym razem lampy, a dokładniej lampowy przedwzmacniacz i hybrydowa końcówka mocy. – Niewielka, 25-watowa, ale jak się okazało całkowicie wystarczająca.

Zacznę jak zwykle od ustawienia. W recenzji Hegla napisałem, że Rhapsody nie muszą stać daleko od ściany i z tamtym wzmacniaczem faktycznie tak było, aczkolwiek scena niewątpliwie ulegała wówczas pewnej degradacji, nie będąc już aż tak czarowną. Z Twin-Head i Croftem nie było już niestety takiej dowolności i tutaj metr luzu za głośnikami okazał się bardzo potrzebny. Nawet więcej niż metr. I w ogóle (co bardzo mnie zaskoczyło), ten system miał większe trudności ze sceną, którą Hegel w przepięknym kształcie kreował bez żadnych trudności. Nie wiem czy zwalić to na jego większą moc, czy akurat z Rhapsody tak mu się życie korzystnie układa, ale tak czy siak faktem jest, że tam scena pojawiała się na zawołanie a dwadzieścia centymetrów w tę czy w tamtą nie robiło prawie różnicy, podczas gdy tutaj musiałem się porządnie namęczyć nim znaną sobie z Rhapsody piękną scenę zyskałem. Ale i tak nie była równie duża i równie daleko do tyłu idąca, choć niewątpliwie bardzo wysokiej klasy. Troszkę bardziej okazała się kameralna i w sumie była to analogia do sytuacji z monoblokami Zeta, których większa moc także większą scenę wykreowała. Co innego za to tym razem okazało się lepsze.

AudioSolutions_Rhapsody_80_14 HiFiPhilosophy

Jest głęboko, szybko i z pełnym realizmem.

Pisałem przy Heglu, że pojawiło się nieznaczne rozwarstwienie dźwięku, skutkiem którego jedność czasu i miejsca muzycznej akcji nie była perfekcyjna, tylko tak się to wszystko delikatnie rozchodziło i całkiem przyjemnie rozpływało, tworząc specyficzną aurę czarowania a nie brutalny konkret. Powiada się o lampach, że czarują, ale to uogólnienie czasami trafia kulą w płot. Tu także trafiło, bo dźwięk z torem lampowym okazał się dużo konkretniejszy. To wszakże też miało swoją specyfikę. Potrzymałem, jak to należy robić, lampy pod prądem przez trzy godziny zanim zacząłem słuchać oraz dopilnowałem by odsłuch odbył się wieczorem, kiedy słyszymy najlepiej, ale i tak dane mi było doświadczyć audiofilskiej przygody. Niby nic wielkiego, choć jednak różnica w brzmieniu okazała się zasadnicza. Zaczęło się bowiem od tego, że system zagrał brzmieniem bardzo łagodnym i pełnym. Z tym wprawdzie wspomnianym na początku konkretem czasu i miejsca, ale w łagodnym, relaksującym stylu, bez żadnych realistycznych poczęstunków o cechach, jak to się mawia, „do bólu”. Cieniście, trochę jakby przez szkło butelki i nic tylko się relaksować. Zająłem się sceną, czas płynął, nareszcie ta scena została poustawiana, zasiadłem w fotelu i słucham. Jedna, druga, trzecia płyta i cały czas słyszę, że brzmienie się zmienia. Ze trzy, cztery godziny to trwało, nim na koniec zaczęło grać tak realistycznie i bezpośrednio, że szczerze mówiąc złość mnie ogarnęła, bo zamiast napisać w paru zdaniach, że było tak i tak, trzeba raz jeszcze snuć jakieś narracje o zmianach i przemianach. Trzeba jednak, bo uczciwość i prawda na pierwszym muszą być miejscu. Recenzent może wprawdzie mieć ze zmyślania pieniądze (choć kłamstwo ma krótkie nogi), ale czytelnik najwyżej kłopot. A kłopotów nikomu przysparzać nie zamierzam, bo bym po nocach nie sypiał, a i bez tego źle sypiam. No więc zmienił się ten dźwięk radykalnie i z czary mary w zielonej butelce zamienił w przejrzystość źródlaną. Bardzo realistycznie to grało, nie aż tak wprawdzie jak Zety, ale w analogicznym klimacie i naprawdę wysoką miarą. A przy tym basu niż z tranzystorem stało się więcej i choć nie stanowił dominanty, to niewątpliwie podlegał uwydatnieniu. Giedyminas zaznaczał, że jego życzeniem jest aby bas nie wychodził z pasma tylko mocno się go trzymał i tak też było, jednakże basowy fundament tym razem był wydatniejszy.

AudioSolutions_Rhapsody_80_16 HiFiPhilosophy

I do tego nie wymagają podłączenia do super systemu, aby to ukazać.

Cały dźwięk ze swej strony stał się przy tym bardziej różnorodny. Hegel, jak wiele razy o nim pisałem, okazał się być kompletny i miało to swoje zalety.Muzyka pozwalała się słuchać bez żadnego analizowania, pozostając samą tylko muzyką wyzbytą z audiofilskich konotacji czy porównań. Pasmo było tak jednolite, a scena tak frapująca, że słuchało się i słuchało, i ciągle jeszcze chciało się słuchać. Podobnie było także na Audio Show z monitorami Svedy. Z własnym natomiast torem było inaczej. Tutaj już się zaczęły zawody i chęć konstruowania odniesień była zdecydowanie większa. Jaki to jest realizm? Co za soprany? Jakiej miary bas? A wokaliza?

Odsłuch cd.

AudioSolutions_Rhapsody_80_11 HiFiPhilosophy

I pomyśleć, że to wszystko od niezwykle młodego inżyniera…

   Krótko mówiąc rozpoczęło się współzawodnictwo i porównywanie do innych torów. Niczego złego w tym nie ma. Czasem porównuję te same partie baletowe w wykonaniu Nuriejewa i Barysznikowa (nie przepadam za baletem ale czasami to robię), co nie znaczy, że któryś z nich źle tańczył a same takie porównania pozostają bez sensu. Zauważyłem  wszakże u niektórych przemożną chęć wmówienia innym, że prawdziwy miłośnik muzyki słucha na czymkolwiek i liczy się sama muzyka. Ciekaw jestem czy zdaniem tych osób także jej wykonawcy całkowicie pozostają obojętni, podobnie jak instrumenty i miejsca wykonania? A może posuniemy się jeszcze dalej i zdobędziemy na wniosek, że obojętna jest także sama muzyka? Jaka by nie była, kto by jej nie grał i na czym by jej nie słuchać, muzyka pozostaje wszak zawsze muzyką, a jej słuchanie jest w każdym wypadku słuchaniem muzyki. I co Panowie na takie?  Lady Buba, czy Casta Diva; kapela pana Gienka, czy Pasja Bacha – co za różnica! Grunt, że słuchamy muzyki!

Dobrze, zostawmy te bzdury i całą tę dygresję. Chcą siedzieć goście w getcie absurdu, niech siedzą. Mnie w każdym razie nie jest wszystko jedno na czym, kiedy i czego słucham, i nie zamierzam odmieniać tego nawet pod wpływem najbardziej donośnych okrzyków. A to czy coś z czymś porównuję, czy odczuwam taką potrzebę lub nie, przychodzi z siebie samo i samo odchodzi, podobnie jak inne stany ducha oraz zachcianki. A tu sama z siebie pojawiła się potrzeba analizy, i dobrą ją będziemy nazywać czy niedobrą, naszła, przeszła, odeszła. Ale zanim odeszła pozostawiła wrażenie, że realizm ten bardzo był już wydatny. Nie miałem tym razem poczucia jakby podróżować poprzez muzykę wygodnym autem o świetnie zestrojonym zawieszeniu. Ten realizm był wyboisty, a zderzenie z realnością tego rodzaju, jakby zejść z głównego gościńca i powędrować pieszo między domami ku miejscom gdzie toczy się życie. Nie mijać wszystkiego wygodnie, z klimatyzacją i nawiewem, tylko smakować bezpośrednio i kosztować niewygód. Tu słońce przypieka, tam deszczyk pokropi, ówdzie kamień pod butem. I znów pojawia się kwestia, co się woli – gładką jazdę czy zderzenie z życiem. Przyznam, że obie rzeczy bardzo mi odpowiadały. Zarówno ta kompleksowa gładkość muzycznego przelotu u Hegla jak i konieczność wejścia w kontakt z trudniejszym materiałem z Twin-Head, przy całym jego bagażu obfitości informacyjnej i brzmień niekoniecznie na wszystkich krawędziach obrobionych, sprawiły mi niekłamaną satysfakcję.

AudioSolutions_Rhapsody_80_04 HiFiPhilosophy

…który na pewno jeszcze nie powiedział ostatniego słowa!

Rhapsody 80 to głośniki tyleż wysokiej klasy co zaskakujące. Potrafią miło grać z tranzystorem, a dojmująco z lampą, co oczywiście nie wyklucza sytuacji odwrotnej. Wyklucza natomiast stany kiedy mamy do czynienia z nudnym kawałkiem audiofilizmu, którego posiadanie jest bolesnym ustępstwem, a zbycie jednym z pierwszych miejsc na liście życzeń. Pisałem o tym przy okazji Hegla, ale tutaj znowu powtórzę – te nieszczególnie kosztowne głośniki to przepustka na salony dużego audiofilizmu. Wchodzi się do sali gdzie grają i od razu wiadomo, że jesteśmy we właściwym miejscu. A jak pokazał Hegel, wcale nie musi tym Rhapsody towarzyszyć elektronika za nieprzyzwoite pieniądze, by tak właśnie grało.

Aby lepiej nakreślić różnice pomiędzy brzmieniem uzyskiwanym z Hegla a torem własnym, sięgnę po przykład wokalizy, jako najlepiej obrazującej różnice. Często używana przeze mnie do porównań Astrud Gilberto z pamiętnej Girl from Ipanema na Heglu zaśpiewała gładko, głęboko i mimo to realistycznie. Bez żadnej sztuczności czy braku. Po kobiecemu, bez wrażenia, że mamy do czynienia z plastikowym artefaktem, a także melodyjnie. Jednocześnie bez żadnego przegrzania, choć ciepło; i bez nadmiernej słodyczy, chociaż nieznacznie słodkawo. Słuchało się tego tak przyjemnie jakby pałaszować szarlotkę, z tym, że doprawione to było fantastyczną sceną, stanowiącą niewątpliwie największy walor tamtego brzmienia. Natomiast z Twin-Head nie było wyczuwalnego ciepła ani słodyczy. Nie było także atmosfery przygaszonych świateł. W jasnym świetle dnia Astrud Gilberto stała na scenie i czuć było w jej głosie nie samą tylko gładkość ale także pewną chropowatość artykulacji, jakieś minimalne grasejowanie, niedoskonałości samego nagrania i przede wszystkim wielką przeźroczystość. Bardzo to śpiewanie tym razem było przeźroczyste, a ono rzadko takie bywa. Odniosę się jeszcze do sopranów, z którymi zwykle bywa największy kłopot. Sprawdziłem je na strunach harfy i były właśnie strunowe. Nie jak punktowe iskierki, tyko elegancko, przestrzennie rozciągnięte wzdłuż struny, co jest znamieniem wysokiej jakości sopranowego brzmienia.

AudioSolutions_Rhapsody_80_18 HiFiPhilosophy

Rhapsody 80 umilą nam oczekiwanie na kolejne kreacje młodego Litwina.

Zmienić kabel, odtwarzacz, lampy – i wszystko mogłoby stać się inne; zarówno głos Astrud Gilberto jak brzmienie harfy. Ale nie o to chodzi, tylko o to, że głośniki Rhapsody 80 niczego same nie dorzucają. Nie stwarzają atmosfery własnej; wszystko jedno czy takiej z którą trzeba walczyć, czy takiej którą właśnie się ceni. Pozostają otwarte na przyjęcie tego co tor im podsunie, a z własnych cech i zalet wysuwa się przede wszystkim to, że potrafią obdarzać pięknem sygnał nawet nie tak do końca perfekcyjny, będący, co tu kryć, oczywistą cesją na rzecz ograniczeń finansowych posiadacza. Często napotyka się prośby w rodzaju: poradźcie z czym te głośniki dobrze zagrają, bo mam je i nie grają, a słyszałem, że potrafią. Tego rodzaju prośby odnośnie różnego sprzętu stanowią największy obok wzajemnej wymiany uprzejmości obszar wszelkich forumowych dyskusji. A tutaj tego nie ma. AudioSolutions Rhapsody 80 grają znakomicie może nie z czym popadnie, ale z każdym torem przyzwoitej jakości, a piękna scena pozostaje bonusem, który od siebie dodadzą. I jest to niewątpliwie bardzo cenne, i to ich największa wartość.

Podsumowanie

AudioSolutions_Rhapsody_80_19 HiFiPhilosophy   Niewiele jest do sumowania, bo wszystko już powiedziałem. Większość rekomendacji ma wszakże swoje „ale”. W przypadku Rhapsody 80 tym „ale” jest bas. Nie nadają się dla kogoś, kto kocha bas podkręcony, kto chce by było go dużo, mnóstwo, jak najwięcej. Ich dźwięk nie ogarnie was falą przemożnego, wszystko przytłaczającego basu, bo jak powiedział w wywiadzie Giedyminas, takie coś to karykatura. Rhapsody nie są głośnikami dla dziarskich młodzianów wożących w dwudziestoletnich BM-kach subwoofery wielkości silnika. Tu umpa-umpa na całą dzielnicę nie będzie. Rhapsody 80 to głośnik dla melomana, kogoś ceniącego muzykę a nie tupot. Ale przede wszystkim dla tych, którzy cenią muzykę podaną wspaniale scenicznie. Pod tym względem nie ustępują konstrukcjom nawet bardzo drogim. Ale i pod innymi potrafią z najlepszymi konkurować. Na przykład głębią brzmienia. Dźwięk dają zrównoważony, o równym przebiegu pasma i na każdym jego szczeblu budzący satysfakcję. Soprany szybują wysoko a nie są przy tym męczące tylko misterne i wyraźnie rozciągnięte sferycznie. Średnica w zależności od toru może mieć wiele oblicz. Może być równie dobrze ciepła i gęsta, co przejrzysta i podkreślająca wszelkie niuanse artykulacji. Natomiast bas jest wsadzony w pasmo. Nie narzuca się i nie dominuje; stanowi tylko uzupełnienie, elegancki finał dolnego skraju. Niezależnie od wyśmiewania się z dziarskich młodzianów, którym Bozia poskąpiła rozumku a Diabeł nie skąpił tupotu, trzeba jednak zauważyć, że dwa głośniki średniotonowe nie są tym samym co porządny niskotonowy, toteż pewne basowe ograniczenia tutaj wystąpią. Bas nie napłynie wezbraną falą dla basowych surferów, tylko mruknie zwyczajnym przypływem, dając o sobie wyraźnie znać, ale nie nakrywając nas z głową. To w sumie jedyne ograniczenie na jakie się tu natkniemy, o ile ograniczeniem to nazywać, choć raczej trzeba, bo nie schodzi ten bas do granic słyszalności. To jednak nie przeszkadza perkusji grać naprawdę interesująco, a muzyce rockowej wybrzmiewać ze świetnym drajwem i pasją. A przede wszystkim głęboko i pięknie scenicznie.

 

W punktach:

Zalety

  • Wysoka kultura brzmienia.
  • Zjawiskowa scena.
  • Nie narzucają własnego stylu.
  • Rozciągnięte przestrzennie soprany.
  • Średnica taka jak poda system.
  • Głębokie brzmienie.
  • Dobry drajw.
  • Natychmiast zjednują brzmieniem.
  • Które jest jak za dużo większe pieniądze.
  • Realizm.
  • Ale bez problemu mogą także upiększać.
  • Skorelowany z resztą pasma bas.
  • Dość łatwe do ustawienia.
  • Bardzo dobrze tolerują niezbyt drogą elektronikę i przeciętne okablowanie.
  • Efektowny wygląd.
  • Dopracowany kształt obudowy.
  • Robią na świecie furorę.
  • Od młodego wilka, któremu jeszcze zależy.
  • Rozsądna cena za sprawą kraju wytwarzania.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • O zbieżność czasoprzestrzenną trzeba się trochę postarać.
  • Nie dla basolubów.
  • Czarne lub bardzo ciemne wykończenie w ofercie by nie zaszkodziło.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Premium Sound

Dane techniczne:

  • Wymiary (WxSxG): 1000 mm x 212 mm x 380 mm
  • Wymiary z podstawą (WxSxG): 1068 mm x 340 mm x 483 mm
  • Waga: 25 kg
  • Czułość: 91 dB
  • Moc ciągła: 80 W RMS
  • Impedancja: DC 3.64 Ω; minimal 3.7 Ω @ 190 Hz; maximal 16 Ω @ 64 Hz.
  • Częstotliwość podziału: 2270 Hz.
  • Pasmo przenoszenia (w typowym pokoju): 39 Hz – 25 kHz
  • Przetworniki: 2,5 cm jedwabna kopułka, 15 cm stożek polipropylenowy mid-bass
  • Cena: 16 990 zł.

 

System:

  • Źródła dźwięku: PC z kartą Asus Xonar Essence STX, Cairn Soft Fog V2.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Wzmacniacz zintegrowany: Hegel H80.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: AudioSolution Rhapsody 80.
  • Interkonekty RCA: TaraAir1, van den Hul First Ultimate.
  • Interkonekt XLR: Tellurium Q Diamond Black XLR.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Graphite.
  • Kable Głośnikowe: Tellurium Q Blue.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

5 komentarzy w “Recenzja: AudioSolutions Rhapsody 80

  1. kmieć pisze:

    „… by najmniej …” ?

    1. hifiphilosophy pisze:

      A Kolega chciałby by najwięcej?

      1. Bullterrier pisze:

        Kolega chcial chyba powiedziec,ze „bynajmniej” pisze sie razem…

  2. kmieć pisze:

    „by najmniej” zostało użyte w zdaniu jako „partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi” (za SJP) i pisze się razem „bynajmniej”.

    Całe zdanie przed (!) poprawą brzmiało”

    „Muzyka płynąca z Rhapsody by najmniej nie odstaje poziomem od ich powierzchowności”

    Pańska odpowiedź jest więc ….
    Jest natomiast manipulacją, a wystarczyło tylko dziękuję/przepraszam w zależności od wrażliwości.
    Ja ze swojej strony dziękuję za poprawienie tekstu.

    1. hifiphilosophy pisze:

      Jasne, że wystarczyło podziękować, ale co wadzi trochę się o poranku potarmosić i popartykułować?
      Tak nawiasem zarówno fotografie jak i podpisy pod nimi nie są mojego autorstwa. Ale za całość oczywiście odpowiadam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy