Recenzja: Astell & Kern KANN ULTRA

      Życie sobie przemija – wciąż zmiany i powroty, nierzadko katastrofy. O katastrofach nie będę pisał, to nie kronika wypadków, ale napiszę o zmianach. Ogólnie biorąc żyjemy w dobie powszechnej miniaturyzacji, która z osobliwą przekorą zmienia się w powiększanie. Przykładowo grubość telewizorów i monitorów zmniejszono radykalnie, ale powierzchnie się rozrosły. Odnośnie telefonów komórkowych, to nawet nie ma o czym mówić – po wstępnym zmniejszeniu do pikusi utopionych w dłoniach spęczniały do rozmiarów stolnic. Podobnie audiofilskie koty, poczciwe dachowe mruczki, nie zmieniły się w miniaturki, tylko w niemałej części zastąpione zostały przez dwa razy większe Ragdole, Maine Coon i Norweskie Leśne. Jeszcze radykalniejsze powiększenie w ramach ogólnej miniaturyzacji zaliczyły karty graficzne, niegdyś wielkości plastra boczku, obecnie sporych pudeł. Ale nie wszystko co ma zmaleć przekornie się rozrasta, np. szkolna podstawa programowa ulec ma faktycznemu zmniejszeniu, ażeby więcej było czasu na granie i rozsyłanie selfie.

      Ta miniaturyzacja wiedzy z pewnością da efekty, ale my dziś nie o tym. Leży przede mną uwidoczniony w tytule przenośny grajek Astell & Kern KANN ULTRA, który zgodnie z tym „ULTRA” o tyle jest większy i cięższy od niegdysiejszego AK100, że nawet mafijna rodzina smartfonów mogłaby być z niego dumna. Miniaturyzacja więc podzespołów na rzecz całościowego powiększania, ażeby użyteczność rosła. Żeby ten ze zminiaturyzowanym umysłem absolwent zredukowanych programowo szkół mógł się posłużyć wielką AI, skoro nie będzie dysponował własną. Sztuczna inteligencja wszelako to dopiero melodia przyszłości, na razie jeszcze nas nie wyparła, dopiero trochę wspiera. Natomiast duże grajki przenośne od pewnego czasu są faktem. W sumie to od początku były, tylko ten AK100 mikry taki; już w jego czasach (2013) Colorfly, HiFiMAN i pozostali mieli znaczne rozmiary wspierane słuszną wagą. No ale nie aż taką jak tytułowego KANN ULTRA, ani jak jego protoplasty KANN bez ULTRA, którego (jak ten czas leci) recenzowałem siedem lat temu. A po drodze był jeszcze słusznej postury KANN CUBE, opisywany pięć lat temu – i z obu nich, jak się należy domyślać, nasz teraźniejszy ULTRA dla siebie rozwiązania czerpał. Podobieństwa wyglądu narzucają się same, ale miejmy nadzieję, iż to i owo ulepszono. Cena natomiast, wbrew ogólnoświatowym trendom, nie uległa poważnej zmianie; zamiast też maksymalnie urosnąć, wciąż buja w okolicach ośmiu tysięcy, wzorem maestro Felliniego 8 i ½ wskazując. Jednocześnie producent zapewnia, że jest to grajek high-endowy, tyle że nie nazywa go „grajkiem”, a odtwarzaczem przenośnym. No fakt, wędrowni grajkowie niemal do ostatniego wymarli, kto dziś jeszcze pamięta chociażby tego popularnego kiedyś cygańskiego karła, wędrującego z kapelą po krakowskim Rynku i przyległych ulicach, co pięknie grał na skrzypcach trzymanych jak wiolonczela? Teraz wędrowne kapele ci co chcą mają własne – źródło dźwięku w kieszeni, bezprzewodowe słuchawki w uszach. U co śmielszych i wybredniejszych tym źródłem nie jest smartfon, a słuchawki mają przewodowe, z takich lepsza muzyka. I to w tych wybredniejszych wycelowano tytułowego ULTRA, żeby im przysposabiał odpowiedniej jakości granie w domu i poza domem.

      Przypomnieniowo na koniec wstępu słowo o producencie. Astell & Kern to zaistniała w 2013 marka należąca do założonej w 1999 przez siedmiu byłych dyrektorów Samsunga seulskiej firmy Dreamus (pierwotnie ReignCom), do której należą także marki iRiver, FLO, Yurion i Funcake Entertainment Services. Samo Dreamus z kolei jest zależne od SK Telecom Co., Ltd. – największego południowokoreańskiego dostawcy telefonii komórkowej, zarazem jednego z filarów czebolu SK Group – międzynarodowego koncernu zatrudniającego 70 tys. pracowników.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Astell & Kern KANN ULTRA

  1. Sławek pisze:

    Susvary, a na zdjęciach Ultrasone Signature Pure. No właśnie – jak ten plikograj zagrał Pure?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Bo Susvary słuchane u mnie, a Ultrasone pozowały u fotografującego, który je sobie zostawił po zrobieniu im zdjęć do recenzji. Dlatego Ultrasone z KANN nie słuchałem, ale zapytałem Karola i podobno bardzo dobra współpraca, zwłaszcza gdy lubi się głęboką analizę. Jednak Karol woli napędzanie tych słuchawek przez CEntrance, jego zdaniem lepsza synergia.

  2. Fon pisze:

    Ciekawe jak dobrze sprzedają się ogólnie Dapy,w modzie ostatnio królują raczej coraz lepsze i mniejsze dongle.
    Nosić taką cegłę to trzeba mieć chyba mocny charakter i zacięcie 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Co z ciebie za mężczyzna? Na wojnę też pójdziesz z samym donglem?

      1. Fon pisze:

        no chyba trochę przegiąłeś…

  3. Fon pisze:

    Wyśpij się dobrze i zastanów a potem wyciągnij wnioski z tego co napisałeś gentelmenie widać obrażanie to twoje jeszcze jedno hobby…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nic nie mam złego na myśli, ale jak facet narzeka, że ma nosić 39 dkg… Jasne, noszenie parunastu gramów jest wygodniejsze, ale z drugiej strony ekwipunek piechura waży 40 kg. A wojna zdaje się zbliżać, chociaż miejmy nadzieję, że jednak nie nadejdzie. Ale najważniejsze w tym wszystkim, że KANN to jednak lepsze brzmienie i całkiem inna siła napędu. Choć oczywiście można go zastąpić smartfonem i CEntrance.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Aha, i z tym wyspaniem i obrażaniem to ty przegiąłeś.

  4. Darth Artorius pisze:

    I Am Warlord…Mam Ultrę i planuje go nosić na spacer ! Wreszcie DAP z dużym ekranem od Astella, na który mnie bo stać. Mam też Alphe (może sprzedam jak dam radę bo to trudne), AK300/380 i AK120 MK1. Mój wzrok kocha Ultrę , uszy zresztą też.

  5. Darth Artorius pisze:

    Przy okazji. Na forum Mp3store jest już user, który połaczyl Ultrę ze wzmacniaczem Astell PA10. Dźwięk, jak pisze, jeszcze lepszy niż z samej Ultry.

    1. Szef pisze:

      Mam oba w salonie i mimo kabla zbalansowanego 4.4mm między nimi (który powienien być w zestawie a go nie ma) nie usłyszałem zalet które oferuje PA10 z słabiej wypadającymi odtwarzaczami jak SR35 czy M11S/ESS. Wniosek jest taki że PA10 nie jest w stanie poprawić brzemienia jeżeli z danego urządzenia jest już fenomenalne za te pieniądze. Podejrzewam też, że w Kannie i PA10 mogą się kryć te same sekcje wzmacniające, ze względu na brzmienie właśnie oraz układ gniazd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy