Miłośnicy głośników, czyli wszyscy poza zdeklarowanymi użytkownikami słuchawek audiofile, dzielą się z grubsza na dwie grupy: zwolenników kolumn podłogowych i głośników monitorowych. Przyglądając się temu z boku ktoś mógłby zauważyć, że podział ten nie został przeprowadzony poprawnie, gdyż nie ma czegoś takiego jak zwolennicy głośników monitorowych. Ci bowiem rekrutują się wyłącznie spośród tych, których na dobre kolumny podłogowe nie stać bądź nie mają warunków do ich użytkowania. Jest w tym niewątpliwie sporo racji, ale nie racja cała. Miałem niedawnymi czasy u siebie, a więc w pomieszczeniu o sporej kubaturze, trochę wysokiej klasy monitorów i kolumn podłogowych, i wcale nie odczułem przewagi tych drugich nad pierwszymi, choć gdyby się trzymać powyższej logiki, powinienem. Głośniki monitorowe, a więc klasyczne konstrukcje dwudrożne na podstawkach, potrafią grać zachwycająco, oferując parametry brzmieniowe nie gorsze od trój i więcej drożnych kuzynów stawianych wprost na podłodze. A wszystko to za sprawą bardziej intymnej atmosfery i mniejszego rozlania brył dźwiękowych, co daje poczucie większej precyzji osadzenia w muzyce. Precyzyjny, dobrze zogniskowany na słuchaczu dźwięk o naturalnych proporcjach, z dobrze kontrolowanym i nieprzesadnym basem oraz nade wszystko spójnie wyartykułowanym całym pasmem, to atuty pozwalające głośnikom monitorowym jak równy z równym stawać w szranki z wielkimi na chłopa konkurentami sięgającymi samej podłogi. Tak, wiem, oczywiście – to i owo kolumny potrafią lepiej; ich osobne głośniki niskotonowe schodzą niżej, a duże pomieszczenia lepiej nasycają się ich potężniejszym dźwiękiem. Czy jednak potrafią być równie dokładne i czy generują równie proporcjonalne dźwięki oraz ich wzajemne relacje, tego już nie byłbym taki pewien, ale w tym miejscu nie będziemy tego rozstrzygać. Rozstrzygniemy natomiast rzecz inną, mianowicie to, czy tytułowe dla tego testu głośniki monitorowe Amphion Ion+ warte są miana dobrych monitorów.
Są monitory i monitory. Głośniczki monitorowe stawiane koło komputera mogą kosztować niecałe pięćset złotych, podczas gdy ekskluzywne TAD Compact Reference CR1 kosztują 37 tysięcy dolarów. Rozrzut jak widać jest bardzo duży i to nawet kiedy nie sięgamy po też ustawiane na podstawkach konstrukcje tak wysilone jak 4-drożne Cabasse La Sphere za 176 tysięcy dolarów. Tak więc na podstawkach głośnikowych może stać niemały majątek i niewiele jest konstrukcji podłogowych mogących tym podstawkowym monstrom pod względem ceny dorównać. Ekstrema cenowe i wielka ekskluzywność nie będą jednak przedmiotem tej recenzji. Nasze Ion+ kosztują skromnie – zaledwie cztery tysiące czterysta złotych – i to jest właśnie ich siłą. Są dla wszystkich. Ale czy faktycznie? Wszak aspekt ekonomiczny to jedno, a parametry techniczne i wrażenia odsłuchowe, rzecz całkiem inna, a przy tym co najmniej równie ważna i równie selekcjonująca, bo cóż z tego, że coś jest tanie, skoro nie posiada wartości użytkowej.
Zaraz do tej wartości użytkowej przejdziemy, ale najpierw trzeba odpracować kwestie techniczne.
”Ogólnie o tym obszarze można powiedzieć, że był analogiczny jakościowo do tego co zwykły przedstawiać sobą dobre słuchawki z przedziału okolic tysiąca złotych.”
Czytając to przypomniała mi się pewna historia. Byłem kiedyś na odsłuchach kilku wysokich modeli słuchawek, pojawił się tam również wielbiciel dobrego słuchawkowego brzmienia ze swoim kolegą. Kolega ten przyszedł tylko jako towarzystwo, zadeklarowany zwolennik kolumn który uważał że słuchawki są ”kalekie” (tu w pewnym stopniu mogę się zgodzić). W dalszej rozmowie wyszło że najlepsze słuchawki jakich słuchał to były Beyerdynamic DT150, twierdził że lepszych nie próbował bo nie widział sensu. Trochę go trzeba było namawiać jednak w końcu założył na głowę Staxy SR009 podpięte do wzmacniacza SRM-727. Widok opadającej mu szczęki był bezcenny. Po jakiś 20 minutach ściągnął je z głowy i z pełną powagą oznajmił że to brzmi lepiej niż jego system za 30 tysięcy funtów. Niestety nie zagłębiałem się w szczegóły.
Ja jestem w stanie pójść o krok dalej i stwierdzić że system zbudowany na kolumnach Wilson Audio Alexandia XLF których miałem przyjemność słuchać nie odebrałem wcale jako jakościowo lepszy od SR009. Oczywiście to jest zupełnie inne doświadczenie i kolumny zapewniają to czego słuchawki nigdy nie będą w stanie. Jednak jeżeli ktoś lubi oba sposoby prezentacji dźwięku (czyli ja i zapewne Pan) a nie jest milionerem to uważam że słuchawki są dla takiej osoby świetnym rozwiązaniem.
Najwyższej klasy słuchawki potrafią grać zupełnie zniewalająco, a pewnych brzmień możliwych przez nie do uchwycenia nie oddadzą żadne głośniki jakie dane mi było słyszeć. Z drugiej jednak strony skala dynamiczna i potęga brzmienia niektórych głośników są dla słuchawek niemożliwe do powtórzenia. Coś o takich głośnikach jeszcze dzisiaj napiszę, o ile wyrobię się czasowo. Bo dziś albo jutro powinien wejść nowy tekst. O scenie nie ma co dyskutować, bo wiadomo, że są to zupełnie inne doznania, choć jak napisałem w tekście o płytach binauralnych, to słuchawki mają tutaj przewagę teoretyczną. Ale praktyczna należy do głośników.
można uchylić rąbka tajemnicy na temat brzmienia k812 🙂
Można. A o jaki rąbek chodzi?
No chyba o to, czy szukać kupca na nerkę czy nie??? 😉
Do tego rodzaju rąbków się nie posunę. Słuchawki są niewątpliwie wybitne, w typie wyrazistości a nie łagodzenia czy upiększania. Ich dźwięk nieustannie podlega jednak przeobrażeniom, toteż bez sensu byłoby ferować wyroki. Trzeba im dać jeszcze przynajmniej z tydzień. Dwieście godzin to minimum. Ale niezależnie od wszystkiego nerki zostaw gdzie są.
Cieszę się z tych refleksji, bo zarzucano mi, że mam źle zbudowane systemy głośnikowe, kiedy preferuję dźwięk – przyzwoitych słuchawek pędzonych z nienajgorszego toru.
Mój najdroższy zestaw głośnikowy – po cenach fabrycznych , kosztowałby lat temu kilka, 9 tys pln, słuchawkowy – też po cenach fabrycznych – łącznie z daci-em – 4500. Podaję ceny – dla orientacji, tylko po to , by było widać, że system słuchawkowy był wyższej klasy niż głośnikowy.
I za wspomnianą potęgą brzmienia i przestrzenią dla mnie był gorszy w większości aspektów.
Głośnikowy, oczywiście, był gorszy.