Odsłuch
Nie ma wielu urządzeń, które w ramach danego elektronicznego działu, np. wzmacniaczy czy odtwarzaczy, odznaczałyby się czymś, co można jednoznacznie określić mianem stylu. Style mają głośniki i słuchawki, a elektronika w mniejszym stopniu. Niemniej występują w audiofilskiej przyrodzie dwa uznawane powszechnie style – lampowy i tranzystorowy – aczkolwiek niejednokrotnie zdarza się tranzystorowy wzmacniacz grający lampowo i na odwrót. Wszyscy wiemy, jak to z tym bywa, jakie wiry się tworzą – my, którzy w tym lubimy siedzieć i się temu przyglądać. Podczas słuchania Accuphase DP-450 już po paru minutach wypełnionych słuchaniem urywków wiedziałem, że co jak co, ale ten odtwarzacz niewątpliwie ma własny styl. Styl odciskający piętno na każdym odtwarzanym utworze, znaczonym jego signum. Sami, jako obyci słuchacze, słyszymy ową inność, ale szybko się oswajamy, a potem trudno wyjść, wrócić do powszedniości. Bo też i jest to styl, który niewątpliwie ujmuje – odznacza się wysoką kulturą i pięknem obrazowania. Tak, tak – tutaj nie tylko szuflada gładko i majestatycznie chodzi, muzyka chodzi podobnie.
Od ogólników przejdźmy do konkretów.
Problem z tym stylem polega na tym, że nie dotyczy jednego aspektu. Jego wielorodność oznacza, że to nie coś znanego, tyle że lekko przemodelowanego większym naciskiem na to czy tamto; to jest przekaz odmienny odnośnie kluczowych cech, których kolejność wyliczenia nie ma znaczenia, wszystkie są jednakowo ważne. Jakaś kolejność musi jednak zaistnieć, więc niech to na początek będzie pejzaż.
Ogląd sytuacji muzycznej, rozpościeranej przed słuchającym, okazał się u DP-450 obszerniejszy i dalej lokowany niż ma to miejsce zazwyczaj – muzyka ukazywała się raz za razem jako dalsza i rozleglejsza. Co nieuchronnie wpływało na stosunek do niej; nie można było czuć się uczestnikiem, prawie zawsze wyłącznie widzem. Tak było nawet gdy dystans był niewielki – a bywał, owszem bywał, zwłaszcza w słuchawkowym słuchaniu. Odnośnie którego dużo rzadziej pojawiało się granie w głowie, tu-teraz należące do rzadkości. Scena za to w każdym wypadku szerzej i głębiej się rozlewała, a jej ujmowanie w perspektywę z większym niż zwykle rozwarstwieniem planów stanowiło inwariant obrazu. Tak więc było rozlegle i prawie zawsze z dystansem, co budowało poczucie ogromu.
Kolejnym aspektem spokój. Już słyszę głosy zwątpienia: – A na cóż komu muzyka epatująca spokojem? – Co to, potańcówka dla emerytów? Ale nie, to nie był spokój spowolnienia i złagodzenia do konsystencji papki, a spokój majestatu emanującego z potęgi. Może nie było to aż przytłoczenie, ale w obliczu tej muzyki słuchacz malał, a na jej wielkim obszarze mógł poczuć się zagubiony. Ale zmniejszony i zagubiony w sposób bardzo przyjemny, jakbyś z małej zatoczki wyrwał się na szerokie wody. Powiedzieć, że to była muzyka oceaniczna, byłoby już przesadą, ale na pewno nie było to siedzenie z muzykami w jednej wannie, tylko żeglowanie po dużym akwenie. Muzyka nie na wyciągnięcie ręki i nie wżerająca się w ciało, a zamiast tego w swym przepływie majestatycznie piękna.
Tu dochodzimy do trzeciej cechy, ściśle związanej z tym spokojem: żadnych podostrzeń, wszechobecna trójwymiarowość i bas schodzący nisko, zdobiony tą trójwymiarowością. – A generalnie więcej stonowania i zespolenia niż atakowania i kontrastu, na rzecz czego brak agresywnej, gotowej pożreć otoczenie czerni Caravaggia i czarnych teł w ogóle. Brak także podostrzającego przekaz medium do tego stopnia przeziernego, jakby go wcale nie było. Takie oznacza bezpośredniość i wyostrzenie konturów, a tu, niczym z palety Rembrandta wyjęte światło, nasycające barwą także medium i zespalające się z obiektem; dopieszczające go łagodnym, trójwymiarowo cieniowanym konturem i kreujące dźwięki wolne od wyrywania z tła, składające się na jedną rozległą, trójwymiarową wizję widzianą z perspektywy. Wraz z czym brak muzyki zwanej dożylną (ta nieczęsto), a w miejsce tego dominanta scalania i przesycania wszystkiego ujmowaniem analogowym. I nie, to nie oznaczało braku bezpośredniości – czucie cielesnej obecności bezproblemowo się zjawiało. Lecz ta obecność trochę inna, bo wykonawcy spokojniejsi oraz niezwykle jak na odczyt CD analogowi, w tym lepiej wymodelowani i poprzez to naturalniejsi. Jeszcze trochę, a to „spokojne bycie” oznaczałoby nudę, ale granica nudy nie została przekroczona, bo z jednej strony to poczucie naturalności, z drugiej lepsze modelowanie przestrzenne, z trzeciej to działające na wyobraźnię poszerzone ujmowanie sceniczne, obecne cały czas. Do tego ta analogowość, szczególnie w znaczeniu nieobecność wrzecionowatych sopranów, powodujących wprawdzie, kiedy dobrze użyć, metafizyczne dreszcze i ciekawość powodowaną jawną nieprawdziwością (na podobieństwo na przykład obrazów El Greca), ale to przecież surrealizm. I nie, wcale nie chcę powiedzieć, że taka inność to coś złego, ją zawsze należy odrzucać. Ona, tak samo jak u El Greca, może być cenna artystycznie i można takie ujmowanie woleć, tylko niech nikt nie mówi, że oto naturalizm.
Zapewne zbyt głęboko wchodzę w powiązania muzyki z malarstwem, w dodatku nie odnośnie stylu kompozycji, tylko stylu ich odtwarzania, ale dość trudno byłoby mi bez tego oddać klimat inności stylistycznej wziętego na warsztat odtwarzacza. Wyższe modele są zapewne bardziej wszechstronne, bieglejsze w dobieraniu stylu w zależności od potrzeb narracji; dwóch średnich (DP-570 i DP-770) nie znam, szczytowy DP-1000/DC-1000 z całą pewnością jest taki; i jest w tym, jak we wszystkim innym, bez mała perfekcyjny, choć oczywiście rozrost sceny i trójwymiarowe modelowanie to także jego atrybuty.
Co jeszcze należałoby napisać? Nie chcę, a muszę powiedzieć, że sposób opowiadania muzyki przez Accuphase DP-450 bynajmniej nie wykluczał ukazywania agresji, lecz pojawiała się ona rzadziej, dotycząc sytuacji, w których inaczej już nie można, podczas gdy wszystko tylko na poły agresywne pod wpływem melodyki łagodniało.
– No tak, więc progresywny rock odpada – myśli sobie czytelnik.
– A nie, właśnie że nie, bo on wystarczająco agresywny, a traktowany większą sceną i rozbudową sferyczności będzie odczytywany na nowo i w dobrym sensie wizualnie niecodzienny, a jednocześnie, jak zazwyczaj, intensywny emocjonalnie.
To samo w odniesieniu do jazzu, z jego wszechobecnymi dęciakami, które też stają się bardziej trójwymiarowe i wcale nie za łagodne, jako że trzeba wyżej napisane słowa uzupełnić takimi, które powiedzą czytającemu, że brak odrywania od tła i wszechobecna analogowość nie przeszkadzały wyraźności, która okazywała się wyjątkowo dobra; tym jeszcze bardziej, że dopieszczana wyrafinowanym modelowaniem konturów, jak również inną rzeczą, która ją bardzo wspomagała. Mianowicie to powiększanie sceny i ujmowanie wszystkiego w perspektywę przekładało się na dokładniejsze niż zwykle postrzeganie dystansu. Źródła dźwięku nie pojawiały się „gdzieś tam”, tylko lokowały dokładnie, precyzyjnie nas informując, gdzie się dokładnie znajdują, wraz z czym czucie dystansu wchodziło na wyższy poziom. To dlatego nie było wjeżdżania dźwięków do głowy w odsłuchu słuchawkowym; gdy tylko w materiale nagraniowym odnajdywały dane o położeniu, lokowały się poza głową.
Odnosząc się do odtwórczego stylu ponownie zauważę, że można woleć różne rzeczy – np. kocioł przestrzenny z lokalizacją dźwięków „w głowie”, jako syndromem większych emocji i maksymalnej bezpośredniości, z alternatywą w oglądzie zewnętrznym, z jego większym porządkiem i dodatkową informacją w postaci mapy źródeł. A kto tak właśnie woli, większą przyjemność znajdzie w słuchaniu tego Accuphase.
Sumarycznie było to brzmienie w typie gramofonowych z rodzaju łagodniejszych, ale niełatwo o gramofon tak elegancko obrazujący przestrzeń. Łatwo za to o analogie melodyczne, poskramianie agresji i rugowanie sztuczności, łatwo także o podobieństwa w operowaniu światłem i scalaniu muzyki w jeden obraz przy użyciu wyrafinowanego modelowania konturów bez uciekania się do wyrywania z tła. Nie będzie tutaj srebrzeń, intensywnej aż do agresji, gotowej pożreć otoczenie czerni, nie będzie przedobrzonych pogłosów i podkreślonych kontrastów. Jeszcze bardziej nie będzie zaś prób potraktowania słuchacza taką pałą, żeby aż się zatoczył – brutalności w stylu poezji Herberta czy nadrealnej ekspresji na wzór grupy Laokoona. Będzie całkowita przejrzystość doświetlona barwami i długie podtrzymania ujmująco szlachetnych dźwięków. No i ta przestrzeń – ona przede wszystkim – wielka, trójwymiarowa, o wiele doskonalej siebie opowiadająca do przeciętnej u odtwarzaczy. W żadnym jej miejscu sztucznych podostrzeń i w żadnym braku kultury; a jest to przestrzeń zespolona, tyle że w zwykłym, malarsko-pejzażowym sensie, a nie matematycznym, bo chociaż liczby zespolone najlepiej opisują Przyrodę, to odsyłają do wymiarów, których nie można sobie wyobrazić.
Jedno jeszcze muszę powtórzyć: pomimo że przywołujący bardziej rozległy niż zazwyczaj, zarazem kompozycyjnie scalony obraz, odtwarzacz okazał się nadprzeciętnie rozdzielczy i perfekcyjnie szczegółowy. Rozdzielczy dzięki opisanej mapie źródeł i świetnemu obrazowaniu wnętrz, a szczegółowy tak po prostu – dbający nie tylko o brzmienia główne, ale także niuanse, muzyczne pchełki i wszelkiego rodzaju chrobotania towarzyszące.
Zdaję sobie sprawę, że to powyżej jest przydługie i cokolwiek zawiłe, dlatego dodam wyliczenie punktowe, wyróżniające najważniejsze cechy:
- Muzyka nie w tobie i nie wokół ciebie, a przed tobą.
- Jako plan pierwszy z dystansem i szeroko rozlana wizja.
- Muzyka ta przeważnie nie zmierza w twoją stronę, pozostaje na swoim miejscu.
- Większa i szersza niż zwykle scena o nadprzeciętnym rozwarstwieniu planów.
- Wyjątkowo dokładna lokalizacja źródeł.
- Analogowość bliska gramofonowej.
- Wraz z tym znika sztuczna agresja i echowe poczucie dziwności.
- Wszechobecna trójwymiarowość.
- Dzięki której wszystko zyskuje na elegancji, a już zwłaszcza soprany.
- Zyskuje na tym również obrazowanie wnętrz.
- Światło przesyca medium i nadaje całości jednolitą postać wizyjną.
- W ramach tego kolory nie będą skrajnie nasycone, a tła smoliście czarne. (Jedne i drugie będą pracować na rzecz całości kompozycji, a nie na własną chwałę.)
- Mimo stylistycznej dążności do ujednolicania obrazu, rozdzielczość i szczegółowość na szczytowym poziomie, zdecydowanie lepsze niż zazwyczaj.
- Wszystkie pozostałe parametry brzmieniowe dobre do bardzo dobrych.
- Ponad wszelką wątpliwość to najlepszy z najtańszych w dotychczasowym dorobku odtwarzacz Accuphase.