A jednak są i nadal będą – odtwarzacze CD nie chcą być gorsze od gramofonów. Tamtym także wieszczono kres, po którym miast wyginąć rozkwitły, a poczciwe CD-ki najlepsze lata mają wprawdzie za sobą, ale obecne też złe nie są. Do grona dawnych źródeł dźwięku doszlusowują też magnetofony, w największej chwale te wielgachne – wielkoszpulowe analogowe. Te uważane są za arystokrację, a tym niżej trzeba się kłaniać, że nowo opracowywane dla nich taśmy oferowane są po $500 za sztukę; nie ma materiału nagraniowego o równej wadze gatunkowej.[1] Tym samym pliki mają konkurencję, bo choć masówka to dziś smartfon, a nie discman czy walkman, niemniej stara gwardia się trzyma. Najlepszy dowód, że pojawiają się nowe modele, a Accuphase od zawsze (czyli od dawniej niż data urodzin wielu dzisiejszych audiofili) to dostawca jakościowych CD. Firma zaczynająca od wzmacniaczy (1972) sięgnęła po odtwarzacze CD kilka lat po ich zaistnieniu[2], w lipcu 1986 proponując dzielony model referencyjny DP-80/DC-81. Ten z miejsca wylądował na szczytach list jakościowych, od teraz recenzowanego dzieli go bez mała czterdzieści wiosen i czterdzieści modeli. Historia laserowych odtwarzaczy Accuphase jest zatem długa i obfita, znaczona modelami głęboko wrytymi w pamięć miłośników formatu. Nie wolna też od zawirowań, z przejściem na odczyt 1-bitowy i rewolucją SACD w głównych rolach, a przede wszystkim naznaczona sukcesami we wszystkich przedziałach cenowych. No, może nie zupełnie wszystkich, bo model teraz recenzowany to kategoria dla firmy najniższa, a mimo to kosztuje konkretne 26 900. Zupełna taniość nie tym razem, a jak zapewnia dystrybutor, nie będzie także wpadki, żadnego nawiązania do nieszczególnych przykładów DP-57 (2005) i DP-500 (2006), które moim przynajmniej zdaniem nie były całkiem udane w relacji cena/jakość, choć miały swoich zwolenników, nawet zapalczywych obrońców.
Utarczki sprzed dwudziestu lat nas teraz nie obchodzą, ważne to, co przed nami. Przed nami DP-450, o którym mnie zapewniono, że nawet zawodowo związani z muzyką ludzie o bardzo nieprzeciętnym słuchu znaleźli się w gronie nabywców. Używanie sprawia im radość, cóż więc mnie, zwykłemu słuchaczowi zostaje, prócz wyrażenia uznania dla udanego produktu. Ale wiara na słowo, z tą bardzo różnie bywa. Najsolenniejsze obietnice okazują się czasem „metaforami”, a po przyjrzeniu zwykłą blagą; machanie przy tym rękami i przewracanie oczami niczego w tym nie zmienia. Niczego też nie zmienią chóralne przytakiwania i zapewnienia, że – no przecież, bo jak zauważył Sokrates: „Góra fałszywych monet nie jest więcej warta od jednej.”
Tak cóż, dobrze że zapewniają, ale sprawdzić też nie zaszkodzi, zapewne pod badawczą lupą coś ciekawego się urodzi.
[1] Sporadycznie występowały bardzo kosztowne płyty CD na specjalnych nośnikach, ale to zupełne wyjątki w mikroskopijnych, limitowanych edycjach.
[2] Pierwszy laserowy odtwarzacz – Sony CDP-101 – świętował huczną inaugurację w Tokio 1 października 1982.