Czym jest muzyka?

Notes1Człowiek pierwotny – zauważają autorzy – podobnie jak dzikie zwierzęta był wsłuchany w otoczenie, bo od tego zależało jego przetrwanie. Dzisiaj, przeciwnie, usiłujemy od dźwięków otoczenia się odciąć. A odcinamy się głównie dzięki muzyce. Na ruchliwej ulicy ubieramy przenośne słuchawki (ja nie ubieram) i mamy spokój z wszechobecnym hałasem. Jakaż ulga. Podobnie postępujemy w samochodzie, uruchamiając system nagłaśniający, a także w mieszkaniu, gdzie też chcemy słuchać muzyki.
Dlaczego tak jej pożądamy i czym ona właściwie jest?
Film próbuje tego dociec odwołując się do związku muzyki z mową. Chodzi o warstwę czysto ekspresyjną, czyli pozawerbalną stronę znaczeniową wypowiedzi. Zwrotu „Co tu robisz?” można wszak użyć w formie przymilnej, a można też tak, że od razu wiadomo, iż wyrzucają nas za drzwi. Czy muzyka jest taką odartą z konkretnej treści czysto ekspresyjną formą artykulacji dźwięków? Zapewne poniekąd, ale zapewne nie tylko. W każdym razie autorzy sugerują, iż muzyka posiada bardzo silne pokrewieństwo z mową, a szerzej z wszelką artykulacją głosową i ukształtowała się równolegle do języka mówionego w toku jego ewolucyjnego rozwoju. Zapisy z tomografu komputerowego ukazują wprawdzie, że pobudza nie tylko regiony mózgu odpowiedzialne za język, ale przeważnie pobudza te właśnie i pobliskie im okolice. Szczególnie interesujące jest przy tym, że wychodząc poza obszary mowy może oddziaływać na struktury odpowiedzialne za wydzielanie dopaminy, neuroprzekaźnika zwanego też hormonem szczęścia, wywołującego uczucie euforii i pobudzającego układ ruchowy. Według najnowszych badań (to już wiedza spoza filmu) ludzie dzielą się na wysoko i nisko dopaminowych, za czym stoi uwarunkowanie genetyczne. Odpowiednie geny sterują produkcją enzymów bardziej dopamino-wydajnych albo wydajnych mniej. Osobnicy z genami stymulującymi wysokie stężenie wyróżniają się większą aktywnością umysłową, większą łatwością myślenia, a także większą wrażliwością na sztukę. Świat ich bardziej ciekawi, z natury są bardziej podekscytowani życiem i skłonni do zajmowania postawy aktywnej. Silniej reagują też na piękno, bardziej pobudzające ich ośrodek piękna (umiejscowiony u wszystkich ludzi w korze przedczołowej), w tym oczywiście także na muzykę, która jest dla nich silniejszym bodźcem emocjonalnym i intelektualnym.
A zatem muzyka posiada zarówno zawartość znaczeniową związaną z językiem, jak i emocjonalno-narkotyczną w najbardziej dosłownym, czysto fizjologicznym sensie, przy czym wrażliwość na nią jest uwarunkowana genetycznie. Nie ma się w takim razie co dziwić, że wywołuje silne pożądanie, szczególnie u osób podatnych, a mniej czy bardziej pobudzająco działa niemal na wszystkich. Wielka społeczna kariera muzyki, której jesteśmy obecnie świadkami, okazuje się mieć zatem genetyczne podłoże.
Trzeba też pamiętać, że poza czysto przyjemnościowym i czysto ekspresyjnym muzyka ma też znaczenia komunikacyjne, kulturowe i identyfikujące zbiorowości. Film nie porusza natomiast artystycznej strony muzyki i nie nawiązuje do jej ewolucji twórczej w aspekcie historycznym. Odwołuje się wyłącznie do bieżącego znaczenia społecznego i psychofizycznego.

Parę słów od siebie. Wydaje mi się, że źródła muzyki muszą sięgać czasów dalece przedludzkich i wypływają zarówno z biernej recepcji jak i aktywnej artykulacji dźwięków emocjonalnie istotnych, jak pomruki zadowolenia, ryk bólu czy wycie wichru. Łagodny szmer liści delikatnie trącanych wiatrem i łoskot walącego się pod naporem wichury drzewa; grzmoty błyskawic i plusk strumyka. Przeraźliwy skowyt konającej ofiary drapieżnika i gruchanie podnieconej samicy. Świst własnego oddechu i łomot własnego serca. Szczebioty ptaków i zew wyjącego wilczego stada. Oto pierwociny muzyki. Groza i spokój. To co przyciąga i to co odstrasza. Dochodzi do tego wymiar społeczny. Tętent pędzącego stada jest zapewne przyjemnie odbierany przez jego uczestników, dając poczucie przynależności grupowej a poprzez nie poczucie bezpieczeństwa. Czyż nie walą w kotły i werble by podnieść morale maszerujących do walki oddziałów? Czy wojsko nie chodzi w nogę, by równomiernie łomotać? To bierze, nieprawdaż? W grupie raźniej walczyć i umierać. Muzyka jako odczucie czegoś przyjemnego i tupanie są ze sobą w przyjaźni. Nie mniej pokrewne muzyce są podstawowe formy niewerbalnej komunikacji głosowej – płacz, śmiech, okrzyki przerażenia i radości. Ale najsłodsza w muzyce jest euforia. W starożytnej Sparcie kobiety miały zwyczaj podskakiwać w rytm piszczałek i bębnów uderzając piętami o pośladki aż do utraty przytomności. Muzyka to szał okiełznany i nieokiełznany. Opleciony kulturą skrywany szał sal koncertowych i wyrwany ze społecznych hamulców szał rockowych koncertów. Zakamuflowany erotyzm klasycznego tańca, mniej zakamuflowany z czasów tryumfów walca i tanga, aż po wyzbytego z wszelkiego wstydu rockmana z mikrofonem udającym penisa i towarzyszące temu radosne wycie tłumu. Ale pokazał! Cóż, w porównaniu z orgiami na cześć Dionizosa, Artemidy czy Mitry, w których muzyka odgrywała niepoślednią rolę a uczestniczyli wszyscy członkowie danej społeczności, to i tak tylko niewinne igraszki.
Zwraca przy tym uwagę jak różnorodne brzmieniowo ciągi dźwięków są poczytywane za muzykę. Uważa się za nią zarówno skomplikowany matematycznie wzorzec kontrapunktowy kompozycji bachowskich, czy wielogłosowe kompozycje chóralne Monteverdiego, jak i monotonne pobekiwanie rapera, czy niemal jednofrazowe produkcje co słabszych na umyśle rockmanów. Szczytem wszystkiego wydają się dźwięki dobywające się z niektórych limuzyn zasiedlonych dziarskimi młodzianami. Owo nie zapłodnione żadną myślą równomierne a głośne bum-bum-bum-bum-bum-bum!

Filozofowie nie byliby sobą gdyby nie dodali tutaj czegoś osobliwego od siebie. A jak filozofowie to Platon – synteza starożytnej mądrości. A Platon powiada, że wszystko czego doświadczamy to tylko cienie. Przemijający, nieautentyczny obraz nieprzemijającego świata absolutnej doskonałości. (Ciekawe przy tym, że Platon tego doskonałego świata dopatrywał się w sferze czysto duchowej, podobnie jak duchowe okazuje się bogactwo muzyki, wymnożone przez ducha z sześciu tysięcy rzęskowych przekaźników.) Lecz Platon był jeden, a żywić nim chciało się wielu. Upichcili tedy danie z absolutnego platońskiego piękna wyłącznie złożone, by je w sosie powagi śmiertelnej serwować i oburzać się na tych wszystkich co sztukę wszelką, w tym i muzykę, inaczej niż w ramach absolutu jakowegoś chcieliby postrzegać. Programy artystyczne różne uradzili, a im więcej mieli programów tym mniej sztuki, bo sztuka jest nie tylko od Apollona ale i od Dionizosa – nie tylko od światła rozumu ale i od mroku zapamiętania pochodzi – i nie lubi kiedy się ją w jakiś teoretyczny gorset programowy mędrcami zagania.

Sięgnijmy teraz do encyklopedii.
Najzabawniejsza jest „Mała encyklopedia muzyki”, którą posiadam, bo w niej hasło muzyka w ogóle nie występuje. Piramidalna sprawa. Encyklopedia internetowa powiada z kolei, że „muzyka jest sztuką organizacji struktur dźwiękowych w czasie.” Trochę to mętne, bo skoro już mamy struktury, to mamy także organizację, nieprawdaż? A skoro tak, to organizujemy organizację, czyli masło maślane. Najsolidniej podchodzi do sprawy „Wielka encyklopedia powszechna” z lat 60-tych. Napisano tam, że muzyka to sztuka, której tworzywem są dźwięki i która, podobnie jak literatura, ma charakter czasowy, to znaczy rozwija się w czasie, co odróżnia ją od sztuk plastycznych, mających charakter przestrzenny. Posiada przy tym jednocześnie walor emocjonalny i intelektualny, wywołując zarówno myśli jak i uczucia. Wyliczono też szereg hipotez dotyczących powstania. I tak według Darwina źródłem muzyki jest wabienie w doborze płciowym, według Spencera nadmiar energii i emocjonalne podniecenie, według Wallascha naśladownictwo głosów zwierząt przy polowaniu, według Büchera rytm ruchów przy pracy, według Combarieu czynności magiczne, według Stumpfa wyczucie interwałów w sygnalizacji głosowej, a według Sascha połączenie pracy i czynności magicznych w powtarzalne sekwencje rytualne.
Warto jeszcze sięgnąć do encyklopedycznego wyliczenia co się na muzykę składa. A więc rytm – czyli organizacja czasowego następstwa dźwięków, melodia – czyli organizacja wysokościowo-czasowa dźwięków pojedynczych, harmonia – czyli organizacja dźwięków współbrzmiących, metrum – czyli organizacja regularnych akcentów, tempo – czyli organizacja szybkości, dynamika – czyli organizacja stopnia głośności, barwa – czyli organizacja zróżnicowania jakości brzmienia oraz artykulacja – czyli organizacja sposobu wydobywania i łączenia dźwięków.
Tyle mądrości encyklopedycznej.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Czym jest muzyka?

  1. Piotr Ryka pisze:

    “Miał rację stary filozof nie ma pożytku z muzyki.

    A może trzeba zadać pytanie – czym jest muzyka?

    I przyszło mi na myśl, że jest ona częścią nas, projekcją naszej osobowości na otaczającą nas rzeczywistość poprzez zmysł słuchu. Jest więc tak samo różnorodna jak różnorodni są ludzie. Razem z nami się zmienia. Dlatego tak bardzo potrafi na nas oddziaływać.

    Co na ten temat mówi nauka – nie mam pojęcia. O ileż ciekawiej jest samemu to określić.”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powyższy komentarz, autorstwa kolegi Kmiecia, się nie upublicznił. Nie mam pojęcia dlaczego.

  2. Bartłomiej pisze:

    Muzyka to komunikacja za pomocą dźwięków wydobywanych z instrumentów muzycznych. Komunikowane mogą być uczucia, myśli … wszystko, czego zażyczy sobie twórca.

  3. Marek pisze:

    Ubawił mnie ten opis IV Mahera :))) Ale tak to już z muzyką jest, jednemu się podoba, a drugiemu nie. I chyba jest tak, że im człowiek bardziej wykształcony muzycznie, tym bardziej docenia i rozumie te bardziej złożone (muzycznie) utwory. Widzę to z swoim otoczeniu – mało kto z moich znajomych słucha muzyki klasycznej. Ale jeśli grał lub uczył się grać za młodu na jakimś instrumencie, to już lekko „ciągnie” go w stronę klasyki (np. podoba mu się muzyka filmowa, symfoniczna). A jeśli uczęszczał do szkoły muzycznej, chociażby 1. stopnia, to już chętnie posłucha Mozarta, Beethovena czy Chopina (niektórzy bez wykształcenia muzycznego też posłuchają – ale jest ich znacznie mniej). Natomiast muzycy, wiadomo, słuchają wszystkiego, od średniowiecza po „współczechę” (ma na myśli klasykę, np. Lutosławski). Do Mahlera chyba też trzeba skończyć szkołę muzyczną, najlepiej wyższą (żartuję, ale mi się też jego symfonie nie podobają i ich nie rozumiem – pieśni już prędzej, a ja wykształcenia muzycznego nie mam, tylko podstawowe, amatorskie).

  4. Boho pisze:

    Biedny Mahler ..heh. A W obronie eklektyzmu , można też założyć ,że kwestia jednorodności formalnej jest być może też tylko kwestią skali. jakby odnieść się do frazy, czy tematu muzycznego. Jednak to już wyższa szkoła jazdy. Nie jestem wprawdzie zwolennikiem jazzowego roztańcowywania dajmy na to Chopina – bo to pomylenie wszechświatów. Bardziej Bach wybrał by się na tańce … w odpocznieniu od kościelnego manuału. skąd moja pochwała eklektyzmu ? ktoś mądry kiedyś powiedzial, że najciekawsze rzeczy dzieją ie na granicy gatunków. rzcz jasna najpierw te gatunki musiały się same sobie przypomnieć przez wieki, i po sobie nastąpić według sobie znanych praw. Oczywiscie nie tylko po to. Wszystko dzieje się samo w sobie . Jednakże teraz dało to możliwosc powstania dziel eklektycznych, co nie znaczy niejednorodnych. Oczywiście może być i dobry i zły eklektyzm. to dotyczy wszystkiego. Dla artysty jednak może to być piękna możliwość zabawy. Zabawy w nieprzewidywalność, dla siebie a i może dla odbiorcy. Piszę to, bo sam rozsmakowywuje sie w takich artystach , jak Peter Hammil, Słowem dobry, czy genialny eklektyzm jest wtedy , kiedy staje się samą w sobie jednorodnościa bez oglądania się na czas i przestrzeń, na to co powstało. Żeby pójść krok dalej – dobry eklektyzm to może ten , który postulatu eklektyzmu w ogóle nie zakłada. Dzieje się ta muzyka sama po sobie tworzy i powstaje i jest, niejako z nieświadomości, bez udziału świadomej części umysłu,

    Czym jest dla mnie muzyka ? Pięknem i miłością, bólem i wolnością, ulgą i znowuż nienasyceniem, jest życiem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy