Recenzja: Emperor Headphone Amplifier

Budowa

Najprawdziwszy debiutant w jeszcze nie ostatecznej formie - Emperor Headphone Amplifier.

Najprawdziwszy debiutant w jeszcze nie ostatecznej formie – Emperor Headphone Amplifier.

   Rozmiarowo wzmacniacz jest może nie tyle niewielki co średni – tyle że z mniejszych średnich. Nie tak pokaźny jak Sugden czy Phonitor, ale pokaźniejszy niż Divaldi czy iFi. Przy czym nie tylko dobrze go widać, ale także dobrze czuć w ręku. Waży sporo, zatem to nie wydmuszka. I rzeczywiście, po zdjęciu obudowy ukazuje się elegancko zaprojektowane i zrealizowane wnętrze. Do tego cała obudowa jest z aluminium, stoi na miękkich, kompensujących drgania nóżkach i z tyłu ma trzy przyłącza RCA: wejście, pętlę oraz wyjście dla trybu przedwzmacniacza. Z przodu zaś całkiem jest minimalistycznie, to znaczy same najniezbędniejsze rzeczy – regulator siły głosu (odpowiednio twardo i precyzyjnie chodzący Alps), pojedyncze gniazdo słuchawkowe 6.3 mm i lampka sygnalizacji pracy. Musimy raz jeszcze skoczyć do tyłu, gdyż tam znajduje się klasyczne, trójbolcowe gniazdo zasilania z odnośnym włącznikiem. Tu proponowałbym modyfikację, ponieważ włącznik znajduje się zbyt blisko gniazda i w przypadku użycia dużego wtyku, charakterystycznego dla audiofilskich kabli, zostanie zasłonięty, co utrudni obsługę.

Patrząc na zdjęcia proszę wziąć pod uwagę, że jest to roboczy prototyp, który w dzisiejszych czasach dostępu do technik lakierniczych i ozdobnych frezowań może zyskać z łatwością o wiele urodziwszą powłokę. Ale i tak źle nie jest, tyle że fronton w brązie zastąpiłbym inną barwą bądź zmienił kolor światełka, jako że jego niebieskość gryzie się nieco z brązem. Dobór odcieni zły nie jest, a łączenie brązu z błękitem (czy częściej granatowym) to teraz nic zdrożnego, niemniej robienie tego z pozwalającym na pełną akceptację wyczuciem zostawmy kolorystom pokroju Matissa czy Klee.

Najważniejsze dzieje się jednak w środku, toteż tam się udajmy, a inspiracje przyszły tam ponoć od takich twórców jak Nelson Pass i Kevin Gilmore. Tak w każdym razie twierdzi konstruktor i nie ma powodu mu nie wierzyć. Wyznacznikami konstrukcyjnymi od strony brzmienia miały być przejrzystość i głębia analizy oraz dokładność obrazowania, ale nie do końca samo to zadecydowało o konstrukcji tranzystorowej. Początkowo wzmacniacz miał być bowiem zasilany bateryjnie i przenośny, ale podczas prac konstrukcyjnych twórca zmienił opcję, jak wyjaśnia, w następstwie zmiany własnych preferencji z mobilnych na stacjonarne. W efekcie obwód mógł zostać rozbudowany i zasilony większymi elementami, w tym dużym zasilaczem i dużymi kondensatorami, ale tranzystorowy genom rzecz jasna mu pozostał, bo inaczej mielibyśmy do czynienia z czymś całkiem odmiennym.

Front urządzenia ostatecznie powinien ulec zmianie na nie co bardzie reprezentatywny.

Front urządzenia ostatecznie powinien ulec zmianie na coś bardziej efektownego.

Urządzenie nie czerpie z najnowszych technik, tylko odwołuje się do konstrukcji bardziej klasycznych, powstałych pod koniec XX wieku. Nie ma zatem układów scalonych i nie ma kondensatorów w torze audio (czym szczyci się także mój lampowy Twin-Head). Kondensatory znajdziemy jedynie w sekcji zasilania i są to markowe Toshiba NOS i Nichicon.

Całość pracuje w czystej klasie A i może oddać 1.5 W przy impedancji 32 Ω i 100 mW dla 600 Ω. Siła wzmocnienia okazuje się zatem duża i z wysterowaniem nawet „trudnych przypadków” nie powinno być najmniejszego problemu.

Sam producent widzi swój wyrób przede wszystkim we współpracy ze słuchawkami „z ocieploną sygnaturą i nawet z lekko zwiniętą górą”, natomiast nie widzi przeszkód w stosowaniu zarówno nisko jaki i wysoko ohmowych. To by sugerowało takie przypadki jak Audeze LCD-2 czy Ultrasone Signature Pro, a z kolekcji własnej recenzenta tanie Grado SR60, super drogie Crosszone CZ-1 i pośrodku ewentualnie AudioQuest NightHawk. Te wprawdzie nie ocieplają, ale generalnie odpowiadają wymogom, w sumie więc niezły zestaw i z odsłuchową wyceną nie powinniśmy mieć problemu.

Dlaczego akurat takie? Ano z tego powodu, że wzmacniacz bardzo jest transparentny i niczego nie usiłuje upiększać. Wiernie odda cechy sygnału, a raczej niewielu z nas dysponuje nie podlegającym zupełnie krytyce, choć w dobie powracających gramofonów sytuacja niewątpliwie staje się lepsza. Trudno jednak uznać gramofon za najpopularniejsze dziś źródło dla słuchawek, toteż zmuszeni będziemy borykać się z jakością plikowo-internetową, a ta cechy gramofonowe przybiera dopiero przy przetwornikach klasy Jadis, Destination Audio czy Kondo Audio Note, czym nie musimy zaprzątać sobie głowy. Co w takim razie wyląduje jako brzmieniowy smakołyk za sprawą Emperora na naszym powszedniejszym przykomputerowym i przyodtwarzaczowym chlebie, o tym zaraz się przekonamy.

Tylni panel - wejście sieciowe, wyłącznik i trzy pary wejść RCA. Koniec.

Tylni panel – wejście sieciowe, wyłącznik i trzy pary gniazd RCA. (Oznaczeń jeszcze brak.)

Zanim to jednak nastąpi jeszcze coś z ekonomii, że mianowicie wzmacniacz już w ostatecznej, bardziej wizualnie efektownej postaci, ma kosztować około 1900 PLN, zatem rzecz o wielkiej atrakcji. Klasyczne wysokiego lotu brzmienia tranzystorowe kosztują bowiem zdecydowanie więcej i nie chcą tanieć nawet pod presją tanich lamp i obwodów scalonych. Produkty Bursona, Sugdena czy Trilogy dalekie są od rejonów poniżej dwóch tysięcy, a więc rysuje się dla Emperor niemałej wielkości szansa.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

17 komentarzy w “Recenzja: Emperor Headphone Amplifier

  1. Piotrek Kosowski pisze:

    Ryka approved – to wystarczy 🙂

    Ja to miałbym jedną prośbę do producenta – panel przedni, jaki będzie, będzie git, tylko dioda żeby była audiofilska tzn prawie niewidzialna, co by po nocach nie robiło to za lampkę nocną.

    P.s. Teraz to już się naprawdę nie mogę doczekać recenzji innego wzmacniacza marki na Y 🙂

  2. Sławek pisze:

    Opis brzmienia jest bardzo obiecujący. Aż by się chciało skonfrontować z Audio-gd NFB-6, który jest w niemal tej samej cenie i od ponad 2 lat cieszy moje uszy…
    http://www.4hifi.pl/audio-gd-nfb-6_4162.html

  3. Marecki pisze:

    Oby pojawił się na rynku. Tego konstruktorowi życzę : )

    Piotrze, a gdyby porównać go do podobnych mu cenowowo wzmacniaczy – np.Phasta i iCana SE z itube, to co mogłbyś powiedzieć?

    1. PIotr Ryka pisze:

      PhaSt jest milszy i nie potrzebuje tak dopasowanego źródła. iCan jest solo podobny, a z iTube (jak wszyscy) bliższy PhaSta.

      1. Marecki pisze:

        Tak też właśnie stawiałem.
        Dobrze że w niższym budżecie pojawia się coraz więcej porządnych sprzętów.

        Apropos nie za drogich, a porządnych, to bardzo jestem i śmy 🙂 ciekaw nowych Nighthawk’ów. Ja bardziej tych zamkniętych – Prawdopodobnie będe rozważał je i Fostexy TH-610. Z zamkniętych w tej kwocie wydają się pierwszymi do obadania.
        Ale też ciekawe, czy nowe otwarte wnoszą zasadniczy progres.
        Piszczą gdzieś tam w trawie?

        Mam też nadzieję, że w recenzji iDSD pojawi się iDefender, bo to dość kluczowy upgrade ; )

        PS.
        Babol nie zniknął. Pisanie ze smartfona to lekka udręka 😀

        Pozdrowienia dla załogi i informatyków także : )

        1. PIotr Ryka pisze:

          Babol miał być zlikwidowany. Gdybym tak pisał recenzje jak inni swoją robotę robią, to byłaby jedna w roku.

          iDefender jest na stałe w iDSD BL, ale nie można temu wbudowanemu podpiąć iPower, więc dla transferu USB zewnętrzny i tak jest potrzebny. Błąd konstrukcyjny moim zdaniem – wejście dla iPower powinno być.

          Co do NightOwl, to teraz wszyscy mają biegunkę monachijską i sprawy trzeba odłożyć co najmniej do przyszłego tygodnia.

          1. Marecki pisze:

            W porządku. Monachium is Monachium : )

          2. Marecki pisze:

            A z tym iPower’em w BL, to faktycznie spaprali. Całe szczęście iDefender nie kosztuje fortuny.

  4. kosq83 pisze:

    Tak patrzę tutaj i trochę mi szkoda,że nie ma większej dyskusji w komentarzach o tym wzmacniaczu. Jak tak czytam poraz któryś recenzję, to dochodzę do wniosku, że może to być end game dla ludzi, którzy nie mają bądź nie chcą przeznaczać fortuny na wzmacniacze – a chcą mieć takie np T1 do pary. Sam na kupnie wzmacniacza czy daca nie jestem, jestem zadowolony z tego co mam – ale jakbym miał dzisiaj kupować a kwota maks to około dwa i pół tysiąca złotych, to bardzo bym się zastanawiał nad właśnie nim.

    1. Andrzej pisze:

      Przy tego typu wynalazkach sa podstawowe problemy. Zregoly nie ma gdzie odsluchac i watpliwa mozliwosc odsprzedarzy, dlatego sie nie dziwie, ze trudno na rynku zaistniec.

  5. roman pisze:

    Wygląd !

  6. Jakub pisze:

    Czy można się pokusić o porównanie do innych polskich ofert wzmacniaczy słuchawkowych: Earstream, Divaldi?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Odnośnie Ear Stream wzmacniacz odznacza się wyższym zaawansowaniem i lepszym wykonaniem obwodu. Jest konstrukcją w pełni profesjonalną. Odnośnie Divaldi jest znacznie tańszy. Samo Divaldi zostało ostatnio poprawione i nowa wersja były już wystawiona w Monachium, ale do mnie jeszcze nie dotarła. Jak dotrze, to będzie porównanie. Oczywiście pod warunkiem, że Emperor będzie jeszcze na miejscu.

      1. Jakub pisze:

        A pod względem dźwięku?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Earstream kład większy nacisk na melodykę, Emperor jest bardziej analityczny, szczegółowy, wnikliwy.

  7. Pepis pisze:

    Czy jest możliwość porównania do Burson Soloist SL MKII ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nikłe szanse, bo dystrybutor Bursona nie podnosi słuchawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy