Relacja: Audio Video Show 2018 – Stadion Narodowy

 Nieco spóźniona ta relacja, jednakże z przyczyn niezależnych. I plus z tego może taki, że w międzyczasie pewien dystans. Na Narodowym byłem w piątek od startu do zamknięcia, a potem jeszcze parę godzin przed zamknięciem w niedzielę. I jak już pisałem w słowie wstępnym, w niedzielę znacznie lepiej. I wcale nie dlatego, że jak już trzeba wychodzić, to żal się robi pogłębiający uciekającą przyjemność, bo na odchodnym nie lubię słuchać i sprzętu recenzowanego, o ile tylko czas pozwala, dnia ostatniego też nie słucham.

Zwiedzanie zacząłem od sali 108 z aparaturą JBL. Odbył się tam  (i chwała za to) pokaz prawdziwej gry na skrzypcach, ale to później, po jakiejś godzinie. Przez chwilę byłem jego świadkiem, stojąc w ostatnim rzędzie, i jak to też już napisałem, nie wypadło owo koncertowanie zbyt dobrze: złe pomieszczenie, nabite po brzegi słuchaczami, dusiło wysokie tony i zabijało dźwięczność, w efekcie czego wcześniej słuchany system nie okazał się grać od instrumentu gorzej, a w każdym razie nie na tyle, by dało się to dobrze słyszeć. Odnośnie toru, to tradycyjny duet elektroniki Mark Levinson pospinany między sobą i z drugimi od góry w ofercie głośnikami JBL kablami Cardasa grał twardym, żywym, wyrazistym i bezpośrednim dźwiękiem. Ogólnie tak jak lubię, choć pewne dopieszczenie i redukcja owej twardości by mu nie zaszkodziły. W Sobieskim grywało tego rodzaju zestawienie kiedyś lepiej, a w szklano-betonowej pułapce loży Stadionu Narodowego nawet źródło gramofonowe nie do końca ratowało sytuację. Niemniej, biorąc poprawkę na warunki, prezentacja była udana.

 

 

 

 

Opodal pyszniła się kosmiczno-barokowym wyglądem jedna z największych atrakcji wystawy – topowy zestaw MBL prezentowany przez Audio System. Duże „cebule” omnikierunkowych głośników wstęgowych z wielkimi osobnymi szafami głośników basowych napędzane przez czarno-złocistą elektronikę, całą w lśniącym i kapiącym od złota wykończeniu. Męczący nieco widok, w każdym razie sam w lśnieniach i bogatych złoceniach nie gustuję, natomiast brzmienie niewątpliwie jedno z kilku najlepszych na całym AVS. Ogromny, bliski i w stopniu najwyższym wyrafinowania dźwięk o nadzwyczajnej czujności – gotowości pochwycenia i wejścia w najdrobniejszy nawet niuans z maksymalnie dokładną jego obróbką. I jednocześnie nadzwyczajna brzmieniowa głębia, nasycenie, koloryt, światłocień. Dużo basu, strzelisty a niemęczący sopran popisowej naprawdę jakości, i scena całkowicie zagarniająca słuchacza, otaczająca go ze wszystkich stron. Na dodatek muzyką autentyczną, stuprocentowo niemal bliską rzeczywistej. Za źródło dzielony odtwarzacz CD i topowy przedwzmacniacz obsługujący cztery wielkie końcówki mocy, a mimo cyfrowego źródła analogowość lepsza niż w wielu miejscach z autentycznego analogu.

W następnej sali, zajmowanej przez Sound Club, głośniki Jorama zasilane z lampowych monobloków nie były oczywiście w stanie dorównać najlepszym MBL, niemniej grały dość dynamicznie i zajmującym dźwiękiem. Mniejszego co prawda formatu, ale w sumie udanie.

 

 

 

 

Zaraz obok HiFi Club, a więc ponownie klubowo. Duże głośniki Rockport Technologies (nadzwyczaj przez niektórych cenione) z gramofonem za źródło. W rezultacie typowe audiofilskie granie, ale na szczęście w manierze głównie realistycznej. Trochę zabrakło jednak wypełnienia, być może za sprawą tranzystorowego układu wzmocnienia od VTL, ale tak tylko zgaduję. Względem sali z głośnikami Jorama płytsze brzmienie, nie mówiąc o tym z MBL.

Hifi Club to jednocześnie dystrybutor McInosha i tam także za źródło gramofon – przy czym on i w ogóle wszystko, poza kablami, McIntosha. Zapisałem sobie w kajecie, że prawdopodobnie ten gramofon dość słaby (zużyta lub niedostatecznej jakości wkładka), bo detaliczność źródła zostawiała coś do życzenia, natomiast wzmacniacze lepsze. Ciepłe, przyjazne i dynamiczne brzmienie z nietypowo wyglądających głośników. Całe rozlokowane na średniej wielkości scenie, nie wychodzącej za obręb pomieszczenia i niczym się nie wyróżniającej, jak zresztą sama muzyka. Jedynie powierzchowność systemu ponadprzeciętna, z całą feerią mcintoshowych błękitów. Okablowanie Transparenta i całość za duckę kasy.

System Yamahy w top hifi grał twardo, zimno i ekspresyjnie.

 

 

 

 

System Pioneera z odtwarzaczem Pioneer PD700 za relatywnie skromne dziesięć tysięcy, wzmacniaczem Pioneer A-70 za jeszcze skromniejsze sześć i pożyczonymi kolumnami KEF R11 w okablowaniu XLO grał przyjemnie za umiarkowane pieniądze. Lepiej od wielu bardzo drogich, stanowiąc jeden z przykładów na lepsze brzmienie tańszego. Wyraziście, muzykalnie i z dobrym wypełnieniem, a przede wszystkim analogowo i głęboko jak na źródło cyfrowe. „Bardzo wszystko w porządku!” – zapisałem wychodząc.

Z kolei podobnie japońskie, ale z wyższego nieba, klocki od TEAC by Esoteric z towarzyszeniem gramofonu i za pieniądze straszliwe oferowały brzmienie zgodnie z nazwą ezoteryczne, wysoce niecodzienne. Zjawiskowo głębokie, zasobne w echową tajemniczość i na wyjątkowo głębokiej scenie. Potężny bas szedł o lepszą z analogowością ogólną i jeśli ktoś lubi przymieszkę tajemniczości w zamian za zredukowaną przymilność, to to było dla niego.

Ze Szkocji Fyne Audio grało miękko, analogowo i kameralnie.

Też pochodzące zza Kanału niedrogie Cyrus Audio z okablowaniem Kimbera i znowu gramofonem zaprezentowało się bardzo dobrze, grając efektownie, przestrzennie, echowo i głęboko.

 

 

 

 

Sławne kolumny Tanoy ze sławnymi lampowymi wzmacniaczami Unisone Research oferowały mieszankę niezwykłości i realizmu. Niewątpliwie to znakomite lampowce, nie grające brzmieniem standardowo lampowym; nie jakimś upiększająco-pogłębiającym bez należytej przenikliwości, tylko realistycznym w świetnym stylu.

Arcam z kolei wypadł słabo – ostro, płasko, bez duszy.

Cambridge Audio też mocno średnio, ale jeśli to pocieszenie, to nieco lepiej od Arcama.

Kolumny Triangle z elektroniką Musical Fidelity także niestety blado. Same kolumny prawdopodobnie dobre, ale wzmacniacz NuVista całkiem nie do przyjęcia.

Z kolei Emotiva, czyli system relatywnie taniutki (CD 2800 zł, pre 6000 zł, końcówka mocy 8000 zł i kolumny jeszcze bez polskiej ceny, ale kosztujące u producenta ledwie tysiąc dolarów) zaoferował naprawdę wciągające brzmienie. Drugie, obok Pioneera, niedrogie i relatywnie świetne.

 

 

 

 

W droższej, ale nie bardzo drogiej lidze grał zestaw dużych kolumn Harbetha z elektroniką PS Audio i okablowaniem KBL Sound. Dobrze grało – dość naturalnie i głęboko z dodatkiem echa przy pełnej muzykalności, ale bez głębi sceny.

U poznańskiego Koris Audio nowy odtwarzacz Methronome AC popisywał się za pośrednictwem średnich tub od Blumehofer Acoustics analogową muzykalnością na miarę dobrego gramofonu. Obiecałem sobie go przetestować.

Kolumny Davone – natychmiast rozpoznawalne dzięki charakterystycznej powierzchowności – podróżują z wystawy na wystawę nie zawsze zaliczając w pełni udany występ. Tym razem jednak zaliczyły dzięki gramofonowemu źródłu i świetnym wzmacniaczom japońskiego SPEC. Słyszałem o tych wzmacniaczach nieprzychylne opinie, ale najwyraźniej fałszywe. Pełna w tej sali panowała brzmieniowa naturalność i nie chciało się stamtąd wychodzić.

Polsko-amerykański Mytek grał z małych kolumn Wilsona żywym dźwiękiem, ale ogólnie raczej tak sobie, w każdym razie pod moją obecność. Źródło akurat produkowało się wtedy plikowe, choć stały w pogotowiu gramofon i magnetofon Nagry.

 

 

 

 

W skromniejszej sali Audio Systemu (nieskromna z MBL) grały mniejsze Harbeth SHLS Anniversary ze wzmacniaczami Vincenta i okablowaniem VDM Platinium. Źródło stanowił gramofon Bergman z niedrogą wkładką Grado Reference Sonata (2 tys. PLN). W efekcie brzmienie mocne, treściwe i muzyczne bez żadnej rozlazłości. Znów pełna naturalność na bazie bezpośredniości i dynamiki. Zarazem kawał dźwięku w małej sali bez żadnych głupich dodatków – udziwnień, zbędnego pogłębiania, nadmiernego łaszenia. Żywa muzyka i przykład kolejny na to, że świetne nie musi być drogie. (Chociaż gramofon Bergmana niestety za 40 tys., za to w zamian pełne odsprzęgnięcie talerza i ramienia plus to ramię z dokładnym, bezkątowym śledzeniem rowka.)

TR-Studio i jego dźwiękowe wirówki powtórzyły udany występ z zeszłego roku, tyle że grało tam za głośno, przynajmniej jak na moje standardy. Niemniej popisowo w wymiarze pełnego high-endu: szczegółowość, głębokie brzmienie, duży popis, bas natomiast cokolwiek przegięty, ale zapewne do poprawienia, a dynamika naprawdę ekstra.

Moon Audio to chińska ofensywa na pozycje zachodnie, w tu grającym systemie całkiem udana – tranzystorowe ale transparentne granie z dużą dynamiką i niezłą kulturą. Trochę za twardo, ale twardo na Narodowym było prawie powszędy.

W skromniejszej sali Audiofastu za źródło dCS i monobloki Gryphona napędzające kolumny Wilson Sasha. Rasowe audiofilskie granie w realistycznej manierze i jak dla mnie rzecz najważniejsza – bez udziwnień. Dźwięk nie usiłujący się popisywać: naturalnych rozmiarów i jak na te warunki oferujący naprawdę świetną jakość – detal, rytm, szybkość, należycie powykańczane wybrzmienia i zdolność ukazywania nie tylko rzeczy mocnych, ale też delikatnych.

Obok kolejna sala Audiofastu i też nie ta największa. W niej granie ze streamingu Roon (był też do wyboru gramofon) poprzez elektronikę Gryphona na własne jego głośniki Gryphon Mojo. Dźwięk transparentny, głęboki, mocny i super dynamiczny. Dobrze się, trzeba przyznać, nowy dystrybutor duńskim Gryphonem zajął.

O sali z elektroniką Electrocompaniet nie da się tego niestety powiedzieć. Podczas mojej bytności grało tam z podbiciem basu, twardo i na dodatek głucho.

Opodal, w sali krakowskiego Mediamu, nowe monitory Divaldi (niedługo będzie ich recenzja) ze starszym nieco tej firmy zintegrowanym wzmacniaczem popisywały się mając do wyboru bardzo drogi gramofon Technicsa, bardzo drogi gramofon Nottinghama i odrestaurowany magnetofon kasetowy Nakamichi, ale taki ze średniej półki, nie jeden z dwóch najsławniejszych. Mimo to, moim przynajmniej zdaniem, to właśnie kasetowe źródło analogowe zagrało najciekawiej. (Posiłkując się kasetami współcześnie nagranymi, oferowanymi przez jedynego ich bodaj dzisiejszego dostawcę.)

W sali obok gramofony Sikora z własnymi wzmacniaczami korzystały z pomocy kolumn tubowych hORNS. I w odróżnieniu od zeszłego roku grało tam pierwszorzędnie – wyjątkowo realistycznie i bez najmniejszych z mojej strony uwag, czysty pozytyw.

T+A to dobra elektronika, słyszałem ją w dobrej formie, ale nigdy na AVS – może kiedyś? Póki co znowu za ostro, tak dla mających ubytki w wyższych rejestrach albo potrzebę siebie kłucia.

Poznańska Intrada w zeszłym roku grała na Narodowym najlepiej. I w tym roku grało tam pierwszorzędnie, ale akurat trafiłem na moment odtwarzania starych nagrań, więc nie najbardziej wystrzałowy. Niemniej żadnego szukania popisu, głośności, efekciarstwa. Wyłącznie elegancja i subtelność.

Na finał mega impreza od Audiofastu – najdroższe wraz z tym od MBL zestawienie. Czteroczęściowy odtwarzacz dCS zamiennie z gramofonem i za piekielne iście pieniądze system wzmocnienia Dana DʼAgostino napędzający duże Wilsony. Rezultat to pełna magia: ogromny wolumen brzmienia i mega dynamika z maksymalną (że lepszej nie słyszałem) czujnością na sygnał. Ożywiona do maksimum przestrzeń – wielkie, głębokie dźwięki i jednocześnie planktonowe miriady. Minimalne jednak poczucie chłodu, które sam bym się starał usunąć. (Zapewne kwestia okablowania, może jednego kabla. Także pewnie akustycznych ustroi i może też podkładek.)

A na ostatnim zdjęciu lewitujący gramofon od słoweńskiego MAG ‾ LEV Audio, wzbudzający sensację. I wcale nie jakiś drogi, a z brzmieniem pierwszorzędnym.

6 komentarzy w “Relacja: Audio Video Show 2018 – Stadion Narodowy

  1. Fon pisze:

    Bardzo ciekawy jestem Pioneera PD70ae dużo dobrego o tym cd się słyszy ale wciąż mało wiarygodnych opinie i testów może udało by się coś pomyśleć o jego teście

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pomyślę, chociaż ten akurat dystrybutor nie jest specjalnie „łatwy”. Niemniej współpracujący. Ale na razie multum spraw wcześniej do napisania.

      1. Fon pisze:

        Na włoskim forum opisują, że gra na poziomie daca Terminatora albo i lepiej a to już by świadczyło o wysokiej klasie i do tego jeszcze jest transport cd

        1. Piotr Ryka pisze:

          Na pewno jest dobry; więcej na razie nie umiem powiedzieć.

  2. Ramzes pisze:

    Heh, zbiegiem okoliczności, u tych dystrybutorów co z autorem bloga nie współpracują zagrało blado i nawet miejsca na zdjęcia nie starczyło. Co za farsa!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wdzięczny byłbym za podanie konkretnych przypadków gdzie grało dobrze, a napisałem że źle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy