Nieco spóźniona ta relacja, jednakże z przyczyn niezależnych. I plus z tego może taki, że w międzyczasie pewien dystans. Na Narodowym byłem w piątek od startu do zamknięcia, a potem jeszcze parę godzin przed zamknięciem w niedzielę. I jak już pisałem w słowie wstępnym, w niedzielę znacznie lepiej. I wcale nie dlatego, że jak już trzeba wychodzić, to żal się robi pogłębiający uciekającą przyjemność, bo na odchodnym nie lubię słuchać i sprzętu recenzowanego, o ile tylko czas pozwala, dnia ostatniego też nie słucham.
Zwiedzanie zacząłem od sali 108 z aparaturą JBL. Odbył się tam (i chwała za to) pokaz prawdziwej gry na skrzypcach, ale to później, po jakiejś godzinie. Przez chwilę byłem jego świadkiem, stojąc w ostatnim rzędzie, i jak to też już napisałem, nie wypadło owo koncertowanie zbyt dobrze: złe pomieszczenie, nabite po brzegi słuchaczami, dusiło wysokie tony i zabijało dźwięczność, w efekcie czego wcześniej słuchany system nie okazał się grać od instrumentu gorzej, a w każdym razie nie na tyle, by dało się to dobrze słyszeć. Odnośnie toru, to tradycyjny duet elektroniki Mark Levinson pospinany między sobą i z drugimi od góry w ofercie głośnikami JBL kablami Cardasa grał twardym, żywym, wyrazistym i bezpośrednim dźwiękiem. Ogólnie tak jak lubię, choć pewne dopieszczenie i redukcja owej twardości by mu nie zaszkodziły. W Sobieskim grywało tego rodzaju zestawienie kiedyś lepiej, a w szklano-betonowej pułapce loży Stadionu Narodowego nawet źródło gramofonowe nie do końca ratowało sytuację. Niemniej, biorąc poprawkę na warunki, prezentacja była udana.
Opodal pyszniła się kosmiczno-barokowym wyglądem jedna z największych atrakcji wystawy – topowy zestaw MBL prezentowany przez Audio System. Duże „cebule” omnikierunkowych głośników wstęgowych z wielkimi osobnymi szafami głośników basowych napędzane przez czarno-złocistą elektronikę, całą w lśniącym i kapiącym od złota wykończeniu. Męczący nieco widok, w każdym razie sam w lśnieniach i bogatych złoceniach nie gustuję, natomiast brzmienie niewątpliwie jedno z kilku najlepszych na całym AVS. Ogromny, bliski i w stopniu najwyższym wyrafinowania dźwięk o nadzwyczajnej czujności – gotowości pochwycenia i wejścia w najdrobniejszy nawet niuans z maksymalnie dokładną jego obróbką. I jednocześnie nadzwyczajna brzmieniowa głębia, nasycenie, koloryt, światłocień. Dużo basu, strzelisty a niemęczący sopran popisowej naprawdę jakości, i scena całkowicie zagarniająca słuchacza, otaczająca go ze wszystkich stron. Na dodatek muzyką autentyczną, stuprocentowo niemal bliską rzeczywistej. Za źródło dzielony odtwarzacz CD i topowy przedwzmacniacz obsługujący cztery wielkie końcówki mocy, a mimo cyfrowego źródła analogowość lepsza niż w wielu miejscach z autentycznego analogu.
W następnej sali, zajmowanej przez Sound Club, głośniki Jorama zasilane z lampowych monobloków nie były oczywiście w stanie dorównać najlepszym MBL, niemniej grały dość dynamicznie i zajmującym dźwiękiem. Mniejszego co prawda formatu, ale w sumie udanie.
Zaraz obok HiFi Club, a więc ponownie klubowo. Duże głośniki Rockport Technologies (nadzwyczaj przez niektórych cenione) z gramofonem za źródło. W rezultacie typowe audiofilskie granie, ale na szczęście w manierze głównie realistycznej. Trochę zabrakło jednak wypełnienia, być może za sprawą tranzystorowego układu wzmocnienia od VTL, ale tak tylko zgaduję. Względem sali z głośnikami Jorama płytsze brzmienie, nie mówiąc o tym z MBL.
Hifi Club to jednocześnie dystrybutor McInosha i tam także za źródło gramofon – przy czym on i w ogóle wszystko, poza kablami, McIntosha. Zapisałem sobie w kajecie, że prawdopodobnie ten gramofon dość słaby (zużyta lub niedostatecznej jakości wkładka), bo detaliczność źródła zostawiała coś do życzenia, natomiast wzmacniacze lepsze. Ciepłe, przyjazne i dynamiczne brzmienie z nietypowo wyglądających głośników. Całe rozlokowane na średniej wielkości scenie, nie wychodzącej za obręb pomieszczenia i niczym się nie wyróżniającej, jak zresztą sama muzyka. Jedynie powierzchowność systemu ponadprzeciętna, z całą feerią mcintoshowych błękitów. Okablowanie Transparenta i całość za duckę kasy.
System Yamahy w top hifi grał twardo, zimno i ekspresyjnie.
System Pioneera z odtwarzaczem Pioneer PD700 za relatywnie skromne dziesięć tysięcy, wzmacniaczem Pioneer A-70 za jeszcze skromniejsze sześć i pożyczonymi kolumnami KEF R11 w okablowaniu XLO grał przyjemnie za umiarkowane pieniądze. Lepiej od wielu bardzo drogich, stanowiąc jeden z przykładów na lepsze brzmienie tańszego. Wyraziście, muzykalnie i z dobrym wypełnieniem, a przede wszystkim analogowo i głęboko jak na źródło cyfrowe. „Bardzo wszystko w porządku!” – zapisałem wychodząc.
Z kolei podobnie japońskie, ale z wyższego nieba, klocki od TEAC by Esoteric z towarzyszeniem gramofonu i za pieniądze straszliwe oferowały brzmienie zgodnie z nazwą ezoteryczne, wysoce niecodzienne. Zjawiskowo głębokie, zasobne w echową tajemniczość i na wyjątkowo głębokiej scenie. Potężny bas szedł o lepszą z analogowością ogólną i jeśli ktoś lubi przymieszkę tajemniczości w zamian za zredukowaną przymilność, to to było dla niego.
Ze Szkocji Fyne Audio grało miękko, analogowo i kameralnie.
Też pochodzące zza Kanału niedrogie Cyrus Audio z okablowaniem Kimbera i znowu gramofonem zaprezentowało się bardzo dobrze, grając efektownie, przestrzennie, echowo i głęboko.
Sławne kolumny Tanoy ze sławnymi lampowymi wzmacniaczami Unisone Research oferowały mieszankę niezwykłości i realizmu. Niewątpliwie to znakomite lampowce, nie grające brzmieniem standardowo lampowym; nie jakimś upiększająco-pogłębiającym bez należytej przenikliwości, tylko realistycznym w świetnym stylu.
Arcam z kolei wypadł słabo – ostro, płasko, bez duszy.
Cambridge Audio też mocno średnio, ale jeśli to pocieszenie, to nieco lepiej od Arcama.
Kolumny Triangle z elektroniką Musical Fidelity także niestety blado. Same kolumny prawdopodobnie dobre, ale wzmacniacz NuVista całkiem nie do przyjęcia.
Z kolei Emotiva, czyli system relatywnie taniutki (CD 2800 zł, pre 6000 zł, końcówka mocy 8000 zł i kolumny jeszcze bez polskiej ceny, ale kosztujące u producenta ledwie tysiąc dolarów) zaoferował naprawdę wciągające brzmienie. Drugie, obok Pioneera, niedrogie i relatywnie świetne.
W droższej, ale nie bardzo drogiej lidze grał zestaw dużych kolumn Harbetha z elektroniką PS Audio i okablowaniem KBL Sound. Dobrze grało – dość naturalnie i głęboko z dodatkiem echa przy pełnej muzykalności, ale bez głębi sceny.
U poznańskiego Koris Audio nowy odtwarzacz Methronome AC popisywał się za pośrednictwem średnich tub od Blumehofer Acoustics analogową muzykalnością na miarę dobrego gramofonu. Obiecałem sobie go przetestować.
Kolumny Davone – natychmiast rozpoznawalne dzięki charakterystycznej powierzchowności – podróżują z wystawy na wystawę nie zawsze zaliczając w pełni udany występ. Tym razem jednak zaliczyły dzięki gramofonowemu źródłu i świetnym wzmacniaczom japońskiego SPEC. Słyszałem o tych wzmacniaczach nieprzychylne opinie, ale najwyraźniej fałszywe. Pełna w tej sali panowała brzmieniowa naturalność i nie chciało się stamtąd wychodzić.
Polsko-amerykański Mytek grał z małych kolumn Wilsona żywym dźwiękiem, ale ogólnie raczej tak sobie, w każdym razie pod moją obecność. Źródło akurat produkowało się wtedy plikowe, choć stały w pogotowiu gramofon i magnetofon Nagry.
W skromniejszej sali Audio Systemu (nieskromna z MBL) grały mniejsze Harbeth SHLS Anniversary ze wzmacniaczami Vincenta i okablowaniem VDM Platinium. Źródło stanowił gramofon Bergman z niedrogą wkładką Grado Reference Sonata (2 tys. PLN). W efekcie brzmienie mocne, treściwe i muzyczne bez żadnej rozlazłości. Znów pełna naturalność na bazie bezpośredniości i dynamiki. Zarazem kawał dźwięku w małej sali bez żadnych głupich dodatków – udziwnień, zbędnego pogłębiania, nadmiernego łaszenia. Żywa muzyka i przykład kolejny na to, że świetne nie musi być drogie. (Chociaż gramofon Bergmana niestety za 40 tys., za to w zamian pełne odsprzęgnięcie talerza i ramienia plus to ramię z dokładnym, bezkątowym śledzeniem rowka.)
TR-Studio i jego dźwiękowe wirówki powtórzyły udany występ z zeszłego roku, tyle że grało tam za głośno, przynajmniej jak na moje standardy. Niemniej popisowo w wymiarze pełnego high-endu: szczegółowość, głębokie brzmienie, duży popis, bas natomiast cokolwiek przegięty, ale zapewne do poprawienia, a dynamika naprawdę ekstra.
Moon Audio to chińska ofensywa na pozycje zachodnie, w tu grającym systemie całkiem udana – tranzystorowe ale transparentne granie z dużą dynamiką i niezłą kulturą. Trochę za twardo, ale twardo na Narodowym było prawie powszędy.
W skromniejszej sali Audiofastu za źródło dCS i monobloki Gryphona napędzające kolumny Wilson Sasha. Rasowe audiofilskie granie w realistycznej manierze i jak dla mnie rzecz najważniejsza – bez udziwnień. Dźwięk nie usiłujący się popisywać: naturalnych rozmiarów i jak na te warunki oferujący naprawdę świetną jakość – detal, rytm, szybkość, należycie powykańczane wybrzmienia i zdolność ukazywania nie tylko rzeczy mocnych, ale też delikatnych.
Obok kolejna sala Audiofastu i też nie ta największa. W niej granie ze streamingu Roon (był też do wyboru gramofon) poprzez elektronikę Gryphona na własne jego głośniki Gryphon Mojo. Dźwięk transparentny, głęboki, mocny i super dynamiczny. Dobrze się, trzeba przyznać, nowy dystrybutor duńskim Gryphonem zajął.
O sali z elektroniką Electrocompaniet nie da się tego niestety powiedzieć. Podczas mojej bytności grało tam z podbiciem basu, twardo i na dodatek głucho.
Opodal, w sali krakowskiego Mediamu, nowe monitory Divaldi (niedługo będzie ich recenzja) ze starszym nieco tej firmy zintegrowanym wzmacniaczem popisywały się mając do wyboru bardzo drogi gramofon Technicsa, bardzo drogi gramofon Nottinghama i odrestaurowany magnetofon kasetowy Nakamichi, ale taki ze średniej półki, nie jeden z dwóch najsławniejszych. Mimo to, moim przynajmniej zdaniem, to właśnie kasetowe źródło analogowe zagrało najciekawiej. (Posiłkując się kasetami współcześnie nagranymi, oferowanymi przez jedynego ich bodaj dzisiejszego dostawcę.)
W sali obok gramofony Sikora z własnymi wzmacniaczami korzystały z pomocy kolumn tubowych hORNS. I w odróżnieniu od zeszłego roku grało tam pierwszorzędnie – wyjątkowo realistycznie i bez najmniejszych z mojej strony uwag, czysty pozytyw.
T+A to dobra elektronika, słyszałem ją w dobrej formie, ale nigdy na AVS – może kiedyś? Póki co znowu za ostro, tak dla mających ubytki w wyższych rejestrach albo potrzebę siebie kłucia.
Poznańska Intrada w zeszłym roku grała na Narodowym najlepiej. I w tym roku grało tam pierwszorzędnie, ale akurat trafiłem na moment odtwarzania starych nagrań, więc nie najbardziej wystrzałowy. Niemniej żadnego szukania popisu, głośności, efekciarstwa. Wyłącznie elegancja i subtelność.
Na finał mega impreza od Audiofastu – najdroższe wraz z tym od MBL zestawienie. Czteroczęściowy odtwarzacz dCS zamiennie z gramofonem i za piekielne iście pieniądze system wzmocnienia Dana DʼAgostino napędzający duże Wilsony. Rezultat to pełna magia: ogromny wolumen brzmienia i mega dynamika z maksymalną (że lepszej nie słyszałem) czujnością na sygnał. Ożywiona do maksimum przestrzeń – wielkie, głębokie dźwięki i jednocześnie planktonowe miriady. Minimalne jednak poczucie chłodu, które sam bym się starał usunąć. (Zapewne kwestia okablowania, może jednego kabla. Także pewnie akustycznych ustroi i może też podkładek.)
A na ostatnim zdjęciu lewitujący gramofon od słoweńskiego MAG ‾ LEV Audio, wzbudzający sensację. I wcale nie jakiś drogi, a z brzmieniem pierwszorzędnym.
Bardzo ciekawy jestem Pioneera PD70ae dużo dobrego o tym cd się słyszy ale wciąż mało wiarygodnych opinie i testów może udało by się coś pomyśleć o jego teście
Pomyślę, chociaż ten akurat dystrybutor nie jest specjalnie „łatwy”. Niemniej współpracujący. Ale na razie multum spraw wcześniej do napisania.
Na włoskim forum opisują, że gra na poziomie daca Terminatora albo i lepiej a to już by świadczyło o wysokiej klasie i do tego jeszcze jest transport cd
Na pewno jest dobry; więcej na razie nie umiem powiedzieć.
Heh, zbiegiem okoliczności, u tych dystrybutorów co z autorem bloga nie współpracują zagrało blado i nawet miejsca na zdjęcia nie starczyło. Co za farsa!
Wdzięczny byłbym za podanie konkretnych przypadków gdzie grało dobrze, a napisałem że źle.