Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

Podsumowanie

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_13 HiFiPhilosophy   Dobrych głośników nie brakuje. Wybitnych także. A jednak ilekroć wejdziemy z takimi w kontakt, jest to jakieś święto i jakaś rzecz odmienna, bo każde grają nieco inaczej. Te od Zingali, będące fragmentem środka ich oferty, w sposób niezwykle udany, by nie powiedzieć rewelacyjny, łączą zalety brzmieniowe z możliwą do zaakceptowania ceną. Nie są jeszcze tak drogie by mogły paść łupem wyłącznie osób szczególnie zamożnych, choć już nie tak tanie by mogły stać się udziałem wszystkich.

Doskonałe brzmienie można uzyskać od głośników kosztujących około dziesięć tysięcy, ale takie rodzące uczucie niesamowitości i dające wgląd w najgłębsze warstwy nagrań dopiero za cztery, pięć razy tyle. Nie jest to sytuacja napawająca otuchą, bo na zdrowy rozum niby dlaczego za dwukrotność albo niechby ostatecznie trzykrotność ceny świetnych Reference 3A nie można było mieć tego samego co od Zeta Zero, Raidho albo Zingali 1.2 Evo? Ale nie można, linia demarkacyjna wydaje się być wytyczona wyraźnie. Na pewno ktoś może rzucić jedną czy drugą nazwą i rzecz będzie do przebadania, ale póki co na takie super głośniki za dwadzieścia albo trzydzieści tysięcy nie natrafiłem. Te z tego przedziału potrafią grać od Reference 3A potężniej albo nieco bardziej tajemniczo, ale z realistyczną magią i magią realizmu wydają się brać pewien rozbrat. Być może napędzane wybitnym torem monitory Svedy albo inne głośniki za umiarkowane pieniądze potrafią odprawiać audiofilskie seanse magii na podobnym do Zingali 1.2 EVO poziomie, ale szczerze mówiąc byłbym co do tego raczej sceptyczny. Ale może, nie miałem okazji sprawdzić. Pozostaje faktem, że opisane tutaj Zingali potrafią zagrać zachwycająco i choć tor, którym je napędzano, jak również jego okablowanie składały się łącznie na bardzo wydatną kwotę, to jednak nie był to żaden przedział ekstremalny tylko pieniądze w miarę jeszcze przytomne. Każdy poszczególny element kosztował dużo, ale żaden nie wyłamywał się z bariery okolic pięćdziesięciu tysięcy, a jeśli już, to tylko nieznacznie. Razem daje to zatem sto kilkadziesiąt tysięcy, może dwieście. Dużo to, ale mniej więcej tyle co porządnie wyposażone auto klasy średniej. Dobrej terenówki czy limuzyny za taką sumę niestety nie będzie.

Ceny takie z pewnością nie są kalkulowane pod przeciętnego polskiego obywatela, ale dla przeciętnego Niemca czy Szweda nie jest to żadne ekstremum. Ot, droga przyjemność, ale do łyknięcia. A przyjemność naprawdę jest duża. Żywa muzyka w domu i perfekcyjne przeglądanie stanu technicznego nagrań w jednym. Można to lubić, można uwielbiać, a można mieć za niepotrzebne i głupie. Tak jak wyprawę w Himalaje, domek nad jeziorem albo rajdy samochodowe w terenie. Życie można sobie umilać na różne sposoby i nic komu do tego jak ktoś sobie umila.

 

W punktach:

Zalety

    • Wyjątkowa spójność pasma.
    • Żywa muzyka.
    • Piękne soprany.
    • Świetnie związany z całością bas.
    • Magia realizmu.
    • Magia magiczności.
    • Magia wielkiej sceny.
    • Muzykalność doskonale powiązana z analitycznością.
    • Spektakularna rozdzielczość i szczegółowość.
    • Wspomniana muzykalność i analityczność jednocześnie na najwyższym poziomie.
    • Niezwykła umiejętność ukazywania jakości nagrań.
    • Fantastyczna szybkość narastania i pulsowania dźwięku.
    • Doskonała lokalizacja źródeł.
    • Elegancja wykonania.
    • Finezja obróbki drewna.
    • Tuby Omniray.
    • Jeden z czołowych światowych producentów.
    • Z kraju kochającego muzykę.
    • Made in Italy.
    • Widziałem fabrykę na własne oczy – jest na najwyższym poziomie technologicznym.
    • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

    • Nie dla wielbicieli subwooferowego basu.
    • Zajmują sporo miejsca.
    • I lubią mieć go sporo za sobą.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Sklep_GFmod

Dane techniczne:

    • Model: ZINGALI TWENTY EVO 1.2
    • Głośniki: Woofer : 1 x12”Coil 75 mm, Horn:  1”- Coil 44 mm, Omniray GZ 12”
    • Moc RMS: 500 W (AES)
    • Nominalna impedancja: 6 Ω
    • Pasmo przenoszenia: 30 Hz – 21 kHz
    • Stromizna narastania: 12 dB/Oct
    • Czułość: 96 dB (1W/1mt)
    • Kąt rozpraszania: 120° (-6 dB)
    • Wymiary: (H x W x D) 1140 x 360 x 550
    • Obudowa: MDF 19 mm; mdf/TLP 40 mm z drewnianym panelem przednim i tylnym.
    • Waga: 52 Kg
    • Cena: w zależności od wykończenia 48-55 tys. PLN.
    • Obecne w teście wykończenie Cherry Gloss kosztuje 55 tys. PLN.
Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

  1. Przemek pisze:

    Jak widze te worki na kolumnach to nie wiem czemu ale mi sie źle robi.

    1. Icek pisze:

      Jakbyś miał tą wiedzę, że najbardziej drgającą ścianką w większości kolumn jest ta górna właśnie to już by Ci się tak źle nie robiło.

  2. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    „Grało to aż tak dobrze, tak realistycznie i z tak rozbudzonymi emocjami, że po trzech godzinach byłem kompletnie wykończony… ”

    Mam bardzo podobne doświadczenia z głośnikami Zingali choć wcześniej o tym nie myślałem w tych kategoriach w ferworze walki i testowania jaki u mnie się odbywał przez ostatnie 3 miesiące.

    Dobrą wiadomością dla potencjalnie zainteresowanych jest to, że takie zaangażowanie emocjonalne potrafią już powodować nawet najniższe serie Zingali bo przez dwa miesiące grały u mnie właśnie Zingali Zero Dieci, czyli największy gabarytowo głośnik z najniższej serii i nie raz się zdarzało, że po dosłuchać byłem tak pobudzony i podekscytowany, że długo jeszcze nie mogłem spać choć sesje nieraz kończyły się o 2-3 w nocy (miałem tydzień urlopu, żeby porządnie ocenić 3 pary głośników, które miałem wówczas na miesięczny test w domu).

    Ostatecznie oddałem Zero Dieci ale tylko dlatego, że ich granie tak mi się spodobało, że zdecydowałem się na zakup, już bez testów, wyższego o jedno oczko, modelu z kolejne w kolejce serii, czyli głośników Home Monitor 2.10+, które dotarły do mnie zaledwie kilka dni temu.

    Pozostałe głośniki, które miałem na testy, były również bardzo dobre na różne sposoby (w niektórych aspektach być może lepsze, w zależności od upodobań) ale żadne nie były tak kompletne jak Zingali i żadne nie powodowały nawet w minimalnie zbliżonym stopniu przeżywania muzyki tak jak to robiły Zero Dieci.

    „Każdy utwór był jak emocjonalny cios wagi ciężkiej.” To bardzo dobry opis tego jak te głośniki potrafią oddziaływać na niczego się nie spodziewającego słuchacza w swoim wygodnym fotelu 😉

    W moim przypadku pomimo kilku wzmacniaczy lampowych, które miałem do dyspozycji w pokoju najlepiej Zingali grały z w pełni tranzystorowym torem (a konkretnie z Eximusesm DP-1 i Priamre I30 z kablami Nordosta Valhala i Blue Heaven).

    Pozostałe głośniki, które brały udział w testach i bezpośrednich porównaniach to Quady ESL 63 oraz Eist Dubh (jedno driverowe horny).

    Pozdrawiam i polecam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miło przeczytać, że ktoś ma podobne odczucia i recenzja nie trafia kulą w płot. A głośniki Zingali są wyjątkowe. Jest sporo innych wybitnych, ale te należą na pewno do tych najwybitniejszych. Prototyp, niestety bardzo drogi, którego słuchałem u nich w fabryce, to były najlepsze głośniki jakich dane mi było słuchać.

      1. sebna pisze:

        A napędzane tak skromny jak na panujące audiofilskie realia odtwarzaczem o ile dobrze pamiętam z relacji z wyprawy. Dobrze dobrane głośniki to najważniejszy element układanki.

        Pozdrawiam

  3. Dokładnie tak to też słyszę i zachwycam się tymi kolumnami. Poza tym pięknie napisane. Brawo.
    Ostatnio puściłem wieczorem jednej osobie raptem 2 utwory na Zingali i miała łzy w oczach, a mnie też słowa grzęzły w gardle…

    Co do spraw technicznych to jest to dokładnie wersja: Twenty Evo 1.2 Plus, czyli w bardziej ekskluzywnym wariancie wykończenia. Ta kosztuje 55 tysięcy PLN.
    Wersja czarny pół mat lub biały pół mat kosztuje 48 tysięcy PLN.

  4. Tomek pisze:

    Podsumowanie – dokładnie bilans kosztów mnie przeraził. A jednocześnie ucieszył. Bo oto od opisywanych tu magicznych spektakli jestem kolumnowo daleki, ale jakby nie było systemy kolumnowe mam – w kategoriach opisywanych tutaj – grające z pewnością niezwykle słabo, mnie jednak potrafią dać satysfakcję, systemy słuchawkowe także mam – w tym kilka par słuchawek obiektywnie już niezłych z pierwszej i drugiej słuchawkowej ligi – które już magicznego realizmu są zdecydowanie bliżej. I nie wydałem na to łącznie kwoty na najtańszą parę recenzowanych tutaj – z top ligi – kolumn, choć nowy samochód – dobrze wyposażoną Dacię Logan bym kupił. I to spędzało mi sen z powiek, nie ukrywam. Samochód mam, stary bo stary, ale wyposażony lepiej i lepszy ogólnie niż nowa Dacia, za grosze, a za resztę systemy audio kolumnowe i słuchawkowe, które mnie i mym bliskim sprawiają mnóstwo frajdy i radości. Czuję się zatem, Panie Piotrze, rozgrzeszony i dziękuję niniejszym za tekst Pański, który poczucia winy mnie pozbawił.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Ze sprzętem jest jak z samochodami. Kogo stać, kupuje dobry nowy. Kogo nie, ma dylemat – nowy słaby, czy używany z wysokiej półki. Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Nie można jednak recenzować używanych kolumn czy słuchawek na zasadzie: niech się wypchają dystrybutorzy, a my tu sobie na boczku będziemy recenzowali sprzęt używany. Niewątpliwie przyjemniej jest sobie kupić rzecz nową, przez nikogo nie macaną, co do której mamy pewność, że nikt przy niej nie kombinował. Podobnie przyjemniej jest zarabiać dużo niż mało. Moim zadaniem nie jest pouczać innych, co mają sobie kupić i za ile. Sprawozdaję jedynie jak co gra, a jaki czytelnik zrobi z tego użytek, to już jego sprawa.

    1. Tomek pisze:

      Pełna zgoda. Ja zrobiłem z tego artykułu użytek konfesyjny, z czego się cieszę. Pieniądze równe wartości opisywanego systemu włożyliśmy z żoną w remont domu. W terminach Pańskich zaliczyłbym się do niższej klasy średniej, dlatego pozwoliłem sobie także na zakup jednego z recenzowanych przez Pana „flagowców” i jestem z tego faktu bardzo zadowolony, jak i z samych słuchawek, które relaksują mnie znakomicie po ciężkim dniu pracy. Także – pełna zgoda. Z przyjemnością także czytam opisy – luksusów – jak w przedmiotowej recenzji, na które nigdy stać mnie nie będzie. I przyznać muszę, że gdyby nie Pańskie recenzje, to i w żaden sposób bym ich nie poznał, a tak – dzięki Pańskiemu precyzyjnymu, barwnemu i pełnemu metafor językowi, który to bardzo wysoko sobie cenię – mam choć namiastkę, wyobrażenie, iluzję. Także ja jestem wdzięczny i pełen uznania i chylę czoło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie jest tak źle. Lepsze będziecie mieli, drodzy Czytelnicy, za dziesięć lat sprzęty niż te najlepsze dzisiejsze. Pamiętam jak kiedyś pożerałem wzrokiem na wystawie Sony CDP-777ES. A teraz mógłbym go kupić na Allegro, a nawet mi się nie chce.

  6. Przemek pisze:

    Icek nie od braku wiedzy mi się źle robi.
    Czy w każdej kolumnie najbardziej drga górna ścianka tego bym nie był taki pewien.

  7. sebna pisze:

    Swoją drogą Zingali nie są proste do ustawienia w przestrzeni. Wymagają poświęcenia czasu i uwagi przy pozycjonowaniu aby zaprezentowały na co je naprawdę stać. Niestety ale potwierdza to też efekt końcowy. Sweet spot to punkt dla jednej i tylko jednej osoby. Bardzo wąski. Może dwie w rzędzie przed sobą by się załapały ale tak się nie słucha więc są to głośniki 1 osoby. Jest to dość ciekawe biorąc pod bardzo duże kąty rozpraszania dźwięku, które jednak ni jak się przekładają na szeroki sweet spot.

    Cóż warto się trochę pomęczyć 😉 bo efekty są przednie.

    Tak jak pisał Piotr głośniki uwielbiają sporo przestrzeni za sobą pomimo bas reflexu strzelającego w dół.

    Dla kontrastu dwie dodatkowe pary głośników, które miałem wrzuciłem do pokoju i po prostu grały :). Prawdą jest, że wtedy miałem już niemalże mapę akustyczną pokoju po tym jak zbadałem „centymetr po centymetrze” większość pokoju z Zingali ale mimo wszystko ustawienie Quadów i małych hornów zajęło jakieś 15 minut gdy Zingali to w zasadzie 2-3 dni ciągłych mniejszych poprawek i co pewien czas większych radykalnych zmian.

    Pozdrawiam

  8. Piotr pisze:

    Dzień dobry 🙂

    Czy jest szansa,by ten model Zingali dobrze zagrał z lampą na 300B?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szansa jest. Sam słuchałem ich wprawdzie jedynie z 25-watowym Croftem i 80-watowym Timekeeperem, ale według dystrybutora grały nawet z 8-watowym Kondo, aczkolwiek z 15-watowym grały wyraźnie lepiej. Dużo w takim razie będzie zależało od typu lampy 300B. Z tymi XLS powinno być bardzo dobrze, a z pozostałymi trzeba popróbować.

  9. Piotr pisze:

    Dzięki 🙂

  10. Maciej pisze:

    Właśnie przeglądałem net i przypomniałem sobie o tym modelu. Aż dziw że nie napisałem nic pod Twoją recenzją. Uważam że to były jedne z najlepszych kolumn na AS 2013 jak dobrze pamiętam. I sam bardzo lubię takie brzmienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy