Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

Odsłuch

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_07 HiFiPhilosophy

Jak na wyrób luksusowy przystało, jakość wykonania oraz sfera wizualna stoją na najwyższym poziomie.

   Zacznijmy od ustawienia, a jest ono w tym wypadku ważne i specyficzne. Głośniki nie mają bowiem żadnych wylotów skierowanych ku tyłowi i z tego względu ilość miejsca z tyłu oraz to co się za nimi znajduje nie powinny być aż tak ważne, choć zwykle głośniki lubią mieć metr albo i więcej luzu za sobą i sporo także miejsca po bokach, od czego tuby nie są wyjątkiem. W wypadku Zingali 1,2 Evo ilość miejsca z tyłu okazała się jednak bardzo ważna i w moim przynajmniej pomieszczeniu najlepiej grały mając z tyłu aż dwa metry wolnej przestrzeni. Okazały się też dość wrażliwe na odginanie, bo ustawione na wprost, równolegle do ścian bocznych pomieszczenia odsłuchowego, grały dźwiękiem nieco chłodniejszym i takim w bardziej obiektywizującym stylu, natomiast kiedy je odginać by patrzyły mniej czy bardziej ku słuchaczowi, dźwięk się ocieplał i stawał bardziej w stylu atmosfery klubowej a nie filharmonijnej. Wszystko to jest jednak mniej ważne niż to, by nic się nie znajdowało pomiędzy słuchaczem a tymi umieszczonymi przy samej podłodze wylotami bass-refleksów. Można na to zrazu nie zwrócić uwagi, bo zwykle otwory serwujące dźwięk ulokowane są w głośnikach wyżej i jakiś róg kanapy czy krzesło nie mają wówczas znaczenia, ale tutaj dźwięk rozchodzi się także przy samej podłodze i trzeba pamiętać by miał swobodny dostęp do słuchającego, gdyż inaczej scena ulega zaburzeniu i można na przykład odnieść wrażenie, że jeden z głośników gra ciszej (o ile jeden jest przysłonięty a drugi nie), a całościowa magia przestrzenna traci wówczas na sile oddziaływania. A są przecież tuby Omniray mistrzami w budowaniu przestrzennego klimatu i pewnej nawet scenicznej niesamowitości, tak więc o ich scenę zadbać należy szczególnie.

Przyjrzyjmy się zatem owej scenie. W relacji z Audio Show napisałem, że szła wyjątkowo daleko do tylu, a jednocześnie wysuwała się tak bardzo ku przodowi, że zagarniała w siebie słuchacza. W efekcie był to rodzaj bezpośredniego uczestnictwa w wieloplanowym, wspaniale zobrazowanym przestrzennie spektaklu, a nie coś oglądanego przez widza pozostającego na zewnątrz niczym kibic na trybunie czy widz przed telewizorem. A są to, trzeba zaznaczyć, zupełnie różne rodzaje doznań i odmienne sposoby percepcji. Można w tym miejscu przywołać choćby wylansowaną przez firmę Philips technologię dodatkowego oświetlenia montowanego w obudowach telewizorów, zwaną Ambilight. To właśnie, podobnie jak próby z obrazem trójwymiarowym i pojawiające się ostatnio ekrany mające centralne ugięcie, a także dźwięk dookólny, czy zapomniana już kwadrofonia, stanowi sposoby przyciągnięcia widza bliżej spektaklu, starające się o jego większe w nim uczestnictwo.

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_06 HiFiPhilosophy

Co się zaś tyczy reprodukowanego dźwięku – magia!

Tego rodzaju uczestnictwo tuby Omniray okazują się oferować w sposób samoistny i wyjątkowo skuteczny. Objęcie słuchacza spektaklem mają najwyższej próby. Nie patrzymy tu przeto na wszystko z zewnątrz tylko sami bierzemy udział. Jest to oczywiście także następstwem klasy samego dźwięku i maestrii przywoływania żywych wykonawców. To swoisty paradoks, że bohaterowie pojawiający się na ekranach kin czy wysokiej klasy telewizorów dużo mniej są realni od postaci kreowanych przez najwyższej klasy aparaturę audio samym tylko dźwiękiem. I tego właśnie rodzaju przywołanie dane mi było podziwiać kiedy systemu z głośnikami Zingali słuchałem.

Powiedzmy przy okazji coś na temat systemu. Bezwstydnie go zapożyczyłem od Audio Research i był to ten sam zestaw, który uczestniczył zamiennie z moim w pisaniu recenzji głośników Wilson Sophia. Z jednym wszakże wyjątkiem. Pomiędzy odtwarzacz a przedwzmacniacz wpięty został interkonekt RCA Entreq Konstantin, którego działanie miało powodować lekkie ocieplenie dźwięku i faktycznie je spowodowało. Dało to dobry efekt, gdyż głośniki Zingali najwyraźniej lubią lekko ocieplone, ciepłym wiaterkiem owiane tory. W tym miejscu mała uwaga techniczna. Przewód Entreqa ma dziwną, rzadko spotykaną właściwość – mianowicie po pół godzinie czy nawet godzinie grania zaczyna podawać sygnał inaczej. Mocno to słychać. Mimo iż cały system stał pod prądem trzy godziny przed odsłuchem, początkowo grał ciepło, analogowo, ale bez żadnego wchodzenia w analizę i pogłębiania rozdzielczości. Potem jednak stał się bardzo realistyczny i rozdzielczy, co podobno należy zawdzięczać właśnie specyfice kabli Entreqa. Dziwna to specyfika, ale według dystrybutora tak to właśnie z tymi kablami jest.

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_05 HiFiPhilosophy

Duża w tym zasługa opatentowanych tub Omniray

Wrócę jeszcze na chwilę do ustawienia głośników, bo zapomniałem napisać, że lubią mieć słuchacza niedaleko przed sobą. Dwa metry w zupełności wystarczą by scena w pełni się wyklarowała, a półtora też będzie całkiem wystarczające. Tak więc głośniki Zingali podwójnie są specyficzne. Lubią dużo wolnego miejsca za sobą i blisko usytuowanych przed sobą słuchaczy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

  1. Przemek pisze:

    Jak widze te worki na kolumnach to nie wiem czemu ale mi sie źle robi.

    1. Icek pisze:

      Jakbyś miał tą wiedzę, że najbardziej drgającą ścianką w większości kolumn jest ta górna właśnie to już by Ci się tak źle nie robiło.

  2. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    „Grało to aż tak dobrze, tak realistycznie i z tak rozbudzonymi emocjami, że po trzech godzinach byłem kompletnie wykończony… ”

    Mam bardzo podobne doświadczenia z głośnikami Zingali choć wcześniej o tym nie myślałem w tych kategoriach w ferworze walki i testowania jaki u mnie się odbywał przez ostatnie 3 miesiące.

    Dobrą wiadomością dla potencjalnie zainteresowanych jest to, że takie zaangażowanie emocjonalne potrafią już powodować nawet najniższe serie Zingali bo przez dwa miesiące grały u mnie właśnie Zingali Zero Dieci, czyli największy gabarytowo głośnik z najniższej serii i nie raz się zdarzało, że po dosłuchać byłem tak pobudzony i podekscytowany, że długo jeszcze nie mogłem spać choć sesje nieraz kończyły się o 2-3 w nocy (miałem tydzień urlopu, żeby porządnie ocenić 3 pary głośników, które miałem wówczas na miesięczny test w domu).

    Ostatecznie oddałem Zero Dieci ale tylko dlatego, że ich granie tak mi się spodobało, że zdecydowałem się na zakup, już bez testów, wyższego o jedno oczko, modelu z kolejne w kolejce serii, czyli głośników Home Monitor 2.10+, które dotarły do mnie zaledwie kilka dni temu.

    Pozostałe głośniki, które miałem na testy, były również bardzo dobre na różne sposoby (w niektórych aspektach być może lepsze, w zależności od upodobań) ale żadne nie były tak kompletne jak Zingali i żadne nie powodowały nawet w minimalnie zbliżonym stopniu przeżywania muzyki tak jak to robiły Zero Dieci.

    „Każdy utwór był jak emocjonalny cios wagi ciężkiej.” To bardzo dobry opis tego jak te głośniki potrafią oddziaływać na niczego się nie spodziewającego słuchacza w swoim wygodnym fotelu 😉

    W moim przypadku pomimo kilku wzmacniaczy lampowych, które miałem do dyspozycji w pokoju najlepiej Zingali grały z w pełni tranzystorowym torem (a konkretnie z Eximusesm DP-1 i Priamre I30 z kablami Nordosta Valhala i Blue Heaven).

    Pozostałe głośniki, które brały udział w testach i bezpośrednich porównaniach to Quady ESL 63 oraz Eist Dubh (jedno driverowe horny).

    Pozdrawiam i polecam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miło przeczytać, że ktoś ma podobne odczucia i recenzja nie trafia kulą w płot. A głośniki Zingali są wyjątkowe. Jest sporo innych wybitnych, ale te należą na pewno do tych najwybitniejszych. Prototyp, niestety bardzo drogi, którego słuchałem u nich w fabryce, to były najlepsze głośniki jakich dane mi było słuchać.

      1. sebna pisze:

        A napędzane tak skromny jak na panujące audiofilskie realia odtwarzaczem o ile dobrze pamiętam z relacji z wyprawy. Dobrze dobrane głośniki to najważniejszy element układanki.

        Pozdrawiam

  3. Dokładnie tak to też słyszę i zachwycam się tymi kolumnami. Poza tym pięknie napisane. Brawo.
    Ostatnio puściłem wieczorem jednej osobie raptem 2 utwory na Zingali i miała łzy w oczach, a mnie też słowa grzęzły w gardle…

    Co do spraw technicznych to jest to dokładnie wersja: Twenty Evo 1.2 Plus, czyli w bardziej ekskluzywnym wariancie wykończenia. Ta kosztuje 55 tysięcy PLN.
    Wersja czarny pół mat lub biały pół mat kosztuje 48 tysięcy PLN.

  4. Tomek pisze:

    Podsumowanie – dokładnie bilans kosztów mnie przeraził. A jednocześnie ucieszył. Bo oto od opisywanych tu magicznych spektakli jestem kolumnowo daleki, ale jakby nie było systemy kolumnowe mam – w kategoriach opisywanych tutaj – grające z pewnością niezwykle słabo, mnie jednak potrafią dać satysfakcję, systemy słuchawkowe także mam – w tym kilka par słuchawek obiektywnie już niezłych z pierwszej i drugiej słuchawkowej ligi – które już magicznego realizmu są zdecydowanie bliżej. I nie wydałem na to łącznie kwoty na najtańszą parę recenzowanych tutaj – z top ligi – kolumn, choć nowy samochód – dobrze wyposażoną Dacię Logan bym kupił. I to spędzało mi sen z powiek, nie ukrywam. Samochód mam, stary bo stary, ale wyposażony lepiej i lepszy ogólnie niż nowa Dacia, za grosze, a za resztę systemy audio kolumnowe i słuchawkowe, które mnie i mym bliskim sprawiają mnóstwo frajdy i radości. Czuję się zatem, Panie Piotrze, rozgrzeszony i dziękuję niniejszym za tekst Pański, który poczucia winy mnie pozbawił.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Ze sprzętem jest jak z samochodami. Kogo stać, kupuje dobry nowy. Kogo nie, ma dylemat – nowy słaby, czy używany z wysokiej półki. Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Nie można jednak recenzować używanych kolumn czy słuchawek na zasadzie: niech się wypchają dystrybutorzy, a my tu sobie na boczku będziemy recenzowali sprzęt używany. Niewątpliwie przyjemniej jest sobie kupić rzecz nową, przez nikogo nie macaną, co do której mamy pewność, że nikt przy niej nie kombinował. Podobnie przyjemniej jest zarabiać dużo niż mało. Moim zadaniem nie jest pouczać innych, co mają sobie kupić i za ile. Sprawozdaję jedynie jak co gra, a jaki czytelnik zrobi z tego użytek, to już jego sprawa.

    1. Tomek pisze:

      Pełna zgoda. Ja zrobiłem z tego artykułu użytek konfesyjny, z czego się cieszę. Pieniądze równe wartości opisywanego systemu włożyliśmy z żoną w remont domu. W terminach Pańskich zaliczyłbym się do niższej klasy średniej, dlatego pozwoliłem sobie także na zakup jednego z recenzowanych przez Pana „flagowców” i jestem z tego faktu bardzo zadowolony, jak i z samych słuchawek, które relaksują mnie znakomicie po ciężkim dniu pracy. Także – pełna zgoda. Z przyjemnością także czytam opisy – luksusów – jak w przedmiotowej recenzji, na które nigdy stać mnie nie będzie. I przyznać muszę, że gdyby nie Pańskie recenzje, to i w żaden sposób bym ich nie poznał, a tak – dzięki Pańskiemu precyzyjnymu, barwnemu i pełnemu metafor językowi, który to bardzo wysoko sobie cenię – mam choć namiastkę, wyobrażenie, iluzję. Także ja jestem wdzięczny i pełen uznania i chylę czoło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie jest tak źle. Lepsze będziecie mieli, drodzy Czytelnicy, za dziesięć lat sprzęty niż te najlepsze dzisiejsze. Pamiętam jak kiedyś pożerałem wzrokiem na wystawie Sony CDP-777ES. A teraz mógłbym go kupić na Allegro, a nawet mi się nie chce.

  6. Przemek pisze:

    Icek nie od braku wiedzy mi się źle robi.
    Czy w każdej kolumnie najbardziej drga górna ścianka tego bym nie był taki pewien.

  7. sebna pisze:

    Swoją drogą Zingali nie są proste do ustawienia w przestrzeni. Wymagają poświęcenia czasu i uwagi przy pozycjonowaniu aby zaprezentowały na co je naprawdę stać. Niestety ale potwierdza to też efekt końcowy. Sweet spot to punkt dla jednej i tylko jednej osoby. Bardzo wąski. Może dwie w rzędzie przed sobą by się załapały ale tak się nie słucha więc są to głośniki 1 osoby. Jest to dość ciekawe biorąc pod bardzo duże kąty rozpraszania dźwięku, które jednak ni jak się przekładają na szeroki sweet spot.

    Cóż warto się trochę pomęczyć 😉 bo efekty są przednie.

    Tak jak pisał Piotr głośniki uwielbiają sporo przestrzeni za sobą pomimo bas reflexu strzelającego w dół.

    Dla kontrastu dwie dodatkowe pary głośników, które miałem wrzuciłem do pokoju i po prostu grały :). Prawdą jest, że wtedy miałem już niemalże mapę akustyczną pokoju po tym jak zbadałem „centymetr po centymetrze” większość pokoju z Zingali ale mimo wszystko ustawienie Quadów i małych hornów zajęło jakieś 15 minut gdy Zingali to w zasadzie 2-3 dni ciągłych mniejszych poprawek i co pewien czas większych radykalnych zmian.

    Pozdrawiam

  8. Piotr pisze:

    Dzień dobry 🙂

    Czy jest szansa,by ten model Zingali dobrze zagrał z lampą na 300B?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szansa jest. Sam słuchałem ich wprawdzie jedynie z 25-watowym Croftem i 80-watowym Timekeeperem, ale według dystrybutora grały nawet z 8-watowym Kondo, aczkolwiek z 15-watowym grały wyraźnie lepiej. Dużo w takim razie będzie zależało od typu lampy 300B. Z tymi XLS powinno być bardzo dobrze, a z pozostałymi trzeba popróbować.

  9. Piotr pisze:

    Dzięki 🙂

  10. Maciej pisze:

    Właśnie przeglądałem net i przypomniałem sobie o tym modelu. Aż dziw że nie napisałem nic pod Twoją recenzją. Uważam że to były jedne z najlepszych kolumn na AS 2013 jak dobrze pamiętam. I sam bardzo lubię takie brzmienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy