Recenzja: ZETA ZERO Venus Satelitte

Dźwięk  cd.

Zeta_Zero_Venus_Satelitte_011_HiFi Philosophy

Ale u nas Ci wattów pod dostatkiem, tak więc nie będzie żadnych wymówek.

   Niezależnie od tych zastrzeżeń i łamańców intelektualnych to tutaj wykonanie w kreacji Zet dawało bezpośredni kontakt i nie odmówiłem sobie na jego kanwie porównań pomiędzy czterema ludzkimi głosami, głosami czterech wielkich tenorów. Nie tych trzech znanych z reklamowanych do znudzenia koncertów, chrzczonych marketingowo tytułem „Koncert trzech tenorów”, bo spośród tamtych wziąłem jedynie Pavarottiego, tylko kwartetu Enrico Caruso, Peter Anders, Ferrucio Tagliavini, Luciano Pavarotti.

Coś musiało być w tym systemie, coś mistycznego, skoro akurat on do takich porównań mnie skłonił; i wyrośli przede mną żywi ludzie, a wszyscy dawno nie żyjący, czasem od blisko stulecia. Istny teatr duchów. Głos Caruso niósł się prosto z 1902 roku, a zdumiewająca maszyneria czasu i przestrzeni przenosiła mnie do tego jakże dalekiego miejsca i odległego czasu, pozwalając w tym uczestniczyć. Nie chcę wcale powiedzieć, że system stare nagrania upiększał i dlatego nabrałem na nie ochoty. O, bynajmniej. Bardzo drobiazgowo prezentował ich ułomności, lecz mimo to i na przekór im jego realizm tryumfował. Spoza trzasków i zgrzytów, z bardzo okrojonego pasma i szczątkowej zupełnie akustyki, pośród zagubionych składowych harmonicznych i bez stereofonii wyłaniali się żywi ludzie. Czuć było ich obecność i pośród technicznych tych ułomności stawali się całkiem prawdziwi, żywi, obecni. Seans spirytystyczny udany jak w żadnym kółku spirytystycznym. Żadne tam wirujące stoliki i „Duchu Adolfa, ukaż się na chwilę!” – jak pokpiwał w Teatrzyku Zielona Gęś z poszukiwaczy zjaw Konstanty Ildefons Gałczyński. Duchy przychodziły prawdziwe, a czas przestawał istnieć.

Peter Anders był ulubieńcem Hitlera i dlatego dzisiaj jest zapomniany i dlatego skojarzył mi się z Gałczyńskim, a dysponował chyba najlepszym głosem jaki kiedykolwiek uwieczniono. Jego męski, dramatyczny tenor o nieprawdopodobnej dramaturgii i potencjale to jawne przeciwieństwo trzech wielkich Włochów, spośród których Pavarotti minimalnie był histeryczny i bardzo specyficzny, Caruso wyjątkowo pięknie frazujący i liryczny, a Tagliavini śpiewający prawie jak kastrat albo młodzieniec przed mutacją, przypominając minione czasy wielkich śpiewaków o szczególnie wysokich głosach i oscylując pomiędzy nimi a klasycznym tenore di grazia. A przy tym potrafiący nasycić swój śpiew wyjątkową dozą smutku, podobnie jak Caruso czynił to w przypadku refleksji i niedoli ludzkiego losu.

Zeta_Zero_Venus_Satelitte_009_HiFi Philosophy

I jakie było to brzmienie? Z najwyższej półki!

Nie wiem czy warto po takim spotkaniu i fakcie jego zajścia poświęcać czas na trywialne opisy przymiotów tego brzmienia, bo są to zupełnie różne miary i wymiary rzeczywistości. Z obowiązku to jednak uczynię.

Brzmienie głośników Zeta napędzanych wzmacniaczami Zeta i przedwzmacniaczem Jeffa Rowlanda było jak już pisałem poprzytwierdzane do konkretnych miejsc na scenie, a scena ta nie była szczególnie głęboka, tylko tak jak w przypadku modelu Piccola sięgająca obszarem najsilniejszego oddziaływania dwa metry przed siebie i za siebie. Głośniki trzeba ustawiać daleko od ściany za nimi i siadać półtora, dwa metry od nich, chyba że chcemy słuchać z pewnego dystansu a nie w bezpośrednim zwarciu z realizmem. W tym miejscu nasuwa się refleksja kolejna. Przyglądam się czasem zawieszonym w Internecie zdjęciom pokoi odsłuchowych, na których widnieją wspaniałe głośniki i systemy ich napędzania, i ogarnia mnie smutek pomieszany z dezaprobatą. Bo niemal na wszystkich głośniki stoją blisko tylnej ściany, a ja wręcz czuję na skórze, że to nie może grać tak jak by mogło, gdyby pchnąć je bodaj o metr do przodu. Nie wiem z czego ten sposób ustawiania się bierze, chyba głównie z niewiedzy, bo nieraz pomieszczenia są duże i odstawienie nie stanowiłoby problemu. Oczywiście nie jest tak, że im dalej tym lepiej, a miara dla każdych kolumn i każdego pomieszczenia jest inna. Ale tuż przy ścianie to na pewno grać dobrze nie może i śmiech pusty jeno ogarnia, zwłaszcza na widok pomieszczeń pełnych ustroi akustycznych a z głośnikami pod samą ścianą. I jeszcze to wrzucają do Internetu żeby się chwalić. Komedia.

Reasumując co dotychczas spisano: Scena z punktowymi źródłami dźwięku, na dwa metry do tyłu i przodu, realizm upokarzająco dla większości konkurencji wysokiej jakości, szybkość, średni czas podtrzymania, wielka brzmieniowa głębia i świetna dynamika. Co do sceny, to trzeba powiedzieć, że mimo iż nie tak głęboka jak u na przykład Zingali, to na tych dwóch metrach wysokiej aktywności do tyłu bardzo silnie odczuwalna była gradacja planów, a więc znakomita jej plastyka. Rzeczy pierwszoplanowe zgodnie z nazwą wprawdzie wysuwające się bardziej, ale te z tyłu także doskonale widoczne i odczuwalne.

Zeta_Zero_Venus_Satelitte_018_HiFi Philosophy

Poczucie obcowania z żywą muzyką przy zachowaniu ogromnego realizmu. Po raz kolejny wielkie słowa uznania dla Pana Tomasza!

Gorzej nieco z najdalszą dalą, bo ta przepadała, nie dając takich efektów jak u wspomnianych Zingali czy słuchawek takich jak Stax SR-Omega czy Grado GS1000. O szczegółowości w normalnym, ilościowym jej rozumieniu nawet nie ma co pisać, choć na jej kanwie można zawrzeć dygresję, iż odtwarzacz Ayona jest wprawdzie high-endowej klasy, ale nie umie tak precyzyjnie pod każdym względem budować dźwięków jak dzielony Accuphase czy jakiś wybitny gramofon, tak więc dałoby się na pewno z systemu jeszcze więcej wycisnąć, tym bardziej, że kable wyższej jakości także na świecie istnieją. Można też jeszcze dopisać, że wzmacniacze lampowe potrafią generować innego rodzaju melodykę, nie tylko opartą na dłuższym podtrzymaniu i bardziej nasycających się barwach, ale także z mniejszym czy większym zaśpiewem, mocniej akcentowaną chropowatością i wyraźniejszą chrypką. Takie bardziej do serca, a mniej do analizy, a w przypadku dużych triod z tym niezwykłym zanurzeniem w muzykę. Nie chcę jednak nazywać ich lepszymi, tylko ewentualnie innymi i milszymi, bo sam fakt opisanego przed chwilą porównywania tenorów jest wystarczająco wymowny na obronę tranzystorowego, czy ściślej cyfrowego sposobu wzmacniania. Tak nawiasem tranzystory MOSFET (Metal-Oxide Semiconductor Field-Effect Transistor) mają charakterystykę harmoniczną podobną do lamp i podobnie jak one się stosunkowo szybko starzeją, całkiem udanie zatem i pod wieloma względami je zastępując; tak więc nie samą lampą żyje audiofil, chociaż kiedy nią żyje, jego życie jest niewątpliwie udane.

Wrócę jeszcze na moment do echowości, bo ktoś mógłby wciągnąć mylny wniosek, że nie występowała w przekazie. Ależ owszem, występowała, tylko na zasadzie obecności tego co w samych nagraniach, natomiast system nie miał skłonności ani do własnego budowania odbić, takich podkreślających akustykę pomieszczenia odsłuchowego, ani nie miał tendencji do sferycznego rozciągania brzmień jak ma to miejsce u głośników tubowych. To była innego rodzaju perfekcja, skądinąd bardziej powszednia, taka jak w normalniejszym graniu występuje, tylko posunięta do granic doskonałości. Trzeźwa perfekcyjność, odwołująca się do standardowego realizmu, a nie jakieś głębokie aranże i teatralne gesty.

Zeta_Zero_Venus_Satelitte_013_HiFi PhilosophyZeta_Zero_Venus_Satelitte_001_HiFi PhilosophyZeta_Zero_Venus_Satelitte_017_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Magia prozy a nie magia poezji. Żadnych niecodziennych figur, udziwniania, sztuczek ze światłem czy innych czary mary. Tylko niech mi tu który zaraz nie powie, że taka magia jest lepsza, bo od razu mu wytknę, żeby w takim razie po wino i piwo nie sięgał i będzie się miał z pyszna. Różne magie są dobre, a dopóki żywa prawdziwym życiem z nieżywych membran i drutów muzyka nie płynie, dopóty dywagowanie nad ich wyższościami nie ma sensu. Nie znaczy to oczywiście, że głośniki Zeta Zero Venus Satelitte nie mogą oferować różnych magii. W zależności od podpinanego toru mogą najróżniejsze, a ta tutaj była akurat taka, czyli trzeźwo realistyczna. Jednocześnie trzeba na ich pochwałę podkreślić, że szybkie są jak piorun, bas dają w doskonale dozowanych dawkach, górne rejestry znakomicie w przestrzeni się rozchodzą, nie zostawiając miejsca na żadną krytykę, co mozartowska Królowa Nocy osobiście gwarantowała, a na obszarze średniego zakresu dają nasycenie walorów równoznaczne z całkowicie żywymi, każdorazowo, niezależnie od gatunku i jakości nagrań, wykonawcami.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: ZETA ZERO Venus Satelitte

  1. Mariusz pisze:

    Panie Piotrze czy bedzie recenzja AKG k3003.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, będzie.

  2. Maciej pisze:

    Cisza pod tym wątkiem a mnie trochę korci napisanie pewnej rzeczy. Otóż absolutnie doceniam postać Pana Tomasza. Jestem dumny że w Polsce produkuje się kolumny o tak wspaniałym brzmieniu i w takim asortymencie. To wielka sprawa i niekwestionowany sukces.
    Niemniej jako esteta i projektant (tak właśnie w tej kolejności) nie mogę się oprzeć wyrażeniu swojej opinii o wyglądzie tych kolumn. Z przykrością stwierdzam że choć wykończenie technologiczne stoi na bardzo wysokim poziomie to proporcje i rozwiązania detali są mało urodziwe. Patrzyłem i patrzyłem i pytałem przyjaciół projektantów no i kurcze nijak nie możemy się dopatrzeć harmonii, konsekwencji, uroków geometrii przestrzennej jako takiej zmaterializowanej w tych kształtach. Nie ma ani spokoju ani dynamiki. Jest to raczej hybryda geometrii ortogonalnej i form bionicznych, ale jakaś daleka od wysublimowania… Przepraszam za brutalność jeśli ktoś to tak odczyta. Ale ja jestem bezsilny wobec swojej prawdomówności w tym obszarze. Nie mogę stłumić głosu wewnętrznego który alarmuje o dysonansie pięknej funkcji (brzmienia) z obudową. Tak samo jak cierpię nad tym, że EarStream nie ma firmowych obudów a Hegel ma obudowy niczym mydelniczka.

    1. Piotr Ryka pisze:

      O kształcie kolumn Zeta decydują te bardzo wydłużone wstęgi, ale w moim odczuciu jako elementy wyposażenia mieszkania zarówno model Piccola jak i Satelitte spisywały się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż zazwyczaj spotykane skrzynie o różnych proporcjach frontalnego prostokąta.

      A jakie obudowy postawiłbyś za wzór?

  3. Maciej pisze:

    Chyba na ideał wizualny jeszcze nie trafiłem. Ale najbliższe: Sonus Faber, Zingali, Acoustic Avantgarde, Trenner and Friedl model Pharoah… Chodzi o wyczucie proporcji.
    Nieskromnie powiem, że moje odgrody DIY też bardzo mi się podobają. I wielu naszym gościom również ale bynajmniej nie uzurpuję sobie konkurowania do powyższych marek 🙂

  4. Piotr Ryka pisze:

    Sonus Faber jeszcze u mnie nie stał, ale Zingali i Avantgarde zajmują masę miejsca, a ładnie wyglądają tylko od frontu, natomiast Zety są bryłami dopracowanymi całościowo, eleganckimi z każdej strony. Przypominają muzyczne instrumenty, choć z konieczności figury mają masywne. Ale kontrabas to też kawał chłopa. Najnowszy flagowy Sonus Faber też jest całościowo dopieszczony, tylko gra niestety nie tak jak by się chciało.

  5. maciek pisze:

    mnie akurat desing sie już podoba choć musiałem sie nieco przyzwyczaić i „przeprosić”jak je pierwszy raz ujrzalem, bo to była istna chyba rewolucja myślowa dla nas starych audiofilów jak cała ta linia Zet sie pojawiła, ale sto razy wazniejsze jest brzmienie a tu ZETY nie mają chyba konkurencji.Znakomite zbalansowanie w całym paśmie,no i oszałamiająca wrecz dynamika a to dla mnie najwazniejsze. I tyle w tym temacie, wiec lepiej by nic nie zepsuli na 10 daję 10. te wstegi to polskie niemal „Stradivariusy”. Brawo. Mac.

  6. Eric pisze:

    O kurcze! Zobaczylem wczoraj z ma rodzina na Audio Show w Anglii w Northamptonshire ich tj ZetaZero nowe ich kolumny Orbital360. Zupelny odlot dzwiekiem pobili wszystkich angoli na total. Nie mieli competition. 3 razy wracalismy do ich roomu .Czy cos wiecie o tym kosmos modelu? Bo gralo fenomelnanie w taki sposb ze nie znalem takiego sound. ale na ich stronie nie ma zadnych info… Ale jak to u was mowia , zmiazdrzyli konkurencje.cos niesamowitego.Brawo Polska !Brawo wam. Cool portal wasz.

    1. AAAFNRAA pisze:

      Na razie mało informacji. To są kolumny dookólne lub jak pisze ich twórca wszechkierunkowe, szerokopasmowe z głośnikiem wstęgowym. Podobno pierwszy taki model na świecie 🙂
      http://audio-high-end.com/9/home.htm

    2. Piotr Ryka pisze:

      To bardzo dawny pomysł pana Roguli – głośnik wirujący. Rozmawialiśmy o nim sporo. W bardzo dawnych czasach miał zastąpić stereofonię dzięki jednej dookólnej kolumnie. Teraz to wyewoluowało. Przyjemnie usłyszeć, że w tak spektakularny sposób.

  7. AAAFNRAA pisze:

    Taka ciekawostka „biologiczna”. Wróciłem przed chwilą do domu z pracy, włączam TV i leci właśnie jeden z polskich seriali tasiemców. W pewnej scenie w pokoju bohatera stoją i rzucają się w oczy kolumny Zeta Zero (chyba właśnie) Venus Satelitte. Czyżby lokowanie produktu? Wątpię, to nie są kolumny dla każdego, a to serial dla osób, które nie dadzą 60 tys. za kolumny.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tomasz ma studio nagraniowe, poznaje ludzi, działa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy