Recenzja: Trilogy Audio H1

Budowa, wygląd i ekonomia

Elektrostatyczna trylogia.

   Wzmacniacz jest płaski i dość ciężki. Płaski pomimo lampowego obwodu w klasie A, ponieważ lampy zostały zamontowane poziomo. Symetrycznie po trzy stronami – z każdej para 6C3PI i pojedyncza 6H6PI. Te ostatnie to triody średniej mocy o wysokiej skuteczności, stosowane w przedwzmacniaczach i stopniach wyjściowych, wspierane tu kaskadowo przez parę mniejszych ale też wydajnych podwójnych triod sterujących. Wszystkie to NOS-y produkcji sowieckiej o żywotności i odporności stresowej wedle wymagań atomowego pola walki (że szumnie lecz zgodnie z prawdą tak je zarekomenduję). Każda, mimo aż takiej deklarowanej odporności, ma na rzecz wydłużenia żywotności w wierzchnim panelu własne szczelinowe okienko wentylacyjne o łukowatym zakończeniu, podkreślającym lampowe przeznaczenie. Nic ponad to na tym wierzchu się nie dzieje, a przód jest charakterystyczny dla stylistyki firmy, i ogólnie dla angielskiej szkoły designʼu, to znaczy ascetyczny i zarazem odbiegający od nudnej sztampowości. Przez jego spłaszczony profil przebiega u góry głęboki frez, szerszy znacznie po lewej, bo poszerzony o dodatkową rynienkę lokującą w sobie cztery indykatory portów wejścia. Niżej z prawej, w płytkim, łukowo zakończonym wgłębieniu, znajdują się dwa gniazda słuchawkowe typu Stax PRO, a więc z biasem 580V, pasującym wyłącznie do nowszego typu słuchawek Staksa i ewentualnie King Sound. Niedługo mają się jednak pojawić też pasujące prądowo słuchawki elektrostatyczne od MrSpeakers, rozszerzając paletę marek do trzech. Po lewej wgłębienie jest okolone pasującym do reszty łukowatym warkoczykiem dziewięciu żywo czerwonych (jak wszystkie) diod wysterowania poziomu głośności, incydentalnie służących także do regulacji balansu prawo-lewo. Niczego więcej na przodzie nie ma, jako że cała obsługa odbywa się wyłącznie z pilota, którego zapodzianie lub uszkodzenie oznacza w tej sytuacji katastrofę. (Lepiej mieć wobec tego dwa.) Pilot jest mały i plastikowy, w odróżnieniu od dużego i metalowego samego H1. W użyciu okazuje się wygodny, bo denko ma przyjemnie zaokrąglone i jest leciutki, a na dodatek wzorcowo czytelny.

W angielskim wydaniu.

Mimo plastiku byłyby więc same pochwały, gdyby nie to, że komora baterii otwiera się wyjątkowo opornie i należałoby coś z tym zrobić. Nie zadziałały także baterie przysłane wraz ze wzmacniaczem, które były z gatunku ekstremalnie ekologicznych, a w każdym razie całe zielone. Nic by mi to nie przeszkadzało, niechaj ekologia nam żyje, byleby tylko były sprawne, no a niestety nie były. Z rewiru najnowszej mody jest jeszcze jedna ciekawostka, mianowicie nazwa wzmacniacza to nie tylko po lewej u góry czarny nadruk Trilogy H1, ale też jej powtórzony wydruk alfabetem Braille’a po prawej.

Z tyłu są cztery wejścia – dwa symetryczne i dwa zwykłe – z którymi trzeba uważać, bo rozmieszczenie gniazd jest nietypowe, parami zewnętrzne i wewnętrzne. Na szczęście gniazda są ponumerowane, więc łatwo się połapać. Poza przyłączami interkonektów jest jeszcze tylko gniazdo POWER; nie ma natomiast żadnego wyjścia, dodatkowego uziemienia – żadnych takich dodatków.

Wzmacniacz posadowiono na trzech nóżkach – co jest całkiem rozsądne, jako że cztery częstą się gibią, czym mocno denerwują. Całość, jak już wspominałem, to blok metalu – bokami z grubej blachy a front i wierzch z jeszcze grubszego srebrnego aluminium o satynowym, chropawym wykończeniu. Naleśnikowa płaskość wyróżnikiem, plus długi marsz na głębokość. Zaletą estetyczną natychmiastowa rozpoznawalność, wadą ergonomiczną duża ilość zajmowanego miejsca. Ale znowu nie przesadzajmy, to typowy pod względem rozmiarów klocek pełnowymiarowego audio, o cenie niestety też dużej, na rynku angielskim wyższej nawet od nowego wzmacniacza Staksa, ale na polskim odwrotnie, za sprawą innej polityki dystrybutorów. Mimo to przyjdzie wyłożyć dwadzieścia pięć tysięcy, a więc prawie dwa razy więcej niż na dzielonego 933 – wciąż najlepszego od Trilogy dla słuchawek planarnych i dynamicznych. Elektrostaty to jednak zawsze była elita i pewnie tak już zostanie. Zresztą, bajońsko drogich wzmacniaczy słuchawek dynamicznych z roku na rok przybywa i ten elektrostatyczny Trilogy jest przy nich nawet tani.

I cały lampowy.

We wnętrzu oprócz lamp widnieją dwa niczym nie osłonięte toroidalne trafa, osobne dla sekcji wejścia i wyjścia, a także szereg płytek drukowanych, co generalnie upodobnia architekturę do symetrycznych wzmacniaczy od Wells Audio. Lewą marsz i prawą marsz – odpowiednio w lewe i prawe ucho. Przy montażu schludnym i dobrze zaprojektowanym, mającym duże na obwodach skomplikowanie. A teraz ruszamy z dźwiękiem w uszy.

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Trilogy Audio H1

  1. Stefan pisze:

    Ciekawie się robi na rynku energizerów, a dałbyś radę Piotrze odnieść brzmienie i prezentację H-1
    do LST i iESLa?
    Z góry dzięki i pozdrawiam.

  2. Piotr Ryka pisze:

    LIST i iESL z moim systemem to granie bardziej skupione na pięknie, elegancji, melodyjnym falowaniu i światłocieniach, a H1 to siła, moc, treść, bas, mięso i kości.

    1. Stefan pisze:

      To coś niespotykanego zwłaszcza w przypadku 009, no może nie często.
      Szkoda tylko że tak z ceną odjechali.

  3. Stefan pisze:

    Hmmmm, nowe Ultrasone Edition 15, poprawili parę rzeczy, wtyki, pady welurowe, no i pierwsze otwarte Edition:)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Po AVS mam recenzować. Jeszcze ich nie słyszałem.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Duża szansa, że ten Trilogy na AVS będzie grał z nowymi elektrostatami MrSpeakers.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy