Recenzja: Synergistic Research MiG UEF Record Weight

Odsłuch

Srebrzyście spodem połyskuje, z wierzchu obdarza tłustą czernią.

   Gramofon CSPort i przedwzmacniacz gramofonowy Ayon Spheris wraz z gamą high-endowych słuchawek i kolumnami Zingali, to baza jakościowa do odsłuchowych ustaleń z gatunku należytych. Do dzieła zatem.

Po kolei zbadajmy różnice pomiędzy wariantami: a) gramofonu bez docisku; b) z dociskiem własnym (aluminiowy walec o masie 2,4 kg); c) z dociskiem MiG UEF z kapelusikiem czerwonym „Liquid” , d) z kapelusikiem niebieskim „Air”.

Ad a) – Brzmienie ogólnie bardzo dobre, ale nieco szarawe i minimalnie przygaszone. Transparentność niezaburzona, wysoki mimo tego zgaszenia poziom energii dźwięku i nie budząca zastrzeżeń, więcej niż dobra muzykalność. Dobre także różnicowanie brzmień, w tym nadawanie indywidualizmu ludzkim głosom, a scena ku słuchaczowi i szeroko rozlana na boki. Wokale nieco gubiące się w mocniejszych od nich akompaniamentach – spokojne, dobrze oddane co do wieku wykonawców i bez emocjonalnego ich zaangażowania: obojętne, zneutralizowane. Całościowo coś z pogranicza grania tak bardziej dla relaksu, a takiego wyjątkową jakością przykuwającego uwagę.

Ad b) – Ciężki walec aluminiowy z ozdobnym frezem wyraźnie wcisnął centrum płyty, co doskonale było widać podczas jego kładzenia. Kąt igła-rowek uległ zmianie i wraz z tym styl brzmieniowy. W pierwszym rzędzie odnośnie przejścia od obojętności do zaangażowania. Brzmienie bliższe, żywsze, cieplejsze i bardziej dynamiczne. O wiele bardziej też spontaniczne i mocniej oświetlone. Ani śladu szarości, zastępowanej powietrzem, blaskiem, lśnieniem. Rozbrat z graniem trochę jak od niechcenia, jakby się odwalało chałturę: złociste trąbki zapraszają do siebie, wokaliści śpiewają dziarsko – z radosnym zaangażowaniem, albo ze smutkiem, powagą. Wszystko dzieje się teraz po coś – dla dzieła stwarzania muzyki i zniewalania nią słuchacza. Biologiczna witalność, prawdziwe instrumenty – i na wszystkim tym jasne światło, a nie szarawa nuda.

Jego miejscem gramofonowy talerz.

Ad c) – I teraz clou programu, docieramy już do przedmiotu. Czarny komin z czerwonym HFT też wcisnął centrum płyty, ale mniej. Nie o wciskanie jednak chodziło, nie ono najważniejsze, a dodatkowe efekty, które koncentrowały się wokół zmiany wysokich częstotliwości. Co rzeczywiście dało się słyszeć jako leciutkie obniżenie dźwięku. Z tym w parze lepsze wypełnienie, większa gładkość i większa krągłość dźwięków. Bardzo dobre to rzeczy, lecz samo to mogłoby nie wystarczyć do szarpnięcia się aż na cztery tysiące. Mogłaby na to nie wystarczyć także wyższa temperatura przekazu. Na budżet słuchającego cisną jednak i inne sprawy. Oto dźwięk staje się bardziej otwarty i klarowny, a tego audiofil nie odpuści. Następuje pozorne wydłużenie czynnika czasowego poprzez lepsze separowanie i widoczniejsze rozprowadzanie dźwięków. W tej samej jednostce czasu dzieje się więcej, tak samo jak kiedy od pliku skompresowanego przechodzimy do braku kompresji. Nieczytelne – stłoczone i uproszczone – rzeczy rozprostowują się i stając samodzielne ukazują swą postać – zanika sfilcowanie, brzmieniowy wzór staje się wyraźniejszy. Już wyraźniejszy był poprzednio, dzięki lepszemu oświetleniu, a teraz pełniejsze i lepiej wyodrębnione dźwięki tworzą czytelniejszy i bardziej harmonijny obraz. W odniesieniu do ludzkich głosów większa postawność, naturalniejsza gładkość i przede wszystkim lepsza dykcja. Prócz tego z dociskiem oryginalnym, do którego na chwilę wróciłem, brzmienie z wyczuwalnym pogłosem i skutkiem tego trochę obce. Ten pogłos ustrój HFT zniósł całkowicie – z dociskiem MiG brzmienie stało się wyrazowo naturalne, gładsze i bardziej gęste, w dodatku bardziej rozdzielcze; zyskujące na separacji i mimo gęściejszej materii tworzącej nic nie tracące z przejrzystości medium.

Ad d) Zgoda – wraz z przejściem na błękitny HFT brzmienie, tak jak obiecywano, staje się bardziej jak z samego powietrza i rzeczywiście chłodniejsze, natomiast ani trochę nie dalsze. Światło nie tak słonecznie radosne, nie w ciepłym odcieniu bieli, tylko minimalnie szarawe z powietrzną dominantą. To ono, to powietrze teraz wszystko buduje, na miejscu większej masywności zjawia się większa propagacja. Do radosnego śpiewu dołącza czynnik refleksyjny, choć względem oryginalnego docisku mimo wszystko więcej radości i zwłaszcza bezpośredniości. Bowiem niebieski ustrój także pochłonął złe pogłosy, czyniąc przekaz prawdziwszym i bardziej dotykowym. Różnice względem oryginalnego nie jakieś bardzo duże, ale z tych szybko kumulujących się w czasie, że jedna chwila, kolejna – i już tego MiG brakuje. Brakuje klarowności, dosłowności, gładkości, ciała, bezpośredniości i ciepła. Po przejściu wstecznym na oryginalny docisk wszystko wydaje się trochę sztuczne. Na drugi dzień, a może po godzinie, zapomnisz o tym, o ile tylko nie będziesz pamięci do wspominków skłaniał, albo o ile na zmiany nie jesteś bardzo wyczulony – bo taki właśnie jesteś albo taki masz zawód. (Prosiłem niedawno montażystę, wieszającego szafki w kuchni, żeby bardzo uważał na piony i poziomy, bo mnie niedokładności drażnią. Poparzył na mnie i powiada: „To pan taki jak ja – jak widzę, że coś nie trzyma idealnie poziomu albo pionu, zaraz muszę poprawić.”)

Samo centrum.

Na koniec o relacji czerwonego do niebieskiego kapturka. Dla siebie wybrałbym czerwony, przynajmniej w opisanej sytuacji. Nie dlatego, że w bajkowym oryginale Czerwony Kapturek miał w koszu konfitury, ciasto i masło, chociaż… – a może właśnie? Faktycznie, jego użycie powoduje przyrost gładkości i brzmieniowej słodyczy, ważniejszy jednak od tego wzrost żywiołowości, ciepło i bezpośredniość. Wykonawcy wydają się bardziej żywi, a muzyka podobniejsza do tej z prawdziwego koncertu, przynajmniej gdy świadkami byliśmy z niewielkiego dystansu.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy