Recenzja: Synergistic Research MiG UEF Record Weight

   Recenzja gramofonowego docisku (tego od wypłaszczania płyty) wydaje się i przesadą, i śmiesznością. Czy w ramach sztuki kulinarnej ktoś pisze recenzje wałków, tasaków bądź noży? Mechanicy recenzje kluczy, fryzjerzy nożyczek? A przecież tamte narzędzia są o wiele ważniejsze: bez wałka nie ma pierogów, tym bardziej francuskiego ciasta, bez kluczy śruby stają się bezużyteczne, a nożyczki są aż do bólu oczywiste w wymiarze użytkowym, choć wymyślenie ich, wbrew tej dzisiejszej oczywistości, było epokowym wyczynem. (Tak à propos – czy wiecie, że nasze banalne aż po przysłowiowość guziki pojawiły się jako element nie ozdobny a użytkowy dopiero w średniowieczu? Niektórzy historycy w tym właśnie fakcie oraz będącym jego konsekwencją braku odpowiednio użytecznych spodni, upatrują niezdolność Rzymu do podboju północnej Europy.) Tymczasem gramofonowy docisk – ileż to gramofonów bez niego się obchodzi. W tym uchodzących za elitarne. I w sumie każdy gramofon może się bez docisku obyć; zagra nieco inaczej, bo kąt między igłą a rowkiem stanie się nieco inny, ale to będzie wciąż ta sama muzyka, w ślepym teście niekoniecznie rozpoznawalnie różna.

Dołóżmy jeszcze do pieca. Serwis poświęcony wyśmiewaniu audiofilskich dziwactw – „Ton składowy” – naszych tytułowych docisków rzecz jasna nie przeoczył, poświęcając im na swojej fejsbukowej stronie obszerną prześmiewczą wzmiankę, pod którą pojawiła się lawina komentarzy, jeszcze dosadniej wyrażających zażenowanie tak niedorzecznym faktem, z nieodłącznymi w takich razach epitetami pod adresem twórców i odbiorców. Dołożę jeszcze jedną łopatę, tym razem z własną opowiastką. Ładnych już parę lat temu jeden z większych polskich dystrybutorów zwierzał mi się, jak będąc na zagranicznej wystawie napotkał twórcę, czy może tylko sprzedawcę, gramofonowego docisku – za ponad trzydzieści tysięcy… Ogromnie go ten przedmiot zdumiał i jednocześnie rozbawił, tylko przez grzeczność pukanie palcem w czoło nie wyszło poza jaźnię. Ale dysponent kosztownego przedmiotu też drwiąco się uśmiechał i zaproponował użycie, próbny pokaz demonstracyjny. Po czym nasz audiofilsko przecież obyty, odporny na szitowe „wynalazki” narrator, jako wielki miłośnik winylu poczuł się zmuszony do kupna, co nie bez sarkazmu pod własnym adresem wyznawał. Sam z dociskiem tak drogim nie miałem do czynienia, ale miałem z kosztującym kilkanaście tysięcy, który też sporo zmieniał. Kalifornijskie Synergistic Research, specjalista od takich czarów, zapewne też się natknęło na tego rodzaju dociski i postanowiło zrobić własny.

O samej firmie nie będę już pisał, dopiero co było o niej przy okazji podstawek MiG SX. Tym bardziej, że nazwa MiG znów się zjawia – nie w odniesieniu do myśliwców Mikojana, tylko tych audiofilskich cacek od Synergistic Research. Przypomnijmy – oznacza Mechanical Interface Grounding, czyli w wolnym przekładzie Mechaniczny Interfejs Osadzający. Z zadaniem redukcji drgań w najdoskonalszy możliwie sposób, a tych szczątkowych po redukcji wykorzystywanie dla kształtowania brzmienia. Dlatego dla podstawek MiG są zalecane dwie konfiguracje i dla docisku MiG też będzie coś z tych rzeczy.

No dobrze – okrążyliśmy sprawę parę razy, spojrzeli na nią z różnych stron, a teraz do przedmiotu.

Jak to wygląda i czego ma dokonać  

Takie coś.

   W tekturowym pudełku, lśniącym lakierem przyobleczonym ciepłą bielą, otrzymujemy czarny przedmiot o dość wymyślnym kształcie i z wymiennymi dzyndzykami. Zanim go otrzymamy, musimy przekazać sprzedawcy należną kwotę, która wynosi 4180 złotych. Z punktu widzenia świata docisków jest to kwota wariacka; zapewne są dociski do papieru kosztujące o wiele drożej – bogaty snob nie będzie wszak swoich świstków czymś groszowym przyciskał – lecz pomijając ekscentryczne wyskoki, za docisk, to może parędziesiąt złotych, za jakiś bardziej ozdobny najwyżej parę stów. Ale to w odniesieniu do zwykłych, a tu mamy audiofilski, gramofonowy nawet. Ten świat jest ekonomicznie osobny, a chociaż sympatyczny docisk gramofonowy z wtopioną poziomicą, Oyaide STB-EP, też dostajemy za parę stówek (konkretnie 290 złotych), to już wspominałem o cztery i siedem razy droższych od naszego tytułowego. Z trudem przeciska się przez gardło pytanie dość szalone: – Czy w takim razie to okazja? Z tej perspektywy patrząc, kto wie, a może właśnie? Bo skoro tamte znajdowały nabywców (wszak inaczej by nie istniały; nawet jeden dał się namierzyć), to gdyby ten miał być skuteczniejszy, to w takim razie – czemu nie? To właśnie obiecuje producent: ma być od tamtych skuteczniejszy i jednocześnie tańszy. Ma być nawet szczególnie skuteczny. Mało tego, ma być podwójny. To znaczy te dwa malutkie koreczki, które się wtyka naprzemiennie na szczycie jeden albo drugi, nie tylko mają różne barwy (u jednego to szafir metalik, u drugiego metalik rubin), ale też dają różne brzmienia, przynosząc zmianę zasadniczą. (A nie mówiłem, że i tutaj będziemy mieli różne brzmienia?) I oto proszę, kto by pomyślał – dochodzimy na koniec do tego, iż to faktycznie okazja… O wiele tańszy od najdroższych i od każdego skuteczniejszy (tak w każdym razie obiecują), a na dodatek dwubrzmieniowy – jak nic okazyjny w takim razie, ten Synergistic Research MiG UEF Record Weight.

Wróćmy do morfologii, bo nam się zapodziała w natłoku ekonomicznych wzmożeń. Z wyglądu przypomina dużą nogę jakiegoś masywnego mebla starej daty, komody albo szafy, zakończoną szeroką podstawą. Podstawa jest okrągła i tylko z góry wygląda w miarę prosto, bo kiedy zajrzeć pod nią, uwidaczniają się trzy kulki oraz otwór centralny. Kulki są tylko połowicznie widoczne, topią się w srebrnym dysku bardzo twardego metalu, a naciśnięte sprężynują – z oporem, ponieważ to łożysko kulkowe. Leżą równiutko na obwodzie w wierzchołkach równobocznego trójkąta, w którego środku i jednoczesnym centrum dysku jest otwór na talerzowy bolec. Rodzi się podejrzenie, iż może być on spowinowacony funkcyjnie z tymi na drugim końcu koreczkami, które od wierzchu mają głębokie wklęśnięcia i w nich po malutkim otworku z drobniutką wewnątrz siateczką. Zdjęcie koreczka rozwiewa podejrzenia, otwór do jego osadzania jest całkowicie zaślepiony. Jak w takim razie ten koreczek działa i po co ma otworek – tego niedługo się dowiemy. Na razie patrzmy jak wygląda i posłuchajmy, jakie efekty daje użycie, i jakie w obu wariantach według zapewnień producenta.

Na wierzchu mały kapsel.

Odnośnie powierzchowności, trzeba się odnieść do podobieństwa względem opisanych już MiG, tych od stawiania na nich sprzętu. Obwody podstaw okazują się identyczne, ciężar dalece różny. Podstawka MiG SX waży zaledwie 290 gramów, podczas gdy docisk MiG UEF tych gramów 940. Spodni metal także ma inny – nie karminowo anodyzowany i nie szczotkowany grubą szczotką (w podstawkach to prawdopodobnie aluminium), tylko srebrzysty, gładki oraz lustrzanie lśniący; taki sam jak wierzchnia półkula u podstawek i identyczny jak w kulkach łożyska. To bogatowęglowy wolfram. Obwiednia spodniego dysku z przytwierdzonym łożyskiem to tak samo jak u podstawek spłaszczony walec z węglowego kompozytu, na który przychodzi metalowa czapa – nie płaska, a ukośnie się wypiętrzająca, przechodząca płynnie na bazie tego samego metalowego profilu w kominek z żebrowaniem. To w jego szczycie mocujemy te kolorowe wentylki, które na firmowym materiale demonstracyjnym wchodzą zupełnie luźno, podczas gdy w rzeczywistości dzieje się to z dużym oporem, o ile tylko ich na odnośnej dziurce nie kłaść; ale na zdjęciach widać, że powinny zostać wciśnięte. Wówczas wyjęcie stanowi problem; trzeba podpierać się cążkami i osłaniać ściereczką, aby lakieru nie naruszyć. (Co mnie się nie udało, ponieważ za pierwszym razem czerwony piksel wlazł tak mocno, że w ruch poszły duże obcęgi.)

Synergistic Research zaznacza, że na pierwszym etapie badań oszacowywało dwa style dociskania – sztywnie łączne poprzez bolec z talerzem i luźne z łożyskowaniem spodnim. Ten drugi wariant okazał się lepszy; a spośród testowanych materiałów (min. aluminium, mosiądz, brąz i nierdzewna stal) najlepszym, i to wyraźnie, węglik wolframu.

Jeszcze najistotniejsze: odniesienie do różnych wariantów brzmienia. Błękitny kapsel wierzchni, określany jest jako „Air” (kapsle to HFT, skrót wyjaśnię za moment), stanowi alternatywę dla rubinowego „Liquid”. Nazwy prawie wszystko tłumaczą, ale dorzućmy producenckie uwagi, że niebieski oznacza brzmienie nie tylko bardziej napowietrzone i przestrzenne, ale także chłodniejsze i bardziej detaliczne. Alternatywnie czerwony nie tylko gładsze i płynniejsze, ale również cieplejsze i bogatsze tonalnie.

Na spodzie kulki i dziurka.

Odnieśmy się teraz do nazwowego skrótu i stojącej za nim funkcjonalności. – HFT, czyli High Frequency Transducers (przetworniki wysokich częstotliwości), w ofercie Synergistic Research stanowią odrębną pozycję i jest ich kilka rodzajów. (Za pakiet dziesięciu podstawowych liczą 1380 PLN.) To wielkości naparstka ustroje akustyczne, które rozsiewasz po pokoju – po ścianach i urządzeniach – aby pomieszczenie „zniknęło”. Oryginalny opis efektów mówi: „Wielkości guzika od koszuli, ale wystarczająco mocne, by zmienić sposób postrzegania muzyki, HFT poprawiają prawie wszystkie aspekty systemu oraz walory pomieszczenia. Dzięki nim głośniki i pokój znikają, pozostawiając samo holograficzne wydarzenie o walorach prawdziwego koncertu w pokoju odsłuchowym lub salonie. Dzieje się tak za sprawą ich wysokoczęstotliwościowych oscylacji, tworzących pole fal akustycznych redukujące zniekształcenia wibracyjne samego pomieszczenia poprzez korekcję interakcji fazowych i częstotliwościowych. Następstwem równowaga harmoniczna w adoptowanym wnętrzu: słychać wzrost głębi i szerokości sceny, z wyraźniejszymi i bardziej rozciągniętymi wysokimi oraz mocniejszymi basami. Wszystko brzmi bardziej prawdziwie, wyraźniej i naturalniej, niż można sobie wymarzyć.”

A teraz to sprawdzimy w odniesieniu do pojedynczych HFT usprawniających pracę gramofonu.  

Odsłuch

Srebrzyście spodem połyskuje, z wierzchu obdarza tłustą czernią.

   Gramofon CSPort i przedwzmacniacz gramofonowy Ayon Spheris wraz z gamą high-endowych słuchawek i kolumnami Zingali, to baza jakościowa do odsłuchowych ustaleń z gatunku należytych. Do dzieła zatem.

Po kolei zbadajmy różnice pomiędzy wariantami: a) gramofonu bez docisku; b) z dociskiem własnym (aluminiowy walec o masie 2,4 kg); c) z dociskiem MiG UEF z kapelusikiem czerwonym „Liquid” , d) z kapelusikiem niebieskim „Air”.

Ad a) – Brzmienie ogólnie bardzo dobre, ale nieco szarawe i minimalnie przygaszone. Transparentność niezaburzona, wysoki mimo tego zgaszenia poziom energii dźwięku i nie budząca zastrzeżeń, więcej niż dobra muzykalność. Dobre także różnicowanie brzmień, w tym nadawanie indywidualizmu ludzkim głosom, a scena ku słuchaczowi i szeroko rozlana na boki. Wokale nieco gubiące się w mocniejszych od nich akompaniamentach – spokojne, dobrze oddane co do wieku wykonawców i bez emocjonalnego ich zaangażowania: obojętne, zneutralizowane. Całościowo coś z pogranicza grania tak bardziej dla relaksu, a takiego wyjątkową jakością przykuwającego uwagę.

Ad b) – Ciężki walec aluminiowy z ozdobnym frezem wyraźnie wcisnął centrum płyty, co doskonale było widać podczas jego kładzenia. Kąt igła-rowek uległ zmianie i wraz z tym styl brzmieniowy. W pierwszym rzędzie odnośnie przejścia od obojętności do zaangażowania. Brzmienie bliższe, żywsze, cieplejsze i bardziej dynamiczne. O wiele bardziej też spontaniczne i mocniej oświetlone. Ani śladu szarości, zastępowanej powietrzem, blaskiem, lśnieniem. Rozbrat z graniem trochę jak od niechcenia, jakby się odwalało chałturę: złociste trąbki zapraszają do siebie, wokaliści śpiewają dziarsko – z radosnym zaangażowaniem, albo ze smutkiem, powagą. Wszystko dzieje się teraz po coś – dla dzieła stwarzania muzyki i zniewalania nią słuchacza. Biologiczna witalność, prawdziwe instrumenty – i na wszystkim tym jasne światło, a nie szarawa nuda.

Jego miejscem gramofonowy talerz.

Ad c) – I teraz clou programu, docieramy już do przedmiotu. Czarny komin z czerwonym HFT też wcisnął centrum płyty, ale mniej. Nie o wciskanie jednak chodziło, nie ono najważniejsze, a dodatkowe efekty, które koncentrowały się wokół zmiany wysokich częstotliwości. Co rzeczywiście dało się słyszeć jako leciutkie obniżenie dźwięku. Z tym w parze lepsze wypełnienie, większa gładkość i większa krągłość dźwięków. Bardzo dobre to rzeczy, lecz samo to mogłoby nie wystarczyć do szarpnięcia się aż na cztery tysiące. Mogłaby na to nie wystarczyć także wyższa temperatura przekazu. Na budżet słuchającego cisną jednak i inne sprawy. Oto dźwięk staje się bardziej otwarty i klarowny, a tego audiofil nie odpuści. Następuje pozorne wydłużenie czynnika czasowego poprzez lepsze separowanie i widoczniejsze rozprowadzanie dźwięków. W tej samej jednostce czasu dzieje się więcej, tak samo jak kiedy od pliku skompresowanego przechodzimy do braku kompresji. Nieczytelne – stłoczone i uproszczone – rzeczy rozprostowują się i stając samodzielne ukazują swą postać – zanika sfilcowanie, brzmieniowy wzór staje się wyraźniejszy. Już wyraźniejszy był poprzednio, dzięki lepszemu oświetleniu, a teraz pełniejsze i lepiej wyodrębnione dźwięki tworzą czytelniejszy i bardziej harmonijny obraz. W odniesieniu do ludzkich głosów większa postawność, naturalniejsza gładkość i przede wszystkim lepsza dykcja. Prócz tego z dociskiem oryginalnym, do którego na chwilę wróciłem, brzmienie z wyczuwalnym pogłosem i skutkiem tego trochę obce. Ten pogłos ustrój HFT zniósł całkowicie – z dociskiem MiG brzmienie stało się wyrazowo naturalne, gładsze i bardziej gęste, w dodatku bardziej rozdzielcze; zyskujące na separacji i mimo gęściejszej materii tworzącej nic nie tracące z przejrzystości medium.

Ad d) Zgoda – wraz z przejściem na błękitny HFT brzmienie, tak jak obiecywano, staje się bardziej jak z samego powietrza i rzeczywiście chłodniejsze, natomiast ani trochę nie dalsze. Światło nie tak słonecznie radosne, nie w ciepłym odcieniu bieli, tylko minimalnie szarawe z powietrzną dominantą. To ono, to powietrze teraz wszystko buduje, na miejscu większej masywności zjawia się większa propagacja. Do radosnego śpiewu dołącza czynnik refleksyjny, choć względem oryginalnego docisku mimo wszystko więcej radości i zwłaszcza bezpośredniości. Bowiem niebieski ustrój także pochłonął złe pogłosy, czyniąc przekaz prawdziwszym i bardziej dotykowym. Różnice względem oryginalnego nie jakieś bardzo duże, ale z tych szybko kumulujących się w czasie, że jedna chwila, kolejna – i już tego MiG brakuje. Brakuje klarowności, dosłowności, gładkości, ciała, bezpośredniości i ciepła. Po przejściu wstecznym na oryginalny docisk wszystko wydaje się trochę sztuczne. Na drugi dzień, a może po godzinie, zapomnisz o tym, o ile tylko nie będziesz pamięci do wspominków skłaniał, albo o ile na zmiany nie jesteś bardzo wyczulony – bo taki właśnie jesteś albo taki masz zawód. (Prosiłem niedawno montażystę, wieszającego szafki w kuchni, żeby bardzo uważał na piony i poziomy, bo mnie niedokładności drażnią. Poparzył na mnie i powiada: „To pan taki jak ja – jak widzę, że coś nie trzyma idealnie poziomu albo pionu, zaraz muszę poprawić.”)

Samo centrum.

Na koniec o relacji czerwonego do niebieskiego kapturka. Dla siebie wybrałbym czerwony, przynajmniej w opisanej sytuacji. Nie dlatego, że w bajkowym oryginale Czerwony Kapturek miał w koszu konfitury, ciasto i masło, chociaż… – a może właśnie? Faktycznie, jego użycie powoduje przyrost gładkości i brzmieniowej słodyczy, ważniejszy jednak od tego wzrost żywiołowości, ciepło i bezpośredniość. Wykonawcy wydają się bardziej żywi, a muzyka podobniejsza do tej z prawdziwego koncertu, przynajmniej gdy świadkami byliśmy z niewielkiego dystansu.

 

Wnioski

   Wnioski są zasadniczo dwa: działanie Synergistic Research MiG UEF Record Weight jest słyszalne i pozytywne. Bardziej udane niż jego nazwa, która się ciągnie i ciągnie. Odnośnie grania bez docisku, różnica zasadnicza; to dwa różne światy – zdystansowany i lekko zdeformowany kontra prawdziwy i bezpośredni. Biorąc oczywiście poprawkę na relatywizm sprzętowy, jako że używany tutaj system już na najniższym poziomie (to znaczy bez docisku) prezentował w kategoriach absolutnych poziom bardzo wysoki. Niemniej już docisk własny gramofonu zdziałał dużo dobrego, przy czym użycie słowa „już” jest w tym wypadku problematyczne, ponieważ to on był większy i dwa i pół raza cięższy od konkurenta testowanego. Ale nie miał łożyska, nie był z węglika wolframu i nie miał na szczycie kolorowego akustycznego ustroju. Nie czyniło go to bezużytecznym i naprawdę się przydał, lecz obniżało skuteczność. Nie ma co po raz kolejny przywoływać formuł ten stan poświadczających, wystarczy rzec, że z MiG UEF Record Weight wszystko wyglądało prawdziwiej. I nie ma też co się zżymać na słowo „wyglądało”, ponieważ muzyka przywołuje obrazy, nie poprzestając na samych dźwiękach. Obrazy z MiG UEF Record Weight nie tylko były wyraźniejsze, ale też wyraźnie prawdziwsze. Oczyszczone z pogłosowego wynaturzenia i oświetlane lepszym światłem. Też bardziej dynamiczne… Chwileczkę, parę linijek temu obiecałem, że formuł nie będę już powtarzał.

Czy warto w takim razie wydać cztery z okładem tysiące? Jasne że nie, gdy gramofon sam nie kosztował tyle i reszta toru tania. Chociaż tu rodzi się wątpliwość, bo weźmy opisywanego niedawno Music Halla (nie wezmę go dosłownie, oddałem) – czy i o ile jego brzmienie wraz z tym dociskiem by zyskało, i czy na pewno dorzucenie wspomnianej kwoty na lepszy sam gramofon albo wkładkę, byłoby posunięciem optymalnym? Tego nie wiem, ale przypuszczam, że dobrze utrafiona wkładka dałaby pewnie więcej. Jednak mogę się mylić, zwłaszcza odnośnie mniej trafionych. A w odniesieniu do fantastycznej Ortofon MC Cadenza Bronze: w tak dobrą wyposażony gramofon na dorzuceniu czterech tysięcy do budżetu na potencjalnie lepszą, mógłby już zyskać mniej. Może tak, może nie – nie dysponuję danymi pozwalającymi to rozstrzygać. Faktem natomiast bezspornym, że docisk od Synergistic Research niejedno może zdziałać i sumarycznie dużo wnosi.

System:

  • Źródło: CSPort TAT2.
  • Wkładka: ZYX Ultimate DYNAMIC.
  • Kabel ramię-przedwzmacniacz: Siltechem Signature Avondale II.
  • Docisk płyty: Synergistic Research MiG UEF Record Weight.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: Ayon Spheris Phono.
  • Przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy: ASL Twin-Head Mark III.
  • Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Atlantis), HEDDphone (kabel Sulek), Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium-Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab).
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Zingali Client Evo 3.15.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek Audio & Sulek 6×9, Siltech Royal Crown,
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Solid Tech „Disc of Silence”, Synergistic Research MiG SX
Pokaż artykuł z podziałem na strony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy