Recenzja: Synergistic Research Foundation IC

Brzmienie

Ze złotawymi, ale tak naprawdę przede wszystkim srebrnymi konstrukcyjnie wtykami.

   Pierwsza sprawa – rzeczywiście wygrzali. IC Foundation prosto z pudełka gra więcej niż poprawnie, w istocie natychmiast bardzo dobrze. Kilku godzin zaledwie mu  trzeba, by się otrzepał z nowości i ułożył sobie współpracę. Od startu też prezentuje swą sygnaturę, która jest i nie jest zaskakująca. Żaden to w takim razie z przewodów, o których trzeba pisać, że najpierw zaciskamy zęby i wygrzewamy, wygrzewamy. Zarazem jest to faktycznie srebro, ale nieoczywiste.

Były już na tych łamach opisywane przewody z krystalicznego srebra mniej jeszcze oczywistego, brzmiącego jeszcze gładziej. Tak gładko, że odgadnięcie, czy srebro to, czy miedź, byłoby z pogranicza szczęśliwego trafu w zgadywance. Mowa o Oyaide AZ-910, oferowanym w niemal identycznej cenie – 2990 PLN za metrowy. U którego nacisk szedł głównie na melodykę, za nią dopiero na cechy typowe dla srebrnych łączy – dobitność, sopranową aktywność, zalew szczegółów, otwartość i wyjątkową przejrzystość, w następstwie której szczególnie dobry wgląd w głębsze partie sceniczne. W odniesieniu do Synergistic Research Foundation – można powiedzieć – dzieje się w dużym stopniu na odwrót, wszakże z bardzo stanowczym zastrzeżeniem, że muzykalność też wybitna, a nie zepchnięta w kąt.

Interkonekt Foundation pod względem muzykalności jest całkiem różny od przewodów z krystalicznego i niekrystalicznego srebra, które piłują po uszach. (A tych nie brak.) Tego nie ma – zupełnie, wcale. Słowo honoru daję, całkowicie wykluczcie obawy o przerosty ostrości. – Na bazie ekstra wyraźności i dobitności sopranowej jest pięknie i misternie.

Chyba za szybko dobrnąłem do sedna, co tylko podpowiada, iż ma ono w tym wypadku szczególną siłę przyciągania. Od razu muszę też iść w odniesienia, ale nie do innego interkonektu, tylko do całościowej stylistyki w wymiarze lubienia-nie lubienia.

Pod oplotem widać plecionkę.

Przez audiofilizm przebiega wiele podziałów wynikających z tego, co kto preferuje i czym kieruje się wybierając. Sam wyróżniłem trzy szkoły: realistyczną, umilającą i udziwniającą. Interkonekt SR Foundation z pewnością należy do realistycznej, ale w niej samej też podziały. Jednym z głównych przebiegający wzdłuż linii rozgraniczającej podejście do sopranów.

Jedni, jak na przykład Jaromir Waszczyszyn (a więc przede wszystkim konstruktor, a nie tylko audiofil) lubią, kiedy są powściągnięte. Kiedy dobitnie dochodzą do głosu, tylko kiedy naprawdę muszą: – bo sopranistka wchodzi w wysokie partie, – albo robią to skrzypce, – gdy właśnie atakują dęciaki. Poza takimi momentami soprany winny komponować się z resztą, całe chować w nurt zasadniczy. Nie działać oddzielnie – mocno, jawnie i stale. Tymczasem inni, na przykład ja, lubią szaleństwa sopranowe. Nie znoszę piłowania po uszach, takie coś z miejsca wyrzucam, ale są kawałki muzyczne (choćby Song of White Vangelisa), w których świdrujące soprany stanowią o urodzie i bogactwie utworu. Właśnie dla ceniących owo szaleństwo, budowanie z jego pomocą piękna, powstał IC Foundation. Nie tylko z tego powodu, ale min. z niego.

Wydłużmy nieco temat. Szczególną predyspozycję do sopranowych wzlotów mają me ulubione AKG K1000; kolejne ulubione – Ultrasone T7 – cechuje pod tym względem duże zróżnicowanie. Bardziej niż AKG zależą od pozostałych elementów toru, potrafiąc równie dobrze sypnąć soprany garściami, co je zgasić. To drugie częstsze w sensie ogólnym, bo gorszych torów więcej, a słabsze tory temperują sopran, czasami też (na szczęście rzadziej) czynią go mocnym i brzydkim. Z torami najlepszymi i pasującymi do nich zdarzają się też i Ultrasone T7 soprany ekstatycznie piękne. I takie właśnie się zjawiły za sprawą przetwornika Prima Luny (z najlepszymi lampami) i interkonektu Foundation. Rozpętała się istna orgia sopranowa w najlepszym dla lubiących sopranowe szaleństwa wydaniu. Do tego stopnia tak się działo, że zmuszony byłem zadzwonić do dystrybutora i prosić o podesłanie wyższych interkonektów marki, jako że przekroczyło mą wyobraźnię, na czym ich lepszość może polegać. (Przesadzam z tym przekraczaniem, ale byłem ciekawy, w którym kierunku to idzie.)

Sam oplot bawełniany.

Super mocne soprany to szelesty, cykania, poprawiające różnorodność chropawości, pożądane szorstkości, koronki, konstelacje, bicze, dzwonienia, trzaski i strzały. Też echa, wibracje, grasejacje, dźwignięty poziom szumu tła, miriady planktonowe, ożywanie nimi przestrzeni, łuny, rozbłyski, srebrne nitki. To wszystko aż po szaleństwo we wspomnianym Song of White wziętym z TIDAL – i w tym dopiero momencie uświadomiłem sobie, jak to daleko sięga. Bo już wcześniej wiedziałem, że soprany są wytężone: że nie schowane, a pracują – ale to, do jakiego stopnia, dopiero wraz z tym utworem. Final D8000 Pro też oczywiście to pokazały, ładniej przy okazji rozprowadzając swe soprany na przestrzeń (którą to przestrzeń większą mają). Ich sopranowe warkoczyki i koronki okazały się szczególnie udane, tym ciekawszy byłem HEDDphone. Te, mając na wszelki wypadek szczególnie melodyjny kabel Sulka, powściągnęły cokolwiek sopranowe szaleństwo, jeszcze dobitniej rozpościerając je na przestrzeń i swoją miedzią łagodząc. Zabrzmiały spokojniej, naturalniej, cieplej. W sumie najlepiej, najprawdziwiej, a nie tego oczekiwałem. Na ich kanwie ważna uwaga – nie pojawiły się sztuczne pogłosy, o które u nich szczególnie łatwo i których właśnie się spodziewałem. Nie pojawiły ani trochę, a wiele razy miałem okazję z nimi się zmagać, i żadna to przyjemność. (To Ultrasone okazały się bardziej pogłosowe, ale w stylu jak najbardziej możliwym do przyjęcia, podkręcającym tajemniczość.)

Nie towarzyszą zatem sopranowej burzy interkonektu Foundation pogłosowe i inne deformacje, da z nim się tor ustawić pod optymalne brzmienie. Niemniej to nie jest kabel aż tak gładko melodyjny jak Oyaide, agresywniejszy. Przy tym nie mający tendencji do rozjaśniania – odnośnie tego, ani trochę. Dobitnie operujący światłocieniem, aż nawet chiaroscuro[1], niczym na płótnach Caravaggia i jego naśladowców. Wyjątkowo mocne i efektowne kontrasty, trójwymiarowe modelowanie też w rozkwicie, wypełnienie właściwe, bas mocny i ofensywny jak soprany, wyjątkowa też obfitość szczegółów. Brzmienie typowo popisowe bez popadania w zniekształcenia, ani też dziwność czy anarchię. Duża przyjemność, wielka intensywność, wzmacniane dobrym przeglądem sceny i porządkiem.

Ostatnią próbą, jak to z tymi sopranami faktycznie jest, był duet Parigi, o cara (Pavarotti, Sutherland) z trzeciego aktu „Traviaty” Verdiego. Ultrasone wypadły w nim za ostro, Final i HEDDphone też bardzo ofensywnie, ale akceptowalnie. Powiedziałbym, że do muzyki instrumentalnej owa forsowność się jak najbardziej nadaje, natomiast dla pełnego naturalizmu w operowych partiach jest jednak trochę za forsowna. Zależy więc, jakiej muzyki się słucha i jakie ma podejście do sopranów, z jakiego też źródła czerpie się materiał – bo oczywiście gatunkowy CD (tym bardziej SACD) i gramofon, to jakościowo wyższy rejon.

Wtyki są baz zakrętek; i bez tkwią szczególnie mocno.

Interkonekty używane przeze mnie na co dzień (dwa przeszło razy droższe i miedziane), oferują więcej płynności, gładkości i ciepła przy analogicznej detaliczności i przestrzenności. Przekaz tak samo mają intensywny, ale mniej agresywny, mniej zaczepny. Można to nazywać wyższą kulturą, ale tak tego nazwać bym nie chciał. Inna stylistyka – gładsza, łatwiej przyswajalna, mniej skłonna do przesady. Ogólnie wyższy poziom, ale jak za połowę ceny, to SR Foundation robią robotę. Dla wolących więcej spokoju polecam w tej cenie Oyaide, Harmonix i Luna Cables, lecz dla lubiących zadziorność, je. Największa ich zaleta? Nie będzie nigdy mdło. Wyzwolą nudne tory z nudy, zrobią to w jednym momencie. Ja wiem, że to trochę erzac, ale przecież skuteczny. Lepsze są małe przegięcia i brak nudy, niż brak zniekształceń i nuda.

Sięgnąłem po tor głośnikowy. Daleko idąca zmiana, głębokie przeorientowanie. Zupełny brak tendencji do podostrzania i sopranowych szaleństw. Tyle jedynie z tego zostało, że wszystko bardzo wyraźne i wyjątkowo efektowne brzmieniowe aury wokół wiodących źródeł. Motywem głównym – piękno. Ogromnie mi przypadł do gustu przejazd poprzez testowy zestaw nagrań w następstwie rozminięcia się z oczekiwaniami. Dość mocno byłem nastawiony, że ostro brzmiące partie archiwalnych nagrań, podobnie naturalne ostrości w nowych, zostaną zaakcentowane. W jakim stopniu – to pozostawało do sprawdzenia, ale że tak będzie się działo, to tego byłem prawie pewny. Tymczasem nic z tych rzeczy. Głosy normalnej mowy okazały się miękkie, nie podkręcone, naturalne; w stepowaniu ani trochę nie zaznaczyła się przewaga trzasku ponad głuchością, soprany koloraturowe zabrzmiały melodyjnie, z pięknym finiszem, odrobinką ciepła. To samo dotyczyło dzwonków, dzwoneczków, wszelkich cyknięć. Ani trochę za ostre, za to dźwięczne, przestrzenne. Jako że właśnie przestrzenność oraz wspomniane aury okazały się jedynymi pozostałościami wielkiego przy słuchawkach z materiałem plikowym sopranowego wytężenia. W efekcie głębia sceny, holografia, osadzanie źródeł w przestrzeni i samych tych źródeł trójwymiarowa postać – to wszystko się znalazło na szczególnie wysokim poziomie, dając wysoką satysfakcję. Z towarzyszeniem tej wokół dźwięków wiodących lekkiej aury, jako czynnika tylko ozdobnego, bez żadnej denaturalizacji. Także w oprawie mnóstwa szczegółów (w tym uwypuklonych najdrobniejszych) – wszystkich ładnie wkomponowanych w całość, bez osobności, alienacji. Użyty porównawczo interkonekt sześć razy droższy (Sulek 6×9) cisnął bardziej na koherencję, pokazał gładszą i spójniejszą melodyjność oraz dwie istotne przewagi:

– przenosił więcej energii, przez co grało dynamiczniej i głośniej

– potrafił lepiej różnicować brzmienia, w sensie bardziej je indywidualizmem nasycać i bardziej kontrastować ich głośność

Mimo tego nacisku na różność głośności i postaciową, cały od niego muzyczny obraz bardziej był jednolity, też bardziej naturalny; co jednak nie przeszkodziło temu, że toru z użyciem Foundation słuchało się pod dużym wrażeniem niepospolitej urody. Troszkę delikatniejsze brzmienia, oprawione tą efektowną aurą, plus podkreślona holografia, głębokie sceny i też niepośledni naturalizm. Ogólnie szło jego brzmienie trochę w stronę robionego przez papierowe membrany, pomimo membran faktycznie kompozytowych w Audioform 304.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy