Recenzja: Silent Angel Forester F1

I co z tego będziemy mieli?

Za to pod spodem antywibracja.

   O efektach zastępowania zwykłego switcha w routerze zewnętrznym Bonn N8 był niedawno oddzielny artykuł, którego nie będziemy przytaczać. Dość powiedzieć, że okazały się spore. Obecnie przechodzimy na wyższy poziom – na sugerowane przez producenta optimum, w postaci dwóch N8 podłączonych do Forestera 1. (W tej sytuacji powinien nasz zasilacz  nazywać się chyba Forester 2, ale go tak nie nazwali.) To będzie nawet więcej niż producenckie optimum, ponieważ kable zasilające od Forestera do Bonnów będą lepsze niż standardowe (jak mówiłem, od Luna Cables). Co nam dołoży tysiąc złotych do całościowego budżetu, dźwigając go, przypominam, do 6800 PLN. Pokaźna owa suma, za którą dobry telewizor, ma być otwarciem kanału, przez który czystsza struga rozrywki z Internetu.

Przewinął się nam telewizor, to zacznijmy od niego. Sprawdziłem działanie zestawu wzbogaconego o drugi Bonn i Forestera zarówno na ekranie telewizora przy transmisji sieciowej (Netflix), jak i monitora (Iiyama PROLITE XB3288UHSU-B1 4K) obsługującego VOD TV. W obu wypadkach to samo, choć obraz na najlepszej w historii plazmie okazał się oczywiście dużo lepszy niż na matrycy VA. Zmiany jednak analogiczne, obejmujące poprawę czynnika barwy w ramach zarówno nasycenia pigmentów, jak i wzajemnych relacji – lepsze przejścia, z większą ilością półtonów i elegantsza kolorystyka, w tym milsza dla oka temperatura kolorów. Na obu ekranach zmiany były uchwytne, ale większe na monitorze, który w układzie z jednym Bonn prezentował się dużo słabiej, co stanowiło mocny kontrast względem bardzo dobrego obrazu pochodzącego nie z transmisji VOD. Ogólnie biorąc wszystkie czynniki składające się na jakość wizyjną: jasność, kontrast, nasycenie, trójwymiarowość, gładkość i wydobycie elementów albo postaci z tła uległy mniejszej czy większej poprawie. Na monitorze wszystkie mniej więcej równo, a na ekranie telewizora przede wszystkim plastyka formowania figur, pasowanie barw oraz gładkość. Podsumowując mogę stwierdzić, że część testu dotycząca obrazu wypadła bardzo korzystnie, z taką uwagą, że nie testowałem rozgrywek sieciowych w grach, ponieważ tam się nie udzielam. Tam jednak najbardziej pożądane różnice odnośnie obrazu dotyczą nie walorów malarskich czy kinowych, a szybkości reakcji.

Dwa Bonn N8, a nie jeden, okazują się skuteczniejsze.

Przenieśmy się na muzyczną stronę. Tu także zaistniały różnice, i można powiedzieć – podobne. Ale nie tak do końca. O ile bowiem w obrazie poprawiała się też koherencja i całościowa plastyka formowania, o tyle na obszarze muzycznym przyrosły przede wszystkim wyraźność oraz kontrast. Nie szczegółowość natomiast, a jeśli już, to w małym stopniu. Prędzej rozdzielczość, w sensie dystansu między dźwiękami, zarówno w odniesieniu do parametrów czasowych, jak przestrzennych. Nieco więcej swobody przestrzennej i wyraźniejsze, czasem też dłuższe, oraz bardziej oddzielone względem siebie wybrzmienia, ale to jako przede wszystkim pochodne wyraźności i kontrastowości. Czerń tła i wyraźność na niej postaci, skutkiem większej ostrości krawędzi dźwięków, jak równiej mocniejsze kontrasty brzmieniowe, zarówno w sensie dynamicznym, jak i odcinania konturów i nasycania oraz nabłyszczenia barw. To wszystko w następstwie wzrostu informacji i lepszej separacji bitowej (także odstępu od szumu), ale – i trzeba to podkreślić – ów wzrost ostrości dla pogodzenia z plastyką i przyjemnością odbioru wymagał dobrej aparatury muzycznej. Zatem, już nie wszystko jedno jakie słuchawki, jaki wzmacniacz i jaki przetwornik. W transmisji z TIDAL czy YouTube nie zjawiał się bowiem wraz z optymalizacją zasilania internetowej pompy bitowej poprawiony czynnik muzyczny w sensie melodyjności. Nawet przeciwnie – wzrost wyraźności i nabłyszczenia, a przede wszystkim ostrości krawędzi i addycji sopranów, to wszystko wymagało podłączenia toru o dużych własnych walorach muzycznych. Niekoniecznie aż lampowego, ale przynajmniej takiego, który z melodyjnością sobie radzi; inaczej wzrost ostrości za sprawą Forester 1 dawał poprawę wyraźności, ale odbierał melodyczną płynność.

Spojrzenie moje padło na zwykły kabel zasilania pomiędzy Foresterem a listwą. Czyżby w tym miejscu tkwił problem?

Coś ważnego jeszcze dopowiem: także przetwornik i słuchawkowy wzmacniacz (ale nie telewizor ani monitor) podpięte były dotąd zwykłymi kablami zasilającymi. Tak na próbę, wciąż bowiem nie ustają krzyki o braku wpływu kabli zasilających – i nawet specjalne poświęcone temu internetowe strony. Podmianę wykonałem en bloc, z powodu nie innego niż lenistwo. Zwyczajnie nie chciało mi się po kolei wymieniać i zmian po kolei szukać. Trzy za jednym zamachem, każdy za circa sześć tysięcy, bo tyle za gatunkowy zasilający; i to nie moja wina, więc proszę się nie czepiać.

I można sobie nawtykać.

Na siebie natomiast biorę odpowiedzialność za stwierdzenie, że to wrzuciło w inny świat, w którym muzyka składa się z żywej tkanki, a nie polanej octem galarety. Co jednak nie odmienia już odnotowanego faktu, że dodanie do pojedynczego Bonn N8 zasilacza Forester 1 oraz drugiego Bonna też pcha sprawę do przodu nawet przy zwykłych zasilających, choć z pewnymi zastrzeżeniami odnośnie aparatury.

Teraz, po zmianie kabli zasilania na gatunkowe, spokojnie możemy wyrzucić wszystkie tamte uwagi o nadmiernej ostrości, sopranowym baraku kultury i nie dość plastycznym formowaniu. To wszystko też zyskało, nie pozostając w tyle za nasyceniem barw, kontrastowością i wyraźnością rysunku. Tak działają kable zasilające, formują dobre środowisko.

Możecie wierzyć albo nie, ale dufny w swe osłuchanie powiem, iż miło – tak naprawdę – robi mi się jedynie, gdy wszystkie wymienione czynniki są na bardzo wysokim poziomie. I teraz tak się działo. Działo lepiej niż bez drugiego Bonn i Forestera, co najprzyjemniej było przyswajać bez analitycznych wycieczek, samym intuicyjnym odbiorem. Jasne, jasne – postarałem się i tym razem, by zdiagnozować różnice. Ale to zawsze narusza wcześniejszy intuicyjny odbiór, mimowolnie wyciąga się potem z przekazu te wyszukane odmienności. Ale ponieważ to recenzja, musimy też i o tym. Tak więc wspomnę, że przede wszystkim źródła dźwięku lepiej przy Foresterze wiązały się z przestrzenią, także lubianym przeze mnie meszek na fakturach (taka brzmieniowa ircha) wyraźniej się zaznaczał, a głosy wokalistów bardziej tętniły życiem i bardziej analogowo się roztaczały. Cały muzyczny obraz zmienił formę, tak jakby po czeladniku mistrz przystąpił do nanoszenia poprawek, które pozornie małe, decydowały o wszystkim.

A zasilanie mieć lepsze.

Z zasilaczem jest lepiej, wolałem słuchać z nim niż bez niego. Wolałem dosyć sporo. Nieprawdą byłoby utrzymywać, że wcześniej, z samotnym Bonn, a nawet i bez niego, nie doznawałem najwyższych wzruszeń. Ale to wymagało większych nakładów przy budowaniu toru, a przede wszystkim dużo słabiej wypadał materiał z YouTube. Różnica pomiędzy nim a pobieranym z TIDAL zawsze okazywała się duża, toteż można powiedzieć, iż dołączenie Forestera z drugim Bonn przede wszystkim podciąga słabszy materiał plikowy, wynosząc go na nieosiągalne poprzednio poziomy. Czego jedynie należy żałować, to tego, że bez jakościowych kabli zasilających nie będzie tak się działo w wymiarze pełnej satysfakcji. Jako że ani te całkiem zwykłe (te dołączane do urządzeń), ani nawet takie za trzysta-pięćset złotych (bo takich też użyłem) nie dadzą nam tyle życia, analogowości i wzbogacającego faktury meszku, nie zwiążą też przestrzeni tak elegancko z dźwiękami. A przede wszystkim spowodują brzmieniowy ocet, muzyka będzie kwaśna. (Chyba, że macie super aparaturę, która sama sobie poradzi.) Tak więc trzy Luna Gris to minimum, chyba że są gdzieś tańsze zasilające o możliwościach zbliżonych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Silent Angel Forester F1

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze – jeśli dobrze zrozumiałem, to zasilacz lepiej pracuje jak zasila dwa switche. Każdy ten switch ma 8 wyjść. Co tu można podłączyć? 2 telewizory (choć działają też na Wifi zapewne), 2 komputery (znowu WiFi), drukarkę, streamer – czyli 6 urządzeń. dwa gniazda pozostają wolne. Do tego drugi switch z wolnymi 8 gniazdami, dodany tylko po to by zasilacz lepiej pracował!?
    No przecież to nie po inżyniersku…
    To już chyba lepszy jest pomysł mojego kolegi co to słuchając wieczorem muzyki lodówkę wyłącza, by nie powodowała zakłóceń…
    Przynajmniej oszczędza na prądzie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie – ten układ nie jest tak oczywisty. Jeden switch trzeba podłączyć do drugiego kablem ethernetowym, natomiast oba do zasilacza. I dopiero do tego zmostkowanego podłączamy urządzenia. To pokazuje schemat na stronie producenta: http://www.silent-angel-audio.com/forester-f1

  2. Sławek pisze:

    Dziękuję za wyjaśnienie. Muszę to sobie dobrze poukładać w myślach – N8 (1) na tym schemacie jest bez odbiorników…

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest specjalnie skomplikowane: dla sobie znanych powodów, opatrywanych hasłem „symetryczność” firma Silent Angel zaleca podłączanie urządzeń do tego switcha, który jest podłączony poprzez pierwszy.

      1. Sławek pisze:

        Oczywiście, że nie jest skomplikowane. Ale jest dziwne…

        1. Piotr Ryka pisze:

          W ogóle wszystko jest bardzo dziwne, naprawdę… W tym wypadku chodzi prawdopodobnie o to, by oba wyjścia zasilacza były obciążone, a kaskadowość Bonn N8 to podwojenie ich możliwości poprawy. Tak mi się wydaje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy