Recenzja: Rosson Audio Design RAD-0

   Na Canjam w 2009 roku zainaugurowała rynkową działalność kalifornijska firma Audeze, debiutując wzbudzającym powszechną ciekawość, wręcz sensację,  modelem LCD-1. Jej słuchawki robiły później błyskawiczną karierę, a ściślej zaczął ją robić szybko zastępujący debiutanta poprawiony model LCD-2. I na tym można by poprzestać odnośnie tamtych zdarzeń, musimy jednak sięgnąć głębiej, aby dotrzeć do wiedzy, że za powstaniem jednych i drugich LCD, podobnie jak późniejszych, jeszcze nawet sławniejszych LCD-3, stał współzałożyciel firmy – główny projektant i jej CEO, Alex Rosson. Który w 2015 roku zakończył współpracę z drugim założycielem oraz obecnym CEO – Sankarem Thiagasamudramem – by, jak to się mawia, pójść na swoje. Owo „swoje” przybrało materialny kształt na Global CanJam Singapore 2019 i zwie się jak tytuł recenzji głosi: Rosson Audio Design RAD-0. To też oczywiście słuchawki i też oczywiście planarne, podobnie jak dość oczywistym jest, iż mające w zamyśle dać prztyczka w nos rozpierającym się Audeze.

Zazwyczaj taki prztyczek (podobnych odejść z zamiarem późniejszego konkurowania było w historii branż technicznych mnóstwo) jest popierany rozległym wywodem o wyższości, w którego skład wchodzą innowacje techniczne, będące tym pomysłem, który nakłonił do odejścia. W tym wypadku tak nie jest – słuchawki RAD-0 nie chwalą się żadnym szczególnym wynalazkiem. Nie mają radełkowej diafragmy, jak MrSpeakers, nie mają berylowej, jak Focal Utopia, ani trzech przetworników w każdej muszli, jak Crosszone. To są po prostu inne, całkowicie autorskie słuchawki Aleksa Rossona, co nie oznacza, że nie mające żadnego własnego patentu. Jest taki patent – to w każdej muszli jedenaście magnesów neodymowych N52 w nowo opracowanej konfiguracji dwustronnej. (Dla przypomnienia: dwustronność nie jest u planarów oczywista; także planarne i też amerykańskie Abyss AB-1266, konstrukcji Joe Skubinskiego, magnesy mają po jednej stronie.) Tytuł do chluby u przystępujących do konkurowania RAD-0 to również inny design, którym nowa firma się szczyci, a także inny dźwięk – bez którego nie miałoby to wszystko sensu. Zacznijmy tradycyjnie od designu, ale najpierw podziękowania.

Rosson Audio Design RAD-0 nie są u nas dostępne, ani w ogóle w Europie. Ograniczają się do rynku amerykańskiego, choć jasna rzecz, że w czasach internetowego handlu nie jest to żadną przeszkodą. Tym niemniej nie ma polskiego dystrybutora, który by o marketing zabiegał, a z doświadczenia wiem, że producenci amerykańscy są mniej od europejskich skorzy do podsyłania urządzeń komuś, kto nie jest dystrybutorem lub nabywcą (co na jedno wychodzi; dystrybutor kupuje nim sprzeda). O samych słuchawkach coś tam słyszałem, ale słuchawek nie, i pisać do producenta też mi się nie chciało, zważywszy na znikomy procent szans pozytywnego odzewu. Pomimo braku dystrybucji słuchawki się znalazły. Pan Mateusz, polski nabywca, zgłosił się z ofertą pomocy, za co w tym miejscu mu dziękuję. Jak mi powiedział, początkowo był swym nabytkiem rozczarowany, obecnie rozczarowany nie jest. Co tylko podniosło u mnie temperaturę oczekiwań, rzecz tym bardziej wydała się intrygująca. Na dodatek słuchawki miały przyjechać doposażone w kabel lepszy od oryginalnego, a więc kablowe porównania i znane ich konsekwencje. A potem zjawił się kurier, rzeczywiście ze słuchawkami.

Konstrukcja i jej następstwa

Kejs podobny do tego od Audeze, ale trochę ładniejszy. (Lepsze surowce.)

   Zacznijmy może od wyglądu; bo on (nie licząc opakowania i ewentualnej famy) zawsze stoi na przedzie. Słuchawki zaprojektowano tak, by je natychmiast rozpoznać. Dwa na to składają się momenty, oba przypisane do muszli. Pierwszym tych muszli otoka, drugim ich wypełnienie. Otoka to znany już z AudioQuest NightHawk odlew na bazie ciekłego drewna, w tym wypadku wzbogacanego o dodatek micarty, czyli mieszanki żywic fenolowych, celulozy i włókien szklanych, a także różnych minerałów oraz kamieni półszlachetnych – nawet szlachetnych, jeśli ktoś sobie życzy i gotów za to płacić. Efektem wygląd fantazyjny w szerokiej kolorystycznej gamie, dla której dominantą może być barwa dowolna. Oprawy przetwornika mogą być zatem głównym białe, głównie czarne, albo dowolne inne, a sam producent na półkę kładzie kilkanaście gotowych wzorów – brązy, purpury, zielenie, błękity i melanże. Każde słuchawki są przy tym unikalne, ponieważ stanowią wypadkową różnobarwnych składników układających się w plamy i smugi.

Tego rodzaju odlewane muszle nie są jedynie efektowne i z daleka rozpoznawalne. Mają też cechy korzystne akustycznie oraz wyczuwalną w dotyku twardość, pociągającą trwałość. Stanowią mocny akcent wizualny, pomimo że są wąskie, albowiem to słuchawki otwarte, a ściślej półotwarte. Pół to, czy może jednak całość – w każdym razie gros bocznej powierzchni muszli zajmuje równie efektowna, co jej oprawa, rozeta z przecinających się łukowatych linii, nawiązujących do graficznych przedstawień ciągu Fibonacciego i jego pokrewieństwa z kielichami kwiatów. Wzór jest gęsty, ale i tak prześwituje przezeń ciemnopopielata pianka ochronna nad przetwornikiem, a w samym centrum rozety widnieje graficzne logo.

Po drugiej stronie mamy do czynienia z grubymi, mięsistymi padami, podobnymi do tych z Audeze. Krawędzie boczne od zewnątrz i od środka obszyto skórą, obszar kontaktu z głową jest welurowy. Płaski wierzch i prostopadłe do niego ścianki boczne są na zewnątrz okrągłe, otwór wewnętrzny podługowaty. Na dnie tak wyprofilowanej studni czarna tkanina osłonowa, spod której prześwitują charakterystyczne dla przetworników planarnych wręgi. Pady są wyprofilowane, tak by te wręgi układały się równolegle do małżowiny usznej, a muszle zawieszono na chwytakach z obrotnicą poprzedzającą część właściwą. Zakres obrotu jest dość duży, ale nie aż na tyle, aby słuchawki dało się położyć płasko padami do powierzchni.

Starannie wewnątrz wyprofilowany.

Sama natomiast wygoda jest w pełni zadowalająca. Tym bardziej, że wspierana grubą poduszką pod pałąkiem, całą obszytą skórą. Sam pałąk to metalowy płaskownik – w miarę giętki i też oprawiony skórą. Uzupełnieniem wyglądu wchodzące pod kątem prostym od dołu kable; w oryginale dwumetrowe czarne, w wydaniu Wireworlda srebrne – zarówno w środku jak na zewnątrz. Słóweczko o tym kablu: to Wireworld Nano-Platinium Eclipse na srebrze OCC (Ohno Continuous Casting), czyli powoli rozciąganym dla uzyskania długich kryształów. Przekroju 27AWG przy cenie za dwumetrowy symetryczny 3 409 PLN.

Słuchawki można obstalowywać z okablowaniem własnym producenta symetrycznym bądź zwykłym, w pełnym wyborze długości i końcówek. Niezmienne są jedynie konektory przy muszlach – to długie, głęboko wnikające jacki 3,5 mm. (Dlatego krótsze takie nie będą się nadawać.)

Przejdźmy do kwestii technicznych. Poza ogólnie planarnością, półotwartością oraz wagą: 550 – 615 gramów (zależnie od ciężaru właściwego składników tworzących odlew), mamy do czynienia z kompozytową membraną średnicy ø66 mm, zatem wyraźnie mniejszą niż u flagowych obecnie Audeze. To nic nie znaczy, choć niektórzy (na przykład Sony) chwalą się dużą powierzchnią membran, i tak bezkonkurencyjnych pod tym względem w słuchawkach typu AMT. Membrany napędza wzmiankowanych jedenaście w każdej muszli magnesów, ułożonych według opatentowanej koncepcji, o której dokładnym wyglądzie niczego się nie dowiemy. Słyszymy natomiast od producenta, że każdy egzemplarz jest poddawany post produkcyjnemu stresowi – zmuszony pracować przez piętnaście dni pod obciążeniem 120 dB, aby kontrola techniczna mogła nabrać pewności, iż jest w stu procentach niezawodny. Przy okazji też sprawdzić, czy przetworniki w danym egzemplarzu nie różnią się o więcej niż +/- 0,3 dB i tak po prostu go wygrzać. A potem już do pudła, którym jest profesjonalny neseser; bardzo podobny do tych z Audeze, ale troszkę ładniejszy. W komplecie nic poza słuchawkami i parą kabli – 2-metrowym z końcówką symetryczną 4-pin i 1,2-metrowym z końcówką 3,5 mm (chyba że zamówimy inaczej). To do słuchania w zupełności wystarczy, choć w sytuacji gdy producent mówi o lepszej dla jego słuchawek konfiguracji symetrycznej, może szkoda, że nie ma jeszcze kabla z jackiem 2,5 mm. Ten by się bardzo przydał odtwarzaczom przenośnym, bo jak już wiele razy pisałem, poprzez zwykle obecne symetryczne dziurki oddają więcej mocy. Lecz kable firmowe nie są drogie (kilkadziesiąt dolarów), dokupienie nie stanowi problemu. Zamiast trzeciego dostajemy wiadomość, że to najlepsze i najwygodniejsze słuchawki planarne na świecie. Ów cud techniki możemy posiąść już za $2600 – plus u nas jakieś VAT-y, cła, podatki i diabli wiedzą co jeszcze, na pewno koszty przesyłki. Recenzje same pozytywne i faktycznie nagroda dla najlepszych słuchawek A.D.2019, a z rzeczy bardziej przyziemnych: impedancja 29 Ω, zniekształcenia harmoniczne (THD) poniżej 0,1%, skuteczność 98 dB.

Wymyślny, wyrafinowany design.

Producent anonsuje je jako równie dobre do domu jak na drogę, ale użytkownicy marudzą, że na spacery są za ciężkie. Fakt, lżejsze i też wysokiej klasy nie za górami, za lasami, tylko w najbliższym salonie audio z przyzwoitym wyborem słuchawek. Ale może te Rosson Audio Design RAD-0 brzmieniowo tak są znakomite, że inne zostawiają z tyłu? Odnośnie tego poza samym chwaleniem producent nam oznajmia, iż zakres uniwersalności odnosi się nie tylko do bycia stacjonarnymi i przenośnymi, ale też do spełniania jednocześnie potrzeb profesjonalnych i audiofilskich. Na rzecz profesjonałów brzmienie neutralne – możliwie oryginałowi wierne; na rzecz audiofilskich wymogów ma być tak wyrafinowane, że zdolne sprostać najwyszukańszym nawet oczekiwaniom. Sprawdźmy.

 

 

 

I jak też to gra?

W tym wypadku czerwienie.

   Zmieniłem tytuł rozdziału z tradycyjnego „Odsłuch”, bo mi się ten tytuł znudził. W sensie praktycznym żadna zmiana, ale ten-tego, że tak powiem. Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Słuchawki producent kieruje także do sprzętu przenośnego, więc tradycyjna przejażdżka po DAP-ach.

Zacznijmy od tańszego i dużo mocniejszego. Z Astell & Kern KANN CUBE zagrały Rosson Audio bardzo smacznie i w sposób, który mnie zaskoczył. Bo nie będę udawał, że już ich wcześniej nie słuchałem, niemało nawet – i zdanie miałem wyrobione, z którego wynikało, że brzmieć to powinno świetnie, ale nico inaczej. Tymczasem duży, mocarny DAP od jazzu, poprzez muzykę rozrywkową, po nawet najpoważniejszą, tchnął w Rosson Audio Design RAD-0 poprzez przewód Wireworld Nano-Platinium Eclipse i przejściówkę sym-sym oBravo z 4-pin na 2,5 mm brzmienie ciemne, nasycone i gęste. Też bardzo gładkie w całościowym wyrazie i ozdobione tym wszystkim, co audiofile cenią – głównie dobitną szczegółowością, obejmującą także wszelkie dane o aranżu i pełną wiedzę o nagraniu. (Jak stare i gdzie mikrofony.) W przypadku jazzowego fortepianu (aby wziąć jakiś przykład) dające wielką głębię brzmieniową oraz potęgę wyrazu, złączoną z wyjątkową dźwięcznością. Z naciskiem przy tym na plan pierwszy, opisywany najstaranniej, mniejszym natomiast na całościowy sceniczny obraz oraz tak zwany ambience. (Nie, żeby wcale, ale dominanta na froncie, a nie jak u „piętnastek” Ultrasona obrazowanie równe całej sceny. Przy czym ogólnie te „piętnastki”, grając po własnym kablu niesymetrycznym, dostały mocno w de.) W utworach duetu Röyksopp bas się pojawił u Rossonów taki, że aż mną podrzuciło, toteż zaraz po nie mogących dorównać temu Edition 15 sięgnąłem po Tribute 7. Te (grając poprzez symetryczny Tonalium) basu dawały tyle samo, ale zagrały gorzej. Za bardzo starały się bowiem akcentować soprany, nienaturalnie odrywając je od pasma, co zaburzało jego spójność, niepotrzebnie czyniło przekaz bardziej nerwowym i ogólnie mniej uporządkowanym. Do porównania zostały jeszcze HEDDphone (też z symetrycznym Tonalium i tą samą przejściówką oBravo). I one, mimo iż z nieco słabszym zejściem basowym i odsuniętym dalej pierwszym planem, jako jedyne dorównały. Tworzyły bardziej całościowy od wszystkich pozostałych spektakl, bardziej uwzględniający całą scenę, a jedynie bardzo nieznacznym nieznacznym kosztem bezpośredniości kontaktu i otaczania słuchacza muzyką. Podobały mi się tak samo jak recenzowane, ale to było inne granie – bardziej stylizowane, bardziej z własnym aranżem, mniej jak dla realizatora dźwięku, bardziej w wydaniu artystycznym. Rossony grały bardziej tak prosto z mostu, bardziej jak większość słuchawek, w tym też słuchawek studyjnych, tyle że od nich lepiej. Zwłaszcza poczucie bezpośredniości i brzmieniowego ładu kazały je podziwiać. To było fantastyczne brzmienie w wydaniu jednocześnie typowym  dla stylu słuchawkowej prezentacji i jakościowo nietypowo dobrym. Z ręką na sercu mogę je polecić jako do tego DAP-a referencję. Tym niemniej, abyśmy nie popadli w zbytni entuzjazm, zmuszony jestem napisać, że album Anny Marii Jopek słuchany teraz tutaj i kiedyś na AVS w sali pod pieczą Grobel Audio, miał tam wyższy pod każdym względem poziom prezentacyjny, i to nie tylko w sensie dużym odnośnie naturalności sceny, ale też głębi wnikania w muzyczną tkankę i realności kontaktu.

Natychmiast rozpoznawalne.

Przeskoczmy na odtwarzacz przenośny dużo droższy, ale mocowo średni – pod tym względem bardziej zwyczajny.  Z Astell & Kern AK380 dźwięk zjawił się jeszcze gładszy (w pozytywnym znaczeniu odbioru), jak również jeszcze głębszy; ale zarysowała się słabsza przy niższej mocy (na identycznym poziomie głośności) predyspozycja do wyłaniania wysokich tonów. W efekcie dźwięk stał się nieco niższy i także skutkiem tego, choć nie tylko, bardziej gładki, natomiast troszeczkę mniej realistyczny – bardziej z naciskiem na efektowność niż rzeczywistą postać brzmienia. To miało konsekwencje w odniesieniu do porównań; z tym odtwarzaczem Ultrasone Edition 15 Veritas nie dały się już ograć – zagrały równie realistycznie i z lepszym widzeniem sceny. Zawdzięczanym właśnie trochę gubionym przez Rosson Audio sopranom, które posłużyły im zarówno do precyzyjnego definiowania sceny i na niej rozstawiania dźwięków, jak i przydawania tym dźwiękom w razie potrzeby większej delikatności. Niemniej jeżeli ktoś lubi brzmienia głębsze, gładsze i bardziej nasycone, te z Rosson Audio na pewno by wolał. Zaproszone do porównania Ultrasone Tribute 7 podały jeszcze więcej sopranów, proponując dźwięk bardziej poprzez to chropawy, szeleszczący, podszyty nimi na obszarze wokalu. Bardziej nerwowy, przenikliwy i kontrastowy – skontrastowany z ich potężnym basem. Od tego z Rosson Audio mniej elegancki i głęboki, od własnego firmowego dalekiego następcy (to już kilka pokoleń) też bardziej szukający sopranów. Efektem w jednym głosie szersze chodzenie pomiędzy wyższą a niższą nutą, mocniejsza ekspozycja szczegółów, natomiast elegancja tych głosów nico niższa. Najlepiej przy tym odtwarzaczu wypadły i tym razem HEDDphone, pomimo że to one wymagały najwyższej pozycji potencjometru, wyraźnie wyższej niż Rossony. Mimo tego zdołały odwrócić sytuację i teraz one bardziej od amerykańskich planarów wyciągały dźwięki przed tło, lepiej dzięki temu eksponując zarówno je same jak scenę. Także one podawały sopranów od recenzowanych więcej, przydając głosom wokalistów wyższego tonu i większej delikatności. Niemniej ponownie muszę napisać, że jeśli ktoś woli wokal gładszy, pełniejszy oraz niższy tonalnie w oprawie ciemniejszego tła, to Rosson Audio były górą i w ogóle najlepsze. Słuchało się ich bezproblemowo w każdym repertuarze i jedynie gdyby ktoś miał ochotę wyjechać z siłą głosu poza akceptowalny dla normalnie słyszących poziom (co z obowiązku sprawdziłem), mógłby natrafić dopiero tam na zniekształcające wzbudzenia. Największy problem mam z osądzeniem, czy lepiej wypadły testowane ze wzmacniaczem mocniejszym ale tańszym, czy droższym ale mniej mocnym. Wydaje mi się, że z mocniejszym jednak nieco lepiej – prawdziwiej, bardziej przekonująco.

Przejdźmy do toru stacjonarnego na bazie komputerowego źródła. I zacznijmy od porównania do słuchawek najtańszych na wzmacniaczu Divaldi. Tymi najtańszymi HEDDphone, wyraźnie tańsze od Rosson Audio. Raz jeszcze odwrócenie sytuacji, to znaczy u Rosson Audio więcej sopranów, a zatem brzmienia ogólnie nieco wyższe, mniej obłe i bardziej przeciągane. Zarazem zespolone z bardzo głębokim i uwodzicielsko pięknym brzmieniem, znów koncentrującym się bardziej na pierwszym planie. U HEDDphone natomiast głosy bardziej spójne (ich soprany lepiej wtopione), w przypadku męskich bardziej męskie i wszystkie mocniej otoczone aurą akcentującą otoczenie. Nadchodzi najtrudniejszy moment, ponieważ Rosson Audio też miały w odniesieniu do aury wunderwaffe. Specjalnie wysłuchałem kilku nagrań kładących nacisk na ambience (jak choćby „Wicked Game” Chrisa Isaaka czy „Did  Ever I Love You” Leonarda Cohena) i chociaż przetworniki AMT tworzyły bardziej koherentny i więcej obejmujący spektakl, to planarne Rossonów znakomicie skanowały swoimi obfitszymi sopranami przestrzeń, doświetlając miejsca ciemnawe, i jednocześnie całe brzmienie bardziej napowietrzały. W efekcie od konkretnego utworu zależało, z którymi bardziej mi się podobał, chociaż ogólnie słuchanie HEDDphone było w tej lokalizacji łatwiejsze i trochę bardziej efektowne, mimo iż bas planarów też bardziej się wyodrębniał i był w dodatku mocniejszy.

 

 

 

 

Skoro czepiliśmy się ceny jako wartości porządkującej, to pora teraz na porównanie z Ultrasone Tribute 7. Z wcześniejszych opisów winno wynikać, że tutaj, w tak podającym sygnał torze, powinny stać się do recenzowanych podobne – i rzeczywiście tak było. Także Tribute 7 operowały nieco odrębnymi i ilościowo obfitymi sopranami, nawet względem Rossonów bardziej się zaznaczającymi i bardziej wyosobnionymi. Identyczna sytuacja na dole pasma: tu także Ultrasony z dawnych lat wspierane świetnym kablem bardziej wyodrębniały basy i akcentowały je bardziej. Dzięki sopranom bardziej akcentowały także szczegóły – ich obraz bardziej się mrowił. Ale to się nie przekładało na lepszość; Rossony zagrały śpiewniej, dawały większą muzykalność, słuchałem ich z nie mniejszą przyjemnością, mimo iż stwarzały wrażenie, że ujmują szczegółów i nie „gryzą” w cudzysłowie nagraniowej taśmy tak mocno. Tak więc ambiwalentne rozdarcie – dla miłośników melodyjności bardziej Rosson, a jeszcze bardziej HEDDphone, dla lubiących wytężony napór szczegółów Tribute 7.

Na koniec najdroższe Edition 15 stają w szranki. Ciekawa sprawa – te ze stacjonarnym wzmacniaczem zrobiły dużo więcej tego samego co Rossony, mianowicie skanowania przestrzeni sopranami. Wyszła z tego jednak przesada, mimo iż scena faktycznie większa. Głosy wokalistów wypadły jednak na tle wszystkich pozostałych mniej prawdziwie – zbyt szeleszcząco i kontrastowo, tak jakby na monitorze albo telewizorze przeciągnąć za daleko kontrast.

Brzmienie cd.

Ich własne kable są tanie, obecny w teście był drogi.

   Na już faktyczny koniec komputerowej batalii, słowo o brzmieniu już samych tylko Rosson Audio ze wzmacniaczem lampowym, którym był Ayon HA-3 z lampami mocy 45᾽. Z użyciem jego napędu amerykańskie planary, spokrewnione osobą twórcy i poprzez nią konkurujące z produktami Audeze, zaprezentowały się niewątpliwie ciekawiej od samych siebie z tranzystorem. Cechy podstawowe się zachowały, ale to skanowanie przestrzeni sopranami realizowało się jeszcze lepiej, gdyż te były mniej odrębne, lepiej siedzące w paśmie. Więcej też było melodyjności, bardzo dobrego zaśpiewu, zadumy bardziej zadumanej, ekstazy bardziej ekstatycznej. Więcej także bezpośredniości, tłumu bardziej ludzkich postaci. Wszelkie wrażenie sztuczności oraz brzmieniowych niedoróbek odjechało, ustępując pochodowi piękna kroczącego wraz z każdą nutą. Jeżeli istnieje coś takiego jak piękno oddechu, to wykonawcy w Rosson Audio oddychali pięknie – pięknie nabierając powietrza, nie tylko pięknie śpiewając. Muzyka w pięknej poświacie, pięknym powietrzu, piękna cała. Co nie oznacza, że się nie da lepiej, niemniej to czucie piękna było dominantą i nikomu nie dało się przegnać.

Ostatni etap to już granie w systemie głównym z odtwarzaczem. Z założeniem, że nie będzie porównań, tylko recenzent spędzi wieczór w towarzystwie Rossonów, wędrując z nimi poprzez labirynt nagrań diagnostycznie przydatnych, zdolnych uwypuklać cechy brzmieniowe. Rzeczywiście tak było, ale jedynie do momentu, w którym poczułem nieodpartą potrzebę konfrontacji z HEDDphone. W których zacząłem upatrywać dziedzica cech melodycznych referencyjnych kiedyś Sony MDR-R10. Pouczająca była to konfrontacja, ale pozwólmy rozwinąć się narracji, czyli zacząć od testowanych.

Słuchawki są niewątpliwie z ekstra ligi, a ich główną zaletą umiejętność łączenia brzmieniowego artyzmu z trzeźwym przeglądem nagrań na bazie najwyższej klasy technicznej. Tutaj na pierwsze miejsce wysuwa się detaliczność. Wzięte do sprawdzenia odpowiednie czynniki nagraniowe od razu pokazały, że Rosson Audio są pod względem zdolności wydobywania szczegółów jednymi z najlepszych na świecie. I nie mówię tu o jakiejś szerokiej gamie elitarnie drogich słuchawek, tylko o paru dosłownie naj-naj. Dodatkową zaletą fakt, że w słuchaniu ogólnym nie przekłada się to na nadmiar – te szczegóły, mimo że wszystkie obecne, nie przytłaczają słuchacza, mało tego, prawie się nie wyodrębniają. Stanowią integralną część muzyki, same są tą muzyką. To naprawdę miło z ich strony, gdyż tak jest dużo lepiej. Nie czynią bowiem muzyki zbiorem danych, zachowując jej czar i artyzm – są jednocześnie obecne i świetnie się komponują. Ale w życiu zawsze coś za coś, choć nie zawsze tak samo. Aby szczegóły mogły się tak dobrze czytać, potrzebne jest mimo wszystko pewne wytężenie sopranów. One tym snopem światła, który wyszukuje szczegóły; i teraz rzecz najważniejsza – sopranów tych kompozycja. Na ile ich wytężenie da się schować w muzyce? – bo całkiem się go ukryć nie da, to niesłychanie trudne. Rosson Audio Design RAD-0 realizują to nieomal perfekcyjnie. Ale z naciskiem na nieomal. Kiedy ich słuchać bez porównań do melodyjnie lepszych, wówczas zupełnie nie zauważamy, o ile się na tym bardzo nie skupiać. Ale od czego są recenzenci. To ich zadanie nie przeoczyć, więc sam nie przeoczyłem.

Jacki przy muszlach są z tych długich, podobnie jak u Beyerdynamic T1.

Sięgnąłem właśnie po HEDDphone i wówczas się okazało, że ich brzmienie jest lepsze, bo bardziej koherentne z przełożeniem na czucie prawdziwości. Szczególnie dobrze było to słyszalne w odniesieniu do ludzkich głosów, a już szczególnie w zwykłej mowie. Zwykle się tego nie „widzi” jak bardzo dźwięk ze słuchawek czyni te ludzkie głosy artefaktem technicznym; mózg robi tę robotę, że to dla nas maskuje. Ale nie może tego zrobić w sytuacji porównań z minimalnym czasowym odstępem, kiedy po paru sekundach zjawia się to samo w wydaniu bardziej prawdziwym. Więc nie ma zmiłuj – HEDDphone to słuchawki dla naturalności wokalu prawdziwsze, ale zarazem bardziej aranżujące całość muzycznego spektaklu i poprzez to dla realizatora dźwięku mogące być trudniejszym narzędziem.

Natomiast Rosson Audio Design RAD-0, pomijając to, że nieco zbyt akcentują wysokie tony, są wyjątkowo uczciwe, nie usiłują czarować. Na przykład grają w środku głowy, co jest w przypadku słuchawek opartych o dwa przylegające do uszu przetworniki i bez mieszania kanałów normalną sytuacją. Owszem, mózg wypycha pewne fragmenty muzyczne poza tej głowy obręb, tworzy też złudę holografii (większą lub mniejszą w zależności od organizacji akustycznej słuchawkowych komór), ale w przypadku szybkich przejść pomiędzy kanałami tego samego dźwięku zwykle trasa przebiega przez środek głowy, w najlepszym razie tuż przed czołem. U Rosson Audio to jest środek, i to jest w sumie uczciwe. Wielkość sceny też jest umiarkowana – to nie są słuchawki wielkoobszarowe, chociaż zarazem nie ciasne. Średniej wielkości i dobrze zawieszona scena z dość bliskimi pierwszym planem i w razie czego z dobrze również widocznym dalszym dzianiem, ale nie zjawiskowa holografia i brak poczucia ogromu. Za to same dźwięki trójwymiarowe i pomijając nieznaczne wybijanie sopranów dobrze ulokowane tonalnie. A dzięki tym sopranom (na własnym obszarze bardzo ładnym, bo należycie trójwymiarowym), środkowy zakres pasma emocjonalnie nieobojętny, jako że zawsze kiedy się zdenerwujesz, zaczynasz mówić wyższym głosem. Na finał bas popisowo objętościowy i bardzo nisko schodzący; tak samo jak reszta pasma popisujący się obecnością trzeciego wymiaru i na dodatek w muzyce elektronicznej (specjalnie po takie efekty sięgającej) potrafiący rozlewać się na całą przestrzeń, ogarniać ją basową łuną. To ogarnianie wychodziło Rosson Audio świetnie, było ich bardzo mocną stroną. I w ogóle miały w sobie muzyczną poezję, o której już pisałem. Muzyka jako całościowa wizja – piękna i wszechogarniająca – to tym słuchawkom nie jest obce, to łatwo przywołują. I jeszcze jeden ważki atut: energia i z nią dynamika. Porównując je z HEDDphone doszedłem do końcowego wniosku, że przetworniki AMT są lepsze pod względem melodyjnym, dając prawdziwsze wizje dźwięków. Słabsze natomiast są w oddawaniu muzycznych walorów energetycznych – ich dźwięki nie niosą takiej siły i nie są tak dynamiczne. A w każdym razie potrzebują do pełni ukazania tego wyjątkowo mocnych wzmacniaczy; nowe planary są pod tym względem wyraźnie mniej wymagające. Dla HEDDphone zatem lampy 300B, planarom nowej generacji wystarczą 2A3, nawet 45’.

Prosto ze smartfona dobrze się nie da, ale wzmacniacz nie musi być popisem mocy.

O innych cechach nie ma się co rozpisywać, wszystkie na high-endowym poziomie. Dobrze wszystko omiatające, czyniące widocznym światło – ale bez jaskrawości. Element światłocienia, tworzący odpowiedni klimat. Dynamika i energia narzucają też szybkość dźwięku, a sustain bez zarzutu. (Inaczej skąd poezja?) Dobra spoistość brzmienia, aczkolwiek nie wzorcowa. Wszystko doważone i dociążone, a także wyrównane, w tym wyrównane i spójne pasmo z minimalnym podskokiem sopranów, ale nie w każdej sytuacji. (Na przykład z DAP-ami nie.) Wszechobecna trójwymiarowość, także podatność na wszelkie emocje. Szum tła się nie narzuca, ekstensja i postać dźwięku spod obcasa przy stepowaniu były jednymi z najlepszych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Piękno sopranami troszeczkę odmładzanych i trochę podekscytowanych głosów – ogólnie biorąc liryka i to piękno, a zarazem technika najwyższego poziomu. Na pewno nadają się dla realizatorów dźwięku (pomijając fakt otwartości oraz niemałej wagi), z pewnością nadają się dla zaawansowanych audiofili, szczególnie ceniących rys oddanego z pietyzmem szczegółu. Nadają się też do każdej muzyki, jak przystało na wszystkie słuchawki najwyższej klasy. Dla torów są ogólnie przyjazne, ale dla uzyskania najlepszego efektu należy się pochylić nad tymi ich sopranami i postarać, aby stały się jak najprawdziwsze, a nie tylko obecne. To może nie być łatwe, to trzeba organizować na całej długości toru, ale to się opłaci, te słuchawki są tego warte.

Podsumowując

   Cóż, można powiedzieć – jeszcze jedne! Do wypiętrzającej się jak tsunami fali high-endowych słuchawek dołączają kolejne, ale nie tak po prostu. Rosson Audio Design RAD-0 są lepsze od niejednych najlepszych, że tak przewrotnie to ujmę. Poczynając od tego, że super są szczegółowe, a ani trochę krzykliwe. Uważnie tę krzykliwość im sprawdziłem na wrzaskach recytatywów oper, i tam gdzie inne bardzo drogie smagały niczym bat po uszach, one zachowywały naturalny umiar. A z drugiej strony tam, gdzie te wrzaskacze gubiły już w tłach szczegóły, one je elegancko eksponowały, bez najmniejszego wysiłku dla słuchającego podając mu je na tacy. To sztuka, to się prawie nikomu nie udaje – tych jedenaście po autorsku ułożonych magnesów i kompozytowe membrany robią świetną robotę. Do tego stopnia, że na wyróżnienie zasługują nawet pośród elitarnego grona. Tym niemniej historyczne już Sony i aktualne HEDDphone same dźwięki budują prawdziwsze, mimo iż mniej energetyczne. Wiele jest także słuchawek potrafiących bardziej czarować sceną, też wiele słodszych i gorętszych. Jak przystało na aspirujące do bycia profesjonalnymi, nie podbijają bowiem Rosson Audio temperatury, ani nie dorzucają słodu. Są neutralne w dobrym sensie, nie schodząc nigdy ze słodyczą i temperaturą poniżej naturalnego poziomu. Nie wyzbywają się też emocji, są zaangażowane. Tym bardziej nie są skażone złymi emocjami – nie wywołując paskudnego jak dla mnie wrażenia dziwności i obcości. Ich realizm i naturalizm od pierwszej chwili uderza, dopiero przy ewentualnych porównaniach wychodzi na jaw, że nie do końca są postaciowo tak doskonałe, jak najlepsze w historii.

 

W punktach

Zalety

  • Ogólne poczucie prawdziwości.
  • Zgodne z obietnicą nadawanie się i dla audiofila i profesjonała.
  • Trójwymiarowe obrazowanie, trójwymiarowe wszystkie dźwięki.
  • Co dla wszystkich jest ważne, a najważniejsze dla sopranów.
  • Nieznacznie podrasowane sopranami ludzkie głosy podszyte są dzięki temu emocjami.
  • Pracują też te soprany na rzecz wyjątkowej szczegółowości, ale nie są męczące.
  • Przeciwnie, cały muzyczny obraz jest dobrze wewnętrznie spojony i naturalnie niemal melodyjny.
  • W sposób nieodgadniony, to podrasowanie sopranowe w najmniejszym nawet stopniu nie przekłada się na krzykliwość.
  • Dość bliski pierwszy plan i naturalizm głosów przekładają się na kreację żywych postaci i bezpośredni z nimi kontakt.
  • Stuprocentowo transparentne medium.
  • Naturalne i dobrze oświetlające wszystko światło.
  • Zarazem efekt światłocienia na rzecz klimatycznego nastroju.
  • Bardzo szeroki zakres pasma po obu jego stronach.
  • Moc i energia dźwięku.
  • Wraz z tym szybkość i dynamika.
  • Poetyckie wybrzmienia wraz z długim, pięknie finiszującym susteinem.
  • Nuta artyzmu zdecydowanie przeważa nad wrażeniem perfekcji technicznej.
  • Wysokie ciśnienia dźwięku (chociaż nie ciśnieniowe samo medium).
  • Wzorcowo utrafione wypełnienie i dociążenie.
  • Zjawiskowa wręcz dźwięczność.
  • Zjawiskowa ekstensja dźwięków.
  • I zjawiskowa umiejętność zarysowania odbiciami wnętrz.
  • Dobra jakość pogłosu, aczkolwiek już nie wzorcowa.
  • Ożywianie dźwiękowymi łunami całej dostępnej przestrzeni.
  • Wzorcowa separacja źródeł i ich nienaganna współpraca, pomimo że organizacja sceny jest tu typowo słuchawkowa.
  • Umiarkowana, ale dobrze realizowana holografia.
  • Bezbłędna stereofonia, mimo iż realizowana we wnętrzu głowy.
  • Umiejętność popisowego zalewania całej przestrzeni basową łuną.
  • Neutralna temperatura przekazu i brak dosładzania.
  • Dość delikatna delikatność (pod tym względem niektórzy lepsi) i imponująca potęga.
  • Nadają się do każdej muzyki.
  • I do każdego nastroju.
  • Stosunkowo nietrudne do napędzenia.(Niewielka impedancja.)
  • W efekcie sprzęt przenośny nie zostaje wykluczony.
  • Dosyć przyjazne różnym torom.
  • Summa summarum uniwersalne.
  • Wygodne.
  • Bardzo ładne, nawet wysmakowane.
  • Szeroka gama dostępnych wzorów wykończenia.
  • Każdy egzemplarz unikalny.
  • Same gatunkowe surowce.
  • Wymienny kabel i dwa kable w komplecie, w tym jeden symetryczny.
  • Bardzo praktyczny profesjonalny kejs opakowaniem.
  • Wyróżniają się nawet w gronie najlepszych.
  • Fabrycznie wygrzewane.
  • Sławny projektant.
  • Made in USA.
  • Same pozytywne recenzje i nagrody.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Dość ciężkie.
  • Jak przystało na aspiracje profesjonalne, dość mocno zaciskające się na głowie.
  • Formalnie dostępne tylko w kraju producenta.
  • Brak więc polskiego dystrybutora.
  • Konkurencyjne i tańsze HEDDphone potrafią lepiej modelować dźwięki. (Ale nie niosą w nich tyle energii, przynajmniej nie ze zwykłym wzmacniaczem.)
  • Ogromna konkurencja rozlicznych tańszych i droższych.
  • Mimo wszystko te ich soprany są nienaturalnie podbite. (Aczkolwiek bardzo dobrze z całością brzmienia zestrojone i oczywiście możliwe do korygowania resztą toru.)

 

Dane techniczne:

  • Typ: słuchawki planarne, wokółuszne, półotwarte.
  • Przetwornik: ortodynamiczny o obustronnych magnesach, ø66 mm.
  • Magnesy: 11 N52 (neodymowe).
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – poza zakres słyszalny.
  • Impedancja: 29 Ω.
  • THD: <0,1%
  • SPL: 98 dB.
  • Kable: 1) symetryczny długości 2,0 m zakończony 4-pinem; 2) niesymetryczny 1,2 m z końcówką jack 3,5 mm.
  • Waga: 550 – 615 gramów (W zależności od wykończenia muszli, którego jest wiele wzorów.)
  • Opakowanie: profesjonalny kejs typu pelikan.
  • Wygrzewanie fabryczne: 15 dni pod obciążeniem 120 dB.
  • Cena: $2600

 

System:

  • Źródła: Astell & Kern KANN Cube, Astell & Kern AK380, PC, Ayon CD-T II Signature.
  • Przetworniki: PrimaLuna EVO 100.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head, Ayon HA-3, Divaldi Amp-02.
  • Słuchawki: HEDDphone (kabel firmowy i Tonalium-Metrum Lab), Rosson Audio Design RAD-0 (kabel Wireworld Nano-Platinium Eclipse, Ultrasone Edition 15 i Edition 15 Veritas, Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab) .
  • Kable USB: Fidata HFU2 Series USB, iFi Gemini + iUSB3.0
  • Kabel LAN: Fidata LAN HFCL Series.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: iFi iOne.
  • Interkonekty analogowe: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek Edia & Sulek 6×9, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9500, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Edia, Sulek 9×9 Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

19 komentarzy w “Recenzja: Rosson Audio Design RAD-0

  1. Sławek pisze:

    Czyli biorąc pod uwagę kurs dolara około 4 zł i doliczając 23% VAT to już jest 12 792 zł do tego cło – nie wiem ile i koszt przesyłki to ze 14 tysi wyjdzie. A więc poziom gdzieś pomiędzy Meze Empyrean a HiFiMan HE 1000 v2.
    Jak to brzmieniowo wypada w porównaniu do tych słuchawek?
    Nie ukrywam, że HiFiMan to „moja bajka”…

    1. Piotr Ryka pisze:

      HiFiMAN v2 to słuchawki dla lubiących wielkie sceny, holografię i czar. Rosson Audio to słuchawki dla lubiących precyzję i połączenie stylu audiofilskiego z profesjonalnym. Scenę na pewno mają mniejszą i nie tak holograficzną, za to są bardziej uczciwe w sensie nie dodawania niczego od siebie.

    2. Mateusz pisze:

      To ja podesłałem panu Piotrowi owe słuchawki, to brzmienie inne od wyżej wymienionych słuchawek.
      Trzeba ich posłuchać (tylko jak?) bo można się rozczarować (tak jak ja na początku).
      Powiedziałbym że brzmieniowo są pomiędzy LCD-3 a LCD-4.
      W swojej kolekcji stawiam je jednak niżej niż Final Audio D8000.

    3. Piotr Ryka pisze:

      Warto może dorzucić, że Rosson Audio są bardzo zmienne w zależności od użytego toru. W zależności od niego mniej albo więcej będzie sopranów, wraz z tym zmienia się styl. Raz może to być typowo audiofilskie i lampwe brzmenie a la Audeze LCD-3, kiedy indziej bardziej wytężone technicznie, jak u Final D8000 Pro czy Technics EAH-T700. Ogólnie są dość podobne do ERZETICH Phobos.

  2. Mateusz pisze:

    Ja też lubię słuchawki Hifimana (miałem w przeszłości kilka ich modeli) ale RAD-0 to słuchawki inne.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Odnośnie jeszcze porównań do HEDDphone muszę zwrócić uwagę, że te grały tutaj wyłącznie poprzez kabel Tonalium, który dość znacznie zmienia ich brzmienie względem oryginalnego, przede wszystkim zabija jakiekolwiek poczucie obcości i nienaturalności, które przy oryginalnym kablu czasami (zależnie od toru i nagrania) w formie resztkowej się zjawia.

  4. Przemysław pisze:

    Nie ukrywam, że kabel tonalium może dużo zmienić, co dostrzegam po jego zaaplikowaniu Entrequa Apollo nie tylko do D8000, ale również Focali Utopii za pośrednictwem przejściówki Argentum.

    Gratuluję właścicielowi słuchawek Rosson posiadania świetnie brzmiącego nabytku w swojej kolekcji i cieszę się, że przesłał go recenzji, bo dzięki temu więcej osób może zainteresować tym modelem. Szkoda tylko, iż nie mają one dystrybutora w naszym kraju.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Można prosić o uściślenie? Czy zmiana po zastosowaniu Tonalium jest w tym wypadku hipotetyczna, czy czymś sprawdzonym? I jak ma się do tego Entreq Apollo.

      1. Przemysław pisze:

        Przypuszczam, że zmiany, jakie zachodzą po zastosowaniu Tonalium zbliżone do tych, jakie wprowadzają najwyższe modele Entreqa, na których jest on wzorowany.

        U mnie zmiana jest sprawdzona i wspominałem o niej przed rokiem, gdy nabyłem Entreqa Apollo. Teraz dzięki przejściówce mam przyjemność cieszyć się nim również w połączeniu z Focalami Utopiami, które straciły mgiełkę lekką mgiełkę na przekazie, zyskały jeszcze większą organiczność, dużo lepiej różnicują źródła, oddają dokładniej ich faktury, naturalniej barwy. Od dzisiaj dopiero mogę się cieszyć zmianami na focalach i są to wrażenia na gorąco. Zdaję sobie sprawę, że wpływ przejściówek Argentum się zaznacza, ale charakter Entrequa jest słyszalny.

  5. Sławek pisze:

    No to szkoda, że nie mają polskiego dystrybutora…

    1. Przemysław pisze:

      Mam nadzieję, że z czasem zyskają dystrybucję w naszym kraju. Tak jest choćby w przypadku ZMF-ów (na czele z flagowymi Verite), które można nabyć od niedawna w Audeos.

  6. Mateusz pisze:

    Rosson jest na razie za mało znany i ma tylko jedne słuchawki w swojej ofercie aby ktoś się zainteresował dystrybucja w naszym kraju, nawet w USA ich sprzedaż jest tylko przez internet.
    Pozostaje zainteresowanym polować na uzywki w Europie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A na czym w porównaniach polegała wyższość Final D8000? Zapewne na otwartości brzmienia, ale czy czymś jeszcze?

      1. Mateusz pisze:

        Głównie lepsza scena, trochę lepsza holografia, większe źródła, bas mocniej kopie no i są dla mnie znacznie wygodniejsze choć trochę zsuwają mi się z uszu.
        D8000 grają u mnie na tym samym kablu który Panu wysłałem choć 2 dni temu kupiłem wreszcie dobry kabel do RAD-0 więc każde słuchawki będa miały swój kabel wysokiej jakości.

      2. Mateusz pisze:

        Do słabszej jakości nagrań wybieram jednak Rossony, kapitalnie kryją niedoskonałości nagrań.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Czyli z Pana wzmacniaczem grają jak u mnie ze sprzętem przenośnym. Tor stacjonarny wydusił z nich więcej, ale w tej sytuacji okazały się trudniejszym partnerem. Co nie oznacza, że pański wzmacniacz jest gorszy, może nawet dla nich lepszy.

  7. Mateusz pisze:

    Do minusów dodałbym jeszcze klejone pady…

    1. Sławek pisze:

      No tak, ja w moich HE-6 pady już wymieniałem 2 razy. Klejone to jest problem…

      1. Mateusz pisze:

        Dodatkowo na tą chwilę zamienników brak i pozostaje mi ściągać oryginały z USA…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy