Recenzja: Phasemation EPA-007

Phasemation__EPA_007_22   Co tu będziemy przed sobą udawali – nie ma to jak dobry słuchawkowy wzmacniacz i dobre słuchawki. Ustawiać tego z pietyzmem nie trzeba, pokój odsłuchowy zbyteczny i jeszcze ględzenia, że się przeszkadza, nie trzeba wysłuchiwać. – Raj. Pewnie, są i ograniczenia, na przykład sceny takiej jak z głośników oraz wibrowania wszystkiego wokół się nie uświadczy. Ale sam się przyzwyczaiłem, a właściwie to życie takie przyzwyczajenie wymogło. Od zawsze miałem wprawdzie własny pokój, a odkąd byłem podrośniętym nastolatkiem miałem też własną aparaturę audio, i to taką jak na tamte odległe już bardzo w wymiarze ludzkiego życia lata 70-te naprawdę rewelacyjną, ale poczciwe Altusy, powiedzmy sobie szczerze, to nie był szczyt wyrafinowania, a lepszych kolumn głośnikowych naonczas nie było nawet w Peweksie. Sam w każdym razie się na takie nie natknąłem. Trzeba było umieć takie zrobić samemu i trzeba było jeszcze mieć z czego, a podzespoły przywożone z zagranicy miały wtedy dla osób zarabiających w Polsce ceny wręcz niebotyczne, tak więc sprawa już na starcie wyglądała beznadziejnie. A słuchawki? Otóż robił Tonsil jedne takie, bardzo solidne i ciężkie, które naprawdę dobrze grały i które do gniazdka we wzmacniaczu można było podłączać, bo o wzmacniaczach słuchawkowych innych niż Staksa nikt wtedy w nie słyszał, a tego Staksa nie dość że też nie było, to nawet poczytać o nim nie było można, bo ani pisma o tematyce audio w tamtych czasach nie istniały, ani tym bardziej Internet. Kapitana Klossa można było obejrzeć w czarno białej telewizji albo relację z kolejnego Zjazdu PZPR (hardcore w najczystszym wydaniu), choć trzeba przyznać, że teatr stał wtedy na nieporównanie wyższym poziomie i to nie tylko w telewizji. Z tym Internetem to wielka szkoda, bo miałby z nim nieustająco przecudny Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich jaja jak łby baranie, no ale nie było. Dobrze, że było chociaż „60 minut na godzinę” i ogólna atmosfera antyreżimowego sprzeciwu, dająca społeczeństwu dużo silniejsze poczucie przynależności do wspólnoty niż ma to miejsce obecnie. Ale my nie o tym.

Phasemation to firma dotąd widmowa, w każdym razie z punktu widzenia europejczyka. Jak i gdzie ją krakowski Nautilus wyszperał, nie wiem i nie jest to specjalnie istotne poza samym faktem wyszperania. Wiem tyle, że nie wyszperał na zasadzie poszukiwań słuchawkowych wzmacniaczy, tylko przedwzmacniaczy gramofonowych, bo oni w gramofony ostro weszli i trzeba przyznać, osiągnięcia mają. Słuchałem niedawno takiego jednego z przedwzmacniaczem właśnie zrobionym przez Phasemation i dobrze że tam w sali odsłuchowej jest gruba wykładzina, bo miałbym sińca na brodzie. Wyjawiono mi także, że sporej części produktów Phasemation do miłościwie nam panującej Unii Europejskiej, co to po Związku Radzieckim nastała, sprowadzać nie wolno, bo podobnie jak tradycyjne żarówki są be, gdyż albowiem mianowicie ponieważ posiadają ołowiane luty. Dlaczego ołów w lutach UE przeszkadza, a rtęć w żarówkach energooszczędnych nie, chociaż te ani do ściemniaczy światła się nie nadają, ani nie trzymają parametrów jasności i jeszcze w sposób szkodliwy dla zdrowia podprogowo migoczą, tego rozebrać normalną, matematyczną logiką się nie da. Bo skoro ołów jest taki podły, że nim lutować nie wolno, a rtęć tak przewrotna, że w termometrach jej zabroniono – to jakim kaducznym prawem mimo to w żarówkach wszystkim łaknącym światła ją nakazano? Owego rozszczepienia jaźni, godnego zapakowania w stosowny kaftan, pojąć zwykłą, nieunijną myślą nie sposób, a materialne wyjaśnienie znalazłoby się zapewne w podstołowych brukselskich walizkach, albo datkach na kampanie wyborcze obywatelki ex towarzyszki Merkel i jej podobnych unijnych ananasów. W każdym razie na pewno nie u Goethego. Ale my znowu nie o tym.

Coś się nam ten Phasemation nie może uczciwie rozpocząć, tak po bożemu, tylko go nosi po polityczno historycznych opłotkach. Ale jedną po bożemu napisaną recenzję w języku polskim już posiadł, kolejne wnet pewnie posiędzie, to po co mu jeszcze jedna? Ta będzie przeto nieboska, jak taka jedna komedia, co to nią dziatwę szkolną męczyli ongiś na lekcjach i nikt nie wiedział o co w niej chodzi, ale dziś już nie męczą, bo tam zdaje się szło w onych mękach o Polskę, a Polskę to co więksi artyści typu Maria Peszek oraz ich promotorzy mają teraz w dupie.

No i masz, znów na pobocze z audiofilskiego głównego nurtu zjechałem, prosto w bezdroża rozumu i dobra. To może jeszcze raz.

Phase Tech jest marką wyrobów sprzedawanych w Europie dopiero od paru lat, przemianowaną w międzyczasie na Phasemation, ponieważ Phase Tech okazało się nazwą przypisaną na tym obszarze komuś innemu. Firma należy do grupy kapitałowej z Jokohamy –  Kyodo Denshi Engineering Design Co, Ltd – a została założona przez pana Noboyuki Suzuki jeszcze w latach 70-tych, co bardzo dobrze się składa, bo akurat o nich już trochę mówiłem. Phase Tech zajmuje się sporym odłamem rynku audio, posiadając w ofercie między innymi napęd CD i piękne lampowe monobloki, ale skupia się głównie na obsłudze gramofonów, a konkretnie na gramofonowych wkładkach i przedwzmacniaczach. Nasz tytułowy wzmacniacz Phasemation EPA:007 jest jej najmłodszym dziełem i jedynym wzmacniaczem słuchawkowym w ofercie, a także pierwszym, o ile się nie mylę, tego typu urządzeniem od Phasemation wychodzącym. Poza tym muszę od razu zaznaczyć, że na podstawie słuchanego przedwzmacniacza gramofonowego i tego co Wam tu teraz relacjonuję uznać należy, iż Phase Tech jest firmą należącą do najwyższej ligi światowej i mimo że jeszcze u nas mało znaną, zasługującą na wielkie poważanie.

Budowa

Phasemation__EPA_007_19

Elegancki, a jednak wyjątkowy – oto…

    Wygląd nie do końca zapowiada taką sensację z jaką będziemy mieli tu do czynienia, bowiem wzmacniacz jest niewielki. Waży ledwie dwa kilogramy i fasonem obudowy od razu przywodzi wspomnienie NuForce’a DDA-100, z którym pokrój ma identyczny i który jest jedynie minimalnie węższy a trochę głębszy. Ta niewielka obudowa mimo skromnych wymiarów pełni jednak zdaniem pana Noboyuki Suzuki bardzo istotną rolę, gdyż jest hermetyczna i antymagnetyczna. Wykonano ją w całości z aluminium i ma ponadto własności antywibracyjne oraz przeciwrezonansowe. Krótko mówiąc, to taki solidny aluminiowy pancerzyk dla wzmacniacza, żeby mu świat krzywdy nie zrobił i by spokojnie mógł sobie śpiewać. Trzeba też przyznać, że sposób obróbki i wykończenia tego aluminium jest przedni, i najbardziej mi się podobał spośród wielu aluminiowych urządzeń z jakimi ostatnio miałem styczność. Tu zdjęcia powiedzą wszystko, ale dodam, że tej obudowy także bardzo przyjemnie się dotyka, co nie jest pospolitą cechą aluminiowych obudów.

Na panelu przednim obok eleganckiego, chromowanego szyldu z napisem Phasemation widnieją trzy pokrętła, dwa przełączniki i dwa klasyczne gniazda słuchawkowe, a wszystkie one poza potencjometrem okazują się w jakiejś mierze nietypowe. Dwa jacki nie są bowiem tylko dwoma wejściami dla dwóch par słuchawek, tak aby można było słuchać we dwójkę albo porównywać brzmienia różnych modeli. Tym są wprawdzie również, ale nie tylko. By były nie tym tylko przestawia się ulokowany pomiędzy nimi przełącznik. Malutki skobelek w pozycji górnej, opisanej jako NORMAL, zapewnia te normalne, standardowe doznania, ale w pozycji dolnej, zwanej DUAL MONO, gwarantuje ekstraordynaryjne atrakcje, o ile ma się  odpowiedni słuchawkowy kabel, co nie jest błahostką. Symetrycznych słuchawkowych kabli zakończonych dwoma dużymi jackami nie sprzedają bowiem w kioskach ani nawet w salonach audio. Trzeba sobie taki zamówić w kablarskiej firmie, a samo Phasemation oferuje jedynie taki pasujący do słuchawek Sennheiser HD 800 oraz przejściówki z klasycznych słuchawkowych zakończeń symetrycznych XLR na duże jacki. Sam zamówiłem stosowny kabel u Ear Stream z przeznaczeniem dla słuchawek Denon AH-D7100, ponieważ były to najbliżej mnie położone wysokiej klasy nauszniki, u których wymiana kabla jest bezproblemową czynnością zapobiegliwie przewidzianą przez producenta. W efekcie się teraz bujam tudzież napawam symetrycznym brzmieniem, ale o tym za chwilę.

Phasemation__EPA_007_23

…Phasemation EPA: 007

Drugi przełącznik jest bardziej typowy, ale również nieczęsto spotykany. Zmienia on siłę wzmocnienia i wdrożono go najpewniej z uwagi na coraz popularniejsze słuchawki planarne. Całkiem zwyczajne jest tylko pokrętło potencjometru. Niewielkie, ale z odpowiednią siłą kręcenia i przyjemnie wyprofilowane. Natomiast dwa pozostałe regulatory obrotowe kręcą się w rytm spraw nietypowych. Pierwszy odpowiada za precyzyjne dostrojenie impedancji i ma cztery pozycje: ZERO, LOW, MID oraz HIGH. Niby to nic wielkiego i żadne nowatorstwo, bo tego rodzaju regulatory zdarzają się także innym wzmacniaczom, ale zdarzają się zdecydowanie za rzadko, a już zwłaszcza takie czteropozycyjne. Phasemation, podobnie jak ongiś Cayin HA-1A, udowadnia zaś, że działanie takiego dostrojenia wpływa na dźwięk korzystnie, toteż żal, że coś takiego nie jest normą. Trzecie z pokręteł okazuje się już zupełnym ewenementem. Opisane zostało jako DAMP i kręci się od pozycji SOFT ku HARD. Ono także działa i to bardzo słyszalnie, a jak, o tym będzie w opisie brzmienia.

W odróżnieniu od nietypowo wyposażonego panelu przedniego, tylny jest zupełnie zwyczajny. Zawiera włącznik główmy, gniazdo kabla zasilania oraz wejścia RCA i XLR. Z uwagi na to co dzieje się w środku i od przodu lepiej oczywiście używać tych drugich, bo symetryczna budowa wewnętrzna, stanowiąca purystyczną konstrukcję dual mono, warta jest czerpania z jej przewag. Odnośnie tej wewnętrznej budowy pan Noboyuki Suzuki powiada, że podobnie jak w przypadku pozostałych produktów Phasemation priorytetem była czystość dźwięku, a wiodącym do jej osiągnięcia głównym orężem prostota obwodów dyskretnych. Tak więc działano tu podług starej konstrukcyjnej zasady, pamiętającej jeszcze czasy pierwszych wzmacniaczy lampowych Western Electrica – jak najprościej, byle nie za prosto. Pasywny układ wzmacniający w trybie dual mono, pozbawiony jakichkolwiek degradujących brzmienie wzmacniaczy operacyjnych i całkowicie separujący kanały, to klasyczny przepis na najwyższą klasę brzmienia i to właśnie zostało tutaj zastosowane. Swój wkład w tę znakomitość ma też oczywiście wspomniany regulator impedancji, pozwalający dopasowywać się do oporności słuchawek, a w efekcie generować dźwięk – jak to zostało ujęte w opisie producenta – „bardziej miękki i naturalny”. Ciekawostką jest też zastosowanie układu chroniącego słuchawki przed skutkami stresu powstającego przy włączaniu i wyłączaniu, dzięki czemu nie trzeba się obawiać o ich zdrowie i w trosce o nie ściszać przed wyłączeniem.

Phasemation__EPA_007_17

Prosto, funkcjonalnie i z klasą

Wnętrze nie jest jednak wcale tak proste jak by się po wykładzie pana Noboyuki Suzuki o przewagach prostoty można było spodziewać, czego głównymi czynnikami komplikacji są wspomniana regulacja impedancji i regulator DAMP. Ten ostatni prowadzi we wnętrzu do czterech rezystorów tłumiących oddzielnie każdy z kanałów, regulując ich wpływ na brzmienie. Ten pierwszy wiedzie ku czterem poprzedzającym te rezystory kondensatorom. Całość zasilana jest pojedynczym transformatorem R-Core i stanowi wzorzec elegancji montażu na drukowanych ścieżkach. Szkoda tylko, że nie zastosowano oddzielnych potencjometrów dla każdego z kanałów, bo wówczas idea dual mono byłaby wcielona jeszcze dokładniej. Pociągnęłoby to jednak konieczność użycia potencjometrów krokowych, a wówczas obudowa musiałaby zostać powiększona, podobnie jak cena.

Odsłuch

Phasemation__EPA_007_20

Jego wnętrze jest już jednak bardziej złożone, niż mogłoby się wydawać.

   Zacznijmy najnowszą modą od komputera w roli źródła i by nie bawić się w żadne półśrodki podepnijmy mu DAC-a Eximus DP-1, mający między innymi tę zaletę, że posiada tak nam tutaj potrzebne wyjścia symetryczne. Jego z kolei poprzedzimy interfejsem M2Tech HiFace, by ogromny jitter go nie nękał, i połączymy to wszystko z Phasemation kablami XLR. Posłuchamy tego niecodziennego pakietu do napędzania słuchawek w trzech wariantach: zwyczajnie, biorąc pliki z You Toube, też zwyczajnie, ale już za pośrednictwem programu JPlay i całkiem ekstraordynaryjnie, czerpiąc najwyższą jakość z materiału plikowego MQS.

 

Z You Tube

Wystartujmy od średniego pułapu, czyli słuchawek Beyerdynamic DT 990 w ich najnowszej wersji „Edition”, mającej w tym wypadku pośrednią impedancję 250 Ohm, czyli nadającą się do wszystkiego, to znaczy aparatury stacjonarnej i przenośnej. Powiadają, i nie bez racji, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Nierzadko okazuje się to prawdą, ale nie tym razem i nie tutaj. Wybrałem piękną balladę Edwarda Stachury „Życie to nie teatr” i trzeba przyznać, że jak na plik You Tubowy zabrzmiała głęboko i wyraziście, a dostrojenia Phasemation od razu się przydały. Że przydało się to od impedancji, to oczywista sprawa. Dawało jak zawsze lepszą ostrość odwzorowania, chociaż różnice pomiędzy poszczególnymi wartościami nie były specjalnie duże. Były jednak natychmiast rozpoznawalne, a dźwięk w pozycji nieoptymalnej okazywał się stłumiony. Duża była za to różnica podczas kręcenia pokrętłem DAMP. W pozycji SOFT dźwięk był ciepły i bezpośredni, ale trochę nazbyt krzykliwy. Przytemperowałem go do położenia pośredniego i stał się lepiej kontrolowany oraz dokładniejszy. Zmieniłem utwór na sławną meksykańską pieśń biesiadną wylansowaną przez Richarda Valenzuelę, znanego jako Richie Valens. Tu z kolei było nieco inaczej: pozycja SOFT dawała się ustawić prawie do końca bez zniekształceń, a w pół drogi do HARD robiło się trochę za chłodno. Paradoksalnie w ustawieniu HARD struny gitary brzmiały bardziej miękko niż w SOFT, ale dźwięk całościowo wydawał się zredukowany i  dużo mniej angażujący.

Phasemation__EPA_007_24

Tak dla formalności

Wpiąłem Sennheisery HD 650 i z miejsca skonstatowałem, że przestawienie impedancji do prawidłowej dla nich pozycji najwyższej służy im zdecydowanie. Niemal natychmiast przekonałem się też, że najlepiej brzmią w ustawieniu na jedną czwartą pomiędzy SOFT a HARD licząc od strony miękkości. W połowicznym też było bardzo dobrze, z lepszą kontrolą a trochę mniejszą jaskrawością i muzycznym szałem, a ponieważ regulacja jest płynna, każdy może wynaleźć najbardziej sobie odpowiadające ustawienie, a jest w czym wybierać, bo już malutki ruch pokrętłem daje słyszalne zmiany.

Same HD 650 zagrały od Beyerdynamiców bardziej miękko i gęsto, a z mniejszym naciskiem na staranność artykulacji. Bardziej artystycznie a mniej po inżyniersku. Ogólnie z ciekawszą formą wyrazu, której regulacje wzmacniacza oddały lepszą przysługę. Trudno jest te HD 650 dobrze napędzać, ale jak już się udaje, to pięknie i zaangażowaniem śpiewają. Zwykle mają przy tym tendencję do lekkiego przymglenia i braku ostrości, ale tutaj właśnie odchylanie pokrętła w stronę HARD doskonale tę ostrość poprawiało, czyniąc przekaz jednocześnie bardzo muzycznym i bardzo wyrazistym. Ogólnie z napędzania HD 650 należy się najwyższa nota i słowa uznania.

Semper in altum, powiadali Rzymianie, toteż sięgnijmy po Grado GS-1000i.

Wiecie, to nie jest sprawiedliwe. Dlaczego słuchawki za tysiąc złotych ani za dwa tak nie potrafią? Dlaczego trzeba zaraz sięgać po cztery? Ale co to ja tyle razy przy takiej okazji  czytałem? Co sam nieraz też napisałem? – Że różnica w cenie wielka, a w brzmieniu niewielka – się powiada. No więc nie zawsze, waszmościowie, nie zawsze. Czasami różnica w cenie jest wielka, a i w brzmieniu też. Beyerdynamiki i Sennheisery w porównaniu do Grado były tylko cieniem. Miara naturalności i piękna okazała się zupełnie inna. To była inna muzyka, inny jej wymiar. Tak jakby z foyer wejść na widownię. Nie ma się co znęcać, ale trzeba też powiedzieć, że takie utarte audiofilskie slogany bywają diabła warte i zieje od nich bzdurą.

Phasemation__EPA_007_25

Duet z Japonii pokarze, na co go stać…

To weźmy na koniec co mamy najlepszego, przynajmniej teoretycznie, z uwagi na tę symetryczność. Symetrycznie podpięte Denony AH-D7100 nie okazały się wprawdzie na słabym materiale plikowym lepsze od niesymetrycznych Grado, ale ukazały inny muzyczny pejzaż. Bardziej gładki, nasycony barwą, błyszczący i z pewną dozą pogłosowości. Ta pogłosowość była tym silniejsza, im bardziej ustawienie zbliżało się do pozycji SOFT, a w HARD nie było jej wcale. Ze słabszym jakościowo „Życie to nie teatr” lepiej sprawdzało się ustawienie bliskie HARD, a z lepszą jakościowo „La Bamba” więcej radości sprawiało to bliższe SOFT. Jednocześnie moc basu i impakt były w każdym wypadku fenomenalne.

Odsłuch cd.

Pliki FLAC z JPlay

   To raz jeszcze od nowa, czyli znów zaczynamy z DT 990.

Phasemation__EPA_007_03

Na prawdę nieźle dobrany zestaw, zarówno dźwiękowo…

O, tu zabrzmiały dużo lepiej: ciepło, blisko, bez naprężenia, namiętnie. Wcale te DT 990 nie muszą być takie sztywne, się okazuje. Podczas kręcenia pokrętłem DAMP nie pojawiała się też tym razem duża różnica, jeśli pominąć fakt, że na pozycji HARD było ciszej niż na SOFT. Kiedy to kompensować potencjometrem, odmienność stawała się naprawdę bardzo niewielka i odpowiadająca opisowi, to znacz brzmienie było odrobinę twardsze, śladowo bardziej zdystansowane i dokładniej wypowiadane w HARD, a bardziej żywiołowe i cieplejsze w SOFT. Ale, jak mówiłem, w stopniu śladowym i raczej nie do przejścia w ślepym teście.

Sennheisery HD 650 jak zwykle kiedy je dobrze napędzać zagrały namiętnym i bezpośrednim dźwiękiem. Jeszcze goręcej, bliżej i bardziej muzycznie. A przede wszystkim bardziej czule i miękko. No i także prawdziwiej.  Ogólnie lepiej i w bardzo satysfakcjonujący sposób. To już było, jak to się mówi, naprawdę coś. Takie granie do pokochania. Byłem ich brzmieniem naprawę zbudowany. Rewelacyjne słuchawki. Gdyby zawsze tak grały…

Spróbowane następnie Grado GS-1000 na lepszych plikach źródłowych obsługiwanych przez JPlay nie podeptały już tak bardzo czterokrotnie tańszych konkurentów, ale że grały lepiej, nie podlegało dyskusji. Samych tylko szczegółów pokazywały więcej i precyzją brzmienia przewyższały Beyery a muzykalnością Sennheisery. Ale nie była to już żadna przepaść tylko pewien zaznaczający się dystans. Ich brzmienie było świeższe, bardziej przestrzenne, z głębszym oddechem i mocniej zaakcentowanym basem. Takie bardziej falujące i bardziej wszystko wypełniające sobą.

Phasemation__EPA_007_04

…jaki wizualnie.

Wzięte na koniec w obroty Denony po raz pierwszy ukazały wyższość symetrycznego podpięcia. Trudno trochę opisać ich przewagę nad Grado, bo te grały naprawdę fantastycznie, ale rzecz sprowadzała się w głównej mierze do lepszej lokalizacji źródeł i mocniejszego ataku. To była muzyka obezwładniająca, taka jaką się postrzega w klubie jazzowym siedząc blisko sceny. Nie całkiem dosłownie oczywiście, ale jak najbardziej w typie i sensie. To był muzyczny przypływ, muzyczne wezbranie, coś od czego zupełnie nie dawało się uciec ani czemu oprzeć. Na tle tego ataku i wezbrania Grado grały trochę dalej i odrobinę mniej esencjalnie oraz z wyraźnie zaznaczającym się wyższym sufitem, czyli rozpiętością w pionie. Wspaniałą ich cechą było natomiast odchodzenie dźwięku w dal i obejmowanie ogromnego obszaru.

 

Pliki MQS

Dlaczego MQS jest lepsze? Kiedy się tego słucha, jest to oczywiste. Kiedy trzeba wytłumaczyć, przestaje. Sytuacja nie jest jednak tak trudna jak to opisywał św. Augustyn z Hippony, jeden z największych filozofów, który właśnie w ten sposób konstatował niemożność zrozumienia czym jest czas. Czas, pomimo swego nieustająco odczuwalnego upływu, pozostaje zagadką, niemożliwym do wyobrażenia czwartym wymiarem przestrzeni, albo czymś innym równie niewyobrażalnym bądź złudnym i widmowym, a pliki MQS są po prostu bogatsze, prawdziwsze i piękniejsze, choć takie mówienie zatrąca banałem. Cóż z tego jednak, kiedy tak jest właśnie? Nawet z DT 990 są niesamowicie realne i powodujące aż niezdrową wibrację duszy, narażonej na obcowanie z muzycznymi duchami o przerażającej realności. Oto metafizyczny wymiar złudzenia przeobrażającego się w inny świat, a nie zwykłe choć udane udawanie. Tu zamykając oczy można odnieść wrażenie, że jest się tam gdzie naprawdę to grano.

Bardziej miękkie, pieszczotliwe Sennheisery pokazały jeszcze krótszy dystans do całkowitej realności i nieco lepszą kontrolę basu. Miały ciemniejsze tło, bliższy pierwszy plan oraz aksamitne objęcie słuchacza. Mniej dostojeństwa, a więcej przytulenia.

Nie ma wątpliwości, że w miarę podnoszenia się jakości ogólnej dystans pomiędzy Beyerdynamicami i Sennheisarami a Grado malał. Ale to nie znaczy, że zniknął. Amerykański ex flagowiec grał prawdziwiej i szczegółowiej, jeszcze lepiej ukazując realia. Nie był tak przymilny jak HD 650 i taki defiladowo prężny jak DT 990, tylko bardziej wypośrodkowany. Czuć było jak owija słuchacza bardziej delikatnym i lepiej przylegającym dźwiękowym szalem i jak ten jego muzyczny dotyk jest subtelniejszy i bardziej prawdziwy.

Phasemation__EPA_007_06

Układ dual-mono Phasemation pokazał, że nie jest tylko tanim chwytem marketingowym

Pozostawione na finał Denony trochę względem Grado traciły przez swoją zamkniętą budowę  a zyskiwały jeszcze niższym zejściem basu i bliższym kontaktem ze słuchaczem. Przy okazji sprawdziłem jaka jest różnica pomiędzy ich brzmieniem w trybie symetrycznym i niesymetrycznym. Początkowo wydawała się bardzo mała, ale kiedy wysłuchać całego utworu, dociera do nas, że w ustawieniu niesymetrycznym brak takiego stopnia wyrafinowania i tej miary magicznego dotknięcia. Był to klasyczny przykład jak różnice potrafią potęgować się w czasie. Dla audiofila to potencjalnie bardzo duże zagrożenie. Często bowiem oceny ferowane są natychmiast z pozycji „ja się znam i od razu wiem o co chodzi”. Tymczasem figę. Możesz się znać i mieć o swoim znawstwie najwyższe mniemanie, ale pewnych wartości nie da się ustalić w krótkim odsłuchu, bo wymagają adaptacji czasowej. Tak jak nie można od razu dobrze widzieć wchodząc do zaciemnionego pomieszczenia z zalanej słońcem ulicy, tak nie da się ocenić pewnych aspektów odróżniających jedno brzmienie od drugiego. (Oczywiście nie dotyczy to sytuacji gdy różnice są zasadnicze.) I trzeba przy tym pamiętać, że różne adaptacje realizują się w różnym tempie. Kot umie poszerzyć źrenicę w ułamku sekundy, a człowiek potrzebuje na to minut. Na rozpoznanie ukrytego w plamach hologramu potrzeba jeszcze więcej czasu, a na odwrócenie obrazu o sto osiemdziesiąt stopni, godzin. (Patrz artykuł „Testy ABX”.) By należycie rozpoznać relacje pomiędzy daną prezentacją muzyczną a własnym poczuciem satysfakcji czasami także potrzeba godzin a nawet dni, bo percepcja muzyczna każdego dnia jest trochę inna. Czasami trzeba na to nawet miesięcy.

Dodajmy na koniec tych słuchawkowo komputerowych przygód, że nie mniejsza różnica niż między samymi słuchawkami rysowała się pomiędzy plikami MQS odtwarzanymi przez Foobara i JPlay. Tutaj mniejszy programowy jitter od razu przekształcał się w więcej powietrza, silniejsze wyjście szczegółów z cienia i ogólny szał audiofila wywołany lepszym brzmieniem. Przewagi JPlay nie zawsze są tak wyraźne, ale w tym wypadku zaznaczyły się bardzo mocno.

Odsłuch cd.

Z odtwarzaczem CD

Phasemation__EPA_007_08

Z jego pomocą Denony pokazały nowe oblicze

   Postawiłem pięknie srebrzystego Phasemation na pięknie srebrzystym Cairnie, łącząc w odsłuchową całość dwa najpiękniej srebrzyste urządzenia jakie widziałem. Połączenie przebiegało po kablach symetrycznych od Ear Stream, a równolegle po takich samych w wersji RCA podłączony został ASL Twin-Head, który też jest srebrzysty swoimi chromami, ale już nie tak bardzo.

Oto sytuacja dla recenzenta optymalna: móc porównywać dwa wzmacniacze obok siebie stojące i czerpiące sygnał od tego samego źródła. Jedyna komplikacja rodziła się z tego, że najlepsze rezultaty osiąga Phasemation w konfiguracji symetrycznej, a takich samych słuchawek z okablowaniem symetrycznym i bez nie miałem. Trzeba więc było każdorazowo przemieniać kable albo porównywać nieoptymalne dla japońskiego cacka słuchawki ze standardowym okablowaniem.

Znajomi z Kanady mają ośmiomiesięczną córeczkę, którą zwą Cacunia. Cacunia daje ostro popalić, gdyż jadać cokolwiek nie jest jej obyczajem, toteż karmienie stanowi dla rodziców prawdziwą szkołę życia. Poza tym Cacunia to anioł o blond loczkach. Tak już najwyraźniej jest na tym świecie, że cacka nakarmić prosto nie jest, bo nasz także cacany Phasemation również okazuje się wybredny i lubi podjadać wyłącznie sygnał symetryczny oraz tylko symetrycznie podpiętym słuchawkom go oddawać. Nie znaczy to, że zwyczajnym słuchawkom zakończonym marną pojedynczą wtyczką dzieje się od niego jakaś krzywda, jednak porównanie Denonów z jednym i z dwoma wtykami w przypadku sygnału branego z wysokiej klasy odtwarzacza CD, w odróżnieniu od takich porównań na materiale plikowym natychmiast a nie dopiero po wysłuchaniu całego utworu udowodniło, że bez dwóch zdań sporo się traci z jedną wtyczką, toteż warto o dwie zabiegać. Nie ma w tej sytuacji sensu skupiać się na opisach brzmienia nie mogących wyzyskać w pełni możliwości srebrzystego Japończyka, bo opisywanie tego jak coś gra w sytuacji zubażającej jest z punktu widzenia audiofilizmu bezsensowną stratą czasu. Kto chce kupić Phasemation EPA :007, musi się postarać o słuchawki z symetrycznym okablowaniem i symetryczne źródło sygnału, co – zauważmy – bynajmniej nie eliminuje komputerów jako źródeł, a jedynie ogranicza ilość rozważanych DAC-ów.

W tej sytuacji kluczowe będzie porównanie brzmienia Denonów AH-D7100 symetrycznie podpiętych do Phasemation i niesymetrycznie do Twin-Head, a o innych słuchawkach też coś napiszę, ale raczej na zasadzie dygresji.

Phasemation__EPA_007_01

Gość specjalny pokazu

Denony, kiedy je dobrze napędzać, to najwyższa liga światowa i jedne z najtańszych super-słuchawek, aczkolwiek porównywane tutaj Ultrasony Signature Pro cenę mają z grubsza analogiczną a pod względem jakościowym dzielnie się broniły. Denony to wygoda, czystość brzmienia i zjawiskowy bas. A czystość brzmienia to właśnie ten aspekt, na który pan Nobuyuki Suzuki, twórca Phasemation, zwracał szczególną uwagę. Tak więc dwaj piewcy i realizatorzy czystości się tu spotykają, a oto co z tego wynikło:

Brzmienie symetrycznie napędzanych Denonów faktycznie okazało się czyste, i to czyste jednocześnie w dwóch aspektach. Czysty był sam dźwięk, sama jego artykulacja, ale przede wszystkim czysta i przejrzysta była scena. To właśnie w brzmieniu tej pary szczególnie zostało zaznaczone: – Brzmienie wizualizowało się pod postacią wyjątkowo rozległej i uporządkowanej sceny, której porządek znajdował wyraz zarówno w wymiarze lokalizacji źródeł jak i indywidualizmie poszczególnych dźwięków. Polifoniczność nie miała tu nawet śladowych cech wewnętrznego zlania, zacierania się poprzez zgęszczanie, czy odchodzenia w tracącą kontury dal. Wszystko i w każdym miejscu było doskonale widoczne i odróżnialne, a nakładające się głosy pozostawały cały czas różne i doskonale specyficzne w swej odrębności. Drugą istotną cechą, także mającą oparcie sceniczne, była, jak już wspomniałem, tejże sceny rozległość. Opcja symetrycznego dual mono wyraźnie poszerzała muzyczną panoramę, czyniąc ją na boki bardziej rozległą, a przez to bardziej właśnie czystą i czytelną, bo zdolną unikać natłoku na wąskim obszarze. Ta sama ilość dźwięków, ale ulokowana na poszerzonej scenie, dawała wyzwolenie od ciasnoty i bałaganu, tak jakby to samo umeblowanie i tych samych ludzi przenieść do większego pokoju. Taki całościowy porządek na dużym metrażu ogromnie mi się podobał i sprawiał świetne wrażenie, jak zawsze kiedy z tłoku wychodzimy na otwartą przestrzeń. Nie była to względem Twin-Head duża różnica, ale dawało się ją odczuć. Czasami takie rozwarcie – tego rodzaju otwarty i uporządkowany obszar – daje wrażenie pewnej obcości i nienaturalności. Muzyka traci koordynację i przestaje być grą zespołową, wydając się do pewnego stopnia jakimś performansem, w ramach którego grupa osób tworzy nieskoordynowane, z nie pasujących do siebie ról złożone widowisko, właśnie w nadziei wywołania uczucia odrealnienia i utratę przez widza poczucia sensu, celem wyrwania go z rutyny i zaszycia w codzienność. Tu jednak nic takiego nie miało miejsca; muzyka pozostała sobą, a składające się na nią dźwięki pomimo odrębności pozostały jednobrzmiącym zespołem. W efekcie otrzymywało się zarówno swobodę wielkiego obszaru, jak i pożądaną dla muzycznego przeżywania w stopniu najwyższym sieć zniewolenia jednolitą, harmonijną pięknością. Znakomita to była mieszanka i świetnie się we wnętrzu tego przebywało.

Phasemation__EPA_007_11

Niby zimne profesjonalistki, a jednak mają swój czar

Ogólnie zatem trzeba napisać, że wzmacniacz słuchawkowy Phasemation okazał się sprawcą dźwiękowej magii, aczkolwiek takiej potrafiącej czarować nie nadwymiarową słodyczą czy ciepłem lampowego zapiecka, tylko swobodą, czystością i rozległymi widokami, których poszczególne elementy nosiły cechy charakterystyczne dla sprzętowego wyrafinowania, ciesząc słuchacza właściwą sobie najwyższą klasą. Twin-Head jednak też nie jest od macochy i ma te swoje lampy 45 w OTL-owym wydaniu, a wybitna lampa, jak to niektórzy powiadają, jest kwintesencją muzyki. W efekcie starcie było zacięte a walka krwawa. Co trzeba po jej obejrzeniu powiedzieć? Na pewno to, że scena w wydaniu dual mono okazała się szersza, a głosy i dźwięki na niej jednak trochę bardziej osobne. Może nie tyle w sensie czytelności samej, bo na Twin-Head też wszystko było doskonale widoczne i odróżnialne, co w mierze wrażenia odrębnej personalizacji. Twin-Head bowiem niewątpliwie muzykę bardziej scalał, czyniąc ją bardziej zespołową i jednolitą, a Phasemation bardziej analitycznie ją rozpraszał, choć, jak napisałem, w żadnym razie nie powstawało przy tym wrażenie jakiejś sztuczności, braku współpracy czy wyobcowania. Przeciwnie, był to piękny, popisowy i wręcz twórczy porządek harmonii doskonale ukazanych dźwięków.

Dwie jeszcze były różnice, obie mniej oczywiste i trudniejsze w pierwszej chwili do wypatrzenia. Phasemation miał nieco wyższą tonację, zwłaszcza na średnicowym obszarze i jednocześnie dźwięk trochę gładszy, bez tej miary głębokiego tłoczenia w tekstrurującej fakturze. Bynajmniej nie był gładki jak jedwab, ale wrażenie – nazwijmy je umownie perskim dywanem – miał odrobinę słabsze. W efekcie robiło się jakościowe zamieszanie, bo z jednej strony dźwięk rodem z dual mono dawał więcej swobody i przestrzennego wytchnienia, a z drugiej na dłuższą metę nieco niższy, ciemniejszy i bardziej kudłaty dźwięk Twin-Head bardziej przyjemnie uszy głaskał. Wszystko to jednak były niuanse na imponująco wysokim pułapie jakościowym i obu aparatur słuchało się z zachwytem. A że Phasemation jest ponad dwukrotnie tańszy i jeszcze w eksploatacji z uwagi na brak zużywania się lamp i poziom wydzielanego ciepła bez porównania bardziej ekonomiczyn, jemu należą się większe brawa.   

 

Phasemation__EPA_007_12

I bez dual-mono brzmi to pirwszorzędnie!

 Dorzucę jeszcze obiecaną dygresję o słuchawkach. Nocną porą, niejako przy okazji tych badań i z uwagi na wspomniane ograniczenia symetryzacji słuchając prawie wyłącznie na Twin-Head, porównywałem Denony z Grado, Ultrasonami i Audio-Technicą.

Jest pasją każdego audiofila szukać aparatury lepszej niż posiadana i próbować odszukać taką będącą najlepszą ostatecznie, optymalną w stopniu bezwzględnym; by nareszcie dopłynąć do wyspy szczęśliwej i osiąść w królestwie Najlepszy Sprzęt się zwącym. To jednak są mrzonki. Świat jak zawsze okazuje się bogatszy od wyobrażeń, niwecząc nasze pragnienia. Aparatura Najlepszy Sprzęt nie istnieje, tak samo jak nie było największego malarza, najbardziej poetyckiego poety czy najmędrszego mędrca. Nie istnieje najznakomitsze wino, najpiękniejsza kobieta ani najbardziej użyteczny wynalazek. Niektóre słuchawki są lepsze od innych, a niektóre nie są. Być może wynaleziona zostanie kiedyś metoda reprodukowania muzyki w stopniu absolutnie wiernym oryginałowi, ale kiedy zbliżamy się do obecnych sprzętowych granic, wchodzimy na obszar gdzie bycie lepszym od najbliższej konkurencji staje się dalece problematyczne, by nie rzec, beznadziejne. Oczywiście i tu są ligi. W najwyższej Orfeusz mocuje się z SR-Omegą i Sony MDR-R10, a w nieco niższej między innymi słuchawki słuchane tutaj. Za sprawą sprzętu towarzyszącego do tej najwyższej ligi można awansować, albo z niej wypaść. Jest zatem Phasemation tego właśnie rodzaju aparaturą, pozwalającą do najwyższej ligi się wdrapywać i w niej sadowić; jest nią także Twin-Head, a każdy w nieco inny sposób i dzięki innym środkom. U symetrycznego Phasemation więcej się dzieje po bokach, a centrum jest łukowato odsunięte od słuchacza. Jednocześnie całościowy przekaz zostaje rozłożony równomiernie, dzięki czemu można się cieszyć dużą swobodą i wyraźną separacją poszczególnych dźwięków. Z kolei Twin-Head, tak jak ma to miejsce w normalnej percepcji wzrokowej, skupia się na widoku stereoskopowym idącym w głąb na wprost patrzącego, a to co po bokach czyni marginalnym i mniej angażującym. Jednocześnie dźwięk na samym tym obszarze głębokiego widzenia ma bardziej zgęszczony i holograficzny, a pierwszy plan rozpoczyna się bliżej. O różnicy w konsystencji samego brzmienia już napisałem, tak więc dopiszę tyko, iż obie aparatury posiadają najwyższej klasy rozdzielczość, co bardzo dokładnie sprawdziłem. A czego się słucha przyjemniej, co komu bardziej będzie odpowiadało, który aspekt ktoś postawi wyżej – nie sposób zgadnąć i nie ma takiej potrzeby.

Phasemation__EPA_007_13

Niestety, Grado po tym teście wracają do domu, a szkoda…

Trochę mnie zarzuciło z powrotem ku wzmacniaczom, zgodnie jednak z tematyką recenzji, ale dygresja miała być o słuchawkach. No więc porównywałem sobie tak trochę od niechcenia jedne do drugich i każde miały inny smak, a każde brzmiały znakomicie. Denony okazały się szersze scenicznie ale chłodniejsze od Ultrasonów, Grado miały tą swoją pomrukującą basem komasację i całościową potęgę, wzbogacaną przez wspaniały naturalizm ludzkich głosów, a Audio-Technica filigranowe źródła, fantastyczną szczegółowość, wielką scenę i echa.

Nie można powiedzieć czy kolor czerwony jest lepszy od niebieskiego. Do malowania krwi lepszy okazał się czerwony, a do nieba niebieski. Ultrasony były najbardziej przyjazne, Denony basowo potężne, Grado imponujące, a Audio-Technica rozdzielcza. Można woleć te lub tamte, nie można wskazać bezwzględnego zwycięzcy. Gdyby tak było, w każdym przedziale cenowym pozostałyby jedne słuchawki.

 

W stronę wyrafinowania

Skonstatowawszy znakomitość przedmiotu opisu, postanowiłem wygrzebać się na chwilę spod sterty przyrodzonego lenistwa i pojechałem gdzie trzeba po lepszy odtwarzacz. Cel był oczywisty – bardziej definitywnie przebadać potencjał słuchawkowego dual mono zaklętego w srebrne puzderko. Pojechałem, a na miejscu okazało się, że właściciela nie ma, a sprzedawcy o niczym nie wiedzą, chociaż umówiłem się na dzień i godzinę. A ponieważ właściciel nie odbierał telefonu i nie można się było z nim skontaktować, wróciłem z kwitkiem, zaliczając w obie strony solidne krakowskie korki. To tyle w kwestii wyższego wyrafinowania tym razem.

Podsumowanie

Phasemation__EPA_007_21   Wielu uważa, że symetryzacja toru, zapożyczona od rozwiązań studyjnych wymagających bardzo długich przewodów i po raz pierwszy zastosowana w domowym audio przez Dietera Burmestera, jest bardzo istotnym czynnikiem przewagi i powinno się z niej korzystać gdzie tylko można. Lecz jak to w audiofilizmie ma miejsce zazwyczaj, nie ma jednolitej wykładni. Inni z kolei utrzymują, że symetryzacja to zawracanie głowy i niepotrzebna strata pieniędzy na dodatkowy przewód, faktycznie użyteczny gdy łączyć urządzenia stojące kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów od siebie, ale gdy dystans wynosi metr czy dwa, stanowiący zbytek łaski. Sam mam do tego podejście obojętne, a najbardziej w symetrycznych połączeniach podoba mi się brak sprawdzania kierunkowości i zatrzaski na wtykach. Słuchałem poprzednio trzech wzmacniaczy dla słuchawek dynamicznych mających konstrukcję symetryczną – odeszłego już niestety w niepamięć Audio Dynamica, świeżego dla odmiany jak wiosenne liście Sennheisera HDVD 800 i równie jak on niedawno przyszłego na świat Shiita Mjølnira. Słuchałem także multum symetrycznie napędzanych elektrostatów. Tak więc Phasemation EPA :007 nie był w moim przypadku symetryczną nowością. Z tej perspektywy patrząc zarysowało się dość wyraźnie widoczne jego pokrewieństwo z Shiitem Mjølnirem. Także tym razem tonacja była trochę wyższa niż u Twin-Head, a cały przekaz bardziej panoramiczny. Porównanie tych wzmacniaczy jest wszakże wysoce ułomne, bowiem Mjølnira słuchałem w trybie symetrycznym z HiFiMAN’ami HE-6, a Phasemation na Denonach AH-D7100. Inne były też za każdym razem kable i źródła. Pozostała jednak wspólna dla obu wzmacniaczy panoramiczna przestrzeń. Jednocześnie Shiit pompował do dźwięku więcej powietrza i bardziej się z tym dźwiękiem ku górze wzbijał, podczas gdy Phasemation trzymał się bliżej ziemi, bardziej konkretnie rozpościerając obraz przed słuchaczem.

Abstrahując od nieadekwatnych porównań. Wzmacniacz słuchawkowy Phasemation okazał się dużo lepszy niż myślałem, choć klasa pochodzącego od tej firmy gramofonowego przedwzmacniacza powinna była mnie ostrzec, że rzecz będzie bardzo poważna. Wielkość sceny i swobodę dźwiękowego bycia posiada zjawiskową. Rozdzielczość i separacja źródeł stoją na najwyższym poziomie, a całościowy muzyczny obraz daje fantastyczne poczucie wyzwolenia od wszelkiej ciasnoty. Rozmiar muzycznego obrazu liczony w calach jest maksymalny, podobnie jak liczona muzycznymi pikselami rozdzielczość. Jednocześnie inne czynniki, jak naturalizm tonacji, namacalność, temperatura przekazu czy stopień podświetlenia są także na bardzo wysokim poziomie, łącząc się w całość najwyższej próby. Wszystko to dostajemy wprawdzie dopiero w konfiguracji symetrycznej, ale nie jest to wszak żaden wielki kłopot ani wydatek. Symetrycznych źródeł, DAC-ów i przedwzmacniaczy jest multum, a ceny zaczynają się na całkiem przystępnym pułapie. Także słuchawek przystosowanych do wymiany kabla jest mnogość, a wiele spośród tych najlepszych gotowych jest służyć symetrycznym torom na zawołanie. Nie brak także firm gotowych sporządzić odpowiednie kable, w tym także polskich.

By nie poprzestać na samych pochwałach zwrócę jeszcze uwagę na dwa aspekty wymagające starannego doboru. Pierwszym jest wspomniana podwyższona tonacja. Nie wymaga ona wprawdzie poszukiwania jakichś konkretnych słuchawek, bo zarówno użyte w teście Denony jak i konstrukcje planarne czy Sennheisery HD 800 nie mają tendencji własnej do podwyższania, trzeba jednak pilnować w tym względzie źródła i okablowania. Jedno i drugie musi być gęste i o niskiej, może wręcz obniżonej tonacji. Druga rzecz, to ciepło. Te kable i te źródła muszą być jednocześnie ciepłe. Ciepłe, światłocieniste i gęste, a przy tym o obniżonej tonacji. To oczywiście zgadywanka, bo sam niczego takiego nie próbowałem i nie porównywałem, ale na logikę tak to powinno wyglądać. A kiedy rzeczy się dopasują i w perfekcyjną całość złożą, powinno stać się jeszcze bardziej zachwycająco niż u mnie, a ja i bez tego byłem zachwycony, choć jednocześnie rozgoryczony, że Phasemation EPA :007 nie stanowi moje własności.

 

W punktach:

Zalety

  • Ogromna, panoramiczna scena.
  • Wielkie poczucie swobody.
  • Doskonała przejrzystość. (Zgodnie z obietnicą.)
  • Wzorcowa separacja dźwięków i źródeł.
  • Zachowanie na całej tej wielkiej połaci właściwego muzycznego klimatu.
  • Perfekcyjna szczegółowość.
  • Realizm.
  • Bezpardonowe dotrzymywanie pola najlepszym.
  • To brzmienie jest wyjątkowe.
  • Duża moc.
  • W efekcie do każdych słuchawek.
  • Dostrojenie impedancyjnie.
  • Regulacja DAMP.
  • Symetryczne i niesymetryczne wejścia i wyjścia.
  • Perfekcyjny montaż.
  • Piękna obudowa.
  • Niskie koszty eksploatacji.
  • Niewielkie gabaryty.
  • Możliwa do przyjęcia cena.
  • Od uznanego producenta.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady

  • Lekko podwyższona tonacja.
  • Trzeba mu dodać ciepła.
  • Pełnia możliwości jedynie w konfiguracji symetrycznej.
  • Nietypowe kable słuchawkowe wymagają specjalnego zamówienia.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Eter Audio

Dane techniczne:

  • Wzmacniacz słuchawkowy o konstrukcji dual mono.
  • Wejścia analogowe: RCA i XLR.
  • Wyjścia słuchawkowe: 6.3φ standard stereo jack × 2.
  • Impedancja wejściowa: 10 kΩ.
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 100 kHz (- 0.5dB).
  • Impedancja słuchawek:  16 – 600 Ω.
  • Szum wewnętrzny: poniżej 50μV.
  • Separacja kanałów: 90 dB.
  • Pobór energii: 1.5 W (AC100V 50/60Hz)
  • Wymiary:  wysokość 57 mm, szerokość 220 mm, głębokość 234 mm.
  • Masa :2 kg
  • Wyposażenie: kabel zasilający.
  • Cena: 6490 zł.

 

System:

  • Źródła: PC, Cairn Soft Fog V2.
  • Oprogramowanie: Foobar2000, JPlay.
  • DAC: Eximus DP-1.
  • Interfejs: M2Tech HiFace.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA :007.
  • Słuchawki: Audio-Technica ATH-W5000, Beyerdynamic DT 990 Edition, Denon AH-D71000, Grado GS-1000i, Sennheiser HD 650, Ultrasone Signature Pro.
  • Okablowanie: Ear Stream.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

24 komentarzy w “Recenzja: Phasemation EPA-007

  1. Sebastian pisze:

    Właśnie wybierałem się sprać, po i tak przeciągniętej już ponad założony czas sesji ze DP1 i D7100 (ciężko się oderwać, nawet jak się już oczy kleją), a tu proszę nie z tego ni z owego nowa recenzja.

    Bogate w funkcje jak na wzmacniacz słuchawkowy i ciekawe urządzenie ten EPA:007. Czy to jest może ten wzmacniacz, który przez jednego czy dwóch czytelników w różnych komentarzach u Ciebie na stronie był tak mocno polecany do testów i na innym serwisie uznany za nowy punkt odniesienia? Jedyne co wiem, to że tamten, o który pytam, a nazwy nie pamiętam, też został popełniony przez Japończyków.

    Za oceanem wielką sławą wśród jego właścicieli cieszy się wzmacniacz GS-1, który kilka tygodni temu doczekał się po latach oczekiwania następcy. Następca nazywa się GS-X i został wyprzedany nim jeszcze pierwszy egzemplarz został wyprodukowany a teraz rezerwacje są porobione na którąś tam serię produkcyjna do przodu.

    Może by się go Ci Piotrze udało kiedyś przetestować choć nie wiem czy w Polsce można go dostać pomijając już fakt, że w tej chwili w ogóle nie da się go dostać.

    Mogła by to być ciekawa konfrontacja myśli technicznej z różnych części świata bo cenowo zdają się być na podobnym poziomie i oba są z możliwością podpięcia słuchawek kablami symetrycznymi.

    Pozdrawiam

  2. Piotr Ryka pisze:

    Nie, to nie ten wzmacniacz uznany za nowy punkt odniesienia i słuchawkowy pępek świata. Tamten nazywa się Bakoon i powstał w kooperacji japońsko koreańskiej. Korespondowałem z Koreą, bardzo mili ludzie, obiecali dostarczyć, a w międzyczasie pojawił się też polski dystrybutor (Moje Audio z Wrocławia) i obiecał mi go przysłać z początkiem października. Trzymam za słowo. Co do nowego HeadAmp, to widoki na jego recenzję są raczej marne, choć może uda się z czasem stronie HiFiPhilosophy wypłynąć na szersze wody i o aparaturę do testowania zrobi się łatwiej.

    Też pozdrawiam

  3. herr doctor pisze:

    Bekoon to klasa sama dla siebie, moim zdaniem żadne firmowe i inne (dwu bateryjne) konstrukcje mu nie dorównają , ale przyjdzie czas sie o tym przekonać…

    1. Piotr Ryka pisze:

      A można wiedzieć na podstawie jakich porównań powstała tak jednoznaczna ocena?

  4. Przemek pisze:

    Chyba herr doctor bedzie dystrybutorem 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie sądzę. Dystrybutor ma bardziej spokojne podejście do tematu. Choć trzeba zaznaczyć, że jak mi powiedział, wzmacniacz zrobił na nim podczas targów w Monachium naprawdę duże wrażenie. Najwyraźniej na wszystkich słuchających robi wrażenie.

      1. Michal W. pisze:

        Mój kumpel ze Sztokholmu słuchał Bakoona z LCD-3 na jakichś targach audio. Szczęki nie zwichnął, ale to na marginesie, bo nie o tym chciałem, a o trybie dual mono kontra 2x stereo(na każdy jack) Phasemation. Otóż różnica, jaką wychwyciłem na kablu symetrycznym z dwoma jackami przy przełączaniu wyłącznika polegała na tym, że w dual mono zakres sopranowy jakby się uwalniał, a w normalnym wysokie tony odbierałem jako „uwięzione”, sklejone z tłem. To jest niuans, trzeba dobrego towarzystwa sprzętowego i pewnie odpowiedniej płyty, żeby to wychwycić, bo rozmiar sceny czy balans tonalny zostają niezmienne.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Chcesz powiedzieć, że scena dual mono i non dual mono są identyczne?

          1. Michal W. pisze:

            Nie, chcę powiedzieć, że podczas krótkiego testu wychwyciłem tylko to, co napisałem powyżej. Dodanie swobody sopranom na dual mono było ewidentne.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Złudzenie. To nie soprany są przyduszone, tylko cały obraz muzyczny w dual mono staje się mniej ściśnięty. Słuchałem długo i wielu słuchawek z komputerem jako źródłem, i żadnego duszenia się sopranów nie było.

    1. Michal W. pisze:

      To nie chodzi o duszenie wysokich tonów. Obraz muzyczny można podać swobodnie albo na sztywno, przy czym chodzi o to, bliżej czego, a nie że jednoznacznie sztywno lub całkiem swobodnie. Dual mono grał swobodniej, a zwróciło to moją uwagę na wysokich tonach.

      1. Piotr Ryka pisze:

        On gra swobodniej w całym zakresie, zwłaszcza w sensie swobody i rozpostarcia przestrzennego, i pod tym względem dystansuje zwykłe słuchawkowe wzmacniacze. Nie ma tej miary wejścia w piękno samego dźwięku co najlepsze konstrukcje lampowe, ani nawet gęstej cienistości właściwej wybitnym tranzystorom, ale góruje pod względem otwartości przestrzennej.

  6. Grzesiek pisze:

    Czy final audio d8000 będa odpowiednim partnerem dla Phasemation EPA-007, ewentualnie jak w tym układzie wypadają fostexy 900mk2 . Które słuchawki poleca Pan to tego wzmacniacza?

    1. Piotr Ryka pisze:

      D8000 to na pewno słuchawki wyższej klasy. Warto byłoby wyposażyć je w ten lepszy firmowy kabel oraz przejściówkę na symetryczny 2 x duży jack, by wykorzystać cały potencjał wzmacniacza. Tę wykonać może Tonalium.

  7. Grzesiek pisze:

    Czy tonalium posiada strone internetowa?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. Kontakt przeze mnie.

  8. Janusz L. pisze:

    Ktore sluchawki Pan zaleca do tego wzmcniacza, oraz czy budzetowe hd 650 tez pokażą klase.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wzmacniacz jest uniwersalny, podchodzą do niego wszystkie i każde pokażą na miarę swoich możliwości klasę. (W nim dostrojenie impedancji działa bardzo poprawnie.)

  9. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Ostrzę sobie zęby na ten wzmacniacz, pozwolę więc sobie odświeżyć jego wątek i zapytać Pana kilka rzeczy.

    Pierwsza sprawa, to widzę że wzmacniacz regularnie gości na Hifi Philosophy od 2013 roku. Czy uważa go Pan, obok Twin Head’a, za referencję?

    Recenzowany wzmacniacz jest na prąd 100V. Czy Pański obecny również jest na 100, czy 230? Pytam, bo mam możliwość sprowadzenia go z Japonii, ale ten jest na prąd 100V, więc będzie trzeba zastosować transformator. I tu kolejne pytanie: jaki transformator kupić, by nie psuł on dźwięku? Czy transformacja prądu może wpłynąć zauważalnie na dźwięk?

    Z góry dziękuję za odpowiedzi i pozdrawiam serdecznie.

    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ten u mnie jest na 230V. Urządzenie jest pierwszorzędne i bardzo je lubię, chociaż klasą brzmienia modyfikowanemu Twin-Head ustępuje. Tranzystorowa referencja to Wells Audio Headtrip, ale za wielokrotnie większe od Phasemation pieniądze. Gdy chodzi o obsługę transformatorową urządzeń dedykowanych dla napięcia 100V, to nie mam niestety doświadczeń. Obiło mi się o uszy, że uzyskanie dobrego efektu to ciężka sprawa, ale nie wiem, czy to prawda. Może np. Toroidy.pl będą miały w tej sprawie coś ciekawego do zakomunikowania.

      1. Marcin pisze:

        Bardzo dziękuję za informacje. A czy ten egzemplarz Phasemation, który recenzował Pan w 2013, miał napięcie 100V? Bo taka wartość prądu widnieje w metryczce na końcu recenzji.

        Dopytam jeszcze: z którymi parami słuchawek Phasemation wzbudza u Pana najmilsze wspomnienia?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie, tamten też był na 230V – inaczej musiałbym mieć doświadczenia z przerabianiem napięcia. Co do słuchawek, to wielką zaletą Phasemation jest uniwersalność. Czterozakresowy regulator impedancji zapewnia elastyczność, każde słuchawki dobrze pasują. Na dodatek moc jest bardzo duża i dwuzakresowo dozowana, czyli kompatybilność tym większa.

          1. Marcin pisze:

            Dziękuję za odpowiedzi. Ostatnie pytanie: czy nadal utrzymuje Pan zdanie, że Phonitor 2 gra lepiej od Phasemation? Napewno oba grają inaczej, ale czy gdyby mógł Pan oddać Phasemation za Phonitora 2, zrobiłby to Pan?

            Z góry dziękuję i pozdrawiam!

          2. Piotr Ryka pisze:

            Phonitor jest bardziej wymagający dla źródła, ale tak, zamieniłbym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy