Recenzja: Nottingham DAIS

Odsłuch

Siłą tkwi w materiałach i precyzji wykonania, a ta stanowi tutaj niedościgniony wzór.

Siłą tkwi w materiałach i precyzji wykonania, a ta stanowi tutaj niedościgniony wzór.

   Muszę przyznać, że ten odsłuch, a ściśle jego aranżacja, były szczególnie trudne. Wypróbowałem w sumie aż sześć gramofonowych przedwzmacniaczy i cztery pary głośników, poszukując brzmienia zadowalającego pod każdym względem; mogącego dokładnie zobrazować możliwości szczytowego gramofonu i jego topowej wkładki. Nie chciałem przy tym uciekać się do użycia rzeczy szalenie drogich, ani używać tych już w innych testach obecnych, tylko kusiła mnie ciekawość nowin i żądza przygód cenowo sensownych. Inaczej mówiąc – sam sobie zawracałem głowę. Zamiast pójść na łatwiznę, na złość własnej wygodzie kombinowałem ze sprzętem, ale w końcu wykombinowałem. Ten tytułowy Trilogy był przy tym od początku oczywistością, bo już na ostatnim Audio Show go słuchałem i wiem co jest warty, ale trzeba go było sprowadzać aż z Londynu, bo w Polsce żadnego egzemplarza testowego nie było. (Za to liczne prywatne, ale co z tego.) Z głośnikami nie było lepiej, a ostatecznie stanęło na rzeczy bardzo nietypowej, bo wchodzących dopiero na rynek Audioform Adventure, które tak samo jak tego Trilogy niedługo opiszę. A teraz przejdźmy do tego, co wyszło spod gramofonowej igły.

Marudzenie pieszczącego się ze sobą recenzenta to jedna sprawa, a że miał on trochę szczęścia, to inna. Albowiem tak się złożyło, że wkładka Anna przyjechała jako następca wcześniej używanej Cadenza Bronze, co pozwoliło przyrównać rezultat jej działania z innym wysokim modelem firmy. I tu pojawia się bardzo ciekawa sprawa, mogąca służyć za drogowskaz przyszłym nabywcom. Otóż o połowę tańszy model Cadenza, to klasyczny przykład na gramofonowe czarowanie. Jest niczym wzmacniacz lampowy – wielowarstwowość dźwięku, jego sferycznie modelowaną masywność i głębię jego kolorytu  omiatający specjalnym, magicznym światłem, skutkiem czego lądujemy w świecie fantazji i muzyki nierealnej acz zjawiskowo pięknej. Czar rzuca ta Cadenza jak sama jej muzyka głęboki; i radość od tego na słuchacza aż bije, co tym bardziej jest miłe, że nie jest to wkładka za jakieś szalone pieniądze, aczkolwiek dziesięć tysięcy to jednak cena całego niezłego gramofonu; w pełni uzbrojonego i gotowego do użycia. Na tle tak zmasowanych czarów dwa razy droższy i opatrzony wzmiankowaną super technologią szczytowy model Anna okazuje się niczym super tranzystor naprzeciw lampy. W sumie żadne to novum, tylko swoista analogia, jako że jest od dawna w audiofilizmie przyjęte, iż analogicznej klasy do lampowego wzmacniacz tranzystorowy musi być co najmniej dwa razy droższy, choć swoją drogą podobnych wynurzeń o wkładkach gramofonowych nie słyszałem. Oczywiście wkładka Cadenza w żadną lampę nie jest uzbrojona, wszakże analogia brzmieniowa i rozkład czynników atrakcji względem modelu Anna na linii lampa-tranzystor było oczywiste. Rzecz generalizując i z konieczności spłycając można  powiedzieć (jak już tyle razy było mówione), że  brzmienie lampowe – to głębia, koloryt, pełnia i gładka melodyjność, a mogące z nim konkurować tranzystorowe – to precyzja, szybsze taktowanie, dynamika, rozdzielczość i całościowy porządek. Wszystko to bynajmniej nie znaczy, że tranzystorowy wzmacniacz nie może od lampowego czarować bardziej i koniecznie musi trzymać się prozaicznej, przygruntowej rzeczywistości, a z lampą tylko się lata. Ale generalnie w powyższy sposób te akcenty się rozkładają.

Nottingham to 100% własne podzespoły i w pełni ręczna robota. Niezwykłą rzecz w dzisiejszych czasach.

Nottingham to 100% własne podzespoły i w pełni ręczna robota. Niezwykłą rzecz w dzisiejszych czasach.

Odniesienie tej specyfiki do wkładki o bardziej tranzystorowym charakterze brzmienia od razu tłumaczy jej dużo wyższe wymogi względem pozostałych składników toru, jako że można powiedzieć, iż tranzystory magię kupują drożej, a już na pewno trudniej; co właśnie jest wytłumaczeniem, dlaczego tak się namordowałem dobierając uczestników pokazu. Szalenie ten tor z Anną okazał się wymagający, a pojedyncza zmiana interkonektu czy kabla głośnikowego potrafiła wszystko burzyć albo budować.

Wkładki to jednak nie wszystko, co mamy tym razem do opisania, choć o nich można by długo, a przy okazji warto jeszcze dorzucić, że na przykład kabel głośnikowy Crystal Cable Reference zbliżał styl Cadenzy do Anny, a od przeciwnej strony kabel głośnikowy Sulka pchał Annę w stronę Cadenzy. Trzeba jednak rzec coś w końcu o samym gramofonie i spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego akurat wyroby Nottinghama cieszą się taką popularnością, pomimo braku presji marketingowej i ogólnego stylu retro, pozbawionego tych wszystkich późniejszych udoskonaleń automatyki i ekstrawaganckiego, rzucającego się w oczy wyglądu.

Poniekąd już to pytanie zawiera w sobie odpowiedź, jako że gramofony to właśnie ta dawniejsza część otaczającego nas świata, dla której nienowoczesność jest czymś naturalnym i wpisanym w istotę. To jednak tylko wstępna sugestia, bo przecież także gramofony Nottinghama bardzo różnią się od tych jeszcze dawniejszych, a wygląd mają wcale nie taki nobliwy i spokojny. Potężna bryła talerza i osobno stojący silnik wraz z węglowym ramieniem i oddzielną sekcją zasilacza to audiofilizm jak najbardziej nowoczesny, a nawet rozwydrzony. Niemniej swą czernią uspokajający i masywnością takoż. Ale sedno tkwić musi gdzie indziej i oczywiście w dźwięku. Bo niby dlaczego ten właściciel znakomitego gramofonu zapragnął akurat Nottinghama i nakazał zamianę? Słuchając mnogich wykonań doszedłem na koniec do wniosku, że rzecz opiera się głównie na energii.

Jak w jednej z ostatnich recenzji pisałem, muzyka to forma uporządkowanej energii (choć rzadko bywa o tym mowa, a nieuporządkowanie także bywa jej formą artystycznego wyrazu) – formą po części naśladująca życie, a po części wychodząca poza nie. O ile za ten porządek odpowiadają w gramofonach głównie wkładki (chociaż precyzja kręcenia i stabilność igły, leżące po stronie gramofonu, też do porządku się przyczyniają) to o samej energetyzacji przekazu decyduje w głównej mierze skorupa, a ściślej jej układ elektryczny. I tu właśnie drzemie ten energetyczny smok, ładujący w muzykę tyle energii. Brak układu rozruchowego talerza i elektrycznego mechanizmu opuszczania ramienia na pewno w przypadku Nottinghama mu to ułatwia, a dołączają do tego falownik zasilania i specjalnie wykonane okablowanie, którego firma nie zaleca zastępować innym. (Skądinąd się jednak dowiedziałem, iż zastąpienie samych wtyków w nottinghamowych kablach konfekcją wyższej jakości daje uchwytną poprawę.)

I może nie wygląda to równie wystrzałowo jak gramofony innych marek, ale stosunek cena-jakość jest bezwzględnie po stronie Brytyjczyków.

I może nie wygląda to równie wystrzałowo jak gramofony innych marek, ale stosunek cena-jakość jest bezwzględnie po stronie Brytyjczyków.

W efekcie całościowo dźwięk z tych Nottinghamów dobywa się potężny i bardzo uładzony, a o jego stylu muzycznym decydowała będzie głównie użyta wkładka. Od siebie Nottingham daje tylko potężny talerz, super silnik i super łożysko oraz znakomite okablowanie, jak również bardzo dobre śledzenie przez ramię ścieżki. I daje to stosunkowo tanio, bo podobnej klasy gramofony od innych producentów bywają wielokrotnie droższe, tak więc mamy tu jakże pożądany świetny stosunek jakości do ceny.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: Nottingham DAIS

  1. Sławek pisze:

    No, zajefajnie!!! Może jakiś kredyt zaciągnę?
    Tylko Panie Piotrze – błagam! niech Pan podaje ceny testowanych gratów!
    Ile za sam gramofon? Z ramieniem czy bez? (to takie analogowe pułapki, chociaż co raz lepiej je rozumiem).
    I znowu przyjdzie wrócić do TEACA TN 300 i użyć wyobraźni – no ale w końcu jest to najlepszy gramofonik, jaki mam w domu, na dodatek z wkłądką lepszą niż fabryczna bo AT440MLa….

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przepraszam, to dystrybutor miał podać najaktualniejsze ceny. Jutro na pewno to uzupełnię. Sam gramofon kosztuje ponad 40 tysięcy, ramię chyba osiem, wkładka MC Anna niestety aż dwadzieścia osiem. Rewelacyjna moim zdaniem Cadenza Bronze jest zdecydowanie tańsza.

  2. hifiphilosophy pisze:

    Ceny już naniesione – i okazały się znacznie niższe niż sugerowałem.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Kiedy moje Goodmansy beda mialy juz zainstaliwany glosnik wysokotonowy to zabieram sie za odkladanie na gramofon.Moge przeznaczyc max 20000zl za calosc czyli gramofon+ramie+wkladka+przedwzmacniacz gramofonowy,czy to bedzie.
    nowe czy uzywane w tej cenie to nie jest istotne, oby pieknie i muzykalnie gralo z moimi Goodmansami
    Piotrze moze bys tak nawiazal kontakt z Panem Januszem Sikora i odsluchal chociaz jego podstawowy model gramofonu,bardzo ciekawy jestem twojego porownania do gramofonow ktore juz testowales i sluchales.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Postaram się. A może Pan Janusz by się do mnie odezwał?

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Oczywiscie podsune mu ta mysl,tym bardziej ze od jakiegos czasu czytam w recenzjach sprzetu uzywa go Marek Dyba i bardzo chwali go, ale recenzji nie widze,tak ze jest pozyczony i dlatego wnioskuje ze jest osiagalny a to juz pol sukcesu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      No to czekam.

  5. Marecki pisze:

    Będą jeszcze jakieś gramofony planowane w najbliższym czasie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Plany są, zwłaszcza co do Transrotora, ale na razie Audio Video Show w perspektywie, a przed nim terminarz już wypełniony.

  6. Marecki pisze:

    Ciekawa jest Kuzma. Bodajże stabi s, a kosztuje coś około 8 tys.
    Gramofon to wspaniała sprawa, tylko nie tania. Choć są ponoć zacne polskie gramofony np. Ad Fontes, który kosztuje dobrze poniżej 5-iu tys. Więc może warto przebadać ten pułap cenowy. Pozdrowienia 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pewno warto, tylko oni się do mnie nie zgłaszają, a w efekcie recenzuje się tych, którzy o to proszą, bo przykro jest odmawiać. Ale poszukamy tych tanich, dobrych gramofonów. Tak nawiasem Nottingham też dał się ostatnio namówić na swój jeden z pierwszych gramofonów, uchodzący bodaj w latach 90-tych za jeden z najlepszych na świecie. Sam z kolei starałem się pozyskać do testu bardzo dobry a tani The Funk Firm LSD, ale się nie udało.

  7. Marecki pisze:

    Wiadomo – Kultura przede wszystkim!

    Ciekawy ten The Funk, a jak już jest LSD w nazwie, to na pewno musi kopać! 😀

    W takim razie czekamy co przyniesie los! : )

  8. Marecki pisze:

    Jak tam z profilem facebookowym?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To kwestia jakiegoś miesiąca. Kwestia informatyków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy