Recenzja: Monoprice Monolith M1570

   Tak, racja, święta prawda – o słuchawkach już czas dłuższy nie było. Dlatego jedziemy ze słuchawkami; i to takimi planarnymi, high-endowymi, a nie kosztującymi majątku. Dokładnie 2549 złotych one sobie kosztują, czyli dwa pięćset pięćdziesiąt bez złotówki, bo ta złotówka musi być – jak amen po pacierzu. Kiedyś modlono się do Słońca i Księżyca, później do najróżniejszych bogów, niejednokrotnie z ogonami, a potem do Jednego. A teraz rzesze wszelkiej maści ateistów i pogan modlą się zapalczywie do pieniędzy, im liczniejszych, tym świętszych. Co tam, nie ma się co nadymać – pieniądz od zawsze był świętością, odkąd tylko się zjawił pod postacią skór, samorodków i muszelek. Słuchawki dużo później, kilkadziesiąt tysięcy lat zleciało, ale też stały się popularne i nosi się je na głowach, a nie upchane po kieszeniach. Dość historii, zabierajmy się do naszej sprawy.

W kotlinie Los Angeles leży Anaheim, trzystutysięczne miasto, siedziba sławnych klubów bejsbolowego i hokejowego. W tym mieście ulokowała swe biura spółka Monoprice, a jej główny sklep wysyłkowy mieści się jeszcze ciekawiej, bo na Rancho Cucamonga. Ameryka zatem w pełnym rozkwicie – bogata Kalifornia. Słońce forsa i technologia, a my właśnie do technologii. Firma zaczynała w 2002 od tanich kabli komputerowych, których zaletą był dużo lepszy stosunek ceny do jakości niż w kablach konkurencji. Po tych kablach stopniowo rozrosła się na cały rynek konsumencki związany z technologią audio i video – dziś oferuje głośniki, słuchawki i słuchawkowe wzmacniacze, cały prócz tego wielki kosz akcesoriów, ogólnie siedem tysięcy produktów. Wśród nich elektryczne gitary, obsługę inteligentnego domu, wyposażenie studiów nagraniowych, monitory, kamery, mikrofony – bardzo szeroki asortyment. Filozofia towarzysząca temu jest niezmienna od samego początku – tniemy koszty na maksa pozostawiając całą jakość, to nam pozwoli pozamiatać wyroby konkurencji. Dlatego sprzedaż bezpośrednia – wysyłkowa, na zamówienie; dlatego w ruch drukarki 3D, produkujące taniej; dlatego firma coraz większa, ograniczająca koszt jednostkowy. Wszystko na rzecz cięcia kosztów. Zatem amerykański przemysł stający do walki z dalekowschodnim, stający pod hasłem: „Istniejemy, aby wnosić prostotę, uczciwość i pewność wyboru technologii”. Dlatego także łatwość zwrotów i jednocześnie długie gwarancje – zapewnienia o najwyższej jakości, pomimo relatywnie niskich cen.

Samych słuchawek w ofercie liczne grono – dokanałowych i wokółusznych, otwartych i zamkniętych. Poczynając od takich za dwadzieścia dolarów, a na naszych tytułowych Monolith M1570 kończąc. Ich cena amerykańska to równiutkie $600, ale bez ostatniego centa… – Amen. Sporo też słuchawkowych wzmacniaczy z cenami do tysiąca dolarów, natomiast handel tym wszystkim na Europę jeszcze cokolwiek kuleje, kanały przerzutowe nie zostały ostatecznie uformowane. Koronawirus nie ułatwia tego, także różne przepisy odnośnie bezpieczeństwa sprzętu i atestowe wymogi. Ale pierwsze koty za płoty – i oto na płocie siedzi największy kocur Monoprice, nasze słuchawki Monolith. Rzeczywiście niemałe, chociaż bez futra i ogona. Ostatecznie można za ogon brać kabel, który jest czarny, sztywnawy i dosyć gruby. Zacznijmy jednak od opakowania.

Wygląd i technologia  

Eleganckie pudło

   Słuchawki dostajemy w wielkim, eleganckim pudle pociągniętym lśniącym lakierem, którego przekładaniec z matowymi wstawkami formuje wielkie logo firmy. Kto chciałby mnie teraz wyręczyć i napisać, że w środku jest czarna pianka i w niej spoczywają słuchawki, ten nie trafi w dziesiątkę. W środku jest także duże, wypełniające całe pudło etui z utwardzonego materiału – przyjemne w dotyku, zapinane na dookólny błyskawiczny zamek i z wewnętrzną kieszenią na kabel, dopiero w nim są słuchawki. Na nie założono skórzane pady, a welurowe czekają osobno na swoją kolej. Prócz tego wzmiankowany kabel długości 1,7 metra – odpinany, niesymetryczny i zakończony dużym jackiem. To pewna niekonsekwencja, ponieważ producent chwali się symetrycznością swoich słuchawek, ale wykorzystujący to kabel nabywamy oddzielnie. Niestety tylko w Ameryce, gdyż do Europy na razie nie dotarł; mówiłem już o tych nie uformowanych do końca kanałach przerzutowych. Wydawać by się jednak mogło, iż mimo to chcącemu mieć symetrię nie dzieje się wielka krzywda, bowiem przyłącza kabla przy muszlach to mini XLR-y, zatem Audeze, HiFiMAN-y, HEDDphone, Meze, jeszcze inne – kable od nich mogą pełnić zastępstwo. Tymczasem figa z makiem. Piny u Monoprice Monolith podpięte są do styków w odmiennej kolejności, żaden kabel z innych słuchawek nie będzie pasował. Czysta złośliwość to, czy może coś innego – nie chce mi się rozstrzygać. Faktem jest, że albo nabędziemy kabel oryginalny, albo obstalujemy w firmie kablarskiej uwzględniający tę różność. Na pociechę znajdujemy w komplecie przejściówkę na mały jack, co jednak nie jest łaską, gdyż po tej stronie kabla nie ma różnic i każda inna się sprawdzi.

Pożyteczny neseser

Pudełko bardzo ładne, neseser niczego sobie – a jak ze słuchawkami? Słuchawki od strony estetycznej prezentują się pierwszorzędnie. Są bez wyjątku czarne – nawet małe loga na środku muszli pozostawiono w tym kolorze. Jedynie malutkie znaczniki L i R po wewnętrznej stronie pałąka są naniesione zgaszoną bielą, ale tak naprawdę są zbędne, bo kable wychodzą z muszli wyraźnie ku przodowi, co wystarcza za znacznik. Poza tym to wygoda, nie lądują na obojczykach. Oplot jest oczywiście czarny i minimalnie szorstkawy, ale nie hałasuje przy tarciu. Szukanie pasującego do danej strony przyłącza także nie będzie utrudnione, bowiem malutki przycisk prawego zatrzasku oznaczono czerwienią. Oprawy muszli są aluminiowe, a czerń ich mocno zgaszona; nie inaczej prezentują się matowe chwytaki, wchodzące z regulacją szerokości w część nagłowną pałąka. Ta jest obszyta lekko lśniącą czarną, ekologiczną skórą z obfitym wyścieleniem – profil całości idealnie pasuje, nic nie uwiera uszu ani głowy.

Za uszy odpowiedzialność biorą duże, okrągłe pady, dające duży dystans między uchem a przetwornikiem w przypadku założonych przez producenta skórzanych (też ze skóry ekologicznej). Welurowe są dużo miększe i dużo cieńsze, co obiecuje inne brzmienie. Przyleganie do głowy w obu przypadkach bez zarzutu – a całość sumarycznie przypomina nowe szczytowe Audeze, ale z lepiej zaprojektowanym pałąkiem. Analogiczna jest wygoda, potęgowana przez nie jakiś bardzo duży ciężar. Słuchawki nie są lekkie, ważą bez kabla 670 gramów; mimo to są wygodne nawet przy długich sesjach. Między innymi dlatego, że dotyk ekologicznej skóry, ani tym bardziej dotyk gatunkowego weluru, nie daje powodu do krytyki: brak uwierania, pieczenia, pocenia, poczucia dyskomfortu. To nie aż Stax Omega, dzierżące palmę pierwszeństwa w kategorii wygody, lecz jest niewiele gorzej. W dodatku kabel nie sprężynuje i nie zwija się w precle, czyli ogólnie ze wszystkim jest bardziej niż w porządku. I jeszcze mocno siedzą na głowie, a nic nie uwierają – zatem przy takiej wadze i bazie surowcowej chyba nie mogło być lepiej.

Przejdźmy do spraw technicznych. Słuchawki są planarne. To ostatnimi czasy najprostszą stało się metodą na uzyskanie high-endowego brzmienia. Obustronne magnesy oferują pełną kontrolę całej powierzchni membrany, a membrany mogą być duże; nie ogranicza ich centralna dziura na magnes, jak przy konstrukcjach dynamicznych, ani mikronowo cieniutkie elektrody potrzebne elektrostatom. Na dodatek magnesy mogą tutaj być mocne, i rzeczywiście są. Obustronne, neodymowe i symetrycznie rozłożone – kontrolują okrągłe membrany o średnicy 106 mm; zapewne mylarowe, ale producent nie zdradza ich grubości ani surowca.

W nim udane słuchawki

O sile całej konstrukcji zaświadcza maksymalna moc chwilowa sygnału, jaką słuchawki mogą przyjąć – to przy skuteczności 96 dB niebagatelne 5 watów. Optimum sugerowane to jednak przedział 200 mW do góra 4,0 W, a maksimum generowanej siły dźwiękowej wynosi w tym przedziale aż 130 dB – można więc od nich bez długich starań w razie potrzeby ogłuchnąć.[1] Zniekształcenia harmoniczne (THD) są przy głośności 100 dB nie większe niż 0,1%, co jest świetnym wynikiem, a pasmo przenoszenia ma zejście do 5 Hz i górę do 50 kHz. O cenie już wspominałem: jest dużo niższa niż u innych amerykańskich planarów: Rosson Audio, Abyss, Audeze i MrSpeakers. Niższa też niż u większości modeli planarnych chińskiego HiFiMAN-a, ale zarazem wyższa niż u planarnych Takstarów. Aby recenzja nie stała się jałową pisaniną o usłyszanych solo dźwiękach, włożyłem recenzowane Monolith w kleszcze; od droższej strony ściskając je popisowymi HEDDphone z przetwornikami AMT, od tańszej bardzo onegdaj chwalonymi i też planarnymi Takstar HF-580.

[1] Ludzie miewają różne zachcianki – niektórzy na przykład chcą koniecznie, by im amputowano zdrową nogę, w razie odmowy grożą samobójstwem.

Odsłuch

Duże

 Sprzęt przenośny

Na początek migawka z przenośnym sprzętem – czy się do niego nadają. Do potężnego KANN Cube wiadomo, że tak bez próbowania, ale jak będzie z normalniejszym mocowo plejerem? Astell & Kern AK380 należy do mocowych średniaków i jakościowych wyżyn. Z napędzaniem Monoprice Monolith nie miał żadnych problemów, a ustawienie poziomu głośności dla pełnowymiarowego brzmienia o realistycznych walorach ukształtowało się na poziomie „125”, gdzie koniec skali to „150”. Było tym samym identyczne jak u porównywanych Takstarów i też bez żadnych zniekształceń. Mało tego – okazało się lepsze. A lepsze jest wrogiem dobrego… Nie da się ukryć, że bardziej mi się podobało, i już tłumaczę – dlaczego. Przede wszystkim nieznacznie niżej zostało postawione (albo producentowi samo tak wyszło), co przydawało mu naturalizmu na całym przekroju pasma. Spokojne, nasycone i wyważone, oferowało prawidłową temperaturę i pozwalające o sobie zapominać wstrzelenie w tonację. Ani o włos nie jarzyły się soprany, a jednocześnie była ich obfitość, dodatkowo potęgowana stuprocentową przejrzystością. I jeszcze na korzystny dodatek z lepszą realizacją pogłosów. Brak jakiegokolwiek ich wtrętu, niepotrzebnego naddatku.

Perkusyjne punktacje talerza wypadały tym samym lepiej, podobnie jak echa w muzyce elektronicznej, albo wnętrza kościołów. Nie dość tego, to jeszcze ludzkie głosy były ciekawiej zbudowane – nie tylko lepiej osadzone w tonacji, a już na pewno przyjemniej, ale też architekturą brzmienia bardziej złożone (bardzo nieznacznie, ale jednak) – dające poczucie zarówno większej naturalności, jak i większego wyrafinowania. Na obronę Takstarów można rzucić, iż też wypadały jak na swą cenę znakomicie, a przenośne źródło plikowe nie jest ich idealnym punktem przeznaczenia, choć dla amerykańskiego konkurenta również. Prócz tego o tysiąc złotych mniej kosztują, a znajomy, który je nabył po wysłuchaniu u mnie, dokupił do nich kabel Tonalium – i to był podobno strzał w samą dziesiątkę, wyjątkowo z nim dużo zyskały. Nie słyszałem tego efektu, ale łatwo w to wierzę, niemniej jak leci, jak sprzedają, Monoprice Monolith wypadły lepiej. Czy w sposób warty wyłożenia dodatkowego tysiąca, tego się nigdy nie da jednoznacznie orzec, to zawsze relatywne. Ale jak kogoś na te Monolith stać, to ja na nie wskazuję. Z tym, że Takstary są jednak wygodniejsze, bo wyraźnie mniej ważą. Wygląd Monoprice pozwala natomiast zgadnąć, że to słuchawki droższe. Kabel też z całą pewnością mają lepszy – nie mogłyby tak grać ze słabym. A na ile jest dobry w porównaniu do innych, tego nie umiem powiedzieć, bo przez te pinowe wygłupy (że tak to bezpardonowo ujmę) porównania są niemożliwe przed wykonaniem specjalnego egzemplarza któregoś z poważnych konkurentów. (Na co się nie zanosi.) Odnośnie zaś obiecanego odniesienia do droższych, to o tym za chwileczkę, już w torze stacjonarnym, z komputerowym źródłem.

Przy komputerze

Planarne

Przetwornik lampowy Ayon Sigma oraz wzmacniacz lampowy Ayona. Drogie okablowanie analogowe i cyfrowe, droga listwa zasilająca. Sprzęt cały na podstawkach od średnio drogich po drogie – a zatem pełna miarodajność w audiofilskim wymiarze. Tym razem dwie a nie trzy pary porównywanych słuchawek i najpierw znów do Takstar. Dwie ich cechy się powtórzyły: minimalne podbicie w górę i lekki dodatek pogłosu. Obie mające też pozytywny walor, bo głosy ludzkie o większej świeżości i z wyczuwalnym też „aromatem” czegoś więcej niż tylko dobrego odtworzenia, a pogłosowy kontur tworzący lepiej widoczny trzeci wymiar swym dodatkowym cieniowaniem. Nie stuprocentowy realizm zatem, ale ogólnie bardzo wysoka jakość oraz udane dodatki specjalne. A całość brzmienia pierwszorzędna, wysoki poziom wszystkich parametrów składających się na jego jakość, których nie będę wszystkich wyliczał, sami je wszystkie dobrze znacie. Pasmo, szczegółowość, nasycenie, detale – itp., itd. Podkreślę jednak klimat – muzyka z Lost Highway Davida Lyncha wypadła nad wyraz klimatycznie. Tym niemniej Monoprice Monolith ponownie wzięły górę. I na tych samych warunkach. Lepsze utrafienie w tonację, naturalniejsze pogłosy i bardziej złożona architektura dźwięku. Dobrze to wszystko było słychać na przykład w Sweet Jane Cowboy Junkies, gdzie z Takstar zjawiała się minimalna sybilacją, a głos wokalistki był sztucznie o parę lat odmłodzony, nieco też lżejszy; nie aż tak nasączony brzmieniową treścią i emocją – nie tak wstrząsający i dogłębnie posępny. Także nie tak złożony – co momentalnie się czuło. Różnica typowo mało-duża; bo przecież Takstar grały świetnie, ale w konfrontacji ulegały natychmiast. Monoprice to jakościowa waga cięższa, a nie tylko wyższy od przeciętnego ciężar po położeniu na wadze.

Szczegółowo o ich parametrach brzmieniowych napiszę na ostatnim etapie odsłuchu z gramofonowym źródłem, teraz coś o konfrontacji z droższymi. Te miały do wyboru drogi kabel Tonalium i jeszcze droższy Sulka, których różnice pomijam, bo nie czas teraz na to. Ale obydwa pierwszorzędne, każdy na trochę inny sposób. Cóż, tak drogiej konkurencji (z oboma kablami ponad dziesięć tysięcy) Monoprice już nie sprostały, ale żeby wyraźnie uległy – co to, to na pewno nie. Nie ma się co rozpisywać, a rzecz zwięźle ujmując: HEDDphone operowały tak samo dobrze utrafioną tonalnością, lecz bardziej rozwiniętym na górze pasmem i głębszym przenikaniem w materię brzmienia. Bardziej były trójwymiarowe, o większej też konstrukcyjnej złożoności dźwięku – w efekcie dające poczucie większego wyrafinowania do wtóru z możliwością „zobaczenia” głębszych tworzących warstw. Zjawiały się nowe wymiary – wymiary, na podobieństwo tych z teorii strun: nie makroskopowe, a niewielkie – ale otwierające nowe kanały poznawcze. Drążące brzmieniową powierzchnię, zaglądające pod nią.

 

 

 

 

Słuchając Monoprice można się było zakładać, że takich kanałów nie ma i te słuchawki całą brzmieniową rzeźbę oddają bez uproszczeń, ale potem HEDDphone (z którymś z tych drogich kabli) – i okazuje się, że żeśmy zakład przegrali. I znów to trzeba ujmować w kategorii „dużo z mało”. Słuchając Monoprice w pełni jesteśmy zadowoleni – nasza audiofilska jaźń kąpie się w świetnym dźwięku i niczego jej nie brak. Przyglądając się poszczególnym aspektom odnajdujemy same pozytywy: soprany, bas, prezentacja przestrzeni, nawiązywanie kontaktu z wykonawcami – wszystko pierwszorzędne oraz niczym nie zakłócone; nie pojawiają się żadne błędy. Naturalność uderzająca, każdy poszczególny parametr świetny. I bardzo ważna rzecz, do której jeszcze wrócę: to wszystko zjawia się jako „doskonałość z prostoty”. Nie ma żadnego, najmniejszego nawet, uciekania się do brzmieniowych chwytów. Żadnego przeinaczania, podrasowania, maskowania, przerysowania. Brzmienie leży, że tak powiem, na środku talerza i świetne jest samo z siebie. To mi się bardzo podobało, to było wręcz rewelacyjne. Klarowność, temperatura, formowanie brył, ciśnienie i wypełnienie – to wszystko z życia wzięte, tak samo jak wszystko inne. Droższe słuchawki tej naturalności nie mogły już poprawić – mogły ją tylko wzbogacić bądź udziwnić. I wzbogaciły. (Oczywiście jest jeszcze aspekt większej naturalności przestrzennej u słuchawek nie przylegających do głowy, ale to sobie darujemy, nie o takich rozmowa.)

Z dwoma rodzajami padów

Z pewnością jest przyjemne, dające wysoką satysfakcję, kiedy słuchając HEDDphone dostajemy większą trójwymiarowość i wieloskładnikowość brzmienia. Więcej warstw, więcej wzajemnych relacji, to idzie wyżej, tamto niżej. Scena bardziej wieloplanowa oraz ujęta w wyraźniejszą perspektywę, a poszczególne dźwięki nie tylko wewnętrznie bogatsze, ale też lepiej zawieszone. Ale to wszystko po powrocie z HEDDphone do Monoprice działa może z minutę, a kiedy zrobić sobie parominutową pauzę, całkowicie znika. Można oczywiście na siłę sobie przypominać, ale samo z siebie tak się nie dzieje. Dlatego nie zamieniłbym HEDDphone na Monoprice, ale z tymi drugimi nie czułbym się wtrącony do brzmieniowego więzienia. 

Odsłuch cd.

I odpinanym kablem

Z gramofonem

Gramofony na topie, akurat świetny pod ręką; przejściowo, ale warto to wykorzystać. Najpierw krótko o porównaniach, potem o obiecanych cechach recenzowanych.

Zacząłem od porównania do Ultrasone Tribute 7. Monoprice Monolith nie wytworzyły aż takiego ciśnienia, ale nie pozostały daleko w tyle. Ich prezentacja dynamicznych utworów i perkusyjnych solówek też niosła w sobie dużą energię, też generowała wysokie ciśnienia. Co więcej, w najbardziej energetycznych momentach energię rozprowadzały równiej – przy wysokich poziomach głośności na dawno nagrywanych, słabszej jakości płytach, nie pojawiały się żadne zniekształcenia. Perkusja w ich wydaniu nie była tak dobitna, aż tak mocno bijąca, ale bardziej promieniująca dźwiękiem na przestrzeń i właśnie wolna od zniekształceń przy nagraniowych niedociągnięciach. Odnośnie pozostałych aspektów, to poza innym podejściem do formowania przestrzeni (o czym całościowo za chwilę) właściwie niczym nie odstawały, słuchało się równie dobrze. I to z oryginalnym ich kablem, a nie zewnętrznym droższym od nich samych.

Odnośnie porównania do Takstar, to przy najlepszym źródle dystans uległ zwiększeniu. Większa naturalność droższych amerykańskich planarów nie ulegała w bezpośredniej konfrontacji wątpliwości i odnosiła się do wszystkich parametrów brzmieniowych poza wielkością sceny. Trochę cieplejsze, trochę bardziej analogowe, większym i bliższym dźwiękiem grające Monoprice, dawały prawdziwy popis naturalizmu na tle bardzo przecież dobrej – wybitnej nawet – chińskiej konkurencji. Poczucie „gra prawdziwie” było z nimi na pewno większe.

Monoprice Monolith

Odnośnie natomiast porównania do HEDDphone z ich drogimi kablami, to ponownie prezentowały swe większe wyrafinowanie – budowanie dźwięków w oparciu o bardziej różnorodny materiał. Dźwięk od słuchawek AMT był przy tym nie tylko bardziej wyrafinowany odnośnie złożoności, ale też lepiej uwidaczniał różnice na skalach delikatności i dynamiki. Mocne i delikatne dźwięki leżały od siebie dalej, podobnie ciche i głośne. Lecz znów – to brzmienie od HEDDphone, poprzez swą większą złożoność, wymagało większej uwagi, bardziej uwidaczniając wszelkie niuanse i ewentualne słabości nagrań; ogólnie biorąc, cały czas bardziej podnosiło kwestie jakości. Natomiast Monoprice się po prostu słuchało. Utwór za utworem, płyta za płytą – bardziej do siebie jakościowo zbliżone, ale za to radośnie muzyczne – łatwe w odbiorze i cały czas z mocnym poczuciem, że brzmi to naturalnie. Także z uwagi na sposób prezentacji przestrzeni – i teraz o tej rzeczy.

Z wszystkich porównywanych Monoprice Monolith operowały największym i najbliższym dźwiękiem. Tu chyba tylko Audeze LCD-3 mogłyby być jeszcze bliższe, a może nie? To często powodowało granie w obrębie głowy, chociaż nie zawsze – to zależało od nagrania. Nie tak dobrze, jak Ultrasone i HEDDphone, potrafiły recenzowane ukazywać dystanse między źródłami na scenie, różnicować plany i zbierać wszystko w perspektywę, ale też dzięki temu, po uproszczeniu tej przestrzeni, tryumfowała u nich muzyka. Bliska, naturalna i bezpośrednia, dawała masę radości i ani trochę nie powodowała chęci poszukiwania swej prezentacji jeszcze lepszej. W każdym razie nie w odniesieniu do słuchawek obejmujących uszy, bo że AKG K1000 wszystko potrafią lepiej, taką świadomość miałem. Cóż z tego jednak, gdy one to głośniki, tyle że do zakładania na głowę. Ich słuchawkowy wzmacniacz nie pogoni, w każdym razie żaden typowy. Można też czynić inne porównania do najbardziej renomowanych – i zauważać na przykład, że przejrzystość i detaliczność Stax SR-009 stoi na wyraźnie wyższym poziomie. Tyle tylko, że znowu – aby te Staksy dawały energię na poziomie zbliżonym do prawdziwej muzyki, potrzeba głośnikowego toru bardzo wysokiej jakości z dopasowującym transformatorem. Przykomputerowe granie w takim razie odpada, elektrostaty przy komputerach się kompromitują. Chyba, że koło komputera postawimy stolik ze sprzętem, albo wszystko na wielkim biurku. Nie dotyczy to wprawdzie elektrostatów MrSpeakers i innych nowo projektowanych, ale klasyczne Staksa ze swoim firmowym wzmacniaczem nie są smaczne z internetowymi plikami o jakości przeciętnej.

Żeby scharakteryzować grę Monoprice Monolith, dobrze będzie je odnieść do innych amerykańskich słuchawek – do wypadłych już niestety z rynku dynamicznych AudioQuest NightHawk. To jest ta sama szkoła, to znaczy wielka satysfakcja i jednocześnie wielka łatwość. Muzyka tak po prostu, sama ona na pierwszym miejscu. Z tym, że są pewne różnice. Bas i ciśnienia u NightHawk potężniejsze, a także większa znacznie gęstość medium. Dużo bardziej zaznaczają się też u nich pogłosy, a temperatura jest nico niższa (zwłaszcza z oryginalnym kablem) – i mniej są też transparentne; do pozyskania od nich transparentności potrzebny będzie dobrze dopasowany pod ich wymogi wzmacniacz. Monoprice Monolith bas mają natomiast zwyklejszy (aczkolwiek więcej niż w porządku), troszkę bardziej eksponowaną, ale też złagodzoną górę, a przejrzystość za free.

Analogia do poprzedniego amerykańskiego przeboju nasuwa się przy nich sama

U jednych i drugich dominuje przede wszystkim przyjemność – tego się z marszu słucha, jako naturalną postać muzyki – miło i z zaangażowaniem. Żadnych gierek, żadnego popisywania się czymś w zamian za coś – sama czysta muzyka i czysty „fun”.  Przy czym u Monoprice Monolith duża jest w tym zasługa tej wyjątkowej naturalności pogłosu. Komory rezonansowe mają najwyraźniej bardzo dobrze zaprojektowane gdy chodzi o wewnętrzne odbicia, nie zjawia się nigdy i ani trochę poczucie obcości czy dziwności skutkiem dodatku echa. Sama niezaburzona analogowa płynność o stopniu wyrafinowania dającym pełne zadowolenie. Nie szczytowym, ale całkowicie wystarczającym dla pełni satysfakcji. I najlepsze w tym wszystkim, że tak jest z oryginalnym kablem, który wraz z nimi dają. Bo nie sztuka (sztuka, ale tak się powiada) być dobrym z kablem za trzy tysiące ekstra; sztuka być dobrym ze swoim. I kosztować przytomnie.

Na koniec słowo o wymianie padów. Jest dla cierpliwych. Niczego nie trzeba odkręcać ani potem przykręcać, ale wkładanie zamiennika wymaga cierpliwości. Ostrzega o tym już ściąganie, które idzie opornie. Ale rzecz daje się zrobić, a potem, zgodnie z oczekiwaniami jest inaczej. Poczynając od tego, że z welurowymi jest wygodniej, bo słuchawki wydają się lżejsze. Dźwięk natomiast staje się jeszcze bliższy i jeszcze bardziej analogowy. „Gramofonowe” brzmienie, a przy tym teraz bardziej detaliczne, bo dużo bliższe ustawienie przetworników względem uszu ułatwia odczyt szczegółów. Tak więc z welurowymi podobały mi się jeszcze bardziej i tym mocniejsza rekomendacja.

Podsumowanie

   Muszę się przyznać bez bicia, że o słuchawkach Monoprice Monolith nie wiedziałem przed ich przyjazdem literalnie niczego, jedynie to, że istnieją. Niczego też o ich producencie. Tym bardziej byłem zaskoczony. Zaskoczony najpierw wygodą, jaką wielkie i ciężkie nauszniki po założeniu dały, potem jakością brzmienia. Dobrze być miło zaskoczonym, to nie zdarza się często. Podobnie miło zaskoczony byłem po spróbowaniu NightHawk, podobnie po Takstarach. Jeszcze dawniej z Sennheiserami Momentum, hen, dawno temu z Sennheiserami HD 600 i Beyerdynamic DT 880. A jeszcze dawniej z Grado SR60 i Koss Porta Pro. Zdarzają się takie perełki stosunku ceny do jakości i dobrze, że teraz też.

Monoprice Monolith nie całkiem są w najnowszym trendzie, bo nie są ani bezprzewodowe, ani nie pogoni ich smartfon. Zagrają z niego, lecz nie o to im idzie, to nie jest ich zadanie. Także nie całkiem o to, by z nimi na ulicę, chociaż monochromatyczna czerń, na dodatek matowa, daje im pewną anonimowość, nie rzucają się w oczy. Zresztą – co to dziś kogo obchodzi: się rzuca, czy nie rzuca? – W czasach, gdy moda na kolorowe tatuaże i włosy w tęczowych kolorkach. Pajacować można do woli na wszelki możliwy sposób. Gombrowicz pisał kiedyś, że „im mądrzej, tym głupiej”, biorąc na ostrze intelektualnej szpady wygibasy myślowe. Dzisiaj owładnął światem paradygmat podobny, ale jednak odmienny. Dziś jest „im głupiej, tym mądrzej”. Nie dotyczy to jednak na szczęście właśnie zrecenzowanych słuchawek – one są mądre muzyką.

 

W punktach

Zalety

  • Przede wszystkim muzyka.
  • Duża i bliska.
  • Naturalna.
  • Bogata.
  • W punkt utrafiona tonalnie.
  • Nie zniekształcona.
  • Dająca poczucie autentyzmu i kontaktu z żywymi wykonawcami.
  • Nigdy natomiast poczucia, że to dziwne i obce.
  • Chyba, że o to chodzi, że właśnie taka muzyka.
  • Wszystkie parametry jakości na bardzo dobrym poziomie.
  • Operowanie pogłosem – mistrzowskie.
  • Szeroko rozwarte pasmo.
  • Po jednej stronie mocny bas o efektownym rozejściu na przestrzeń.
  • Po drugiej nie wycofane i też przestrzenne soprany nie piłujące uszu.
  • Bardzo bliscy i bardzo obecni wokaliści.
  • Granie przeważnie w głowie, ale się o tym zapomina.
  • W razie utworów o dobrej realizacji przestrzennej, dźwięk wychodzi za obręb głowy.
  • Bliskość pierwszego planu nie przeszkadza generowaniu dużej przestrzeni o wysokim sklepieniu oraz tak zwanych „tęsknych dali”.
  • Zdolność do oddania każdego klimatu.
  • I narzucania silnej nastrojowości.
  • Do każdego gatunku muzyki.
  • Mogą grać bardzo głośno bez zniekształceń.
  • Nadają się do sprzętu przenośnego. (Poczynając od takiego o średniej mocy.)
  • Dobrze tolerują słabe nagrania.
  • Kunsztownie reprodukują wybitne.
  • Nie brakuje szczegółów ani dynamiki.
  • Dobre różnicowanie ludzkich głosów i wraz z trafioną tonalnością prawidłowe oddanie ich wieku.
  • Wytrzymują porównania z wielokrotnie droższymi.
  • W świetnym gatunku własny kabel, w dodatku odpinany.
  • Mimo dużego ciężaru wygodne.
  • Elegancko zapakowane.
  • Gatunkowe wszystkie surowce.
  • Wysmakowana estetyka.
  • Dwa typy padów w komplecie.
  • Pożyteczny neseser.
  • Dedykowany kabel symetryczny.
  • Producent nie jest nowicjuszem.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.
  • Rewelacyjny stosunek jakości do ceny.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Brakuje im marketingu – mało kto o nich słyszał.
  • Raczej nie na ulicę.
  • Dlaczego kabel symetryczne nie od razu?
  • Nietypowa kolejność pinów, w typowych skądinąd gniazdach mini XLR, wyklucza zastępstwo kablem od innych słuchawek.
  • Wymiana padów dla cierpliwych.
  • Było, nie było – są dosyć ciężkie.
  • Pod względem brzmieniowego wyrafinowania trochę ustępują najlepszym.

 

Dane techniczne Monolith M1570:

  • Konstrukcja: wokółuszne, otwarte.
  • Typ przetwornika: planarny.
  • Struktura magnetyczna: liniowe magnesy symetryczne.
  • Rodzaj magnesu: obustronny, symetryczny, neodymowy push-pull.
  • Średnica membrany: 106 mm.
  • Maksymalna obsługiwana moc: 5 W (dla 200 ms).
  • Maksymalny SPL: > 130dB.
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 50 kHz.
  • Całkowite zniekształcenia harmoniczne: < 0,1% przy 100 dB.
  • Impedancja: 60 Ω.
  • Wydajność: 96dB.
  • Optymalne zapotrzebowanie na moc: 200 mW – 4,0 W.
  • Waga: 670 g.
  • Kabel: niesymetryczny 1,7 m z końcówką 6,35 mm.
  • Konektory przy muszlach: mini XLR. (Uwaga! – nietypowa kolejność pinów.)
  • W zestawie: etui, słuchawki, kabel, przejściówka na 3,5 mm, dwa komplety padów (skóra i welur).

 

Cena: 2549 PLN

 

System:

  • Źródła: Astell & Kern KANN Cube, Astell & Kern AK380, PC, CSPort TAT2.
  • Przetworniki: Ayon Sigma.
  • Wkładka gramofonowa: ZYX Ultimate DYNAMIC.
  • Kabel ramię-przedwzmacniacz: Siltechem Signature Avondale II.
  • Docisk płyty: Synergistic Research MiG UEF Record Weight.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: Ayon Spheris.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head, Ayon HA-3, Divaldi Amp-02, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: HEDDphone (kabel Tonalium-Metrum Lab), Monoprice Monolith, Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab), Takstar HF-580.
  • Kabel USB: iFi Gemini + iUSB3.0
  • Kabel LAN: Fidata LAN HFCL Series.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: iFi iOne.
  • Interkonekty analogowe: Acoustic Zen Absolute Cooper, Siltech Royal Crown, Sulek Edia & Sulek 6×9, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9500, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Edia, Sulek 9×9 Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

25 komentarzy w “Recenzja: Monoprice Monolith M1570

  1. Compton pisze:

    Hymm, jako były posiadacz killerów LCD-2, czyli M1060 liczyłem, że M1570 to „poziom” LCD-3 lub Ether Flow, a tu tym czasem skromnie, na poziomie AQNH. Szkoda, bo nie ukrywam, liczyłem na więcej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Gdzieś tam, już nie pamiętam dokładnie gdzie, napisałem, że AudioQuest NightHawk to słuchawki nie ustępujące takim do dziesięciu tysięcy włącznie, pod warunkiem wymiany kabla na zdecydowanie lepszy od z nimi dostarczanego. I z całą stanowczością to podtrzymuję. Tak więc M1570 to są rzeczywiście słuchawki mogące konkurować z LCD-3.

      1. Compton pisze:

        W takim razie nie omieszkam ich odsłuchać przy najbliższej nadającej się okazji.
        Na marginesie, przyznać się muszę, że jako były posiadacz AQNH nie wyznaję ich kultu, w przeciwieństwie do LCD-3 🙂
        Pozdrowienia

        1. Piotr Ryka pisze:

          LCD-3 są bardzo smakowite, o ile trafić na udany egzemplarz. Gorące i namiętne. Ale NH też tak działają na emocje, kiedy dostają lepszy kabel. Z dobrze dobranym wzmacniaczem stanowią pełnowymiarowy High-End.

      2. Qwertz pisze:

        Panie Piotrze, a jak krótko podsumuje Pan swoje doświadczenia z kablami do AQ Night Hawk z dzisiejszej perspektywy? W rozsądnym przedziale cenowym i bez ograniczeń cenowych?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Pytanie, czym jest tutaj rozsądek? Poza tym nie mam dużych doświadczeń z kablami dla tych słuchawek, bo słuchałem tylko dwóch kabli oryginalnych jednego FAW i Tonalium. FAW lepszy od oryginalnych, Tonalium od FAW, no i tyle. Ten ostatni już trochę nierozsądny, bo droższy od samych słuchawek; wydaje mi się, że wycisnął z nich prawie wszystko. Szczytowy Entreq pewnie dałby ciut więcej w podobnym stylu, Sulek zapewne też, ale w innym.

  2. Paweł pisze:

    Panie Piotrze, ciekaw jestem porównania do wychwalanych przez Pana fostex t60rp w relacji jakość/cena. Interesuje mnie porównanie do wyżej recenzowanych M1570.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Fosteksy są tańsze prawie o połowę, co bardzo trudno przebić jakością. Tak więc stosunek jakości do ceny mają lepszy, natomiast pewnym osłabieniem jest ich firmowy kabel. Dużo zyskują z lepszym, a Monoprice swój mają bardzo dobry – aczkolwiek jest on niesymetryczny, co dla posiadaczy symetrycznych wzmacniaczy będzie wadą. Jedne i drugie słuchawki są świetne, jednych i drugich słuchałem z radością, natomiast bezpośredniego porównania nie było, tak więc ostateczny werdykt pozostaje w zawieszeniu. Tym bardziej ciekawe byłoby takie porównanie, że style bardzo podobne, ale na dystansie wielu miesięcy nie podejmuję się miarodajnie porównywać. Prawie na pewno Monoprice są trochę technicznie lepsze – tyle mogę powiedzieć.

  3. Sławek pisze:

    Miałem te słuchawki na testach przez 4 dni w swoim systemie. Powiem krótko – może jak za swoją cenę (oficjalnie 2550 zł, ale na spokojnie MP3 Store dało 300 zł rabatu) to są niezłe słuchawki, ale do HiFiMan-ów HE-6 startu nie mają.
    Grałem i wygrzewałem ile wlazło, potraktowałem te Monoprice także płytą Harmonixa. Owszem, to dało wyraźną poprawę, ale i tak do HE-6 im bardzo daleko. I te HE-6 nie grały wcale w swoim optymalnym zestawieniu. Kabel Tonalium zaczął przerywać (nie pierwszy to raz, już był 2 razy naprawiany), więc z podpięcia pod gniazda głośnikowe nici. Musiałem się przeprosić ze starą niezawodną Forzą (FAW Noir Hybrid HPC) z XLR 4-pin i tak były te słuchawki porównywane.
    Monoprice mają o wiele mniejszą przestrzenność, cichsze (choć dobre jakościowo) wysokie tony, o wiele mniejszą dynamikę i rozdzielczość i generalnie nie nadążają za muzyką – jakieś takie wolne są. Słuchanie na nich metalu to jest udręka. Ich kabel organoleptycznie robi dobre wrażenie, ale, dźwięk jest szorstkawy zduszony i bez blasku. HE-6 pogoniły je do kąta pod każdym względem, są także nieco wygodniejsze.
    Monoprice w ogóle nie pasują mi do tej recenzji. Może jakiś felerny egzemplarz mi się trafił, może do pełnego wygrzania potrzeba kilkuset godzin – nie wiem i już się nie dowiem, odwiozłem je dzisiaj do Katowic do sklepu. A już po cichu planowałem, że jak się sprawdzą, to poproszę o przerobienie Tonalium na mini xlr-y w wersji do Monoprice i będzie niebo w uszach…
    A już wcześniej od pałąka HE-6 odpadła druga słuchawka, co wraz z awarią Tonalium dało impuls do szukania alternatywy dla HE-6. Ale teraz to mam już wprawę – klej szewski i taśma naprawcza i dalej gra muzyka – i to jak!

    1. Sławek pisze:

      I jeszcze takie spostrzeżenie – Pan napisał, że wyprodukowane są w USA, a sprzedawca zapewniał mnie, że w Chinach. Może to podróbka?
      Chociaż HE-6 chińskie są…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Odnośnie miejsca powstania, to nie prowadziłem śledztwa, tylko oparłem się na deklaracji wytwórcy.
        Odnośnie samych słuchawek – egzemplarz służący testom nabyłem i podarowałem zięciowi. Z podarku jest bardzo zadowolony. Sam podczas testowania także słuchałem z dużą satysfakcją, ale optymalnie napędzane HE-6 to bardzo wysoki poziom nawet z ich oryginalnym kablem. Dlatego nie należy oczekiwać, że słuchawki, nawet wysoko oceniane, ten poziom przeskoczą. Ta rzecz działa też w drugą stronę – mam w dyspozycji słuchawki, po posłuchaniu których HE-6, jak to się mówi, nie mają czego szukać. Tak to już jest – za przysłowiem: lepsze wrogiem dobrego.
        Odnośnie jeszcze kabla Tonalium. Zalecałbym zamontowanie go na stałe, gdyż mikroskopijne przyłącza w HE-6 zupełnie do średnic jego żył nie pasują. Też musiałem na to się zdecydować w przypadku Ultrasone T7.

        1. Sławek pisze:

          No cóż – i trudno, cud się nie zdarzył. Trochę się łudziłem, bo w drugim komentarzu do tej recenzji napisał Pan, że Monoprice Monolith M1570 mogą konkurować z Audeze LCD3. A to w tej chwili 8000 zł, HE-6se 8500 zł , nie tak daleko drożej. No ale przynajmniej ciekawe doświadczenie poznawcze.
          Co zaś do przymocowania kabla Tonalium do słuchawek na stałe – ma to swoje wady i zalety, nie wpadłem na taki pomysł, zaś wcześniej zamówiłem już przejściówkę na odczepy głośnikowe / 4pin XLR z FAW, na dniach powinna byc.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Wysoką ocenę Monoprice w całej rozciągłości podtrzymuję. Bardzo mi się podobały i z użytych wzmacniaczy grały bez zarzutu. Nie tak ujmująco i zjawiskowo, jak jedne z trzech słuchanych Audeze LCD-3 (te z recenzji), ale nie gorzej niż dwie pozostałe pary. Z uwagą, że nie tak też dobrze, jak słuchane poprzez przejściówkę samego HiFiMAN-a podpięte do kolumnowego wzmacniacza, niemniej bardzo w porządku.

  4. qwertz pisze:

    Panie Piotrze, a jak Pan ocenia porównanie Monoprice M1570 z Grado SR-325x (ewentualnie Sr-325is)? Różnica ceny jest istotna (przynajmniej procentowo), ale czy można zaryzykować twierdzenie, że M1570 będą lepsze (choć trochę) pod każdym względem lub w większości aspektów?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie umiem powiedzieć, bo SR-325x ani 325is nie słyszałem. Słuchałem tylko dawnych SR-325 i od nich Monoprice z perspektywy wielu lat wydają mi się lepsze. Grado z małymi muszlami to przede wszystkim bliska prezentacja, Monoprice dalsza i większa. Ale wszystkie wymienione słuchawki należą zapewne do bardzo dobrych.

    2. Andrzej pisze:

      M1570 to takie chińskie tańsze audeze. Warto posłuchać wygrzanych,(min.50 godzin) brytyjskich Quad Era-1. Są wyjątkowe bo brytyjskie. Służą do słuchania a nie analizowania muzyki. Ich muzykalność nie ma charakteru pejoratywnego. Dla kogoś kto słucha rocka to jest absolutny must have.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Może i warto posłuchać, ale trudno oszacować tę wartość. Trzy razy prosiłem dystrybutora o te Quad, za każdym razem: „Oczywiście, zaraz przyślemy, najdalej w przyszłym tygodniu”. To było z pół roku temu jak nie dawniej.

        1. Andrzej pisze:

          Quad to zacna firma, ktoś kto zna jej historię mógłby pokusić się nawet o stwierdzenie iż mogłaby ona być jednym z filarów europejskiego segmentu audio. Przy takim dorobku można oczekiwać że relacje z klientem będą dobre – I takie też są. Dzisiaj w dobie internetu można zebrać dużo informacji na forum internetowym bezpośrednio od klientów. W przypadku awarii, gdy słuchawki Quada niedomagają Quad oferuje gwarancje door to door i słuchawki najczęściej wymieniane są na nowe, aby klient nie miał dyskomfortu psychicznego iż posiada słuchawki „grzebane”. Po zarejestrowaniu słuchawek na stronie Quada jest to robione przez trzy lata. Wynika z tego że Quad jest raczej pewny jakości swoich produktów.
          „Oczywiście, zaraz przyślemy najdalej w przyszłym, tygodniu”- Sam miałem problemy z nabyciem Quadów Era-1. W Polsce były tylko dwie sztuki. Jedna w hubie Konsbudu w Pabianicach, którym to jest Q21. Była to para słuchawek już przez kogoś odsłuchiwana i zwrócona. Chcąc uniknąć ryzyka kupna słuchawek które to ktoś używał, i nie wiadomo co się z nimi działo pojechałem do Bielska-Białej gdzie jeszcze była rzekomo nowa nieotwierana para Quadów. Podróż była męcząca ale za to miałem za to możliwość odsłuchu próbnego na firmowym lampowym wzmacniaczu słuchawkowym Quada. Była to jedyna możliwość zakupu Quadów w zamkniętym pudełku. Wcześniej dzwoniąc do Pabianic zwróciłem się z prośbą o ściągnięcie mi całkowicie nowej nie otwieranej i nieużywanej pary słuchawek . Odpowiedziano mi że jest to możliwe ale czas oczekiwania może wynieść nawet kilka miesięcy, ponieważ Quad dostarcza całą swoją gamę produktów raz na kilka miesięcy w jednej dostawie. Być może wynika to z solidności Quada który przez to chce uniknąć podróbek. W przypadku tych słuchawek jest to bardzo łatwe. Pałąk pochodzi od Oppo które to zaprzestało produkcji słuchawek. Jeżeli był to zakup z magazynu to cena mogła być dosyć korzystna. Muszla ma kształtem bardzo duże powinowactwo do muszli bliźniaczo podobnych wyglądem Brainwaves Alara. Tak więc wygląd zewnętrzny Quadów można łatwo podrobić. Tutaj mamy przynajmniej wytłumaczenie dlaczego w przypadku Quad-ów era-1 otrzymujemy tak wiele za tak niewiele. Jeżeli mało co inwestujemy w pałąk i muszle, to możemy środki i czas skoncentrować na napędzie planarnym. Tutaj też można zaoszczędzić korzystając z modyfikacji napędu z Braiwaves Alara. Takich rzeczy to nawet Hifiman nie potrafi zrobić. Sam produkuje wiele rzeczy, cały czas coś przekłada tworząc nowe modele, ale nie potrafił osiągnąć takiego efektu jak Quad w tej cenie.
          Wracając do tematu ich dostępności, być może na magazynie w Pabianicach jest nadal ta otwarta para Quadów Era -1. Może zdecydują się ją udostępnić.
          Wyjątkowość Quadów Era -1 polega na tym że one mają dusze, a dusze mają słuchawki w które wkłada się cały wysiłek i serce aby stworzyć produkt jak najlepszy nie zatrzymując się w jakimś tam miejscu, z marketingowego punktu widzenia. Takie są Audioquest Nighthawk, Final Audio Pandora Hope VI – inaczej Sonorus VI. Teraz pałeczkę przejęły Quady ponieważ tamte nie są już produkowane. W przypadku wszystkich tych trzech cechą charakterystyczną jest to że są to pierwsze lub jedyne modele słuchawek. Mam na myśli słuchawki nauszne. Właśnie wtedy osiągane są najlepsze efekty w relacji jakość/cena. Kolejnym modelem aspirującym do grona tej zacnej trójki są „pierworodne” słuchawki Emotiv-y Airmotiv GR-1. Te jednak nie dorównują pozostałej trójce ponieważ są dużo tańsze.
          W przypadku producent bierze się za projektowanie swojej drugiej pary słuchawek, zazwyczaj wchodzi już tzw. pozycjonowanie produktu. Skrajnym przypadkiem pozycjonowania jest usuwanie tych pierwszych ponieważ źle wpływają na następne bo są zbyt dobre. Taka sytuacja wystąpiła w przypadku Sonorusów VI i IV.

          No dobrze, mówienie że słuchawki są dobre jest enigmatyczne, poza tym że ktoś się starał jak projektował to nie wiadomo o co chodzi. Dzisiaj jakość brzmienia słuchawek ocenia się głównie pod względem rozdzielczości , ilości szczegółów, przestrzenności i związanej z nią dokładności pozycjonowania źródeł pozornych. Gdzieś tam umyka proporcja pasm, głębia tonalna, rytm zejście basu.
          Jeżeli słuchać tupot myszy w oddalonej nawie katedry to wtedy słuchawki „ są dobre” . Można nawet łatwo wprowadzić pozycjonowanie przeliczając ile szczegółów i przestrzeni mają te słuchawki, a ile tamte. Jest to jednak aberracja, pewnego rodzaju odchyłka od normalności. Doładowanie wyższego środka i góry zaburza proporcje po przekroczeniu których muzyki nie słucha się dla przyjemności a odsłuch jest analityczny . Owszem są gatunki muzyki które taki styl strojenia preferują, ale ile osób słucha takiej muzyki ?. Tutaj w europie niewiele.
          Quad jest zbyt poważną firmą aby chwytać się takich sztuczek. Otóż Quad robi odwrotnie dostosowuje się do ludzi. Wziął przekrój populacji i wyciągnął dominantę czego ludzie najczęściej słuchają i tam stworzył słuchawki High- End -owe. Rytm melodyjność, oddanie nastroju, głębia i gradacja tonalna. Słuchając Quadów jesteśmy porywani przez rytm, melodię niezależnie czy jest ona wolna czy szybka. Skrzypce na których gra Wodecki brzmią w sposób pełny i nasycony. Aż chce się ich słuchać. Wchodząc w kwestie przestrzenności może w nich nie usłyszymy tupotu myszy w nawie katedry, ale w tym zakresie do którego są przeznaczone przestrzenność, ostrość lokalizacji mają wyśmienitą. Nie ma tu żadnych sztuczek że mamy w oddali jakiś szczegół ale jest on już niedokładny lub nie posiada głębi tonalnej jest monochromatyczny. Według Quada ma być autentyczny, a nie tylko słyszalny aby dał się policzyć.

          Słuchając Quadów Era-1 z dobrego toru muzyka nas pochłania, zapomina się wtedy w ogóle o słuchawkach. Ludzie zaczynają doznawać odruchów przytupywania, kiwania głową w takt muzyki. Niektórzy jakby się mogli z tymi słuchawkami podczas odsłuchu przemieścić, to by i może nawet zatańczyli.
          Jedyną niedogodnością jaką się od nich doznaje jest ich ściągnięcie i zaprzestanie odsłuchu i nie jest to tylko moja opinia.

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Rozmawiałem w sprawie tych Quad z salonem w Bielsku-Białej. Urzędujący tam prezes Klubu Audiofila osobiście zapewniał mnie, że zaraz wyślą – nie wysłali. Monitowałem powtórnie, znów mieli zaraz – nie wysłali. Trzeci raz już nie poprosiłem. Potem się dowiedziałem, że dystrybucję przejęło podobno Q21. Zadzwoniłem – „Ależ oczywiście, zaraz przyślemy.” Do dzisiaj nie przysłali, więcej czasu na proszenie marnował nie będę. Tym bardziej, że powyższy opis to całkiem wyczerpująca recenzja, za którą szczerze dziękuję. Świetnie, że są na rynku tak udane słuchawki za relatywnie umiarkowaną kwotę.

          2. Marcin pisze:

            Mam Nighthawki i zastanawiam się nad zakupem drugich słuchawek i myślę właśnie o plenarnych M1570 lub Quad Era. Dużej różnicy w cenie nie ma, słucham różnej muzy, od rocka progresywnego do klasyki, muzyki filmowej czy jazzu. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do NH, ale wymieniłem pady na welury, przewód i przestały być takie ciemnawe i zaczęły mi się podobać, uwielbiam słuchać na nich jazzu czy spokojniejszych akustycznych klimatow:-). Teraz myślę o czymś, co da większego kopa w muzyce progresywnej, bo mam wrażenie, że w takim rodzaju muzy NH troszkę przymulaja. No i właśnie M1570 czy Quad Era

          3. Marcin pisze:

            jeszcze dodam, że słuchawki podłączam do dac Hegel hd12. oprócz Monopith i Quad rozważałem jeszcze hifiman he6se V2, bo można kupić nowe w granicach 3,5 tys. Pytanie czy Hegel pociągnie:-)

  5. jacky pisze:

    Hmm,to może pan Andrzej użyczy na potrzeby testu. Także dużo o nich słyszałem, a że jestem przed wyborem słuchawek do 4000…

    1. Andrzej pisze:

      Jakiej muzyki Pan słucha?. Jaka jest moc wzmacniacza?. Quady jak na planary nie potrzebują dużo mocy, ale jest to więcej niż zwykle potrzebują słuchawki dynamiczne. Aby dobrze było słychać nasycenie i barwę dobrze by było aby przy ich 20 ohma-h oporności wzmacniacz dysponował łączną mocą 4 watt, czyli po 2 na kanał.

      1. Sławek pisze:

        Mam te Quad ERA-1, zakupione wysyłkowo właśnie z Q21 i z powodu tego, że były już używane dostałem rabat 400 zł.
        U mnie grają ze wzmacniaczem Audio-gd Master 11 Singularity (moc 16 szesnaście! watt na 20 Ohm) i z kablem Argentum Audio model Extreme (czyste srebro, wtyki Nakamichi przy słuchawkach i 4pinXLR od strony wzmacniacza). I zgadzam się z Panem – jedyny problem to zdjąć z głowy i przestać słuchać, nawet moje ulubione Crosszone CZ-10 leżą i się kurzą, o HiFiManach HE-6 nie wspominając.
        Chętnie udostępnię Panu Piotrowi do recenzji wraz z kablami oryginalnym i Argentum Audio do porównania.

      2. Sławek pisze:

        Zaś Monolith 1570 miałem 4 dni i zwróciłem – nie podobały mi się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy